Okiem w oko z policjantem
Democracia, „Chronimy was przed wami samymi”, 2013, dzięki uprzejmości artystów, a/political i Biennale Warszawa

Okiem w oko z policjantem

Łukasz Zaremba

Przemoc zawieszona, czy przemoc wisząca w powietrzu, to zwykle przemoc niewidzialna – a to ją właśnie udaje się odsłonić na wystawie „Chronimy was przed wami samymi”

Jeszcze 5 minut czytania

Nie da się ukryć, że policja ma problemy z widzeniem. Rzecz nawet nie w tym, że z kilkudziesięciu centymetrów nie jest w stanie dostrzec legitymacji dziennikarskiej czy poselskiej. To zaledwie drobne przeoczenia wobec policyjnego kompleksu wizualnego – zawikłanego splotu trudnych do pogodzenia, a jednak konsekwentnie realizowanych pragnień związanych z patrzeniem, pokazywaniem, podglądaniem, byciem widzianą i oglądaną. 

Kwestia ta rzuca się dziś w oczy choćby we Francji. Rażące funkcjonariuszy żarówiastym blaskiem „Żółte Kamizelki”, których oddolny ruch protestu obchodził niedawno drugą rocznicę, za swój sprzeciw wobec antyspołecznej polityki Emanuela Macrona już w pierwszych, najkrwawszych miesiącach zapłaciły utratą od policyjnych gumowych kul 24 oczu. Równocześnie ofiarami agresji policyjnej padali dziennikarze i fotoreporterki, relacjonujący i rejestrujący wydarzenia uliczne. A niedawno to oni właśnie stanęli – nie metaforycznie, lecz dosłownie – w pierwszych szeregach demonstracji wznieconych w reakcji na omawianą w parlamencie ustawę o „globalnym bezpieczeństwie”. Zawierać miała ona między innymi przepis o faktycznym zakazie filmowania policji podczas interwencji, godzący w możliwości dokumentowania służb przez zwykłych użytkowników telefonów komórkowych – postronnych świadków i uczestniczki policyjnych działań. Jego legislacyjny postęp udało się chwilowo powstrzymać, ale protesty przeciw całej ustawie trwają.

Otwarty wgląd w inną – mimo wszystko wciąż łagodniejszą niż we Francji – wariację policyjnego kompleksu wizualnego dostajemy od tygodni na ulicach Warszawy. Policjanci czują się atakowani zbyt głębokimi spojrzeniami w oczy, nie mówiąc o sile rażenia błysku reporterskiego flesza. W odpowiedzi nierzadko wyciągają ręczne miotacze gazu i kierują je w twarze demonstrantek. Przy czym zupełnie się z tym nie kryją. Przeciwnie, wykorzystują je ochoczo, jawnie, na oczach tłumów, w obliczu kamer telewizyjnych i obiektywów telefonów komórkowych. Zawarta w gazie policyjnym kapsaicyna powoduje podrażnienie błon śluzowych i skóry, a w efekcie palący ból oczu i mimowolne zaciśnięcie powiek, chwilową ślepotę, obrzęk i świąd, czasem rumień i pęcherze (a także problemy oddechowe). Jak w takiej sytuacji odzyskać widzenie i uśmierzyć ból, wie już pewnie każda licealistka i studentka w stolicy.

Jakby tego było mało, niedawno zobaczyliśmy jeszcze tajniaków (to zdanie mogłoby się już zakończyć i nadal miałoby sens), którzy najpierw sami się na ulicach zdemaskowali, a potem niepokoili się, że ktoś ich rozpoznał w internecie. Aha, a to wszystko – jak słyszymy – odbija się na „wizerunku” policji, który ta miała mozolnie budować dokładnie 30 lat.

