JESZCZE NIE W POLSCE: Szczęśliwy kret

Magda Heydel

W Anglii kilka miesięcy temu ukazała się sensacyjna biografia E.M. Forstera. Tylko w „Dwutygodniku” jego portret

Jeszcze 6 minut czytania


„Wczoraj na peronie stacji Waterloo spotkałam Morgana Forstera. Jest to człowiek z wyglądu przypominający błękitnego motyla: chcę w ten sposób opisać  jego przezroczystość i lekkość” – zapisała w lipcu 1919 roku  Virginia Woolf. Forster wrócił właśnie z Aleksandrii, gdzie w czasie wojny pracował dla Czerwonego Krzyża. Był już autorem pięciu powieści, z czego cztery opublikował. Później miał wydać jeszcze tylko jedną, uznawaną za jego największe osiągnięcie „Drogę do Indii”. Nieopublikowana za jego życia pozostała najszczersza książka, napisana w 1912 roku powieść „Maurice”, która ukaże się zaraz po jego śmierci w roku 1970.

Nic? To jest właśnie coś!

Edward Morgan Forster urodził się w 1879 roku, a do 66 roku życia mieszkał z matką – dominującą i wymagającą Lili. Idylliczne wspomnienia miał jedynie z wczesnego dzieciństwa, które upłynęło w otoczeniu samych kobiet (osoby postronne brały go wówczas za dziewczynkę) w osiemnastowiecznym domu w Rooksnest w Hertfordshire. Potem nadszedł bolesny okres edukacji. Wysłany w 1890 roku do stosunkowo światłej, niewielkiej szkoły, Morgan zaznał wszelkich upokorzeń, przemocy fizycznej i psychicznej, a także przeżył pierwsze doświadczenia erotyczne. Jednym z nich było spotkanie z pedofilem, które stało się okazją nie tyle dla nieznanych doznań, co elementem edukacji w zakresie praktycznego działania prawdy i kłamstwa, wstydu i hipokryzji w świecie dorosłych. W dzienniku przyszły pisarz zanotował tego dnia jedno słowo: „Nic”, aby – wyjaśniał po latach – zapamiętać, że to właśnie było coś.

„Byłbym znacznie sławniejszym pisarzem – zanotował Forster pod koniec życia – gdybym więcej napisał, a raczej opublikował, ale seks mi to uniemożliwił. Mając osiemdziesiąt pięć lat czuję gniew wobec Społeczeństwa, przez które zmarnowałem tyle czasu, ponieważ homoseksualizm był przestępstwem. Iluż podstępów, iluż aktów samokontroli można było uniknąć!”. Lytton Strachey, przyjaciel z kręgu Bloomsbury, nadał Forsterowi przydomek „Taupe” („Kret”) – trafnie obrazujący nie tylko wygląd i nieśmiałość, ale także charakter jego życia. „Kret” na powierzchni był szanowanym obywatelem, pod ziemią – patronem gejowskiego środowiska, wzorem przekraczania zakazów obyczajowych, podziałów społecznych i klasowych oraz głosicielem  radykalnego indywidualizmu i humanistycznego liberalizmu. „Umówmy się, że największą powieścią Morgana – pisał z okazji dziewięćdziesiątych urodzin Forstera William Plomer – jest jego życie. Są w nim być może elementy fikcyjne… ale jest ono dziwniejsze niż literatura”.

Kampania, by odbyć jakiś stosunek seksualny

Wendy Moffat „E.M. Forster: A New Life”,
Bloomsbury, London-Berlin-New York 2010, 404 strony
Wojenny pobyt w Aleksandrii był w życiu pisarza z pewnością okresem dziwniejszym niż literatura. W tym zdumiewającym, mozaikowym mieście, gdzie wszystko jest możliwe, wreszcie stanie się to, czego trzydziestosiedmioletni Forster pragnie najbardziej: nastąpi „rozstanie z szacownością”.

