BACKSTAGE:  Farinelli. Random World Generator
fot. Natalia Kabanow

BACKSTAGE:
Farinelli. Random World Generator

Anka Herbut

Ponakłuwaliśmy Farinellego w strategicznych miejscach i wsączyliśmy w niego nasze myśli. Poprzetykaliśmy jego tkanki cytatami, obrazkami, intencjami. Wyperforowaliśmy go. Więcej – wyperformowaliśmy go

Jeszcze 3 minuty czytania

Poniższy tekst jest kolażem improwizacji aktorskich Bartka Porczyka, mojej inwencji twórczej oraz zassanych z zewnątrz inspiracji. Powstawał w końcowym etapie pracy nad „Farinellim –instalacją mentalną składającą się z Porczyka – pomysłodawcy projektu, Łukasza Twarkowskiego, Bogumiła Misali i Jakuba Lecha, tworzących wspólnie IP Group, Piotra Choromańskiego, Gregora Gonsiora, Wojtka Pusia i Bartosza Nalazka oraz mnie.

W ciągu 6 miesięcy prób na drodze improwizacji i stylizacji, tekst oraz zaplecze myślowe „Farinellego” przeformułowywały się wielokrotnie, dlatego „Farinelli. Random World Generator” ma charakter making offu i jest najbliższy temu, o co chodziło nam w ostatnich momentach pracy nad spektaklem.

fot. Natalia Kabanow

„Farinelli”
tekst instalacji mentalnej: Anka Herbut i Bartosz Porczyk

reżyseria: Łukasz Twarkowski
dramaturgia: Anka Herbut
scenografia: Piotr Choromański i Łukasz Twarkowski
kostiumy: Gregor Gonsior
muzyka: Bogumił Misala
wideo: Jakub Lech
reżyseria światła: Wojciech Puś
zdjęcia do filmu: Bartosz Nalazek
obsada: Bartosz Porczyk i Kacper Kuryś

prapremiera: 18 czerwca 2011 na scenie Kameralnej Teatru Polskiego we Wrocławiu

BACKSTAGE

Nowy cykl w dziale teatru, stworzony z myślą o tym, „czego nie widać” (pamiętacie głośną farsę Michaela Frayna?). W tym wypadku mniej chodzi o to, co dzieje się za kulisami i w garderobach, bardziej o intelektualne zaplecze powstających przedstawień. Czego zazwyczaj nie widzą widzowie i recenzenci? Tygodni prób, czyli procesu dyskutowania, czytania, oglądania, słuchania, projektowania, burzenia, budowania na nowo. Myślenia.

BACKSTAGE ma być miejscem, gdzie autorzy spektakli (reżyserzy, dramaturdzy, muzycy, scenografowie, choreografowie, aktorzy i cała reszta) będą mogli ten proces, jego fragmenty, dokumentować. Pokazać marginesy i przypisy, konteksty, źródła. W formie notatek, esejów, dzienników, opowiadań, może zapisów nutowych, albo rysunków przestrzeni.

Hagiograficzny życiorys Farinellego szybko przestał nas interesować. Taki układ współrzędnych był zbyt symetryczny: nie da się ciągle tańczyć po kwadracie i rysować własnych myśli od linijki. Wyprasowany Farinelli nie działa. Z nadwagą piór i brokatów niewiele potrafi z siebie wydusić. Może tylko śpiewać swoje arie i udawać, że o to właśnie chodziło. Taka przemoc wobec siebie nie jest przecież zakazana. W jej wyniku powstają rany, blizny i złamania. Przyjrzyj się im. To plamy Rorschacha do rozszyfrowania i uruchomienia. „Take something designed by nature and reprogram it”. Wiem, to nie jest bezbolesne, ale lubię efekty uboczne: „I hate slick and pretty things. I prefer mistakes and accidents. Which is why I like things like cuts and bruises – they're like little flowers. I've always said that if you have a name for something, like cut or bruise, people will automatically be disturbed by it. But when you see the same thing in nature, and you don't know what it is, it can be very beautiful” (Lynch). To nasz Farinelli. Zainstalowaliśmy się w nim.