Założony w Hiszpanii kolektyw Democracia, którego wystawy „Chronimy was przed wami samymi” w Biennale Warszawa właściwie nie mogliśmy zobaczyć z powodu zamknięcia instytucji nastawionych na publiczne oglądanie (kin, teatrów, muzeów i galerii), policyjnego kompleksu wizualnego doświadczył jeszcze inaczej. W 2012 roku artyści wykonali serię osiemnastu fotograficznych portretów przedstawiających policjantów i policjantki, twarze w mundurach i służbowych nakryciach głowy. Gdy w 2014 roku w Hiszpanii w życie weszła „ustawa o ochronie bezpieczeństwa publicznego”, ograniczająca możliwość publikowania wizerunków policjantów, za prezentację zdjęć w galerii ukarano Democracię grzywną w wysokości 600 tysięcy euro (słownie: sześćset tysięcy euro).

Democracia, 18 portretów, 2014, widok instalacji w Biennale Warszawa, fot. Bartosz Górka; dzięki uprzejmości artystów, a/political i Biennale WarszawaDemocracia, 18 portretów, 2014, widok instalacji w Biennale Warszawa, fot. Bartosz Górka; dzięki uprzejmości artystów, a/political i Biennale Warszawa

W siedzibie Biennale portrety te pokazywano w kolejności od twarzy najlepiej widocznych i wyraźnie oświetlonych po twarz całkowicie zasłoniętą i niemal znikającą w mroku. Od postaci w podstawowym, lekkim mundurze i czapce, przez policjantów w coraz bardziej rozbudowanych kamizelkach i ochraniaczach, zakrytych tarczą, aż po funkcjonariuszy/funkcjonariuszki w pełnych pancerzach i hełmach z zaciemnioną osłoną. Seria osiemnastu portretów stanowi oczywiście wizualną opowieść o militaryzacji policji. Zjawiska tego nie należy jednak rozumieć wyłącznie jako przejmowanie przez policyjne oddziały sprzętu wojskowego, a nawet wojskowych technik i metod działania. Polega ono również na przyjmowaniu, na wzór wojska, rozumienia swojego zadania na ulicach jako starcia z wrogiem (potencjalnie niebezpiecznym; takim, którego należy przede wszystkim zdominować). Ale seria portretów policyjnych stanowi zarazem wstęp do opowieści o paradoksach policyjnej widzialności. Policyjny kompleks wizualny bowiem nie sprowadza się po prostu do tego, że policja nie chce być oglądana i nagrywana, a sama chce mieć prawo do oglądania oraz rejestrowania wszystkiego. To byłyby po prostu dwie strony doskonale spójnego medalu. Sytuacja wydaje się bardziej skomplikowana.

Kolektywowi Democracia udało się ostatecznie obronić w sądzie przed bankructwem lub więzieniem. W udowodnieniu, że stawką ich dzieła był wizerunek policjanta, a nie ujawnienie danych osobowych konkretnych funkcjonariuszy oraz narażenie ich na niebezpieczeństwo, pomogło artystom to, że sama policja zwróciła się do nich uprzednio z prośbą o zgodę na publikację portretów w wydawanym przez siebie albumie… Policja uznała je tym samym za przedstawienia ogólne, a nawet za przedstawienia pożądane. I rzeczywiście, zdjęcia te są atrakcyjne, może wręcz instagramowalne: rozmyte tła każą całkowicie skupić się na rozświetlanej wysokim kontrastem twarzy, lekko przymrużonych, chowających się pod czapką oczach i zaciśniętych w milczeniu ustach. Z perspektywy hiszpańskiej policji portrety te ukazują pewnie silnych, pewnych siebie, zdecydowanych, gotowych do działania policjantów i policjantki. Ale gdy o ekspozycji „Chronimy was przed wami samymi” dyskutowaliśmy na zajęciach wystawienniczych, studentki specjalizacji Kultura Wizualna interpretowały je przede wszystkim jako fotograficzne oskarżenie policji. Efekt ten Democracia osiąga, nawiązując do formatu zdjęć z kartoteki policyjnej, mugshotów, a nawet zdjęć „najbardziej poszukiwanych przestępców”. Zresztą między tak przeciwstawnymi odczytaniami portretów policyjnych nie musi zachodzić sprzeczność.