Zanim się to jednak stanie, pisarz zawrze istotną dla siebie oraz dla historii poezji światowej znajomość. Wychodząc poza bezpieczny krąg świata angielskich ekspatów, zapuści się w nieznane zaułki, by trafić do mieszkanka przy mocno szemranej ulicy Lespiusza, zajmowanego przez nieznanego poetę, Konstandinosa Kawafisa. Poznanie Kawafisa, którego poezję entuzjastycznie przedstawi w Anglii, było także wejściem w gejowski półświatek Aleksandrii. Forster, jak pisze Wendy Moffat, „rozpoczął kampanię, by odbyć z kimś jakiegoś rodzaju stosunek seksualny”. Obserwował piękne męskie ciała: koterię Kawafisa, półnagich żołnierzy kąpiących się w morzu i dusił się w kaftanie celibatu, który stał się synonimem moralnego tchórzostwa. 15 października 1916 podjął decyzję, a następnego dnia napisał w liście: „Wczoraj rozstałem się z «Sz»”. Od razu jednak odkrył, że anonimowy i czysto fizyczny seks, taki jaki opisuje Kawafis – jest dla niego głęboko niesatysfakcjonujący.

Odkrycie homoseksualnej tożsamości nastąpiło w życiu Forstera znacznie wcześniej, w środowisku King’s College w Cambridge, gdzie studiował od roku 1897. Kolegium było miejscem ekskluzywnie męskim. Kobiety, które w tym czasie stanowiły mniej niż dziesięć procent mieszkanek uniwersytetu, nie miały tu wstępu. Zamkniętym światem rządził pisarz i reformator kształcenia  Oscar Browning, dziś pamiętany także jako szwarccharakter „Własnego pokoju” Virginii Woolf, wiążącej jego mizoginizm z homoseksualizmem.

Miałem niezwykły instrument

E.M. Forster, portret autorstwa Dory
Carrington (1925)
Forster odkrył tu środowisko kompletnie odmienne od kobiecego świata Lily, pobudzające intelektualnie i towarzysko. Ważne przyjaźnie z tego czasu – Hugh Owen Meredith, mefistofeliczny opiekun naukowy Nathaniel Wedd czy historyk Goldsworthy Lowes Dickinson zwany Goldiem – będą trwały długie lata. Forster znalazł się w elitarnym stowarzyszeniu tzw. apostołów, czyli najwybitniejszych studentów starszych lat, co oznaczało znajomość m.in. z Maynardem Keynesem, Rogerem Fryem, Lyttonem Stracheyem i Leonardem Woolfem, a więc z przyszłym środowiskiem Bloomsbury.

Wedd jako pierwszy zasugerował Forsterowi pisanie. Wiele lat później autor „Howard’s End” wspominał: „Mówi mi, że mógłbym pisać, że umiałbym pisać, mógłbym zostać pisarzem. Byłem zdumiony, ale nie przesadnie onieśmielony. […] Oczywiście że mogłem pisać – nie żeby ktokolwiek miał mnie czytać, ale to nic nie znaczyło […] Miałem pewien szczególny i niezwykły instrument, na który Wedd zwrócił mi uwagę…”

Powieści zaczęły powstawać niebawem. Dzięki spadkowi po ciotce Forster mógł nie troszczyć się przesadnie o pracę, podróżować (głównie z matką) i pisać. Pierwsze artykuły i szkice ukazywały się w prasie od roku 1904, a w 1905 Forster wydał swoją pierwszą powieść „Where Angels Fear to Thread”. Jej akcja toczy się w Toskanii i – jak odważnie pisze Moffat – jest powieścią, którą mógłby napisać Henry James, gdyby miał poczucie humoru.

Małżeństwo, czyli niemożliwe

Kolejne książki Forstera powstawały z imponującą regularnością, zawsze łącząc przeciwstawne żywioły tragedii i komedii. W 1907 pisarz publikuje swoją bildungsroman czy raczej fantazję autobiograficzną „The Longest Journey”. Losy Rickiego Elliota, powieściowego alter ego pisarza, są w dużej mierze inscenizacją własnych przeżyć Forstera, a w drugiej części książki – próbnym zarysem scenariusza tego, co niemożliwe, czyli małżeństwa. Lata później Forster zapisał, że choć jest to najmniej popularna z jego powieści, właśnie z niej jest najbardziej zadowolony – pozwoliła mu katarktycznie przepracować koszmar, jakim musiałby być związek z kobietą.

W 1908 pisze osadzoną znów w realiach włoskich powieść „Pokój z widokiem”, dwa lata później – „Howard’s End”, historię umieszczoną w samym centrum nowoczesnego, gwałtownie się rozwijającego Londynu, na styku środowisk o kompletnie różnych systemach wartości i wizjach świata, pomiędzy liberalnym idealizmem i nowoczesnymi ideałami a trzeźwym kapitalizmem i konserwatywną stabilnością, pozorną szacownością a prywatną moralnością, standardami dla mężczyzn i dla kobiet.