Ponakłuwaliśmy go w strategicznych miejscach i wsączyliśmy w niego nasze myśli. Poprzetykaliśmy jego tkanki cytatami, obrazkami, intencjami. Wyperforowaliśmy go. Więcej. Wyperformowaliśmy go. On się myśli na bieżąco. Wydestylowaliśmy sam szkielet i uwiesiliśmy się na nim. Idealny głos w idealnym ciele zaczął nas uwierać. Nadmiar ideału zniekształca rzeczywistość, plus i plus daje minus. Skąd to jest? Skądś to znam. To już było w mojej głowie! Złuszczam błony umysłu (J. Brach-Czaina) i dokonuję nowych skaryfikacji. Opowiadam o tym swoimi słowami i  mówię do siebie tak, żeby inni słyszeli.

define me defy me

Dużo tu myśli w obcych językach. Ta instalacja miewa różne kształty. Zbudowaliśmy ją na gruzach Farinellego przygniecionych jego własnym mitem. Na śmietnisku z podeptanych laurek, bombonierek i zburzonych kapliczek z jego twarzą. Z koturnu wdrukowanego pomiędzy jego imię i nazwisko. Nie ma Farinellego. Jest kreacja zbiorowej świadomości. Jest Farinelli wymyślony i u korzenia zreprogramowany. Jest logo. Narysujmy to logo swoimi kredkami. Postawmy po myślniku doczepionym do Farinellego własne zdania wielokrotnie złożone. Skreślmy je i nakreślmy na nowo to, co metodą prób i błędów pojawia się w naszych głowach. Pozwólmy sobie na orgazm wyobraźni. Wszystkie prefiksy i sufiksy dozwolone.

Mapa inspiracji. Koncepcja mapy - Anka Herbut, koncepcja
graficzna - Michał Matoszko

Ta instalacja to brainstorming asocjacji, linków, intuicji. Brikolaż wszystkiego, co zassaliśmy łakomie z całego dookoła. To efekt sytuacjonistycznego dryfu po psychogeografiach naszej wyobraźni i pamięci. Po mainstreamie i po marginesach. Nie ma różnicy. Wystąpili: IP Group, Matthew Stone & Jordan Hunt, Reynold Reynolds, Alexander McQueen, Paul K. Feyerabend, Giorgio Agamben, Lukas Moodysson, Terry Artovsky, T.W. Adorno. Wszystkie te mózgi na scenie wtłoczone w jedną głowę i copyleftowo z niej wysypane. Musisz sam je poukładać. Nie ma zasad. Nie ma instrukcji obsługi. Anything goes! (P. K. Feyerabend) Nie ma nic świętego. Sprofanowaliśmy świętości. Do ciebie należy drugi krok. Weź sobie wszystko, co tu jest. Nie wystarczy sekularyzować, trzeba profanować! W Muzeum nic nie jest prawdziwe, niczego się nie używa, ale wszystko się święci (G. Agamben). Dotknij, poliż, pogryź. Albo przewróć, może z innej perspektywy lepiej będzie wyglądało.

Na początku układanki jest idea. Bez samowyzwalacza, bez autopilota. Jak zdefiniować pragnienie? Jak zdefiniować perfekcję? Jak zdefiniować aktora? Wcale nie chcę niczego definiować. Wolę utknąć w tych pustych miejscach pomiędzy definicjami. Tam, gdzie spotyka się aktor ze swoim pragnieniem, z mitem perfekcji, formatem opery, z marzeniem. Tam, gdzie reżyser kroi aktora, a aktor asekuracyjnie obrasta w dobrze sobie znaną formę, żeby znów dać się ukroić. Gdzie dramaturg staje się amortyzatorem i lepi z pokrojonych części kawałki do przełknięcia. Tu jest niebezpiecznie, wiem. Zaciskam oczy i otwieram usta. To jest porno z mojej głowy: zoom obnażający kształty, których jeszcze nie znam i o których jeszcze nie wiem (J. Baudrillard). Mentalny peeling aż do granic bólu. Jeszcze nie wiem, co z tego wyjdzie. Czerwienię się tylko od środka.

