Roman Gren, „Wyznanie”

Patrycja Pustkowiak

Bohaterowi „Wyznania” wydaje się wciąż, że jest odpytywany z daty chrztu Polski czy ze składu Trójcy Świętej. Musi sobie radzić z antyżydowskimi przesądami, z nagle otwartą śluzą niechęci

Jeszcze 1 minuta czytania

Roman Gren, który wcześniej opublikował „Schronienie” – historię o paryskich bezdomnych, teraz napisał rzecz o próbie dotarcia do żydowskiej tożsamości. „A czy wiesz, że jesteśmy Żydami?” – pyta pewnego dnia siostra kilkunastoletniego bohatera książki. „Nie, nie wiem, że jestem Żydem, nie chcę wiedzieć, że jestem Żydem. Jestem Polakiem, jestem taki sam jak oni, nie ma między nami żadnej różnicy. Jakże mogę być Żydem, skoro Żydzi mają rogi i kopyta, i świński ogonek, skoro Żydzi przemykają w chałatach pod ścianami domów, szepcząc: «sza! sza!» i ściskając w rękach sakiewki zdobyte na lichwie?” – zastanawia się bohater.

Roman Gren, „Wyznanie”. Czarne, Wołowiec,
128 stron, w księgarniach od lutego 2012
Literatura, jako sztuka mocno sprzęgnięta z mechanizmem pamięci, podejmuje często temat wędrówki w przeszłość, żeby wychodząc od smaku magdalenki powrócić do utraconej krainy dzieciństwa: jej złudzeń i objawień. Taka podróż miewa charakter nostalgiczny; u Grena natomiast nie wynika z potrzeby sentymentalnej, a z chęci odzyskania i zrozumienia własnego życiorysu. To dopiero dorosły, który nad dzieckiem ma intelektualną przewagę, może spróbować odtworzyć miniony czas i podjąć próbę zrozumienia zdarzeń, osób i przedmiotów, które w dzieciństwie mimowolnie go kształtowały. Sporo ostatnio takich wędrówek w polskiej prozie współczesnej – choćby w „Manekinach” Maliszewskiego czy „Idź i kochaj” oraz „Bladym Niko” Tomka Tryzny.

Nagle pozyskana świadomość o swoim pochodzeniu jest jak powrót do szkoły – świata trzeba uczyć się na nowo, z uwzględnieniem odmienionej perspektywy. Bohaterowi „Wyznania” wydaje się wciąż, że jest odpytywany z daty chrztu Polski czy ze składu Trójcy Świętej. Sprawę komplikuje to, że – jak się dowiadujemy z różnych powidoków – akcja książki osadzona jest w peerelowskiej przeszłości, odmieniec znajdzie się więc między komunizmem a katolicyzmem. Musi sobie radzić z antyżydowskimi przesądami, z nagle otwartą śluzą niechęci. Próby zrozumienia swojej odrębności szybują w kierunku absurdu, kiedy chłopiec usiłuje wyobrazić sobie, w jaki sposób jego wewnętrzne organy – mięśnie, żyły, nerki – różnią się od typowych, polskich. Po jakimś czasie, niczym w sennej marze, nastąpi próba wejścia w świat żydowskich obrzędów, świat wypełniony członkami rodziny, a przewodnikiem po nim stanie się ojciec narratora. Koniec książki pokaże jednak, że odrębność żydowskiej tożsamości to bycie skazanym na wieczny egzamin, ciągłe tłumaczenie się i wynikający z tego niepokój. Jakby wciąż było się uczniem.

Ale „Wyznanie” to książka nie tylko o komplikacjach związanych z zagadką żydowskiej tożsamości. Także o dzieciństwie – które po latach wydaje się snem. Mnóstwo u Grena detali: zapachów, kolorów, ulotnych wrażeń. Sennością i powolnym rytmem ta proza nieco przypomina Schulza. Jest też podobnie plastyczna, wyczulona na opis. Gren tworzy na nowo dziecięcy mikrokosmos, zaludniony żołnierzykami z ołowiu, krzakami agrestu, rodzinnym obiadem, kotami skaczącymi po pojemnikach na śmieci. Pokazuje też, że dla dzieci przeszłość nie istnieje – dopiero dorosły jest nią zainteresowany i dopiero on może w nią wejść. A to poszukiwanie jest zawsze z konieczności kalekie ze względu na nietrwałość pamięci. Niełatwa to lektura, ale jest w niej też dużo trudnego, smutnego piękna.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.