Temu gwałtownemu wybuchowi twórczości literackiej towarzyszą tez ważne wydarzenia w skądinąd niezbyt burzliwym życiu osobistym Forstera. Najpierw bardzo intensywne uczucie do Syeda Rossa Masooda, syna wielkiego muzułmańskiego rodu, który przyjechał do Anglii szykować się do studiów w Oksfordzie. Forster miał go uczyć łaciny, ale gwałtowna i głęboka przyjaźń, która, jak pisał w dzienniku „zbudziła mnie z tego prowincjonalnego i akademickiego życia, wskazała mi nowe horyzonty i nową cywilizację”, okazała się ważniejsza. „Nie było nigdy nikogo takiego jak on, i nigdy nie będzie nikogo takiego jak on” – mówił dwudziestosiedmioletni pisarz o swojej pierwszej wielkiej miłości.

Twórcza struna jest powyżej pośladków

E. M. Forster w Indiach (1921)Wpływy ze sprzedaży „Howard’s End” pozwoliły Forsterowi w 1912 roku wybrać się w sześciomiesięczną podróż do Indii, by odwiedzić Masooda. Była to podróż do innego świata, niosąca wiele odkryć, przeżyć i rozczarowań. Jednym z nich był koniec związku z Masoodem, ale ważniejsze okazało się odkrycie zanotowane w powstałych po powrocie esejach: że nic nie jest tym, czego się spodziewamy, świat jest o wiele bardziej skomplikowany i bogatszy, niż się to zdaje, kiedy się patrzy z perspektywy centrum, a skarby znajduje się tam, gdzie nikt na nie nie liczy.

Skarby odkrył zatem Forster nie w Indiach, ale po powrocie do Anglii, kiedy poznał Edwarda Carpentera, romantycznego wiktoriańskiego socjalistę, radykała i duchowego guru, który porzucił wygodne życie, by zamieszkać wśród robotników, walcząc o równość społeczną, prawa kobiet oraz akceptację dla homoseksualizmu. Carpenter był wcieleniem poezji uwielbianego przez Forstera Whitmana – mieszkał w prymitywnej chacie ze swoim wywodzącym się z klasy robotniczej partnerem Georgem Merrillem. Wizyta tam była dla Forstera przełomowym momentem w życiu: Carpenter zachwycił go duchowo, a Merrill dotknął w nim „twórczej struny”, która, jak się okazało, znajdowała się „tuż powyżej pośladków”. Niemal pół wieku później Forster nadal pamiętał tamto dotknięcie: „równie psychologiczne, co fizyczne. Powędrowało jakby wprost przez kręgosłup ku ideom, nie angażując myśli”.

Ale Gide nie ma matki!

Efektem owego dotknięcia będzie „Maurice”, powieść napisana natychmiast, a opublikowana pośmiertnie. Namawiany do publikacji wzorem André Gida, wydającego jawnie homoseksualne utwory, Forster wygłosił słynne zdanie: „Ale przecież Gide nie ma matki!”. „Maurice” to powieść o miłości homoseksualnej z happy endem, który dla autora miał kluczowe znaczenie. Książka jest bowiem fantazją o spełnionym marzeniu, a nie autobiografią, w której spełnień wówczas jeszcze nie było, bo nastąpić miały dopiero w Aleksandrii. „Jaka szkoda, że drugiej część «Maurice’a» nie piszę teraz, kiedy wiem tak wiele. Okropna jest świadomość, że tylu przechodzi przez lata młodości nic nie wiedząc” – zapisał Forster w roku 1917, kiedy marzenia naprawdę się spełniły, a pisarz przeżywał szczęśliwe lata w Egipcie ze swoim ukochanym, Mohammedem el Adlem.

Był to związek pod każdym względem nieoczywisty i ryzykowny, bowiem partnerzy musieli pokonać nie tylko znaczną różnicę wieku, ale także przepaść rasy i narodowości, kultury i majętności oraz przynależności klasowej. Mohammed był konduktorem tramwajowym, a spotkania kochanków, które zaczęły się od przypadkowych okazji w aleksandryjskich tramwajach, obu narażały na poważne niebezpieczeństwo. Forster ryzykował aresztowaniem, Mohammed – utratą pracy.

