Teatr do samodzielnego składania

Joanna Targoń

Teatralne albumy fotograficzne, poświęcone reżyserom, to nowość na naszym rynku. Pierwszym reżyserem, który dostał swój album, był Krzysztof Warlikowski. Następnym – Krystian Lupa, a ostatnio – Grzegorz Jarzyna

Jeszcze 2 minuty czytania

Czego oczekujemy od fotografii teatralnej? Dokumentu – żebyśmy wiedzieli, jak przedstawienie wyglądało, gdzie stał stół, a gdzie krzesło. Jak byli ubrani aktorzy. Ale też mamy nadzieję, że fotografia zarejestruje styl przedstawienia, napięcia między postaciami, charakter gry aktorskiej. Co więcej, chcemy (a może i żądamy), żeby fotograf potrafił utrwalić to, co najmniej uchwytne – emocje wywołane przez teatr. Te, których doświadczyliśmy – bądź te, o których nam opowiadano, o których czytaliśmy. A może fotografia pokaże coś, czego nie pamiętamy, odsłoni nieoczekiwane, poprowadzi nas w teatralne zdarzenie inną drogą niż ta, do której przywykliśmy, wspominając przedstawienie? Przedstawienia niegrane obecne są przecież tylko w naszej pamięci – fotografie dodają do naszych wspomnień inną perspektywę, inne oko, cudzą (fotografa) pamięć.

„Jarzyna: Teatr/Theatre”.
TR Warszawa, Agora SA 2010.
Co więcej, dla reżyserów to inne oko jest również istotne. „Patrzę ze zdziwieniem na te zdjęcia, jak czasem ze zdziwieniem patrzę na swoje zdjęcia, zrobione przez kogoś w chwilach szczególnie bezwiednych. Więc taki jestem? Więc tacy są oni?” – pisze Krystian Lupa. „Czasem spektakle robi się w niesamowitym pędzie, wszystko dzieje się tak szybko. W tym pędzie nie dostrzegałem czegoś, co teraz przy pewnej kontemplacji się ujawnia. Te detale na twarzach aktorów, mrugnięcie, grymas twarzy, stają się ikonografią możliwych, ale już nieistniejących przeżyć” – mówi Grzegorz Jarzyna.

Teatralne albumy fotograficzne, poświęcone reżyserom, to nowość na naszym rynku. Kiedyś, owszem, wydawano bogato ilustrowane zdjęciami książki – choćby „Wielopole, Wielopole” Kantora, czy „Dostojewski. Teatr sumienia” Wajdy. Ale fotografie były tam dodatkiem do tekstu, do scenariuszy, manifestów, analiz. Chodziło raczej o w miarę pełny materiał dokumentujący spektakle, niż oddanie pola fotografii jako śladowi teatru. Inna sprawa, że poligrafia była w latach osiemdziesiątych siermiężna i dziś trzeba sporo wysiłku, by obejrzeć te zdjęcia, nierzadko gorszej jakości niż w codziennej gazecie.

Pierwszym reżyserem, który dostał swój album, był Krzysztof Warlikowski („Warlikowski – teatr”, TR Warszawa 2006). Co ważne, album otwierał tekst Grzegorza Niziołka analizujący fotografie, odczytujący poprzez nie teatr. Powtarzające się motywy, obsesje, natręctwa, estetyczne kody. Prezentowane na kolejnych stronach spektakle nie były w żaden sposób komentowane – żadnych opisów czy fragmentów recenzji tam nie znajdziemy. Zamykająca album rozmowa Piotra Gruszczyńskiego z reżyserem nie komentowała z kolei fotografii, poświęcona była głównym tematom tego teatru. Album zapraszał do samodzielnego poskładania sobie teatru Warlikowskiego; teksty podpowiadały pewne tropy, można było za nimi pójść lub zawierzyć własnej intuicji, własnej pamięci.

„Lupa/Teatr” (W.A.B. 2009) to autorski album Krzysztofa Bielińskiego. Nie ma tutaj żadnego wprowadzenia – po otwarciu książki natykamy się od razu na fotografię. Fotografię, by tak rzec, emblematyczną dla teatru Lupy. Długi stół (a właściwie długa kreska białego obrusa), po obu jego krańcach kobieta i mężczyzna, zagłębieni w sobie, może pokłóceni. Pośrodku ledwo widoczne puste krzesło. Wysoko nad środkiem stołu lampa, wyznaczająca wierzchołek trójkąta. Nie ma tła, wszystko poza tym trójkątem zjadła czerń. Ileż w teatrze Krystiana Lupy oglądaliśmy stołów, tych obiadów i kolacji, podczas których dochodziło do rozmów istotnych (choć z pozoru nieistotnych). Ile samotności, osobności, bolesnych melancholii w towarzystwie innych ludzi. Ile par złączonych relacjami przyciągania i odpychania. Ile jest ich na fotografiach w tym albumie.

