Dla Pawła Soszyńskiego
Occupy will never die! Evict us, we multiply! To jedno z głównych haseł ruchu Occupy Wall Street, zwiastujące niekończący się rozrost buntowniczo usposobionej tkanki społecznej. Ruch został zainicjowany oddolnie w 2011 roku w proteście przeciwko wpływowi korporacyjnego kapitału na politykę Stanów Zjednoczonych i stał się momentem przełomowym dla kultury protestu i społecznej choreografii sprzeciwu. Działał w myśl zasady, że im bardziej władza chce się nas pozbyć z przestrzeni publicznej, tym bardziej jesteśmy w niej obecni. Oraz w imię decentralizacji, równości, elastyczności i transformacji jako podstawowych trybów działania społecznej niezgody.
W gruncie rzeczy ta złowieszcza dla władzy rymowanka mogłaby z powodzeniem dotyczyć także roślin obiegowo nazywanych chwastami, a fachowo – gatunkami segetalnymi. To rośliny niepożądane i nieprzewidywane w uprawach, mało użyteczne, stawiające opór i chcące żyć na własnych warunkach oraz zagrażające ludzkiej – że tak powiem – kontrolfrikowatości. Gatunki segetalne rosną zazwyczaj dziko, rozprzestrzeniają się spontanicznie, a mimo maniakalnych wręcz prób pozbycia się ich przez człowieka zajmują coraz rozleglejsze tereny i zwiększają swoją liczebność.
Strategie przetrwania i multiplikacji chwastów stanowią bardzo ciekawy model dla społecznego protestu. Zwrócił już na to uwagę Michael Marder w swoim flagowym tekście „Resist like a plant! On the Vegetal Life of Political Movements”, opublikowanym kilka miesięcy po tym, jak świat został zawirusowany hasztagiem #OCCUPYWALLSTREET. Model to tym ciekawszy, że XIX-wieczna propozycja analizy protestującego tłumu w kategoriach zwierzęcej sfory – przemocowej i nieprzewidywalnej kolektywnej patologii – wciąż stanowi raczej dominujący sposób postrzegania protestu przez władzę.
survival
Chwasty stanowią dziś źródło inspiracji społecznych strategii survivalowych w zbetoniałym (dosłownie lub metaforycznie) świecie. Ich sposoby funkcjonowania mogą posłużyć za narzędzia organizowania się ciał w przestrzeni publicznej i zyskiwania większej sprawczości. Zakorzeniają się tam, gdzie nie są chciane, a praktycznie nigdzie nikt ich nie chce. Ich witalność i niesubordynacja realizują się poprzez reprodukcję i rozrost. Jest ich tym więcej, im bardziej nie ma dla nich miejsca. Ale budując obszar, w którym różne gatunki współistnieją ze sobą i dają sobie nawzajem miejsce na wzrost i rozwój, chwasty stają się także figurą współistnienia różnych głosów, rozmaitych dążeń społecznych oraz zróżnicowanego, ale pod kluczowym względem jednogłośnego zbiorowego sprzeciwu.
Pomysły Mardera dają narzędzia do tego, by nowe ruchy społeczne rozczytywać w perspektywie wegetalnej. Kiedy w 2012 roku filozof zwracał uwagę na tę tendencję, nie mógł wiedzieć, że za siedem lat w Hongkongu wybuchną masowe protesty, które zintensyfikują i zradykalizują analizowane przez niego strategie. Dzisiejsze manifestacje – po doświadczeniach Occupy, Hongkongu czy choćby demonstracji w trakcie obowiązywania pandemicznych obostrzeń – są policentryczne, rozproszone, bardzo plastyczne i podatne na transformacje. Adaptują się do nowych warunków, opierają się na wspólnych, oddolnych i spontanicznych działaniach. Nie bez powodu hasłem ruchu demonstrującego w Hongkongu były słowa Bruce’a Lee: „Be formless, shapeless” (Nie zastygaj w jednej formie i jednym kształcie).
korzenie
17 grudnia 2010 roku uliczny sprzedawca Mohamed Bouazizi podpalił się na schodach magistratu w małym miasteczku Sidi Bouzid w Tunezji. Był to wyraz bezsilności i niezgody na ekonomiczne nierówności, przemoc policji i represje polityczne. Jego gest okazał się zarzewiem masowych protestów, a w konsekwencji spowodował upadek władzy Ben Aliego i stał się impulsem do wybuchu Arabskiej Wiosny. Wirus aktywnej niezgody i godnościowego przebudzenia zaczął się bardzo szybko rozprzestrzeniać – kolejne protesty pojawiały się lawinowo m.in. w Algierii, Jemenie, Libii czy Egipcie. Do głosu zaczęły dochodzić środowiska, których sytuacja społeczno-ekonomiczna wymagała radykalnej zmiany. Potrzebny był tylko jakiś bodziec.