Kiedy Forster wyjeżdżał z Aleksandrii w 1919 roku, po trzech latach intensywnego emocjonalnie związku, zabrał ze sobą zdjęcie Mohammeda i skrzętnie przechowany bilet tramwajowy z ich pierwszego spotkania oraz niewielki pakiet listów. Mohammed zostawał w Egipcie – z młodziutką żoną, spodziewającą się syna, który będzie miał na imię Morgan.

Homoseksualizm, bez przerażenia

Mohhamed el AdlNiedługo po powrocie z Egiptu, Forster, już jako nowy człowiek, wyjechał ponownie do Indii, gdzie piastował stanowisko osobistego sekretarza maharadży Dewas. Podróż miała pozwolić mu na dokończenie powieści o Indiach, ale okazało się, że cały kraj i dwór maharadży to już zupełnie inne miejsce niż parę lat wcześniej. Panował nastrój chaosu i terror władz brytyjskich, które wobec nasilających się tendencji wyzwoleńczych wzmogły brutalną kontrolę militarną i polityczną. W odpowiedzi pewien prawnik nazwiskiem Mohandas Gandhi rozpoczął kampanię pokojowych manifestacji przeciwko rządowi. Pod koniec pobytu w Czataepur Morgan dowiedział się, że Mohammed el Adl jest śmiertelnie chory na gruźlicę i natychmiast pojechał do Kairu, by go odwiedzić. Było to ich ostatnie spotkanie.

12 marca 1922 roku Virginia Woolf zapisała: „Morgan […] był, jak nam się wydawało, niemal śmiertelnie przygnębiony. Wrócić do Weybridge, do brzydkiego, ceglanego domu, o milę od stacji kolejowej. Do starej, kłótliwej i wymagającej matki, wrócić, utraciwszy swego radżę, bez powieści i bez sił, aby ją napisać – potworne, jak sadzę, w wieku czterdziestu trzech lat. Na wiek średni pederastów nie da się patrzeć bez przerażenia”. Chociaż Forster rzeczywiście był wówczas przygnębiony, Woolf nie miała racji ani pod względem faktów, bo nie chodziło o radżę, ani opinii, bo przyszłe życie jej przyjaciela bynajmniej nie miało być przerażające.

Chciałbyś, żeby cię nawrócono?

W 1924 roku ukazała się „Droga do Indii”– Woolfowie zobaczyli ją jako pierwsi, krytyka niemal natychmiast okrzyknęła arcydziełem. Forster był sławny i bogaty. Wtedy w jego życiu pojawił się Joe Ackerley – przenikliwie inteligentny i piekielnie przystojny młody literat z dramatycznymi doświadczeniami wojennymi, otwarcie przyznający się do homoseksualizmu. Ich przyjaźń, bardzo bliska i czuła, opierała się na wymianie: Morgan podsuwał Joemu lektury i inspiracje, Joe wprowadzał Morgana w świetnie sobie znane londyńskie środowisko gejowskie, nieoficjalne puby i sekretne miejsca spotkań, demokratyczny świat, w którym wybitni intelektualiści i artyści epoki spotykali się z ludźmi ze środowisk robotniczych, tworząc społeczność alternatywną, konkurencyjną wobec oficjalnego życia Anglii tego czasu.

W sierpniu 1928 roku Virginia Woolf opisała wizytę Morgana: „Jednego wieczoru upiliśmy się i rozmawialiśmy bardzo emocjonalnie o sodomii i safizmie – do tego stopnia, że następnego dnia rano Morgan oświadczył, że był pijany. Wieczorem mówił, że doktor Head potrafi nawracać sodomitów. «Chciałbyś, żeby cię nawrócono?» – spytał Leonard. «Nie» – stanowczo stwierdził Morgan. Powiedział też, że uważa safizm za obrzydliwy: częściowo z powodu konwenansu, a częściowo dlatego, że nie podoba mu się niezależność kobiet od mężczyzn”.

Nie przeszkodziło to Forsterowi w udziale w akcji obrony lesbijskiej pisarki Radclyffe Hall, autorki uznanej za niemoralną powieści „Well of Loneliness”, poniekąd odpowiedniczki jego własnego „Maurice’a”. W następstwie Morgan przeżył traumatyczny moment zderzenia oficjalnej i autentycznej tożsamości, kiedy żona jednego z jego partnerów zażądała od niego pieniędzy w zamian za milczenie.

