Włodzimierz Kowalewski, „Ludzie moralni”

Włodzimierz Kowalewski, „Ludzie moralni”

Patrycja Pustkowiak

Postać miliardera uwikłanego w zmieniającą się polską rzeczywistość dwóch ostatnich dekad łatwo spłycić. Kowalewskiemu udaje się uniknąć tej pułapki

Jeszcze 1 minuta czytania

Ci, którzy narzekali, że w Polsce brak współczesnych powieści realistycznych, powinni być zadowoleni. Włodzimierz Kowalewski, autor głośnych „Excentryków”, napisał książkę, która z pasją uderza w dzisiejszą polską rzeczywistość, pokazując do czego doprowadziły przemiany społeczno-polityczne ostatnich dwudziestu lat.

Jej bohaterem jest Czesław Żegiesta – jeden z pięciu najbogatszych Polaków. U szczytu biznesowej passy marzy mu się, by ludzie dobrze go zapamiętali. Zgodnie ze współczesnymi trendami, zatrudnia więc ghostwritera, żeby napisał jego nieco podrasowaną biografię. Spotkanie staje się pretekstem do opowiedzenia niejednoznacznej, interesującej historii życia polskiego przedsiębiorcy, i do przyjrzenia się życiu warszawskich wyższych sfer.

Włodzimierz Kowalewski, „Ludzie moralni”.
Wydawnictwo Literackie, Kraków, 276 stron,
w księgarniach od maja 2012 
Nie ma tu mowy o żadnej nowej wersji „Kariery Nikodema Dyzmy” – powieść Kowalewskiego nie jest prostą satyrą na współczesne elity ani egzaltowaną opowieścią o ich moralnej zgniliźnie w stylu tych, jakie tworzą współcześni pisarze prawicowi. Kowalewski opowiada wielowarstwową historię ludzi uwikłanych we współczesność, dopowiadając ich PRL-owską przeszłość, komplikując ich sylwetki; zadaje pytania o to, na czym polega przyzwoite zachowanie w epoce, która doczekała się miana „postmoralnej”. Ma doskonałą znajomość realiów poprzedniego systemu, jest też świetnym obserwatorem dzisiejszej rzeczywistości.

Świat, w którym żyje Czesław Żegiesta to prywatne śmigłowce, wille, trufle, drogie szampany, ale i niedogodności bycia na świeczniku, związane z wszechobecnością mediów. Wkraczają w życie prezesa dosłownie – za pośrednictwem jego kochanki, prezenterki popularnego programu Nataszy Gieląd (postaci antypatycznej). Z drugiej strony w toku rozpracowywania przedsiębiorcy przez zmyślnego pismaka dowiadujemy się, że jego biografia to przykład kariery „od pucybuta do milionera” – zbudowanej już na handlowych kombinacjach jego rodziny w poprzednim systemie i kontynuowanej dzięki bakcylowi przedsiębiorczości, który pozwolił Żegieście zgrabnie przestawić się na kapitalistyczne tory.

Postać miliardera uwikłanego w zmieniającą się polską rzeczywistość dwóch ostatnich dekad łatwo spłycić. Kowalewskiemu udaje się uniknąć tej pułapki. Jego bohater ma do siebie dystans, przejawia też poczucie humoru. Na pytanie ghostwritera, czemu akurat on ma pisać tę biografię, odpowiada: „Bo bardzo do siebie pasujemy, bardzo podobni jesteśmy. Pan jesteś gówniany pisarz, a ja gówniany arystokrata”. Żegiesta trochę przypomina obywatela Kane’a – za bogactwem skrywa samotność i kłopoty osobiste. Jego biografia nie jest krystaliczna, ale w kluczowych momentach to właśnie on na przekór innym przejawia ludzkie odruchy – jak w dość wstrząsającej scenie konsumowania małpiego mózgu.

Nieco zgrzyta w „Ludziach moralnych” publicystyczny rys, który naraża książkę na niebezpieczeństwa doraźności. W pozmienianych nazwach programów telewizyjnych rozpoznajemy te, które królują dziś na ekranach, a podejmowane tematy – mimo że potraktowane z elegancją – to te same, które widzimy na okładkach codziennych gazet. Oczywiście trudno pisać realistyczną powieść o dzisiejszych czasach, umieszczając jej akcję w odległej galaktyce, jednak czytając „Ludzi moralnych” tęskni się za jakąś metaforą, która uniosłaby dalej tę książkę.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.