Pięć miesięcy później niemal cała Hiszpania zaczęła protestować przeciwko złej sytuacji na rynku pracy i przeciw społecznym wykluczeniom, domagając się pogłębionej demokracji i zawiązując Ruch 15-M, inaczej nazywany Indignados (po polsku funkcjonujący jako Oburzeni, ale bliżsi oryginałowi byliby pewnie „Pozbawieni Godności” czy „Wykluczeni”). To właśnie ruch 15-M prawdopodobnie jako pierwszy użył taktyki acampadas, polegającej na „okupowaniu” przestrzeni publicznych o symbolicznym dla społeczeństwa znaczeniu. Taktyki, która zaczęła rozsiewać się po różnych kontynentach i została przeszczepiona do parku Zuccotti (o ironio, dawniej nazywanego Liberty Plaza Park) w Nowym Jorku, dając początek ruchowi Occupy Wall Street.
Occupy Wall Street, 30 września 2011 / fot. David Shankbone, CC BY 2.0
Ten rozpoczął się dziesięć lat temu, 17 września 2011 roku, domagając się lepszej demokracji, równości ekonomicznej i politycznej reprezentacji. Pierwszego dnia demonstrowało 5000 osób, na noc zostało ich około 300. Z dnia na dzień protestujących przybywało. Dla niektórych okupowanie parku Zuccotti było jak praca na pełen etat – ludzie rozbijali namioty, wznosili pokojowe barykady i polowe kuchnie, organizowali biblioteki. Bardzo szybko wytworzyła się pozbawiona lidera horyzontalna społeczność, z dnia na dzień coraz bardziej zapuszczająca korzenie w miejscu, którego przechwycenie dawało jej symboliczną tymczasową przewagę. Jak pisze w książce „The End of Protest. A New Playbook for Revolution” Micah White, jeden z inicjatorów Occupy Wall Street, w strukturach pozbawionych liderów wszyscy stajemy się liderami.
I tego moglibyśmy się też uczyć od roślin, zwłaszcza tych niechcianych i wykluczanych. Rośliny same w sobie stanowią luźne i nieposiadające scentralizowanej struktury byty o porowatych granicach. Są istotami pozbawionymi centrum dowodzenia, akefalicznymi. Społeczność roślinna, zwłaszcza chwastowa, nie jest też jakoś nadzwyczajnie spójną, ustrukturyzowaną całością – chwastowe wspólnoty działają oddolnie, spontanicznie, poprzez (dez)organizację i (de)regulację, reagując na pojawiające się opcje, a przeszkody traktując jako możliwości.
rozrost
Chwastom, podobnie jak protestującym społecznościom, towarzyszy skłonność do przechwytywania i tymczasowego zajmowania otwartych, względnie zdepersonalizowanych terenów, z których w zasadzie każdy ma prawo korzystać. Ale ani chwasty, ani ruchy społeczne w rodzaju Occupy czy M-15 nie przejmują na własność terenu, na którym się pojawiają. Nie pojawiają się tam po to, by go zawłaszczyć. Negując mechanizmy rządzące posesywnymi modelami bycia w świecie, mają raczej pokojowe nastawienie, wyzbyte zamiaru fizycznej konfrontacji. Wystarczy sama fizyczna obecność ciał manifestujących swoje stanowisko, bycie w przestrzeni publicznej i ustanowienie się jego niezbywalną częścią, demonstracja zbiorowej przynależności do konkretnego sposobu myślenia o rzeczywistości i palącej potrzeby jej natychmiastowej zmiany. A także tymczasowe wyjęcie tej przestrzeni z jej zwyczajowego użytkowania.
