Piwniczaki, czyli beka jest spoko

17 minut czytania

/ Media

Piwniczaki, czyli beka jest spoko

Rozmowa z Dale’em Beranem

Na 4chanie od zawsze panowała obsesja na temat dziewczyn – chłopcy nie mogli przestać gadać o tym, jak to ich nie mają. Znali je głównie z fantazji: gier wideo i porno

Jeszcze 4 minuty czytania

JAKUB DYMEK: Napisałeś głośny tekst o „wytrychu” do sukcesu Trumpa. Co takiego może być w jednym forum internetowym, że uznajesz je za coś, bez czego trudno zrozumieć sukces kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych?
DALE BERAN
: 4chan – w sensie języka czy emocji – ogniskuje wszystko to, co pozwoliło Trumpowi wygrać. W pewnym sensie wiemy, dlaczego starsi ludzie albo mieszkańcy prowincji widzieli w Trumpie lepszego kandydata niż Clinton, ale brakowało połączenia, które wyjaśniałoby, dlaczego zdobył poparcie młodszych. 

4chan w swoich początkach był internetową wspólnotą ludzi, którzy nie mieli może zbyt bogatego życia poza siecią, ale z pewnością prowadzili intensywne życie w internecie. Użytkownicy 4chana zawsze definiowali siebie sami przez stereotyp „piwniczaków” – gości, którzy żyją w piwnicy u rodziców, nic im nie wychodzi w życiu, nie mają znajomych. Jest za to inny świat, który rozumieją doskonale i w którym świetnie sobie radzą: anime, gry wideo, fantasy i tak dalej.

4chan

Na 4chanie wyrosła zatem łącząca olbrzymie rzesze użytkowników kultura, która łączyła wiele rzeczy istotnych dla konkretnego pokolenia i doświadczenia młodych mężczyzn: zafascynowanie grami i anime, kult ironii i żartowania ze wszystkiego, celebrację niepowagi i demonstracyjne okazywanie niezainteresowania poważnymi sprawami, kompletne odrzucenie patosu jako środka wyrazu i emocji. Jak piszę w moim tekście, nie można jednak dać się zwieść, że to jest tylko nihilistyczne środowisko, jak chcieliby o sobie myśleć. W tym, jak uparcie starali się być obojętni – „randomowi” – wobec różnych rzeczy, dokładnie ujawniło się to, że de facto wytworzyli kulturę, która jak każda kultura licząca miliony uczestników, ma pewną dynamikę, wartości, kody.

Jaka to zatem kultura?
Oni przyjęli takie libertariańskie rozumienie wolności – wszystko wolno, a największym tabu jest odgórna ingerencja – połączone z fobiami młodych chłopaków: że dziewczyny ich ośmieszą, że ktoś im zabierze ulubione zabawki, że będą musztrowani, jak się zachowywać, albo przestaną być faworyzowani. Zasady tej społeczności miały w sobie coś z „Władcy much”, świata, gdzie pozostawieni sami sobie dojrzewający chłopcy będą ustalać hierarchię dokuczania. Ten świat był dla wielu atrakcyjniejszy niż normy współżycia i standardy życia społecznego offline. Zaczęli się stawać hikikomori, po japońsku „wycofanymi”, którzy w akcie odrzucenia społecznych wymagań stawianych młodym po prostu rezygnują z życia społecznego w ogóle. 

A należy pamiętać, że ostatnie dziesięć–dwanaście lat w ogóle nie było okresem specjalnie różowym dla pokolenia wchodzącego na rynek pracy. Wysokie bezrobocie dotyka coraz mocniej właśnie białych mężczyzn, a praca, która jest, to często niestabilne i niskopłatne, krótkoterminowe chałtury w sektorze usługowym. Mamy więc pokolenie, wobec którego Ameryka nie wywiązuje się ze swojej obietnicy. Co więcej – jeśli jesteś chłopakiem – stawia przed tobą sprzeczne wymogi: masz być zarazem bogatym playboyem, którego stać na imprezy i drogie gadżety, i statecznym, odpowiedzialnym ojcem-biznesmenem, który zapewnia byt tradycyjnej rodzinie. Dzisiaj z dużym prawdopodobieństwem nie będziesz ani jednym, ani drugim.