Democracia, Chronimy was przed wami samymi, 2013, dzięki uprzejmości artystów, a/political i Biennale WarszawaDemocracia, „Chronimy was przed wami
samymi”, 2013, dzięki uprzejmości artystów,
a/political i Biennale Warszawa
Policyjna wizualność jest bowiem niejednoznaczna, niestabilna i nieprzejrzysta. Wypełniają ją całkowicie arbitralne gesty odsłaniania i zasłaniania, a także ciągłe próby rozgrywania wizerunków. Policja niemal nigdy nie chce po prostu zniknąć z krajobrazu (jak nie znika do końca nawet na ostatnim zdjęciu z serii 18 portretów). Czasem zupełnie otwarcie pokazuje swoją siłę, innym razem woli czerpać władzę z własnego groźnego wyglądu; czasem buduje swoją pozycję na tym, że nadzoruje, ale równie często na tym, że odwraca wzrok. Między innymi dlatego problemu policyjnych przekroczeń nie rozwiążą kamery montowane na mundurach czy w radiowozach. Choć czasem doprowadzają one do zawieszenia czy zwolnienia konkretnego mundurowego przekraczającego uprawnienia, a niekiedy nawet do spadku liczby skarg na interwencje policyjne, w gruncie rzeczy wpisują się w policyjne marzenie o pełnym monopolu na sferę wizualną. To policja ostatecznie zdecyduje, co nagra i co zechce nam pokazać, a także do jakich celów wykorzysta własne nagrania (Alex S. Vitale, autor książki „End of Policing”, wspomina o tworzeniu przez służby policyjne baz wizerunków aktywistów politycznych w oparciu o takie właśnie nagrania). Jednak to, co z inspiracji wystawą w Biennale staram się rozpoznać jako policyjny kompleks wizualny, nie daje się również zredukować do pragnienia zdobycia przez policję monopolu wizualnego – do arbitralnego decydowania o granicach widzenia.

Wystawa „Chronimy was…”, która na pierwszy rzut oka zdawać się może przede wszystkim artystyczno-aktywistyczną interwencją obliczoną na upowszechnianie w Polsce wiedzy o policyjnej przemocy i autorytarnych tendencjach w krajach „demokratycznego Zachodu”, przy bliższym wejrzeniu okazuje się czymś znacznie więcej. Jest przemyślaną próbą krytycznej analizy i aktywnego przeciwstawiania się policyjnemu kompleksowi wizualnemu za pomocą obrazów.

wirtualnej wersji wystawy nieuchronnie ginie wrażenie, jakie na żywo, w wyciemnionych jesiennym półmrokiem salach przy Marszałkowskiej robią podświetlone punktowo wielkoformatowe zdjęcia doskonałej jakości. (Nie należy doczytywać się tu krytyki – prezentacje Biennale są technicznie dopracowane i dyskretne w efektach ekranowych; umożliwiają zapoznanie się z wystawą, nie próbując na siłę walczyć z kosztami remediacji; a o tym, że można takie wirtualne podróże przygotować źle, przekonacie się, oglądając wirtualną wersję wystawy „Polska. Siła obrazu” w Muzeum Narodowym w Warszawie). Już na wejściu konfrontujemy się z wydrukami w formacie przypominającym reklamowe citylighty, przywodzącymi na myśl plakaty hollywoodzkich filmów policyjnych. Wypełniają je przedstawienia uzbrojonych oddziałów, zbliżenia hełmów lub broni gładkolufowej, na które nałożone zostały przypominające policyjną odznakę symbole kolektywu Democracia i sentencje wyjaśniające policyjne rozumienie jej roli w społeczeństwie („Jesteśmy prawem”, „My albo Chaos”). Stosując taktykę subvertisingu i przechwytując jeden z języków wizualnych kapitalizmu – estetykę HD – zwracają uwagę na rolę przemysłu rozrywki w policyjnym kompleksie wizualnym. Zachodnie kino mainstreamowe produkuje i utrwala daleki od rzeczywistości, a przy tym sugestywny wizerunek policjanta oraz wyobrażenie o roli policji w społeczeństwie, a przede wszystkim o jej niezbędności. Kino prezentuje wizję tego, czym jest i jakimi metodami działać powinna policja (ewentualnie fantazjuje o katastrofach, które następują, gdy policji brakuje).