Occupy Wall Street / fot. David Shankbone, CC BY 2.0
Znane z lat 60. działania sit-in, inicjatywy typu durandam (stojący człowiek), którym początek dało działanie Erdema Gündüza na placu Taksim w Stambule czy protesty lock-on mające utrudnić usunięcie osób z danego miejsca – niezależnie od tego, czy przykuwają się łańcuchami do bram czy budynków, jak niedawno młodzież przed Ministerstwem Edukacji i Nauki, czy przyklejają za pomocą super glue pośladki do budynku brytyjskiego parlamentu, jak aktywiści z Extinction Rebellion w 2019 roku – wszystkie te taktyki są ogniwem na drodze do roślinno-ludzkiej republiki, w której człowiek zaczyna działać (świadomie lub nie) wedle wegetalnych schematów. Nie tylko poprzez nieruchomy opór, intymną relację z terenem czy wybór działań bezprzemocowych, ale też poprzez zdynamizowanie i upłynnienie samej kategorii protestu oraz pozwolenie jej, by wciąż mutowała i adaptowała się do nowych warunków.
konstruktywna porażka
We wspomnianej książce Micah White pisze o tym, że recyklingowanie taktyk protestacyjnych używanych od kilkudziesięciu lat nie przynosi już skutków, bo władza wie, jak na nie reagować, zna trajektorie, mechanizmy i przewiduje społeczne choreografie. Efekt jest więc czasem po prostu taki, że protest przyjmuje znaną formułę, protestujący spełniają się w proteście, władza spełnia się w przygotowaniu kontrtaktyki, ale nic nie rusza do przodu. Potrzeba zmiany paradygmatu, nowych praktyk, większej elastyczności. Nie należy wchodzić dwa razy do tej samej rzeki.
Occupy rozprzestrzeniało się, mutując i przenosząc na nowe obszary, ale mimo skali i zasięgu (obozowiska protestujących koniec końców pojawiły się przecież w 951 miastach w 82 krajach!) jedno jedyne stawiane przez ruch żądanie – uniezależnienia polityki od kapitału – nie zostało spełnione. Działanie skalą poprzez reprodukowanie już oswojonej taktyki w różnych miejscach nie przyniosło skutku. White nazywa to konstruktywną porażką (constructive failure), z której wynika bardzo ważna lekcja dla aktywistycznego świata: ruch społeczny, żeby być skuteczny, powinien się regularnie autodetonować, gubić parametry i metodologiczne współrzędne, dekomponować i komponować za każdym razem od nowa, przegrupowywać, zmieniać taktyki i przenosić w inne rejony. I robić to za każdym razem w nowy, niemożliwy do rozpoznania przez władzę sposób.
Kadry z filmu dokumentalnego „Comrades”, reż. Kanas Liu, zdj. Ramsey Au
Kiedy Marder pisze o roślinach, zwraca uwagę na integralność transformacji i wewnętrznej różnorodności – gdy jedna część rośliny gnije, inna może wzrastać. To, co odchodzi, daje miejsce nowemu. Nie ma centrum rośliny, a zarazem jest tych centrów wiele i pozostają one w ciągłym ruchu. Ten mechanizm mógłby stanowić matrycę dla zmiany w myśleniu o protestacyjnych choreografiach społecznych – takich, które zanim ukonstytuują się w zamierzonym kształcie, zanikają i przekształcają się w coś, co ujawni się w trochę innym momencie i trochę innym miejscu, a w związku z tym i medium sprzeciwu będzie musiało się zmienić. Takie choreografie czerpią z ogromnego dorobku kultury protestu, strategii organizacji i dezorganizacji ciał w przestrzeni publicznej, ale adaptują się do nowych warunków, mobilizują nowe narzędzia, kreują nowe sojusze.
don’t split
Za jeden z najbardziej wyrazistych wegetalnych – choć w dość nieoczywisty sposób i pewnie nie wszyscy się z tym zgodzą – protestów ostatnich lat można uznać protest przeciwko wprowadzeniu ustawy ekstradycyjnej w Hongkongu w 2019 roku. Zdecentralizowane przywództwo – inaczej niż w przypadku Parasolowej Rewolucji, która miała tam miejsce w 2014 roku – oferowało uczestnikom nie tylko możliwość kolektywnego podejmowania decyzji poprzez równą partycypację (podobnie zresztą było w przypadku Occupy). Utrudniało też władzy wskazanie osób reprezentatywnych, prowadzenie negocjacji i pociągnięcie kogokolwiek do odpowiedzialności.