Farinelli to ja? Zbyt gładko otwiera ten klucz wszystkie drzwi, zamiast je wyważać. Mogę znaleźć jeszcze parę gładkich zdań, ale czy na tych zdaniach się nie pośliznę? Idę, nie idę, idę, nie idę. Mam to. Decyzja. Muszę poszukać gdzieś indziej.

Farinelli to pragnienie. Próba uchwycenia tego, o czym niczego nie wiem na pewno, a podpieram się tylko różnymi ogólnymi wrażeniami. To czekanie, myślenie, docieranie. To truskawkowe ciastko, które marzy mi się nie dlatego przecież, że chcę zjeść truskawkowe ciastko, ale dlatego, że natura pragnienia ma dziś truskawkowy smak (S. Žižek). I im bliżej jestem TEGO, czego pożądam, tym dalej przesuwa się granica, za którą TO się znajduje. I dlatego ciągle widzę siebie w jednym rzędzie z „nie dość”, z „za mało”, „niewystarczająco” i „jeszcze nie to”. A przecież chcę błędów, przejęzyczeń, stłuczeń. Jeśli mi je zabierzesz, botoks zasad i zakazów zablokuje mi mimikę myśli. Make more mistakes. Make more mistakes. Make more mistakes. Nie mogę ciągle chcieć cię zadowolić.

monolog zewnętrzny

Mogę się zrzec praw na korzyść. Zrzekam się. Tak, zrzekam się siebie, zrzekam się swojej osobowości oraz swojej dupy na korzyść was, którzy kupiliście bilet. Na korzyść teatru, który mnie WYSTAWIA tego wieczora o tej godzinie. Tak, zrzekam się. Jak mam się zrzec siebie od 19:00 do 20:30? Zrzekam się swojego głosu, swojej twarzy, swojego ciała, swoich myśli ukierunkowanych między 19:00 a 20:30 tylko na was. W żadnym innym kierunku. Tak, zrzekam się. Od 19:00 do 20:30 ja już nie chodzę, ja kroczę. Ja się zrzekam chodzenia od 19:00 do 20:30. Nie będę rościć żadnych praw do siebie. Voilá. Tak miało być?

fot. Natalia Kabanow

Nie wiem, czemu myślisz, że dla twojej przyjemności tutaj stoję. Że dla ciebie się rozbieram. Skąd ta pewność, że żyjemy w symbiozie, skoro chwieje się twój błędnik, gdy wykręcam ci wrażliwość na lewą stronę? „Dzikość serca” Lyncha. Bobby Peru przychodzi do Luli: on jest brzydki i brutalny, ona drży. On dotyka jej ciała, ona najpierw się boi, potem błaga o seks. Peru śmieje się i wychodzi, Lula zostaje sama. W monologu wewnętrznym nie da się siebie okłamać.

Chcę się z tobą pobawić. Pościgać się trochę z twoimi oczekiwaniami i przyzwyczajeniami. Ze schematami, od których nie sposób się uwolnić. Nie, to nie ma być jałowa stultyfikacja, ogłupianie stwardniałymi tezami, które zanim jeszcze staną się teoriami, już się pod nie podszywają. Porozmawiajmy o pragnieniach. To dla ciebie, czy dla mnie rozgrywa się ta scena? Kto to powiedział? Ja czy ty? „In Someone Else's Eyes” z „6 Feet Under”: Billy chce, żeby Claire sfotografowała jego blizny. Stoi przed nią nago, ona go fotografuje. Billy płacze, Claire ucieka, ale się w nim zakochuje. Czy naprawdę nie mogę wszystkim mówić, jakie są moje pragnienia, jakby wciąż były moje urodziny i muszę moimi pragnieniami lepiej zarządzać (R. Pollesch)?

random world generator

Impuls ma być organiczny, nie intelektualny. Chcę zainstalować w sobie Farinellego, dialogować z formułą perfekcji. Przepuścić go przez siebie i pozwolić mu się rozgościć, żeby po chwili wyznaczyć mu granice mojego ciała i mojej wrażliwości, których przekroczyć nie może. A kiedy je przekroczy, pozwolić mu na to. A sobie pozwolić na cross process i wywołać Farinellego w odczynnikach swojej wyobraźni. Wyobraźnia miewa przecież najlepsze orgazmy.