Prawda przez przemilczenia

Być może ten fakt także przyczynił się do rewizji stylu życia i związków. Zmiana nastąpiła niebawem. 12 kwietnia 1930 Morgan poznał przystojnego, młodego policjanta Boba Buckinghama, największą miłość swojego życia, człowieka, który go nie opuści aż do śmierci. Dwa lata później Morgan będzie świadkiem na ślubie Boba i jego żony May. Zasadniczą troską Forstera było, że wiadomość o jego orientacji seksualnej przysporzy cierpienia jego bliskim. Po śmierci matki martwił się z kolei o Boba. To w jego domu umarł, trzymając za rękę uwielbianą przez siebie May. Towarzysząca trwającemu od 1930 roku związkowi Morgana z Bobem, May po jego śmierci zaprzeczyła, jakoby wiedziała cokolwiek o jego homoseksualizmie.

W tym samym czasie, gdy asystował przy ślubie Boba, umarł Goldie, przyjaciel od czasów Cambridge. Teraz Forster pisał jego biografię, tworząc zarazem nowy gatunek – historię przekazującą prawdę o życiu poprzez przemilczenia. Goldsworthy Lowes Dickinson wiódł spokojne i pozbawione wielkich wydarzeń życie akademika, pod którego powierzchnią nurtował żywioł niezaspokojonej, sublimowanej homoseksualności. Czuły czytelnik może śledzić w tej prozie to, co powiedziane, i to, co niepowiedziane. W ten sposób Forster pisze o tym, na czym najbardziej mu zależy, a czego napisać nie może. Ale potrzeba zachowania prawdy o życiu Goldiego – a także o swoim własnym – jest w nim bardzo silna. Nie napisze już powieści, ale w prywatnym dzienniku otwiera nowy dział pod tytułem „Seks”.

Nie wierzę w wiarę!

Tymczasem atmosfera polityczna w Europie wraz dojściem Hitlera do władzy stawała się coraz mroczniejsza, zwłaszcza dla Żydów i homoseksualistów. Represje dotknęły też przyjaciół Morgana, Christophera Isherwooda i Heinza Neddermeyera. W tym właśnie czasie inny jego znajomy homoseksualista, W.H. Auden, ożenił się z córką Tomasza Manna, Eriką, lesbijką, by ochronić ją przed prześladowaniem. W 1935 roku Forster na zaproszenie André Malraux wziął udział w paryskim kongresie kultury. W tle ryczał führer, Mussolini wchodził do Etiopii, a Franco tłumił strajki górników. Pisarz nie miał złudzeń co do tego, że głos intelektualistów może mieć wpływ na przyszłość świata, a szumne deklaracje solidarności z ludem pracujący, skwitował uwagą, że to bezprzedmiotowe, bowiem głodni i bezdomni całkowicie ignorują kwestie wolności i dziedzictwa kulturowego. W swoim wystąpieniu skupił się na niebezpiecznej tendencji do ograniczania wolności osobistej w imię bezpieczeństwa, kończąc żarliwie: „Wierzę w wolność osobistą!”.

W 1940 roku obok innych wielkich pisarzy został zaproszony do wygłoszenia audycji radiowych w BBC. I tutaj zajął się swoim zasadniczym tematem, znów przy pomocy poetyki ciszy, jaką wykorzystał przy tworzeniu biografii Goldiego, jednego z patronów jego radiowych pogadanek. Mówił o tym, „jak być sobą i jak być dobrym”, o wartości wolności osobistej w dobie brutalnej polityki kontroli i cenzury, zwracając uwagę, że jeśli poddamy się jej choć w małym stopniu, każdy może z dnia na dzień zostać oskarżonym. Audycje Forstera wydane w postaci esejów ukazały się pod tytułem „Two Cheers for Democracy” – najsłynniejszy z nich „What I Believe”, zaczyna się od słów: „I do not believe in Belief”.

Bożek Pan

Lektura szkicu Forstera zrobiła tak wielkie wrażenie na nowojorskim malarzu Paulu Cadmusie, że pisarz niebawem otrzymał pełen admiracji list z fotografiami obrazów powstałych pod wpływem jego twórczości. Obu artystów natychmiast połączyło głębokie porozumienie. Od tego zaczyna się amerykański rozdział życia Morgana.