Zarazem taki wybór języka wizualnego umożliwia artystom opowiedzenie o przemocy policji inaczej niż do tego przywykliśmy. Nie tylko proponują oni suplementarny (raczej niż alternatywny) sposób pokazywania policyjnych przekroczeń – suplementarny wobec ulicznych nagrań i domowych montaży pokazujących skalę przekroczeń władzy. Dzięki rozwiązaniom formalno-estetycznym artystom udaje się również poszerzać krytyczną wizję policyjnej przemocy.

Democracia nie pokazuje policji bijącej, nacierającej, strzelającej czy torturującej. Nie pokazuje więc przemocy w rozumieniu podstawowym i potocznym. Nie pokazuje przemocy spektakularnej. Raczej spektakl, w którym przemoc odgrywa główną rolę. Za pomocą wizerunków policjantów rekonstruuje się tu porządek umiejętnego dawkowania przemocy. Charakteryzuje go to, co badaczki i badacze terenów okupowanych rozpoznają jako „przemoc zawieszoną” czy odroczoną. Ariella Azoulay i Adi Ofir definiują ją następująco:

Przemocą jest również sytuacja, gdy wybuch siły fizycznej zostaje zawieszony, a insynuacje i zastraszanie zajmują miejsce kontaktu fizycznego z zagrożonym ciałem. Nazywamy tę przemoc „zawieszoną” (nie ma tu niemal nic do zobaczenia, nawet jeśli cały świat patrzy). […] Nowoczesne demokracje liberalne opisuje się często jako systemy dążące do ograniczenia przemocy spektakularnej i zastąpienia jej przemocą zawieszoną, a także uczynienia ich obu tak niewidocznymi, jak to możliwe.

Przemoc zawieszona, czy przemoc wisząca w powietrzu, to zwykle przemoc niewidzialna – a to ją właśnie udaje się odsłonić w Biennale. Bierność policjantów wyczekujących na ścianach galerii na interwencję okazuje się ich ważną aktywnością.

Patronite

Jednocześnie utrzymana w zupełnie innej estetyce niż prace kolektywu Democracia, archiwistyczna prezentacja kolektywu Syrena (przyczynek do najnowszej historii przemocy policyjnej nad Wisłą) nie tylko wpisuje Polskę w diagnozowany obszar demokracji policyjnych, ale przede wszystkim chroni przed złudzeniem, że policyjna przemoc dotyczy wszystkich w tej samej mierze. Stojąc przed tablicą śledczą – zawierającą jedyne na wystawie przedstawienia użycia siły fizycznej i ran cielesnych – rozpoznajemy sprawy dobrze znane „z telewizji”; takie, którym nie poświęcała ona zbyt wiele uwagi; oraz takie, które opisywać zwykła w innym kluczu. Policja brutalnie interweniuje podczas niezliczonych protestów zakładów pracy, strajków grup zawodowych, wynosi pielęgniarki, zatrzymuje kibiców (trzynastoletni Przemek Czaja ginie w 1998 roku w Słupsku od policyjnej pałki, ponieważ przeszedł wraz z dużą grupą kibiców na czerwonym świetle), atakuje bronią bezbronnych, torturuje na komisariatach itd. Tablica w estetyce DIY podaje zaledwie przykłady, kończąc tymi z 2020 roku. Niejako przy okazji przypomina nam również, że w policyjnym kompleksie wizualnym swój udział mają nie tylko praktyki policji i reakcyjne fantazje Hollywood, ale też media głównego nurtu.