Wiązało się to również z taktyką geograficznego rozproszenia, która sprawiała, że ogniska protestu aktywowały się w tym samym czasie w różnych miejscach, ale zanim władza zdążyła zareagować, przenosiły się już w inne miejsce (nazywa się to taktyką hit & run). Operowały też bardzo różnymi środkami: od strategii black bloc (nakazującej protestującym ubierać się na czarno, by policja nie była w stanie rozpoznać ich po charakterystycznych częściach garderoby), przez Yellow Economy – system klasyfikacji sklepów i miejsc usługowych pod kątem wspierania protestujących (żółty kolor) lub policji (niebieski kolor), użycie laserów, opracowanie zestawu sygnałów ruchowych służących do komunikacji w proteście, kupowanie biletów za gotówkę i unikanie używania kart, blokady stacji policyjnych, po strajki głodowe czy tzw. Lennon Walls – ściany, na których protestujący naklejali karteczki post-it, na których pisali hasła dotyczące wolności i demokracji i wzajemnie się wspierali.
Kadry z filmu dokumentalnego „Comrades”, reż. Kanas Liu, zdj. Ramsey Au
Można oczywiście dyskutować, na ile „wegetalnymi” można nazwać protesty, których elementem są przemoc i konfrontacja. Jednak kluczową rolę w przemocowym ukształtowaniu protestów miała brutalność władz – wystarczy przypomnieć sobie okupowanie politechniki (PolyU) w Hongkongu i skrajne reakcje policji. Poza tym rośliny też potrafią się bronić, kując, parząc lub wydzielając toksyczne substancje. Chwasty nauczyły się skutecznie stawiać opór i udaje im się przechytrzyć coraz to nowe składy herbicydów. Nie zaryzykuję stwierdzenia, że policja jest jak Roundup, ale bywa militarnie usposobiona, w obywatelach upatrując raczej wrogów, których należy ujarzmić, niż jednostki, które dobrze byłoby chronić.
Tekst jest częścią projektu „Ruchy segetalne”, realizowanego w ramach programu wspierania publikacji Art Stations Foundation by Grażyna Kulczyk 2021 z zakresu współczesnej choreografii. W swoim projekcie badawczym Anka Herbut kontynuuje risercz zainicjowany w „Ruchach oporu”, tym razem skupiając się na ludzko-roślinnych sojuszach i zależnościach w kontekście choreografii społecznych i protestów w przestrzeni publicznej. Cykl „Ruchy segetalne” ma w założeniu dać przestrzeń, głos i widzialność ciałom, bytom, praktykom ruchowym i społecznym aktywnościom, które bywają niepożądane, marginalizowane i postrzegane jako inwazyjne lub niebezpieczne.
Jest jeszcze jedna roślinoidalna cecha protestów, które unieruchomiły właściwie cały Hongkong (w końcu zablokowane zostało przecież jedno z największych lotnisk na świecie). To zasada kolektywnego, oddolnego wytwarzania poruszenia, według której nie można pozwolić sobie na rozłam w ruchu (don’t split). Symbolicznym przypieczętowaniem tego kierunku działania był łańcuch ludzki, który odbył się pod nazwą The Hongkong Way, łącząc 23 sierpnia 2019 roku 135 tysięcy osób trzymających się za ręce na odcinku 50 kilometrów. Stało się to równo 30 lat po 675-kilometrowym, przekraczającym granice łańcuchu The Baltic Way, łączącym 2 miliony osób z Litwy, Łotwy i Estonii.
W eseju „Społeczne uchwastowienie. W poszukiwaniu sposobów bycia z odrzuconymi” Aleksandra Brylska pisze, że chwasty mogą stać się figurą reprezentacji marginalizowanych grup i podmiotowości, oferując im jednocześnie sposoby na przetrwanie i narzędzia społecznej transformacji. To, co stawia opór, staje się zagrożeniem dla status quo i dla ludzkiej potrzeby stabilności, którą daje poczucie kontroli nad światem. Niezależnie od tego, czy mówimy o ulicznych rewolucjach i próbach negocjowania warunków życia społecznego, czy o roślinnych przekroczeniach i inwazyjnych tylko z pewnego punktu widzenia strategiach przetrwania. Badaczka roślinno-ludzkich sojuszy Magdalena Zamorska jakiś czas temu w poście na Facebooku zwróciła uwagę na literówkę, którą zrobiła, pisząc tekst „Bylica pospolita «synfitonizm» i ekspozycje roślinno-ludzkich historii” – w „świecie rośli i ludzin” zauważyła potencjał językowego rozszczelniania granic między światem roślin i ludzi. To, co stawia opór, stwarza właśnie szansę na to, by podział między światami i dyskursami rośli i ludzin – strategiami protestu i przetrwania czy polami tańca i ruchu – był nieco mniej oczywisty.