„Zjawiskowa, hipnotyzująca, nadzwyczajna” – tak o Ligii Borowczyk-Branice pisała krytyka europejska, urzeczona jej rolami w „Rozalii” (1966), „Goto, wyspie miłości” (1969) i „Blanche” (1972) Waleriana Borowczyka. „Sam wdzięk i poezja” – zachwycał się Claude Mauriac; „twarz o uderzającej piękności” – dodawał krytyk „Positif”; „blask Ligii Branice czyni jeszcze czarniejszymi otaczające nas ciemności” – pisał o „Goto” „Nouvel Observateur”. Chris Marker – jeden z czołowych twórców francuskiej Nowej Fali – obsadził ją w roli „kobiety z przyszłości” w swoim przełomowym filmie fantastyczno-naukowym „La Jetée” (1962). Do fascynacji aktorką przyznają się również współcześni twórcy, jak bracia Quay czy Guy Maddin.
Dla polskiego widza Ligia Branice (pod takim nazwiskiem występowała w filmach od połowy lat 60.) pozostaje jednak na ogół postacią nieznaną – żaden z wczesnych filmów Borowczyka z jej udziałem nie trafił w Polsce do dystrybucji (ani kinowej, ani telewizyjnej, ani na VHS czy DVD). Nieliczni pamiętają jej role w „Kamizelce” (1971) Stanisława Jędryki czy filmach Stanisława Lenartowicza. Retrospektywa Waleriana Borowczyka na festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty – będąca, miejmy nadzieję, początkiem spóźnionej, całościowej recepcji jego dorobku, to znakomita okazja, aby przypomnieć sylwetkę Ligii Branice – współpracowniczki, partnerki życiowej i surrealistycznej muzy twórcy „Goto”.
„Goto, wyspa miłości” (1969)„Należy jeszcze do tego okresu kina, kiedy ujęcie ludzkiej twarzy wprawiało tłumy w największe zakłopotanie, kiedy dosłownie ulegano obrazowi człowieka niby jakiejś czarodziejskiej mocy” – pisał o Grecie Garbo Roland Barthes. Każda rola Ligii Branice dowodzi ciągłej potęgi owej filmowej twarzy – jej twarz, jasna, otwarta, zarazem dziewczęca i kobieca, przyciąga kamerę z nieodpartą siłą; gdy tylko pojawia się w kadrze, zmienia grawitację filmowego świata, podrywa wiarę w jego materialność. To twarz Damy opiewanej przez XII-wiecznych trubadurów prowansalskich – twarz, która należy nie tyle do konkretnej postaci, ile idealnej, niemal abstrakcyjnej kobiecości. Twarz, której imiona brzmią jak świecka litania: Rozalia, Glossia, Blanche, Clara. Twarz, która – przechodząc od obojętności do skrajnych emocji i z powrotem – wciela Bretonowskie piękno konwulsyjne, zarazem „erotyczne i przesłonięte, eksplodujące i zastygłe, magiczne i okolicznościowe”.
Twarz jest dla Ligii Branice głównym, a często jedynym, narzędziem aktorskim – Borowczyk kadruje i oświetla jej twarz jak zagadkowy, absorbujący eksponat; w scenach z udziałem aktorki cała reszta – kostium, rekwizyty, scenografia – zdają się jedynie oprawą, drugą, po krawędzi ekranu, ramą sublimacji. W ten sam sposób Carl Theodor Dreyer przebóstwił twarz Marii Falconetti w „Męczeństwie Joanny d’Arc” (1928) – filmie, który Ligia Borowczyk wskazała jako ulubiony w ankiecie „Filmu” w 1958 roku. Dreyerowską „Joannę” przywodzi na myśl „Rozalia”, krótki film Borowczyka, za który otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. To adaptacja noweli de Maupassanta – monolog Rozalii, służącej oskarżonej o dzieciobójstwo, przeplatany ujęciami dowodów domniemanej zbrodni. Branice, w zapiętej po szyję białej bluzce, ze spiętymi włosami, na białym, płytkim tle, daje w „Rozalii” koncert skrajnych emocji („Wtedy zaczęła mówić gwałtownie i niepowstrzymanie dając upust swemu sercu, swemu biednemu, samotnemu, zdeptanemu sercu, odsłaniając cały swój ból, całą rozpacz” – pisze de Maupassant). Wygrywa każdy grymas, każdy oddech, każde spojrzenie w kamerę. Kamera, jak oficer śledczy, nie spuszcza oka z jej twarzy, to rwanej spazmami, to nagle stężałej, skamieniałej z bólu. „Nade wszystko jej oczy!” – mówi Guy Maddin, reżyser „Najsmutniejszej muzyki świata” – „oczy uroczne, oczy, które cię prześladują, jak z Edgara Allana Poe!”
