JESZCZE NIE W POLSCE: Oburzający Philip Roth
© Nancy Crampton / The Man Booker Prize

JESZCZE NIE W POLSCE: Oburzający Philip Roth

Magda Heydel

Choć książki Rotha są tłumaczone na polski od lat, nie do końca uświadamiamy sobie jego pozycję jako najwybitniejszego żyjącego pisarza amerykańskiego

Jeszcze 3 minuty czytania

„Chodzi o życie, tu najdrobniejszy fałszywy krok może mieć tragiczne konsekwencje!” – woła pan Messner, koszerny rzeźnik z Newark, „oburzony”, bo jego ukochany syn nic nie rozumie. Pan Messner doprowadza się do obłędu myślą, że Marcus, który właśnie zaczyna studia i nie spędza już całych dni z ojcem w masarni, wymyka się spod jego czujnego dozoru. Tymczasem świat jest okrutny, a młodzieniec, przed którym staje otworem tak wspaniała przyszłość, może przypadkowo znaleźć się gdzieś, gdzie go zabiją!

Stłamszony przez rozhisteryzowanego ojca i starającą się go usprawiedliwić matkę Marcus, bohater najnowszej, znakomicie przyjętej powieści Philipa Rotha „Indignation” („Oburzenie”, 2008), korzysta z pierwszej okazji, by urwać się z domu. Na kolejny rok akademicki wyjeżdża z rodzinnego Newark w New Jersey do Winesburg w Ohio – miasteczka literacko nieprzypadkowego, a co ważniejsze, położonego pięćset mil od zamykanych przez ojca na podwójne zamki drzwi, od masarni, gdzie trzeba patroszyć kurczaki („Odrobinę nacinasz odbyt, wkładasz rękę, chwytasz wnętrzności w garść i wyciągasz. Nienawidziłem tego. Rzygać się chce, ohyda, ale zrobione być musi”). A także od żydowskiego środowiska, bezpiecznego, wsobnego, patrzącego na gojów z mieszaniną pogardy i strachu.

Szybko okazuje się, że ucieczki nie ma. Żydowska tożsamość z dala od domu ciąży jeszcze bardziej, bo staje się widoczna, in loco parentis ustawia się chrześcijańska instytucja i jej gorliwy funkcjonariusz, a ohyda masarni zastąpiona zostaje przez cały szereg odkrywanych na każdym kroku paskudnych stron życia, aż do ostatecznej rzeźni. Poczucie winy boleśnie zmaga się z pragnieniem wolności.

Marcus uczy się przykładnie, w weekendy pracuje w barze, nie chce należeć do żadnego bractwa akademickiego – ani żydowskiego, ani chrześcijańskiego, ani agnostycznego, nie interesuje go życie towarzyskie. Wcale nie ma natury buntownika, chce po prostu z dobrym wynikiem skończyć studia, a przed śmiercią popróbować seksu. To ostatnie mu się uda za sprawą – jak to u Rotha – pięknej, pociągającej i zepsutej gojskiej siksy, której młode życie kryje ponure sekrety. Nie uda się jednak pierwsze. Jest rok 1951. Na uczelni panuje absurdalna dyscyplina obyczajowa i jeszcze bardziej absurdalny obowiązek uczestnictwa w chrześcijańskich praktykach religijnych. W tle toczy się wojna w Korei.

Magda Heydel poleca

W najbliższych miesiącach ukażą się u nas trzy powieści Rotha: „Duch wychodzi”, „Operacja Shylock” oraz „Oburzenie”, co będzie uzupełnieniem solidnego już kanonu dzieł pisarza w polskim przekładzie. Z dawniejszych książek Rotha wracam chętnie do „Kompleksu Portnoya”, historii najsłynniejszego Rothowskiego seksoholika, której wyzwalająca siła nie osłabła przez 40 lat od wydania. Wracam też do „Oszustwa”, powieści porażającej bezwzględnością przedstawienia relacji między mężczyznami i kobietami. Lubię również „Amerykańską sielankę”, zarazem nostalgiczny i dramatyczny obraz Ameryki lat sześćdziesiątych, tło dla typowych dla Rotha zapętleń rodzinnych, środowiskowych i politycznych, obraz życia, które musi sobie radzić z konsekwencjami „fałszywego kroku”. Roth ma szczęście do świetnych tłumaczy (m.in. Anna Kołyszko, Jolanta Kozak i Jerzy Jarniewicz). Dzięki nim proza najwybitniejszego żyjącego pisarza amerykańskiego ma szansę, by nie zginąć bez echa w wielkim worze anglojęzycznej prozy popularnej.