Mapa inspiracji. Koncepcja mapy - Anka Herbut, koncepcja
graficzna - Michał Matoszko

Random Word generator. Modulowanie. Modelowanie. Modowanie. Slam. Spam.

Random WORLD Generator. No to opowiem ci bajkę. Początku tej bajki nigdy nie było, a końca nigdy nie będzie, bo ta bajka nigdy się nie kończy.

… i ten chłopiec nie wiedział wcal,e kim jest, bo był taki sam, jak wszystko inne. I ciągle patrzył w lustro i przymierzał zdania i nic. To było straszne. Ale najstraszniejsze było to, że jak chciał tego lustra dotknąć, to łamał sobie wszystkie palce. I została mu już tylko jedna ręka. I pewnego dnia zaczął się sobie przyglądać, lizać łydki, wąchać łokcie, gryźć kolana. I nagle okazało się, że ma otwarte na oścież pory skóry i że włazi w nią wszystko z całego dookoła. A on o tym nic nie wiedział. A są przecież pewne granice! Musi w końcu wiedzieć, dokąd sięga i jak daleko może się posunąć. I posmarował się cały dżemem truskawkowym. Zasmarował wszystkie pory, bo przez te pory każdy mógł sobie wejść do środka, a on chciał się sam poczuć. I tylko psa ulubionego zostawił sobie do nogi. A ten pies na łańcuchu grzecznie chodził, a ten łańcuch nie miał końca, a ten chłopiec nie miał ręki. I był sobie ten chłopiec tak słodki, że z lustra, co się w nie wpatrywał, wszystko przelazło na jego stronę, żeby zlizać z niego dżem.

I poczuł chłopiec, że jest cały w ślinie. A tam było chyba sto rodzajów śliny. Na nim i na tym psie, i naokoło. I chłopiec w ogóle już nie wiedział, gdzie się kończy, a gdzie zaczyna. I poczuł, że coś by chciał. Jakieś fajne coś. Coś takiego, co tylko on by miał. Tylko on. Nie wiedział co. No to zobaczył wróżkę, a ta mu powiedziała, że a i owszem jest takie coś. To się zaczyna w lesie, ale trzeba sobie na to zasłużyć. Tam jest takie miejsce w trawie, tam są mrówki i szczypawki, ale poboli, poboli i przestanie. Niech tam idzie sam. A co z psem. No to pies najadł się szczypawek, dostał czkawki i się udusił. A po co mu pies! I położył się chłopiec w trawie i wtedy szczypawki zjadły mu drugą rękę. A po co mu ręce! Wyrosła przed nim droga i on wiedział, że to droga do pałacu. On w to uwierzył.

fot. Natalia Kabanow

I zobaczył pałac oświetlony dwustoma kryształowymi żyrandolami, a każdy miał osiem, dwanaście, szesnaście, dwadzieścia cztery lub trzydzieści sześć lamp. Ale ciągle było ciemno. No to chłopiec pomyślał wtedy ogromne kryształowe słońce. Ale nie miał rąk i słońce tłukło się za każdym razem, jak wyjmował je z pudełka. No ale przecież to jego pałac! To on mówi, co się tłucze, a co nie! To wymyślił, że się nie stłukło kryształowe słońce. I wymyślił jeszcze milion drobinek kryształu we wszystkich kolorach, żeby ulepić z nich dwieście kolumn i dwieście żyrandoli i jeszcze osiem fontann. I już było jasno. I teraz już mogę zobaczyć ten pałac. Zapytał, czy chcę. Tam są mrówki i szczypawki, ale poboli poboli i przestanie. No to chcę.