„LUPA/TEATR”.
W.A.B. 2009
Bieliński nie tylko sfotografował trzynaście spektakli Lupy, ale też zaprojektował album. Czarny, jak stare rodzinne albumy, w których na kartonowe kartki naklejało się fotografie. Tutaj czerń wlewa się też w fotografie – gdy tło jest ciemne, Bieliński jeszcze je przyciemnia, wydobywając twarze i sylwetki aktorów, często umykające w tę czerń, ledwo wyłaniające się z granicy kadru.

Fotografie Bielińskiego może nie przydadzą się przyszłym dokumentalistom – raczej nie uda się na ich podstawie zinwentaryzować przedstawienia. Ale pokazują choćby proporcje, oddają smak i oddech przestrzeni. Na wielkiej, czarnej, porysowanej podłodze, odciętej od widowni czerwoną linią, siedzą na ławeczce niewielcy w tej przestrzeni Maja Komorowska i Władysław Kowalski ze „Sztuki hiszpańskiej”. Spokój horyzontalnych linii scenografii „Mewy” zakłóca niepokojąco wybrzuszony parkiet na brzegu basenu. Franz Josef Murau w „Wymazywaniu” patrzy na ogromną, groźną Kindervillę, a na niego patrzą trzy wysoko i dziwnie blisko siebie umieszczone półkoliste okna. Sfotografowana z góry i pod kątem scenografia „Na szczytach panuje cisza” bezwstydnie obnaża swoją teatralność (zastawka, projekcja, parę mebli), przypominając o mechanizmie iluzji i deziluzji, tak silnie obecnym w spektaklu.

Do teatru Krystiana Lupy zaprasza nas fotograf; dopiero po zapoznaniu się z jego spojrzeniem (i jego interpretacją) możemy przeczytać, jak wybrane fotografie komentuje reżyser. Lupa patrzy na zdjęcia jak na osobne byty, które wyłoniły się z jego przedstawień, hybrydy powstałe z jego myślenia, intuicji, zamiaru oraz myślenia, intuicji i zamiaru Bielińskiego. Fotografie komentuje też Piotr Gruszczyński, a jego rozmowa z reżyserem dotyczy głównych zasad tego teatru.

Najnowszy teatralny album to „Jarzyna: teatr” (TR Warszawa, Agora SA, 2010). Biały album. Wprowadzeniem do niego jest rozmowa z reżyserem, przeprowadzona przez Agnieszkę Tuszyńską i Dorotę Wyżyńską. Rozmowa uporządkowana chronologicznie – dużo w niej o przedstawieniach, o podróżach, doświadczeniach, o tworzeniu teatru w czasach przełomu (którego Jarzyna był jednym ze sprawców) i obecnie. Przedstawienia są również ułożone chronologicznie, wybór fotografii (różnych autorów) opatrzony jest tekstem autorstwa Maryli Zielińskiej. Teksty opisują spektakle, przybliżają konteksty, przypominają czasy premier.

To nie tyle album fotografii z komentarzami, jak poprzednie, ile książka o Grzegorzu Jarzynie i jego przedstawieniach z fotografiami. Co nie znaczy, że zdjęcia są tutaj nieistotne, chociaż „Niezidentyfikowane szczątki ludzkie i prawdziwa natura miłości” zilustrowane zostały zaledwie dwoma zdjęciami i komiksem Andreasa Gefe, który służył jako program przedstawienia.

Jeden spektakl może być zilustrowany przez kilku fotografów, i widać wtedy różnicę spojrzeń. Tak jest w wypadku „Magnetyzmu serca” – u Weroniki Szmuc jest chropawy i melancholijny, u Jacka Marczewskiego – emocjonalny, u Stefana Okołowicza – efektowny. Wszystko prawda, był i taki, i taki.

Fotografie pokazują też życie spektaklu – najbardziej wyraziste jest to przy „Zaryzykuj wszystko”, granym od Warszawy, poprzez Bytom, po Nowy Jork, wszędzie w miejscach nieteatralnych (bar, dworzec, sklep), z przypadkowymi widzami obserwującymi aktorów z zainteresowaniem czy zdziwieniem – albo demonstracyjną obojętnością. Przy „Makbecie” głównym bohaterem jest przestrzeń, ogromna fabryczna hala. Sporo w albumie jest również zdjęć z prób. Samodzielne poskładanie sobie teatru Grzegorza Jarzyny jest łatwiejsze, instrukcje bardziej czytelne i uporządkowane.

Przy wszystkich różnicach, okładki tych trzech albumów są podobne. Na wszystkich znajdują się portrety reżyserów, ale bardzo enigmatyczne. Krzysztof Warlikowski to poruszone zdjęcie, pół twarzy i ręka (na czwartej stronie okładki – cień). Krystian Lupa – zamazana półsylwetka na tle czerwonej ściany. Grzegorz Jarzyna – pochylona głowa i nagie ramiona w dole kadru, na zielonkawym tle. Okładki intrygują – i o to zapewne chodziło, ale też podpowiadają, że to teatr będzie tu najważniejszy.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.