W „Oburzeniu” rozpoznać można stałe wątki owej jednej wielkiej powieści, jaką Roth pisze od swojego debiutu w końcu lat 50. Z podobnymi pętami zmagają się inni jego bohaterowie: Aleksander Portnoy, młody David Kepesh, Natan Zuckerman czy Neil Klugman. Powracają znaki rozpoznawcze fabuł pisarza: toksyczny układ rodzinny, hipokryzja i śmieszność środowiska, balast historii, pożądanie jako motor działania. Rozpoznać można autoaluzyjne motywy i sceny oraz ton charakterystycznej pierwszoosobowej narracji. Choć prowadzona z niecodziennej perspektywy (nie zdradzę chwytu, sam autor czyni to w powieści dość wcześnie), skrzy się jak zawsze swadą i gorzkim humorem.


„Oburzenie” jest dwudziestą dziewiątą książką Rotha, pisarza uhonorowanego wszystkimi najważniejszymi literackimi laurami Ameryki (m.in. nagrodą Pulitzera, National Book Award, najbardziej prestiżowymi nagrodami amerykańskiego PEN Clubu, wręczanym w Białym Domu National Medal of Arts oraz nagrodą Society of American Historians). Jako jedyny żyjący pisarz Roth może poszczycić się kanonicznym wydaniem dzieł zebranych w Library of America.

Siedemdziesięciosześcioletni dziś Roth, który ostatnio co roku wydaje nową książkę, wraca w „Oburzeniu” do czasów swojej młodości, zadaje starszemu o półwiecze światu na pozór proste i młodzieńcze pytania o tożsamość człowieka i odpowiedzialność za jej tworzenie, o granice i zakresy wolności, o tradycję i wspólnotę, istotę relacji międzyludzkich, osobiste doświadczenia i wybory skonfrontowane ze światem. Przypomnijmy: „najdrobniejszy fałszywy krok może mieć tragiczne konsekwencje”. I ma. Bo każdy krok może się okazać fałszywy.

Powieści Rotha są oplecione siecią wzajemnych powiązań na poziomie bohaterów, fabuł czy motywów, i to nie tylko między sobą, ale również z tekstami życia pisarza i historii jego czasów. Rozdzielanie tych splotów jest nie tylko niewykonalne, ale, co więcej, szłoby wbrew istotnej zasadzie rządzącej dziełem Rotha: zasadzie przekraczania granic.

Życie, jeśli tylko przyjrzeć mu się uważnie i uczciwie, jest nieustanną transgresją. Także pisarstwo jest transgresją, a granice i w życiu, i w pisaniu (a również te oddzielające życie od pisania) stanowią opartą na ułudzie umowę, która hołduje naszej potrzebie bezpieczeństwa, jednak fałszuje przy tym obraz świata. Bohaterowie Rotha – także zafascynowany Bertrandem Russelem Marcus z „Oburzenia” – przeciwstawiają się temu zafałszowaniu, płacąc zwykle wysoką cenę. Przeciwstawia się mu całe dzieło Rotha, określanego nie raz mianem skandalisty i gorszyciela zagrażającego ładowi moralnemu, kalającego swe gniazdo syna marnotrawnego.


Największą grupę w twórczości Rotha stanowią tzw. Zuckerman Books – ktoś porachował, że w sumie jest to 2215 stron, jeśli nie liczyć listów Zuckermana do Rotha zawartych w trans-biograficznej książce „The Facts” (1988). Bohaterem i narratorem tych powieści jest amerykański pisarz żydowskiego pochodzenia, Nathan Zuckerman, którego poznajemy jako młodego twórcę z wysokimi aspiracjami literackimi i erotycznymi.

Cztery pierwsze książki, „Cień pisarza” (1979), „Zuckerman wyzwolony” (1981), „Lekcja anatomii” (1983) i „Praska orgia” (1985), opisują lata 1956–1976. W centrum staje życie i psychika Zuckermana – obrazy dzieciństwa, niełatwe stosunki rodzinne, edypalne zmagania z postaciami uosabiającymi ojca, przygody seksualne i kłopoty pisarza kalającego swe żydowskie gniazdo. Dalej mamy eksperyment z zakresu fikcjonalizacji życia zatytułowany „Przeciwżycie” (1986), zapisaną w eksperymentalnej formie historię relacji dwóch braci, wyznających odmienne wartości, które przychodzi im skonfrontować z bezlitosną rzeczywistością.