Syrena, „Krótka historia przemocy (1989–2020)”, 2020. Dzięki uprzejmości Biennale Warszawa

Media tę przemoc policyjną prezentują zwykle jako wyjątek. Nawet jeśli „godny potępienia”, „wymagający wyjaśnienia” i „wyciągnięcia wniosków” itp. itd., to jednak odosobniony. Nie tylko nie pozwalają w ten sposób dostrzec problemów strukturalnych – przede wszystkim wykorzystania policji do zarządzania nierównościami w Polsce – ale i wykazują nierzadko niebezpieczną tendencję do graniczącego z perwersją zapętlania obrazów przemocy, pozbawionego troski o jej ofiary. Tak jakby media chciały same siebie przekonać, że pokazują sytuacje wyjątkowe.

Oczywiście rola mediów głównonurtowych w policyjnym kompleksie wizualnym zaczyna się wcześniej – muszą one w ogóle zauważyć i zdecydować się pokazać przemoc policyjną jako przemoc. A skrajnym przypadkiem ich „współudziału” nie jest nawet przymykanie oczu na przekroczenia, ale normalizacja przemocy policyjnej wobec grup stygmatyzowanych jako agresywne, niebezpieczne, podejrzane, obce, zagrażające porządkowi (publicznemu) i własności (prywatnej). Truizmem będzie przypominanie o kluczu klasowym tych działań. Zarazem nieustanna aktualizacja i rekontekstualizacja wystawy, dokonująca się na polskich ulicach w miesiącach przed jej otwarciem i w trakcie jej trwania – działania wobec protestów spod znaku tęczowej flagi na pomnikach i czerwonej błyskawicy na twarzach i transparentach – przypomina, że patriarchat i heteronorma są częściami składowymi porządku klasowego w Polsce (i zdanie to nie przestaje być prawdziwe dlatego, że na ulice Warszawy wyszła ostatnio w obronie kobiet przede wszystkim klasa średnia). Z zestawienia Syreny wynika, że przemoc policji, jako strażniczki porządku, kieruje się wobec grup zdefiniowanych w danym momencie jako słabsze.

Widok pierwszego piętra wystawyWidok pierwszego piętra wystawyDlatego na pierwszym piętrze wystawy – uwaga, na schodach podczas wirtualnej podróży trzeba wykonać sprawny obrót – nie oglądamy już policjantów. Ich miejsce zajmują rozważania o możliwości oporu wobec działań państwowych aparatów kontroli. Jednym z patronów tej części ekspozycji jest Amiri Baraka, jako autor przeniesionego na transparenty wiersza „Ktoś wysadził Amerykę”, rozbudowanej krytyki amerykańskiego kompleksu militarno-przemysłowego, imperialnej historii wyzysku i przemocy wobec słabszych. Przywołanie na potrzeby wystawy utworu napisanego jako komentarz do 11 września wskazać ma punkt zwrotny (może raczej katalizator) w myśleniu o policji w krajach zachodnich. „Wojna z terroryzmem” prowadzi nie tylko do działań zbrojnych poza granicami USA, ale też, jako potężny trop retoryczny, buduje poczucie zagrożenia „wewnątrz” Zachodu. Umiejętnie rozegrano je po ataku na dwie wieże WTC do zwiększenia uprawnień i finansowania policji. Strach ten ma również swój wymiar wizualny. Rozbudowując definicję policyjnego kompleksu wizualnego, powinniśmy pamiętać w tym kontekście o policyjnym sloganie wymyślonym, a jakże, przez speca od reklamy: „See something, say something” („Widzisz coś, powiedz coś”). Wypromowane w nowojorskim metrze hasło nie mogło być bardziej paranoiczne. Każdego i każdą z nas zmienia ono już na zawsze i na co dzień w osobę podejrzaną i jednocześnie nieustannie zagrożoną. Produkuje wzajemną nieufność w przestrzeni publicznej i prowokuje do poszukiwania wszelkich sygnałów inności, odejścia od programowo niezdefiniowanej normy.

