Rozpacz na zimno
Jane Bowles / Materiał Biura Literackiego

Rozpacz na zimno

Magda Heydel

Powieść i dramat Jane Bowles. Czytając je, wyczuwamy podskórne źródło rozpaczy, straszliwie czyste i zimne, choć umiejscowione pośród gwarnego i zabawnego tłumku panamskiego półświatka czy szemranej kalifornijsko-meksykańskiej socjety

Jeszcze 2 minuty czytania

„Jedyne zastrzeżenie, jakie wysuwam pod adresem pani Bowles dotyczy nie jakości jej dzieła, a wyłącznie jego ilości” – napisał we wstępnie do jej dzieł zebranych Truman Capote, obok Tennessee Williamsa, Carson McCullers i Johna Ashbery’ego jeden z prominentnych członków grona admiratorów pisarstwa Jane Bowles. Rzeczywiście, jej cała twórczość („an expanded edition”) zamyka się w tomie liczącym niecałych pięćset stron. Zawiera on powieść „Two Serious Ladies”, sztukę teatralną „In the Summer House” oraz dziesięć opowiadań i trzy teksty z notatnika pisarki. Wszystkie powstały między końcem lat 30., kiedy zaczęła pracę nad „Dwoma poważnymi damami” (pierwsze wydanie 1943), a rokiem 1957, kiedy to doświadczyła pierwszego z serii udarów. Od tego momentu nie była już w stanie pisać. Kolejne szesnaście lat jej życia, znanych z korespondencji wydanej przez biografkę i badaczkę dzieła Bowles, Millicent Dillon, to historia choroby, depresji, alkoholizmu i samotności.

Ekscentrycy, nomadzi, biseksualiści

Jane Bowles, „Dwie poważne damy,
W letnim domku”
. Przeł. Andrzej Sosnowski,
Biuro Literackie, Wrocław, 315 stron,
w księgarniach od 16 lutego 2012
Jane Bowles nie trzeba specjalnie przedstawiać, bowiem zarówno jej niewielka rozmiarem, ale wyrafinowana i nowatorska twórczość, jak i krótkie, ekstrawaganckie i tragiczne życie zyskały już sobie miano kultowych. Po polsku jej utwory znamy dzięki przekładom Andrzeja Sosnowskiego i Pawła Lipszyca. Powieść „Dwie poważne damy” oraz dramat „W letnim domku” otrzymujemy teraz w edycji Biura Literackiego. Wcześniej drukowała je we fragmentach „Literatura na Świecie”. W 2005 roku „Dwie poważne damy” wydał także PIW, a rok wcześniej w tym samym wydawnictwie ukazały się opowiadania pisarki „Proste przyjemności”  w przekładzie Lipszyca.

Obecność tekstów wcale jednak nie gwarantuje, że Bowles jest czytana i rozumiana. Przeciwnie, kiedy przejrzeć dotyczące jej notatki czy recenzje, znajduje się na ogół wzruszające dowody na to, że zjawisko opisane przez Wisławę Szymborską w wierszu „Nieczytanie” dotyczy nie tylko Marcela Prousta. Zazwyczaj pozostajemy na powierzchownych i nieprecyzyjnych historiach dotyczących podniecającego stylu życia małżeństwa Jane i Paula Bowlesów – ekscentryków, nomadów, biseksualistów, centralnych postaci białego artystycznego środowiska Tangeru. Trudniej tę literaturę  przemyśleć, bo maskuje się ona pozorami nonszalancji i nieoczywistego humoru, ale to nie planu anegdoty i aury dotyczy jej stawka.

Nie ma dokąd uciec. Ani wracać


Bowles pisze właściwie wyłącznie o kobietach, a dokładniej – wyłącznie o kobietach, które usiłują na różne sposoby umknąć, uciec, porzucić siebie, stać się kimś innym, próbują siebie gdzie indziej odnaleźć, do czegoś w sobie dotrzeć. Żadnej z nich się to nie udaje. Żyją w nieustającym napięciu, którego nie rozładują żadne wybory i decyzje, nawet te najdziwniejsze, najodważniejsze i najbardziej radykalne. Ucieczka nie może się powieść, bo okazuje się, że jej cel – prawdziwy czy urojony – jest nie tu. A tu, gdzie się jest, nie ma celu. Równocześnie wszystko, od czego bohaterki chcą się wyzwolić, zostaje przez ich decyzje całkowicie unicestwione tak, że rodzą się wątpliwości, czy w ogóle kiedyś istniało: jak liście opadają miejsca, domy, ludzie. Kobiety Bowles nie mają dokąd uciec i nie mają dokąd wracać. Ich życie rozgrywa w rozedrganej pustce.