Rodzi się frustracja?
Tak, jesteś bardzo sfrustrowany. Zły. Bezsilny. 

Dale Beran

Autor komiksów i eseista. Autor głośnego tekstu „4chan: The Skeleton Key to the Rise of Trump” na medium.com o forum 4chan i jego roli w sukcesie Donalda Trumpa. Na 4chanie był od początku platformy.
daleberan.com

No i ci goście widzą Trumpa, który symbolizuje siłę, może poniżać innych, mieć gdzieś normy i to, co społeczeństwo uznaje za przyzwoite zachowanie. Trump jednocześnie symbolizuje dla nich dwie strony medalu: zwycięzca jest tak samo pogardzany, obśmiewany, odpychający dla opiniotwórczych elit, jak najgorszy śmieć. A więc nie musisz dostosowywać się do społeczeństwa, ale wciąż możesz wygrać w tej grze. Zwycięzca może być najgorszym piwniczakiem. 

W ten sposób Trump, którego kandydatura była dla wielu zwyczajnym żartem - a to przez odbiorców na 4chanie było przyjmowane entuzjastycznie, beka jest spoko – stał się też symbolem obietnicy wywrócenia porządku: ci, którzy byli słabi, staną się silni.

Ale zawsze byli młodzi i wściekli mężczyźni. Najróżniejsze frustracje – seksualne czy ambicjonalne – są częścią dorastania, doświadczeniem, które pojawia się w każdym pokoleniu. Jakiego rodzaju kombinacja czy splot okoliczności powoduje, że to pokolenie jest wyjątkowe?
Uważam, że obserwujemy coś nowego. Zawsze mieliśmy w Stanach kontrkulturę, od bitników w latach 50. przez hipisów, punk i tak dalej. Kontrkultura była zwyczajowo lewicowa. Tej prawicowej było bardzo niewiele, mniej niż w Europie. Dziś młodzi ludzie mają do wyboru dwie antysystemowe ścieżki: zarówno mocno z lewej, jak i prawej strony.

Czemu teraz? Moim zdaniem idzie przede wszystkim o gospodarkę, i mówię o tym z doświadczenia. Przez ostatnią dekadę i więcej obserwowaliśmy kurczenie się palety możliwości awansu dla młodych, mojego pokolenia, które doskonale wiedziało, że pokolenie rodziców, urodzone po wojnie, miało być może największe w historii świata bogactwo. Bogactwo to zaczęło się kurczyć, zanim zdążyli coś z tego przekazać dzieciom. Problemy, które ujawniły się jeszcze za czasów kariery zawodowej pokolenia dzisiejszych 60-latków, stopniowo narastały, żeby zemścić się w pełni dopiero na młodszych. 

W odpowiedzi wyrasta stara, faszystowska w swojej genezie, idea silnego przywódcy, który odwróci bieg zdarzeń i niejako w zastępstwie za swoich wyborców przeprowadzi atak na tych, którzy zablokowali ich życiowe perspektywy. Hanna Arendt pisze mniej więcej o tym samym, kiedy analizuje, jak po okresie relatywnego bogactwa stopniowo wyłaniają się klasy wygrane i przegrane. Te ostatnie czują się tylko trybikami w machinie gospodarki i zawodzą się na mechanizmach polityki, która miała ich upodmiotowić.