„Chronimy was przed wami samymi”  Wystawa kolektywu Democracia, z udziałem kolektywu Syrena Kuratorka: Sylwia Serafinowicz (a/political) Biennale Warszawa 23 października – 29 listopada 2020„Chronimy was przed wami samymi”, Wystawa kolektywu Democracia, z udziałem kolektywu Syrena . Kuratorka: Sylwia Serafinowicz (a/political). Biennale Warszawa 23 października – 29 listopada 2020Ale w przypadku Stanów Zjednoczonych „wojna z terroryzmem” jest oczywiście tylko kolejną odsłoną niechlubnej historii sił porządkowych. Na wystawie przypominają nam o tym fotograficzne przedstawienia członkiń i członków odwołującego się do historii Czarnych Panter Huey P. Newton Gun Club. Artyści i kuratorka wskazują tym samym konkretny, zanurzony w aktualnym kontekście i lokalnej historii (rasistowskiego rodowodu policji w USA) przykład praktyk oporu. Zarazem przykład, który nie może zostać po prostu skopiowany, ugruntowany jest bowiem w relacjach władzy w USA. Czarne aktywistki i aktywiści pokazywani są podczas protestów w obronie prawa do samoobrony, w tym do jawnego noszenia broni. W jednej ręce trzymają transparent, w drugiej karabin. I choć nie ma już w tym tekście miejsca na opis roli policji w amerykańskim systemie zarządzania ciałami czarnych mężczyzn i kobiet, robotników i migrantów w USA, który uczyniłby te żądania bardziej czytelnymi, warto zauważyć, że Stany są nie tylko obszarem szokujących wykroczeń policji, ale też krajem, w którym żądania ograniczenia finansowania policji, a nawet likwidacji policji (abolish the police) – zamiast dobrze znanych i nieskutecznych prób „reformowania policji” – padają coraz częściej i wyraźniej w głównej sferze publicznej. Z ust organizacji społecznych, demonstrantów i aktywistek przejmują je polityczki. W Polsce podobne hasła wciąż trudno sobie wyobrazić w mainstreamie, nawet jako przedmioty krytycznych dyskusji. Być może tu właśnie realizuje się misja Biennale, przynajmniej w granicach możliwości miejskiej instytucji artystycznej.

Wystawa „Chronimy was przed wami samymi” wpisuje się tym samym w konsekwentnie realizowany program Biennale Warszawa. Instytucja ta dąży do przedstawienia językiem sztuki globalnych procesów i sieci relacji (zwłaszcza ekonomicznych lub ekonomicznie motywowanych), w które wplątana jest nasza codzienność, a bez wyobrażenia których nie zrozumiemy „Realnych warunków naszej egzystencji”. Tych bowiem, jak przypominał Frederic Jameson, nie da się już wytłumaczyć lokalnie. Na marginesie warto dodać, że taki właśnie punkt wyjścia – raczej niż samo zmęczenie tłumaczeniem Polski Polską – stoi za międzynarodowym (czy ponadnarodowym) profilem tej instytucji.

Zwykle udaje się również Biennale zasugerować kolejny, reparacyjny krok – wykroczyć poza krytyczną dekonstrukcję systemu, ku przykładom taktyk oporu, zwłaszcza alternatywnych modeli organizacji życia społecznego. Ostatecznie wektor instytucji skierowany ma być w przyszłość, a poszukiwania jej możliwych scenariuszy opierać się mają raczej na działaniach praktyków i artystek niż teoretyków.

Democracia, Cisza, 2020, interwencja w warszawskim metrze (widok wystawy)Democracia, Cisza, 2020, interwencja w warszawskim metrze (widok wystawy)

Policjant z wystawy kolektywu Democracia nie woła już „Hej, ty tam!”, ale przykłada palec do ust – jak w interwencji w warszawskim metrze w lipcu 2020 roku – i mówi do nas Rancièrem: „Idź dalej, tu nie ma nic do zobaczenia”. Dlatego policyjnemu kompleksowi wizualnemu przeciwstawić powinniśmy wyobraźnię, zadając głośno pytania o możliwość organizacji życia społecznego bez instytucji policji. Tego też oczekiwać powinniśmy od Biennale w przyszłości.

Dziękuję osobom studiującym Kulturę Wizualną w Instytucie Kultury Polskiej UW za długie i ważne dyskusje o wystawie, którym ten tekst wiele zawdzięcza.