Na poziomie fabuł otrzymujemy zamaskowane pozorami realistycznej prezentacji ciągi ekscentrycznych i niekonkluzywnych wątków, z których wiele wiedzie w ślepe zaułki. Postaci są sportretowane niby po bożemu, ale jakoś szkicowo, pozbawione epickiego tła, niecałkiem rzeczywiste. Wprawdzie psychologicznie są intensywne, bo widzimy je w sytuacjach skrajnych, ale równocześnie zdumiewająco niewiarygodne, nieumocowane w motywacjach, jakby pozbawione elementarnych instynktów życiowych. Reagują w sposób skrajnie przeczący oczekiwaniom, z których wysuwania pisarka każe czytelnikom jak najszybciej całkowicie zrezygnować.

Angielski z zachwycającej mieszanki


Z tego powodu pisarstwo Bowles jest szalenie irytujące, czyli drażniące, a więc wytrącające z dobrego samopoczucia. Efekt ten osiąga za pomocą bardzo szczególnego języka. Bowles pisze chłodnym, spokojnym, klarownym stylem. Relacjonuje dramatyczne, a nieraz przerażające wydarzenia wręcz nieco autystycznie, jakby narratorka blokowała w sobie empatię. Reakcje bohaterek przedstawia przy pomocy niemal nieznośnie neutralnych fraz, nigdy nie pozwala sobie na poufałość wobec postaci, konsekwentnie tytułuje je „pani” i „panna”. Wypowiedzi bohaterek są na ogół doskonale poprawnymi, eleganckimi zdaniami, nierzadko sprawiają wrażenie recytacji.

Capote zanotował en passant interesującą obserwację: Bowles znała kilka języków, mieszkała w różnych częściach świata, jej utwory brzmią jakby były „przekładem na angielski z jakiejś zachwycającej mieszanki”. Język pisarki jest dzięki temu zabiegowi fundamentalnie wyobcowany, niewrośnięty w świat, a wobec tego jeszcze mocniej poddaje w wątpliwość stabilność rzeczywistości, jeszcze bardziej zaburza poczucie bezpieczeństwa.

Linia napięcia między wydarzeniami i opowieścią, czy emocją i słowem, jest w dziele Bowles bardzo ważna. Na tej cienkiej linie pisarka mistrzowsko balansuje, pewnie stawiając niepewne kroki. Nie ma tu miejsca na spotkanie, współpracę, pokrzepienie płynące z poczucia wspólnoty; jest tylko bezlitosna samotność, z której nie da się wyzwolić. Postaci nie tylko mijają się ze sobą nawzajem, ale również z samymi sobą. Nie ma ich w tym, co mówią, nie wypowiadają tego, czym są. I my także nie mamy do nich dostępu, nie spotykamy się z nimi, bo i co by z tego wynikło? Ani dla nas, ani dla nich – nic.

Jestem poważna, ale samotna


Tu bije podskórne źródło rozpaczy w pisarstwie Bowles, straszliwie czyste i zimne, choć umiejscowione pośród gwarnego i zabawnego tłumku panamskiego półświatka czy szemranej kalifornijsko-meksykańskiej socjety, raczącej się w ogrodzie kolejnymi wymyślnymi potrawami.

Paul Bowles, mąż pisarki, twierdził, że Jane była zdolna „dostrzegać dramat, który tak naprawdę wszyscy mamy przed oczyma w każdej minucie – dramat, który wynika z tego, że żyjemy”. Capote zaś zanotował, że pisanie było dla niej „trudne aż do bólu”, jak „wycieńczająca wędrówka po kamieniołomach”. Sama w liście do męża wyznała: „Jestem poważna, ale samotna, a moje doświadczenia w tej chwili przypuszczalnie nie interesują nikogo”.

Nigdy nie miała i dziś też nie ma szerokiej publiczności, jedynie wąskie grono odważnych czytelników. Ale w tym akurat względzie chyba nie ma co wysuwać zastrzeżeń dotyczących ilości.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.