Andrew Breitbart – którego nazwiskiem szczyci się dziś czołowy organ propagandy Trumpa, choć nie wiadomo, czy upamiętniony faktycznie o tym marzył – powiadał, że polityka wypływa z kultury. Czy ważniejsze są przekonania kulturalne, światopogląd, wartości od sympatii politycznych sensu stricto?
Mamy do czynienia z czymś, co zaznacza swoją odrębność od tradycyjnej kultury amerykańskiego konserwatyzmu. „Internetowy konserwatyzm” ma w sobie na przykład element przyznania się, ironicznego przechwycenia, przegranej. Wychodzi z założenia, że we współczesnej liberalnej kulturze osoby o poglądach konserwatywnych są gorsze i czyni z tego powód do dumy i zaproszenie do odwrócenia hierarchii. Jesteśmy ciemniakami, bigotami, seksistami – i dobrze. To wyrosło z 4chana. Żaba Pepe jest symbolem tego: żenady, upokorzenia, wstydu, nad którym można i trzeba przejść do porządku dziennego. Jak jesteś „przegrywem”, ale świadomie i na własne życzenie, to tak naprawdę nim nie jesteś – możesz sobie właściwie robić, co chcesz, a to jest wolność. „Rządzisz”. 

Żaba PepeŻaba Pepe pokazuje, żebyś się odczepiła

Ten język „przegrywów” dryfował obok głównego nurtu polityki, ale ostatecznie połączył się z ideologią konserwatyzmu. Ci sami chłopcy, którzy tak pomstują na poprawność polityczną i liberalną tolerancję, używają ofensywnego i wulgarnego języka, bo czują, że to zdejmie z nich etykietę ofiar. Bo uważają, że to właśnie język tolerancji głównego nurtu jest krzywdzący i trzeba się przed nim bronić. Na 4chanie od zawsze panowała pewna obsesja na temat dziewczyn – chłopcy nie mogli przestać gadać o tym, jak to ich nie mają. Dziewczyny znali z fantazji: gier wideo i porno. A o doświadczeniu życia codziennego wypowiadali się za pomocą słownika gier i męskiej, stadnej rywalizacji. Wszechobecne dziś pojęcia „wygrać” i „przegrać”, najlepiej „epicko”, samce „alfa” i „beta”, cucks („rogacze”, czyli ofiary zdrady małżeńskiej) – one wszystkie wzięły się z kultury chanów. Dla nich, w tym języku, politycy tradycyjnej, głównonurtowej prawicy typu Jeb Bush, to też byli cucks, „ciotserwatyści”

W ostatnim roku widzieliśmy, jak ich niewątpliwa kreatywność, memotwórstwo, LOLkoty i cały internetowy folklor zaczął przesączać się już do typowo konserwatywnych kanałów. Chany są żywiołem kultury, której twórcy w końcu zauważyli, że ich narzędzia da się zastosować do polityki. 

Chciałbym zapytać cię o inkluzywność tej kultury. Niby z jednej strony jest wojujący nacjonalizm, konserwatywna rewolucja i tak dalej, a z drugiej strony na obrońcę trolli z 4chana i najgłośniejszą osobowość reprezentującą ten zwrot wyrasta ktoś taki, jak Milo Yiannopoulos, gej, katolik, który opowiada o swojej miłości do czarnych chłopaków i w ogóle nie jest Amerykaninem. Jego przykład symbolizuje być może najlepiej, dlaczego liberałowie byli tak pogubieni, gdy walczyli z Trumpem – którego chcieli odmalować jako kandydata wyłącznie szowinistycznej, rasistowskiej, homofobicznej Ameryki.
Jasne, 4chan jest międzynarodowym forum i z pewnością wielu obcokrajowców również brało żywy udział w dyskusjach na arcypopularnych kanałach politycznych tego forum, ale skoro mantra 4chana brzmi „możemy tak mówić”, to możemy mówić, że jeden naród jest lepszy od drugiego. Nic nie jest zakazane, nic nie jest verboten. Czy aż tak bardzo powinno więc dziwić, że tam też ściągają ekstrawaganckie, prowokujące, łamiące tabu persony w typie Yiannopoulosa? 