Pobyty w USA wyznaczają nowy okres w jego życiu także z tego powodu, że rozpoczęły się po śmierci matki. Po sześćdziesięciu sześciu latach życia u boku Lily, Morgan został sam i do tego praktycznie bezdomny, bowiem wypowiedziano mu najem domu, w którym mieszkali. Ratunek przyszedł z Cambridge: King’s College zaoferowało swemu wychowankowi dożywotnie mieszkanie bez żadnych obowiązków akademickich. Forster żył tam od 1947 roku do śmierci. W 1947 także po raz pierwszy znalazł się w Stanach Zjednoczonych.

„Zasadniczym celem trzymiesięcznej wizyty Morgana w Ameryce było przekonanie uniwersytetów, by zapłaciły mu za to, że odwiedzi swoich przyjaciół” – pisze Wendy Moffat. Pisarz odbył turę od Nowego Jorku po Zachodnie Wybrzeże, przekazywany z rąk do rąk przez grupę czekających na niego starych i nowych admiratorów. Wielu z nich lekturę szkiców Forstera uważało za przełomowy moment w życiu i gotowych było przychylać mu nieba, by udowadniać, że rzeczywiście żyją ideałami wolności, przyjaźni i oddania sztuce. Dzięki nawiązanym znajomościom wśród malarzy, aktorów, pisarzy i akademików, Morgan poczuł się w Stanach jak w domu.

Po powrocie do szarej powojennej Anglii i codziennej rutyny, Forster poczuł, że to właśnie przyjacielskie kontakty z Amerykanami stanowią treść jego życia. Paul Cadmus pracował nad alegorycznym obrazem pod tytułem „What I Believe”, w którego centrum znajduje się naga postać Forstera, jakby bożka Pana o rozwianych siwych włosach, w otoczeniu skłębionych nagich ciał kochanków obu płci i wszelkich kolorów skóry. Morgan był zachwycony, że został przedstawiony jako patron „Miłości, umiłowanej republiki” – ten cytat z jego eseju znalazł się na wstążce, stanowiącej jedyne odzienie sportretowanego pisarza.

Robotnicy w operze

Innym intersemiotycznym i homoerotycznym przedsięwzięciem, w jakim brał udział w końcu lat czterdziestych, była adaptacja operowa opowiadania Hermana Melville’a „Billy Bud”, której podjął się na zaproszenie Benjamina Brittena i jego librecisty Erica Coziera. Była to praca bardzo satysfakcjonująca, pozwalająca po raz kolejny przeżyć dylematy, które przedstawił w „Maurice’ie”, ale też wymagająca wprowadzania elementów woalujących przesłanie i trudna emocjonalnie, nieoczekiwanie przerwana przez Brittena.

Dla Forstera przerwa w pracy stała się okazją do kolejnej podróży do USA, tym razem w towarzystwie Boba Buckinghama, który w świecie amerykańskiej bohemy artystycznej był pewnego rodzaju sensacją. I tym razem pobyt obfitował w interesujące spotkania i znajomości: pisarz Glenway Wescott i jego partnerzy, fotografik George Platt Lynes oraz Monroe Wheeler, dyrektor wydawniczy Museum of Modern Art w Nowym Jorku czy doktor Alfred Kinsey, autor słynnego raportu o zachowaniach seksualnych Amerykanów (i niemniej słynnej kolekcji pornografii).

W grudniu 1951 roku odbyła się premiera „Billy’ego Budda” – poprzedzona okresem intensywnej pracy, której nie ułatwiały konflikty między Brittenem i Forsterem, niemniej opera okazała się wielkim sukcesem. Morgan szeroko zapraszał swoich przyjaciół ze wszystkich sfer: wielu z nich po raz pierwszy miało okazję włożyć strój wieczorowy.

Sława jest przyjemnością

W 1949 roku Forster uprzejmie podziękował premierowi Clementowi Attleemu za tytuł szlachecki, ale w 1953 przyjął od królowej Order Kawalerów Honorowych. „Sława jest dla mnie dużo bardziej przyjemnością niż zawracaniem głowy, ale bycie ważną osobą to pełnoetatowe zajęcie” – zanotował. I rzeczywiście: obfita korespondencja, wykłady i wizyty w uniwersytetach, pogadanki radiowe, rozmowy ze studentami w Cambridge, recenzje dla redagowanego przez Ackerleya pisma „The Listener”. Zabrał się także zapisanie kolejnej biografii, tym razem swojej ciotki-dobrodziejki Marianne Thornton, którą ukazał jako córkę, siostrę i ciotkę. Ta zabawna książka okazała się wielkim sukcesem komercyjnym.