Ponad dekadę później Roth publikuje tzw. trylogię amerykańską, czyli wyróżnioną Pulitzerem „Amerykańską sielankę” (1997), „Wyszłam za komunistę” (1998) i „Ludzką skazę” (2000). Zuckerman nie jest tu już centralną postacią: jak stwierdził złośliwy recenzent, pisarz odkrył, że poza jego alter ego istnieją też inni ludzie, którzy, co zaskakujące – także bywają interesujący. Poprzez losy postaci Rotha przyglądamy się rewolucji obyczajowej lat sześćdziesiątych, histerycznemu antykomunizmowi okresu maccartyzmu i epoce poprawności politycznej lat dziewięćdziesiątych.

Zuckerman powraca raz jeszcze w znakomitej powieści pod szekspirowskim, a zarazem aluzyjnym tytułem „Exit Ghost” (2007; pierwsza powieść cyklu nosiła w oryginale tytuł „Ghost Writer”). Stary pisarz przyjeżdża po wielu latach do Nowego Jorku, by poddać się operacji prostaty, a związane z chorobą upokarzające dolegliwości i stanowiąca konsekwencję zabiegu impotencja są tłem dla wątków niewyczerpanego pożądania oraz prób dostępu do prawdy o życiu swoim i innych.

W „Cieniu pisarza” czyli powieści „Ghost Writer” młody Zuckerman chce posiąść sekrety życia swojego literackiego idola, E.I. Lonoffa – postaci, dla której wzorów dostarczają życiorysy innych pisarzy amerykańskich, Bernarda Malamuda i Henry’ego Rotha (ta przypadkowa zbieżność nazwisk świetnie wpasowuje się w gęstwinę transgresyjnych splotów życia i fikcji). W „Exit Ghost” ten sam Zuckerman, wraz ze starą teraz i schorowaną ekskochanką Lonoffa, odmawiają pomocy młodemu, agresywnemu badaczowi, który pisze książkę o Lonoffie i dąży do odkrycia w jego biografii domniemanego skandalu, by na nim oprzeć nową interpretację jego książek. Czy to dopuszczalna praktyka? Czy należy czytać dzieło przez biografię autora? A przede wszystkim, czy da się tego dokonać i czy przypadkiem kierunek nie powinien być odwrotny?


Nie tyle odpowiedź na te pytania, ile dalsze ich zasupłanie znajdujemy w kolejnym cyklu powieści, określanych mianem „Roth Books”. Bohaterem i narratorem jest tym razem niejaki Philip Roth, pisarz, amerykański Żyd z Newark. Cykl otwiera autobiograficzna książka pod jawnie prowokacyjnym tytułem „The Facts” (1988), dalej mamy „Oszustwo” (1990), „Dziedzictwo” (1991), „Operację Shylock” (1993) oraz „Spisek przeciwko Ameryce” (2004).

Od tych książek – uwaga, wrażliwsi czytelnicy! – naprawdę może się zakręcić w głowie. Roth jest w nich mistrzem fikcji, ze swobodą stwarzającym możliwe światy i współistniejące alternatywnie wersje rzeczywistości, a istotą tych opowieści jest doświadczenie niejednoznaczności tego, co zwykliśmy uznawać za „rzeczywistość rzeczywistą”.

Abstrakcyjne pytanie „kim jestem?” nabiera sensu bardzo konkretnego i dotkliwego w bezlitośnie opisanych relacjach z kobietami (miłość) i z ojcem (śmierć), na szerszym tle historycznym i politycznym, a przede wszystkim na styku życia i pisarstwa.

W „Operacji Shylock” (w oryginale z podtytułem „A Confession”) Philip Roth jedzie do Izraela, by przeprowadzić wywiad z izraelskim pisarzem Aaronem Appelfeldem, wziąć udział w procesie sadystycznego kata z Treblinki, Johna Demianiuka, a przede wszystkim by stawić czoła komuś, kto posługuje się nazwiskiem Philip Roth i przedstawiając się jako żydowski pisarz, głosi ideę diasporyzmu (czyli anty-syjonizmu). Namawia Żydów do powrotu do Europy, bo konflikt z Palestyńczykami grozi konfrontacją nuklearną i stanowi śmiertelne zagrożenie dla narodu żydowskiego.

Roth numer dwa spotykał się już nawet w tej sprawie z Lechem Wałęsą, który całkowicie poparł jego koncepcję, podkreślając, że Polska czeka na swoich Żydów i ich potrzebuje. Roth (numer jeden?) wykorzystuje gagowy, szekspirowski motyw bliźniactwa i rozstawia system krzywych luster. Autentyczne splata się tu zawrotnie z fikcyjnym, światy przenikają się wzajemnie i nie dają rozdzielić. Autor (?) opatruje tekst przedmową i posłowiem, które nawzajem podważają zawarte w nich stwierdzenia, wiąże niedający się rozsupłać splot faktów i fikcji, a w efekcie doprowadza ontologiczne wątpliwości do zagęszczenia tak dalekiego od niewinnych figli literatury wyczerpania, że proste określenie go mianem pisarza postmodernistycznego zdaje się niemal prostackie. Ta proza nie traci nic z walorów rozrywki (ostatecznie mamy do czynienia z pełnokrwistym thrillerem politycznym!), a równocześnie sprawia, że świat wiruje, a ziemia usuwa się spod stóp.