Nie wiem, jak spójne są to w ostateczności poglądy, ale najważniejsze w nich jest to, jak się zachowujesz, pewien styl bycia. Ten styl wyznacza przekonanie, że życie to jest gra, i gra o sumie zerowej. Ktoś musi przegrać, żeby ktoś inny musiał wygrać. Do tego dochodzi kapitalistyczna mentalność w stylu każdy przeciw każdemu i walka o przetrwanie. Tyle że ci, którzy te poglądy wyznają, sami byli na dnie, właściwie od urodzenia, więc są przekonani, że naprawdę muszą poniżyć, stłamsić i obśmiać innych, bo tylko tak awansują – inni muszą zająć ich miejsce na dnie. Fakt, że próbują osiągnąć ten cel, tworząc multikulturową, wielonarodowościową koalicję, współdziałającą w drodze do osiągnięcia swojego celu, co ciekawe, nie przeszkadza im głosić czegoś dokładnie odwrotnego. 

Czyli nie widzą sprzeczności w swojej „międzynarodówce nacjonalistów”. Broniącym amerykańskości i żądających zamknięcia granic nie przeszkadza, że w ich imieniu mówią najprawdziwsi kosmopolici.
Nie jestem ekspertem od Milo [śmiech], ale zwróć uwagę na jeszcze jeden aspekt: mizoginię. Społeczność 4chana – która dała początek temu, co potem nazwano alt-prawicą – miała też sprzeczny stosunek do kobiet. Nienawidzili siebie za to, że nie mają dziewczyn, ale deklarowali jednocześnie nienawiść do kobiet w ogóle. Kultywowali tą przestrzeń – gier wideo i chanów – jako bezpieczną przystań [safe space], wolną nawet jeśli nie od kobiet w ogóle, to od pewnych standardów społecznych związanych z cywilizowanymi interakcjami między płciami. 

No i co tym chłopakom mówi Milo: wszystko w porządku, jest OK – wasze uczucia, wasz język, wasza niechęć. Dokładnie to, co chcieliby usłyszeć. Gamergate [afera o rzekome faworyzowanie kobiet w branży gier wideo – przyp. JD] pozwoliła mu – mimo że wcale nie jest blisko tej branży – znaleźć wyśmienitą grupę odbiorców konserwatywnych, którym nagle nie będzie w ogóle przeszkadzać, że jest zagranicznym gejem, który chwali się swoimi międzyrasowymi romansami. To, co on opowiada, nie zmieściłoby się rzecz jasna w kanonie konserwatywnych wartości amerykańskiej tradycyjnej prawicy. Dla wielu konserwatystów pojawienie się tych prowokatorów było szokiem. „To nie ma sensu” – mówili – „George Bush ma sens, ale to coś nie”. Analogiczny problem, oczywiście, miały media liberalne, w typie „New York Timesa”: dla nich ta różnorodna koalicja popierająca Trumpa była czymś, z czym nie można polemizować, bo nie mieli jasnych i zrozumiałych poglądów, żadnych stałych przekonań ani tożsamości i tradycji. „Normalna” prawica przychodzi na przykład i mówi „jestem za wolnym rynkiem, rodziną i religią”, a w obozie Trumpa masz też przeciwników wszystkich trzech tych fundamentów myślenia prawicowego. 

Dlaczego polityczna poprawność i zwalczanie tak zwanych wojowników sprawiedliwości społecznej stało się taką obsesją?
Tu trzeba znów przywołać gry wideo. Jeśli myślisz o świecie za pomocą analogii wziętych z gier, to musisz znaleźć sobie przeciwników, nazwać ich i wymyśleć przyjrzysty system, o co się rozgrywka toczy. W oczach gości na 4chanie stało się coś następującego: wydarzyła się inwazja kobiet, które propagują ideę sprawiedliwości społecznej, czyli pomysł, że ludzie powinni być traktowani sprawiedliwie i z szacunkiem. Więc kobiety stały się przeciwnikami, a gra toczyła się o to, czy idea sprawiedliwości społecznej zostanie narzucona, czy wypchnięta z bezpiecznej przystani, w jakiej zadekowali się chanowcy. Co ważne, obecność kobiet, równe traktowanie, nowe feministyczne fabuły, nie przeszkadzały ani tym, którzy gry tworzą, ani tym, którzy je sprzedają – więc powstało przekonanie o zmowie, której ofiarą są tylko gracze, ostatnia grupa, która chce bronić poniżających czy uprzedmiotawiających fantazji o kobietach w przemyśle rozrywkowym.