Ligia Borowczyk studiowała aktorstwo w Krakowie, Warszawie i Łodzi. Z Krakowa do Warszawy wyjechała tuż po ślubie z Borowczykiem. W 1956 roku zadebiutowała rolą w „Zimowym zmierzchu” Stanisława Lenartowicza. „Sądy o filmie były różne” – pisał w 1957 roku dziennikarz tygodnika „Ekran” – „wszyscy natomiast byli zgodni, że reżyser Lenartowicz odkrył dla naszego ekranu młodą, utalentowaną aktorkę”. Lenartowicz, zadowolony z efektu, obsadził ją w swoim kolejnym filmie – „Spotkaniach” (1957), ekranizacji opowiadań czterech współczesnych prozaików (Hłaski, Makuszyńskiego, Iwaszkiewicza i Dygata). Branice zagrała główną bohaterkę ze „Ślicznej dziewczyny”, opowiadania Hłaski ze zbioru „Pierwszy krok w chmurach” („Oczy miała brązowe, ciemne: migotała w nich miodowa gwiazdka.” – pisał Hłasko). Jednak ten występ kosztował ją dyscyplinarne skreślenie z listy studentów PWST w Warszawie – w życie weszło rozporządzenie, które zabraniało studentom grać w filmach i telewizji w obawie przed ich „demoralizacją”. „Musiałam zagrać w tym filmie” – tłumaczyła później na łamach „Ekranu” – „Jak można się wyrzec dobrej współczesnej roli w filmie?”.
W 1958 roku przeniosła się na studia do PWSFiT w Łodzi. Po raz pierwszy wystąpiła w filmie Borowczyka – pojawiła się w „Domu”, animacji, którą zrealizował wspólnie z Janem Lenicą, a która okazała się dla autorów przepustką do międzynarodowej kariery – „Dom” zdobył pierwsze miejsce na festiwalu filmów eksperymentalnych w Brukseli i niebagatelną jak na owe czasy nagrodę 10 tysięcy dolarów (na tym samym festiwalu wyróżnienie otrzymali „Dwaj ludzie z szafą” Romana Polańskiego). W tym samym roku zagrała w „Stadionie”, eksperymentalnym filmie Stanisława Jędryki, którego poznała na planie filmów Lenartowicza (Jędryka był wówczas asystentem reżysera). „Stadion”, historia młodej dziewczyny, która siedząc na stadionie X-lecia snuje różne wizje swojego życia, powstał przy okazji przygotowań do realizacji… „Krzyżaków” – autor zdjęć, Mieczysław Jahoda, chciał sprawdzić możliwości taśmy Eastmancolor przy mniejszym projekcie. Na zaproszenie Jędryki funkcję konsultanta plastycznego przy „Stadionie” objął Borowczyk – dzięki jego kontaktom w ówczesnym środowisku artystycznym w filmie znalazły się rzeźby Aliny Szapocznikow.
