Paweł Soszyński w tekście „Grotowski i czego robić nie trzeba” domaga się nowego spojrzenia na Grotowskiego. Jego nowej biografii, a nie „kolejnej biografii jego twórczej ścieżki”. Martwi go to, że Grotowskim zajmują się od lat ci sami badacze, że brakuje nowych nazwisk, że Grotowskim nie interesują się młodzi twórcy i młodzi naukowcy. I że Rok Grotowskiego nie przyniósł niczego nowego. „Po co więc rok został zorganizowany? Czy ma on charakter jedynie wspominkowy? Jest okazją do spotkania po latach? Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby Grotowskiego rzeczywiście wspominano. Zamiast tego jego pracę po raz enty umieszcza się w kontekście Wielkiej Rewolucji Teatru, haitańskich rytuałów i mistyki. Znów mówi się o kontrkulturze, Człowieku Wewnętrznym i opowiada o Teatrze Źródeł, urządza wystawę archiwalnych fotografii i projekcje klasycznych filmów dokumentalnych” – pisze.
Szkoda, że Paweł Soszyński nie wybrał się w marcu do Krakowa na dwie sesje poświęcone Grotowskiemu, albo choć nie zapoznał się z ich tematami. Pierwszą sesję: „Via negativa. Wobec Grotowskiego – krytyczne interpretacje” (19 i 20 marca) zorganizowali z własnej inicjatywy studenci i doktoranci UJ. Młodzi i bardzo młodzi badacze, którzy według pesymistycznej diagnozy Grotowskim się nie interesują. Otóż bardzo się interesują – a w dodatku tematy, którym poświęcili wystąpienia, odbiegały od ponoć jedynie obowiązujących. Grotowski i PRL, Kantor i Grotowski, scenariusz „Studium o Hamlecie” – to tylko niektóre z nich. A w dyskusji o Grotowskim udział wzięli Paweł Passini i Michał Zadara, młodzi reżyserzy. Kilka dni później odbyła się kolejna sesja. Owszem, w programie znalazło się spotkanie poświęcone Teatrowi Źródeł, ale komentowano też film o wyprawie Grotowskiego do Nienadówki (Dariusz Kosiński), mówiono o stosunku środowiska teatralnego do Grotowskiego (Beata Guczalska), o „Akropolis” i Auschwitz (Grzegorz Niziołek), o Kantorze i Grotowskim (Krzysztof Pleśniarowicz). Znów zestaw tematów inny niż ten, o którym pisze Soszyński.
Być może dla specjalisty od Grotowskiego nudne są wciąż te same projekcje filmowe (filmów nie jest w końcu zbyt wiele), ale wypchana do granic sala krakowskiej PWST podczas pokazów „Księcia Niezłomnego” świadczy o tym, że są nowi widzowie ciekawi Grotowskiego. W sali na około 300 miejscach zmieściło się z trudem z 500 osób, projekcję musiano powtórzyć, a przyszli na nią nie tylko starzy wyjadacze, ale i mnóstwo studentów. Zainteresowanie sesją było tak wielkie, że po pierwszym dniu przeniesiono obrady z Collegium Maius do większej sali w PWST, a i tam wolnych miejsc na widowni nie było wiele.
Rok Grotowskiego – który dopiero nabrał rozpędu – nie jest może więc tak nudny, mielący w kółko oczywiste tematy i nikomu niepotrzebny. To jedna sprawa. Druga, istotniejsza, to domaganie się nowej biografii Grotowskiego, która nie będzie „biografią jego twórczej ścieżki”. Biografii, która – jak rozumiem – będzie prawdziwsza i pełniejsza niż dotychczasowa. No i pozwoli spojrzeć na Grotowskiego świeżym okiem. Tylko czy aby Paweł Soszyński, tak burząc się na dotychczasowy obraz Grotowskiego, ma rację? Gdyby mu wierzyć, obcowalibyśmy wyłącznie z obrazem Grotowskiego jako mędrca, jogina, proroka, recytującego strofy Wed czy chasydzkie dialogi. Tymczasem choćby w poświęconych Grotowskiemu numerach „Notatnika Teatralnego”, „Pamiętnika Teatralnego” czy „Didaskaliów” jest wiele tekstów, wspomnień i wywiadów, z których można zbudować taką biografię, jakiej domaga się Paweł Soszyński. Czy na przykład spisywane przez Zbigniewa Osińskiego notatki ze spotkań i rozmów telefonicznych nie tworzą portretu człowieka o skomplikowanym, niezbyt przyjemnym charakterze, charyzmatycznego i małostkowego, błyskotliwego i opętanego manią strzeżenia właściwej wersji jego myśli i słów, samotnego i szukającego zrozumienia? Przeciwieństwa można by mnożyć, a układają się one w nieprosty, niebanalny i żywy portret.
Wspomnienia współpracowników – choćby Macieja Prusa, Waldemara Krygiera czy Urszuli Bielskiej – wiele mówią zarówno o Grotowskim, jak i o atmosferze panującej w jego zespole. Nie jest to bynajmniej uładzony wizerunek bezcielesnego mędrca i jego jednomyślnych wyznawców. Sporo jest również tekstów mających ambicje syntetyczne, na przykład Mirosława Kocura „Grotowski jako dzieło sztuki”. A i w przytaczanym przez Soszyńskiego tekście Leszka Kolankiewicza „Grotowski w poszukiwaniu esencji” można odnaleźć znacznie więcej niż wyczytał autor apelu o nową biografię.
Jaka ma być więc ta nowa biografia? Soszyński rzuca dwa nazwiska – Barthesa i Blanchota. Ale czemu ten trop ma być słuszniejszy niż inne, te religioznawcze i antropologiczne, nie tłumaczy. Wydaje mu się, że pasowałby do Grotowskiego – i już. Bardziej stanowczo domaga się, by tak rzec, ucieleśnienia Grotowskiego. Wspomnień nieobarczonych już autocenzurą i lękiem przed ocenzurowaniem przez Grotowskiego. Ciała mi dajcie! Krwi, mięsistych opowieści, coming outu – woła. Tak jakby istniejąca memuarystyka była owego ciała i krwi pozbawiona.
A jeżeli Soszyński, który zapewne zna teksty, o których wspomniałam, nie jest nimi usatysfakcjonowany, powinien, zamiast domagać się – nie wiadomo od kogo – stworzenia nowej biografii, po prostu ją napisać. Ruszyć w podróż, popytać tych, którzy znali Grotowskiego, poszukać dokumentów, znaleźć odpowiedź na dręczące go pytanie, czy Grotowski był impotentem, czy też może homoseksualistą. Bo tak już jest, że każdy z badaczy zajmuje się tym, co go u Grotowskiego interesuje, więc domaganie się od Kolankiewicza, Osińskiego czy Ziółkowskiego zmiany perspektywy wydaje mi się niezbyt stosowne. Nawiasem mówiąc, każda biografia Grotowskiego będzie siłą rzeczy biografią jego twórczej ścieżki, nawet ta projektowana przez Pawła Soszyńskiego. Grotowski – jak każdy prawdziwy artysta – nie uprawiał przecież sztuki w godzinach pracy i nie prowadził po nich całkiem odmiennego życia. Cóż by nas taki „artysta w godzinach” obchodził.