Pisarz przeglądał też i redagował na nowo swoje wcześniejsze utwory, jednak atmosfera obyczajowa lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych nie sprzyjała nawet najdelikatniejszym próbom jawnych deklaracji co do orientacji seksualnej. Był to okres polowania na homoseksualistów, nagonki na wszelkich publicznych forach, popartej tzw. naukowymi próbami wyjaśnienia przyczyn oraz opisania skutków tego „stanu chorobowego”. Równolegle trwała jednak wieloletnia kampania na rzecz złagodzenia prawa, której efektem była ustawa z roku 1967, uznająca stosunki seksualne między dwoma mężczyznami powyżej 21 roku życia za sprawę prywatną i niepodlegającą penalizacji (ale tylko na terenie Anglii i Walii oraz z wyłączeniem członków armii i floty handlowej).

Wtedy Forster dopisał do „Maurice’a” notę końcową na temat homoseksualizmu, gdzie pojawia się celna diagnoza: „Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że powodem powszechnej odrazy, jaką budzi homoseksualizm, nie jest samo zjawisko, lecz fakt, że trzeba o nim myśleć. Gdyby tylko niezauważalnie przeniknęło do codzienności albo z dnia na dzień zostało zalegalizowane, a ustawa opublikowana jak niemniejszym drukiem, wówczas niewielu wniosłoby protest” (przeł. Maria Olejniczak-Skarsgård). Tymczasem jednak sprawa wolności osobistej w sferze seksualności nadal budziła liczne protesty. Forster zaangażował się w obronę „Kochanka Lady Chatterley” D.H. Lawrence’a.

Starość Morgana Forstera była nadal czasem bardzo aktywnego zaangażowania w sprawy społeczne, ale także w prywatne życie przyjaciół, którym pomagał finansowo, i spośród których wielu przyszło mu żegnać. Fotografie Forstera, zrobione w marcu 1970 przez Marka Lancastera, żyjącego w Cambridge nowojorskiego malarza, ukazują starego, dostojnie wyglądającego człowieka z profilu, na tle fragmentu fresku przedstawiającego nagie nogi jakiejś postaci, albo en face, z większej odległości, usadowionego w kącie ławki na tle odrapanej ściany – patrzy na nas badawczo spod kaszkietu.

Wyjście z kadru

Jednak najbardziej poruszające jest ostatnie zdjęcie pisarza, na którym na pierwszy rzut oka jego postaci można nie zauważyć. Lewą połowę kadru zajmuje postument fontanny ze statuą fundatora King’s College, Henryka VI, która jest już poza kadrem. Dolna część zdjęcia to ciemna plama cienia gmachu Gibbsa, gdzie mieszkał Forster, resztę fotografii wypełnia nierówna faktura trawnika – a w prawym górnym rogu widać maleńką, lekko zgarbioną postać. Jej cień wycina w tle wyraźną ciemną plamę. Morgan Forster niebawem wyjdzie z kadru.

W maju 1970 pisarz uległ wylewowi. Jego jedynym pragnieniem było znaleźć się w domu Boba Buckinghama w Coventry. Tam 7 czerwca umarł we śnie, trzymając za rękę żonę Boba, May, otoczony przez najdroższych mu ludzi.

Jako osiemdziesięciopięciolatek Forster wybrał się do Wiltshire, opisanej w „The Longest Journey” krainy dzieciństwa, gdzie sześćdziesiąt lat wcześniej, kiedy dopiero rozpoznawał swoją tożsamość, wśród starożytnych kamiennych kręgów przeżył niemal mistyczne spotkanie z chłopcem pasącym owce. Powracając tam uświadomił sobie, że w tym samym czasie przyszedł na świat jego przyszły ukochany, Bob Buckingham. Zapisał wtedy w dzienniku: „Był szary dzień […] i zobaczyliśmy dwa błękitne motyle, które wszędzie indziej już wyginęły. Drugi z nich pokazał się nam, otwartoskrzydły, heroicznie wielki przy wejściu do wewnętrznego kręgu”.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.