Po sukcesie „Domu” Borowczyk otrzymał propozycję pracy we Francji. Wspólnie z Ligią wyjechali do Paryża. Tam poznali m.in. Chrisa Markera, który razem z Borowczykiem podpisał animację „Astronauci” (1959) – Branice wystąpiła w niej w roli młodej kobiety szpiegowanej przez astronautę-podglądacza. Deszcz nagród, który spadł na Borowczyka za kolejne animacje i „Rozalię”, upewnił go w decyzji, że jest gotowy do realizacji długiego metrażu. Tak powstało „Goto, wyspa miłości” – minimalistyczna, kafkowska antyutopia i pierwszy z filmów Borowczyka poświęcony miłości szalonej. Branice zagrała Glossię, żonę dyktatora wyspy Goto, Goto III (Pierre Brasseur, znany z „Oczu bez twarzy” Georgesa Franju) i obiekt pożądania służącego Grozo. Hiszpania generała Franco uznała „Goto” za film antyfaszystowski, cenzura w Polsce – za film antykomunistyczny. Krytycy byli bardziej jednomyślni i okrzyknęli Borowczyka jednym z największych wizjonerów ówczesnego kina, obok Buñuela i Felliniego. Operator Noel Very, jeden ze stałych współpracowników Borowczyka, wspomina ogromną atencję, jaką Branice cieszyła się na planie. „Była jak bogini, jak diwa, jak królowa” – mówi w rozmowie z Danielem Birdem.
W kolejnym filmie Borowczyka, „Blanche” na podstawie „Mazepy” Juliusza Słowackiego, Branice wystąpiła wspólnie z legendą francuskiego kina, Michelem Simonem (który – nota bene – zagrał jednego z oskarżycieli Joanny d’Arc w filmie Dreyera!). „Michel Simon w patetycznym upadku, Ligia Branice w swym obłędzie Ofelii, łagodna i zraniona, są, w pełnym tego słowa znaczeniu – wzniośli” – pisał o „Blanche” krytyk „Les Lettres Francaises”. Tuż po „Blanche” Branice przyjęła rolę w „Kamizelce” (1971) Stanisława Jędryki, adaptacji noweli Bolesława Prusa (partnerowali jej Tadeusz Fijewski i Jerzy Zelnik, który kilka lat później wystąpił w „Dziejach grzechu” Borowczyka). Po raz ostatni pojawiła się na ekranie w „Za murami klasztoru” (1978) Borowczyka. W tej swobodnej adaptacji „Przechadzek po Rzymie” Stendhala (której znacznie bliżej do Boccaccia niż filmów z gatunku nunsploitation) Branice zagrała siostrę Clarę, najbardziej tragiczną i najpełniejszą z filmowych bohaterek, która w toku filmu otwiera się na pożądanie. Alberto Moravia dostrzegł w „Za murami…” „koncepcję seksualizmu zdrowego, radosnego, energicznego, prostego i, w pewien sposób, humanistycznego”. Emancypacyjny wydźwięk filmu komplikuje jednak fakt, że, podobnie jak „Goto” czy „Blanche”, kończy się katastrofą – w finale na dziedzińcu piętrzą się trupy, a interwencja przedstawicieli porządku (tu – wysokich przedstawicieli Kościoła) sugeruje, że wyzwolenie było jedynie przelotne.
Choć Ligia Branice zniknęła z ekranu, w dalszym ciągu współpracowała z Borowczykiem – jeszcze w „Słowniku” Joachima figurowała jako autorka rysunków (jako Laurence Demaria), przełożyła zbiór opowiadań reżysera „Anatomia diabła” (jako Ligia Brokowska), doradzała przy wyborze obsady (to za jej sugestią Borowczyk miał obsadzić Romana Wilhelmiego w roli Pochronia w „Dziejach grzechu” – Branice znała Wilhelmiego jeszcze ze studiów na PWST). Obraz ich związku, który wyłania się z wydanego już po śmierci Borowczyka tom wspomnień „Co myślę patrząc na rozebraną Polkę” (2008), przywodzi na myśl inne słynne pary surrealizmu – Mana Raya i Lee Miller, Maxa Ernsta i Leonorę Carrington.
Ligii Borowczyk/Branice pozostaje zagadką. Mieszka w Warszawie, ale nie udziela się publicznie. Jak Nadja, tytułowa bohaterka powieści Bretona czy Françoise ze „Złotego serca” Philippe'a Soupaulta, wydaje się postacią na poły fantazmatyczną, która wymyka się widzom i historykom polskiego kina. „Wszyscy mówili o Françoise tak, jakby istniała tylko we śnie albo w powieści.” – pisał Soupault – „Była kimś, kogo nie sposób poznać, kimś, kto zaraz znika, jeśli rozprawia się o niej ze zbytnim przejęciem lub precyzją".