Kolejnym wątkiem w tkaninie tożsamościowego rozedrgania jest cykl powieści o Davidzie Kepeshu: „Pierś” (1972), „Nauczyciel pożądania” (1977) i „Konające zwierzę” (2001). Życie nowojorskiego profesora literatury porównawczej (który fascynacje Czechowem, Kafką i Flaubertem dzieli z Rothem i Zuckermanem) wypełniają kobiety, dające mu rozkosz i wolność, ale także udrękę i uwiązanie.

Temat stale obecny w twórczości Rotha, czyli przekraczanie kolejnych erotycznych granic, które ujawniają wprawdzie swoją iluzoryczność, ale okazują się też niebezpiecznymi eksperymentami na żywym człowieku, otwiera przestrzeń dla nieznajdujących odpowiedzi w żadnym gotowym systemie wartości ani ideologii pytań o kres wolności i życia. „Zastanów się jeszcze. Zastanów się. Bo jeśli pojedziesz, to po tobie” – mówi w „Konającym zwierzęciu” bezimienny rozmówca do Kepesha, zdecydowanego jechać do kobiety, z którą kiedyś łączył go namiętny romans, by wbrew samemu sobie, a może właśnie w głębokiej zgodzie z sobą, być z nią w przeddzień operacji raka piersi.

Związek z Consuelą, znany z wygładzającej adaptacji filmowej pt. „Elegia”, jest inny od pozostałych romansów bezwzględnego profesora Kepesha, bo nieoczekiwanie ujawnia przed nim samym tkwiącą w nim ludzką ranliwość i niekompletność. Kobieca pierś, we wszystkich trzech powieściach o Kepeshu otrzymująca symboliczne znaczenie, okazuje się tajemnicą, dzięki której mężczyzna dostrzega rysę czy niejednoznaczność w swym własnym obrazie – wizerunku cynicznego posiadacza zawsze gotowego do działania penisa, któremu wolność gwarantuje konstytucja.

„Jeśli się żyje w wolnym systemie, z założenia obojętnym na działania jednostki, o ile nie naruszają one granic prawa, to nieszczęścia, które na człowieka spadają, są najczęściej przez niego samego zawinione – mówi Kepesh, odradzając swojemu dwudziestoletniemu synowi małżeństwo. – Sytuacja byłaby inna, gdybyś żył w Europie okupowanej przez nazistów, w Europie zdominowanej przez komunizm albo w Chinach Mao Zedonga. Tam fabrykuje się nieszczęście dla człowieka, tam człowiek nie musi sam robić fałszywego kroku, aby stracić ochotę do budzenia się rankiem”.


W „Oburzeniu” nieszczęścia fabrykuje amerykańska rzeczywistość sprzed półwiecza. Wiara w to, że aby spotkało nas nieszczęście, musimy uczynić jakiś fałszywy krok, a zatem wiara w możliwość panowania nad własnym losem, zostaje tu przenicowana. W świecie „Oburzenia” – kolejnym „świecie możliwym”, tylko na pozór po prostu historycznym – każdy krok może okazać się fałszywy, a przypadek staje się regułą, choć, paradoksalnie, światem tym rządzą, lub rządzić chcą, sztywne zasady, stojące na straży zadekretowanego ładu.

Nie jest jednak ani tak pięknie, jak chcieliby prawodawcy, ani tak, jak pół wieku później chciałby pielęgnujący swą osobistą wolność Kepesh. Wycieczka w przeszłość to też doświadczenie z zakresu „przeciwżycia”, próba pewnej alternatywy. Tak mógłby wyglądać nasz świat, gdyby panował „porządek”, gdyby nie było transgresji, gdyby nie było Rotha i jego bohaterów, podających w wątpliwość ustalone granice i raz na zawsze, odgórnie zdefiniowane tożsamości. To oczywiście także przypowieść na – minione, ale czy na zawsze? – czasy rządów Busha, a więc jasna deklaracja polityczna, a także alegoria, nietrudna do spożytkowania i w naszej rzeczywistości ideologicznej. Przypowieść gorzka, niepozbawiona jednak ani humoru, ani wiary w sens upierania się przy prawie do transgresji.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.