No więc mamy taką grę: nasz świat nachodzą wrodzy wojownicy – wojownicy sprawiedliwości społecznej – i musimy ich odeprzeć. A przez to, że goście z 4chana mają dość kiepskie pojęcie o rzeczywistości poza światem online, to na poważnie uwierzyli, że – zupełnie jak w grze wideo – można w świecie relacji społecznych coś wygrać. Mieli kampanię, żeby zaatakować, zniszczyć, ograć tych wojowników, i byli bardzo zdziwieni, że rzeczywistość tak nie działa i w ostateczności nic z tego nie wyszło, choć oczywiście napędzili realnego stracha wielu osobom, część próbowali zastraszyć.

A polityczna poprawność?
Ktoś ci mówi, że musisz traktować kobiety w taki, a nie inny sposób. Ty na to: „nie” i powstaje konflikt. Obronę, na przykład, wulgarnego języka, sprowadza się do praw. Jest wolność słowa, prawda? No jasne, ale wolność słowa nie ogranicza cudzych praw do mówienia tego, co chcą. Więc postulat, żeby gry wideo też odzwierciedlały rzeczywistość, w której kobiety mają coś do powiedzenia, również był kwestią wolności. Wolności, która im przeszkadzała.

Czy trend, który opisujesz, jest rzeczywiście tak istotny i zwiastuje faktyczny zwrot kulturowy, jakąś wersję „odwróconego 1968 roku”?
Myślę, że jest dość poważny. Jeśli zgadzamy się z tym, że korzenie dzisiejszej wściekłości, która wyraża się w języku prawicowym, tkwią w gospodarce, poczuciu wykluczenia i bezradności, to dopóki tym szerokim grupom młodych ludzi się nie poprawi, swoją złość, niezadowolenie i żądzę władzy będą kierować przeciwko całemu zewnętrznemu światu.

I to nie przypadek, że to wybuchło właśnie teraz i w Ameryce. W pewnym sensie zawsze istniały faszyzujące ciągoty w pewnym segmencie społeczeństwa. Ale młodym pogorszyło się teraz. Wiele osób zauważyło to i poszło w stronę bardziej radykalnej lewicy, zaangażowało się w inicjatywy społeczne. Inni uznali, że sami są w tak beznadziejnej pozycji, pozbawieni wpływu na cokolwiek, rozczarowani i zalewa ich tylko żółć, że po prostu dokopią reszcie społeczeństwa i będą się wyżywać, trollować, aż w końcu znajdą arcytrolla, który ich poprowadzi do zwycięstwa. Dla mnie jasne jest, że ten fenomen nie zniknie, dopóki nie znajdzie się na niego lewicowa, społeczna odpowiedź.

Ale poważnie, jak przekonać do zaangażowania społecznego kogoś, kto uważa, że feminizm jest gorszy od raka, kobiety są genetycznie głupsze, tolerancja to totalitarna idea, a państwo nie ma prawa nikogo bronić, bo to jest naruszenie wolności?
Jasne, niektórych nie przekonasz. Ale zauważenie, że mężczyźni – bo w dużej mierze mówimy o facetach – mają szereg problemów, które ich dotykają; które mają ekonomiczne podłoże, nie boli. Jeśli ktoś stoi za kasą w Pizza Hut, a na dokładkę ma tuzin innych życiowych dramatów, nie stać go na college, to być może nie trzeba od razu modelować mu głowy od początku, tylko powiedzieć, że jest program polityczny, który opowiada się za nieodpłatną edukacją i opieką zdrowotną, i to jest program Bernie Sandersa. Jeśli rzeczywiście ludziom, a uważam, że tak jest, doskwiera przede wszystkim niepewność życia, zablokowanie awansu zawodowego, długi, to na dłuższą metę raczej nie Trump znajdzie na nie odpowiedź.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.