Upiór na Zbawiksie

Joanna Piechura

Mickiewicz nie umarł dwieście lat temu w Stambule. W książce Grzegorza Uzdańskiego jako żywy trup mieszka na placu Zbawiciela w Warszawie, ogląda mecze MMA i surfuje po YouTubie

Upiór na Zbawiksie

Jeszcze 3 minuty czytania

Upiór na Zbawiksie

Kto słyszał o facebookowej stronie „Nowe wiersze sławnych poetów”, ten wie, że jej założyciel, Grzegorz Uzdański, potrafi doskonale naśladować dykcje najwybitniejszych polskich pisarzy. Przeróbki i parodie, które poeta publikuje na Facebooku, w ostatnich latach osiągnęły taką popularność, że zebrano je w antologii. We wprowadzeniu do książki Uzdański pyta: „Co by było, gdyby Jan Kochanowski żył do dziś, obejrzał mecz polskiej reprezentacji i postanowił napisać o tym wiersz?”. Przewrotnej odpowiedzi na podobne pytanie udziela w „Wypiorze”, swojej najnowszej książce. Tym razem nie układa jednak wierszy stylizowanych na Morsztyna, Leśmiana czy Szymborską, lecz jedenasto- i trzynastozgłoskowy poemat, przeplatany prozą i dramatem, w którym główną rolę odgrywa Adam Mickiewicz. Nie umarł dwieście lat temu w Stambule, ale został przemieniony w wampira i dziś – jako żywy trup – mieszka na placu Zbawiciela, ogląda mecze MMA, surfuje po YouTubie i komentuje artykuły sportowe o Lewandowskim. Do tego dzieli mieszkanie z parą millenialsów i kotem, a nocami pracuje jako ochroniarz, żeby dokładać się do czynszu.

Grzegorz Uzdański, „Wypiór”. Filtry, 216 stron, w księgarniach od września 2021

Jak widać, mimo statusu celebryty Adam nie ma łatwego życia. Kiedyś schronienia udzielali mu oddani przyjaciele, dziś skazany jest na Martę i Łukasza, stereotypowych przedstawicieli warszawskiego prekariatu, którzy mają dosyć kłopotów na głowie i bez niego. Marta pracuje – nomen omen – w Muzeum Literatury imienia Adama Mickiewicza, Łukasz jest natomiast recepcjonistą w centrum medycznym. Obie posady wydają się wyjątkowo nudne, a bohaterowie – wypaleni zawodowo, choć przecież dopiero skończyli studia. Ich związek wisi na włosku, Łukasz nawet zakłada Tindera, Marta z kolei ucieka w seriale i długie rozmowy z Adamem, które wzbudzają coraz większą zazdrość w Łukaszu. Wieszcz dostrzega ich kłopoty, lecz pobłażliwie nazywa je dopiero „zawiązkiem” prawdziwego kryzysu i wspomina własne nieszczęśliwe małżeństwo. W dzień śpi, żeby uniknąć słońca, po freudowsku zamknięty w szafie, a w nocy ogląda filmy na laptopie Marty, grzebie w szpitalnych śmietnikach i wypija krew z wyrzuconych fiolek. Odwiedza też szpital psychiatryczny, w którym przebywa Marek, dawny gospodarz Adama. Nie wiemy, czy jego chorobę wywołał Mickiewicz, wskazują na to jednak przemiany, które zachodzą także w Marcie i Łukaszu. Oboje są rozdrażnieni, czują się starzy i nieustannie zmęczeni, tak jakby wieszcz żywił się nie tylko ludzką krwią, ale i energią osób, u których mieszka.

Uzdański pokazuje trupią żywotność polskiego romantyzmu, którego duchy wciąż krążą nad współczesną Polską. Mimo że – jak pisała Maria Janion jeszcze w latach 90. – zmierzch romantycznego paradygmatu miał nastąpić wraz z rozwojem demokracji i kapitalizmu w potransformacyjnej Polsce, martyrologiczne, narodowo-powstańcze klisze są wciąż obecne w kulturze i polityce, szczególnie po 2015 roku. Są to wprawdzie echa dawnego „rządu dusz”, który dziś sprowadza się jedynie do populistycznych haseł, jednak Uzdański podpowiada, że wciąż da się coś na nich ugrać w literaturze – „życie pośmiertne” naszych romantyków najwyraźniej nie zostało jeszcze przepracowane. Do rozliczenia z przeszłością posłużyć mogą pastisz – ironiczny portret apatycznego demona – a przede wszystkim zaskakująca, dopracowana forma. Uzdański współczesną, kolokwialną polszczyznę wtłacza w miary wierszowe znane z kanonu dzieł romantycznych, obdarza ją rytmem, rymem i średniówką, których przecież od dawna się nie uprawia. Dykcja, która najpierw może budzić opór, po kilku stronach wpada w ucho, gdy okazuje się na przykład, że satyrze na późny kapitalizm, często żenującej, w zaskakujący sposób służy patos trzynastozgłoskowca:

Skąd nagle w telefonie reklama Rolexa?
Przecież reklam ciąg w necie jest dopasowany
Do tego, co się kupi, obejrzy, wyszuka…
Dla niej rolexy, kawior, rolls-royce’y, Kajmany
To jak, kurwa, dla fretki w Oksfordzie nauka. 

Albo:

Dlatego Adam zaczął ochraniać budowę,
Siedząc w budce na czarno za stawki głodowe.
Niemiły kapitalizm w najczystszej postaci:
Jak można płacić mało, to się mało płaci,
A kiedy ktoś za często o umowę pyta,
To won i się innego bierze emeryta. 

Struktura książki jest tak samo upiorna jak współczesny Mickiewicz. To literacki Frankenstein, patchwork fikcjonalnych źródeł historycznych i co najmniej sześciu różnych gatunków literackich. Poemat dygresyjny – który Uzdański w wywiadach konsekwentnie nazywa powieścią – przeplata się z fragmentami czatów i maili Mickiewicza, jego komentarzami zamieszczanymi w sieci, a także urywkami tkliwej poezji Łukasza i powieści, którą pisze Marta. Podobnie w fabule. Wątki współczesne mieszają się z retrospektywnymi fragmentami, które opowiadają o przeszłości Adama, na przykład o romansie z Ksawerą Deybel, o chorobie psychicznej jego żony Celiny czy przyjaźni z Ignacym Domeyką, znanym geologiem, który również żyje do dziś, zamieniony przez chilijskich szamanów w pumę. Ta różnorodność sprzyja też uwiarygodnieniu przemiany Mickiewicza w wampira. Autor parodiuje poetykę found text, wymyślając źródła historyczne, które opowiadają o tułaczce i duchowym upadku Mickiewicza. Jako wypiór nie ma on bowiem domu, nie jest też w stanie pisać ani angażować się w jakiekolwiek inicjatywy społeczne. Uzdański opowiada o bolączkach poety, fabrykując jego intymne zapiski z lat 60. XX wieku albo dziennik pokładowy parostatku, na którym jego ciało zostało przewiezione z Turcji do Europy.

Pomysł na wypiora – w opowieściach ludowych zwanego też upiorem, strzygą lub wampirem – Uzdański zaczerpnął przede wszystkim z twórczości samego wieszcza, który w prelekcjach paryskich omawiał słowiańskie podania o strzygach, a w „Dziadach” opisywał postaci, które powstają z martwych. Tytułowy stwór ma jednak o wiele bogatszy rodowód, co Uzdański pokazał, opatrując książkę trzema mottami: strofą z „Dziadów”, cytatem z książki o upiorach i wilkołakach znanego etnografa i historyka Bohdana Baranowskiego, a także fragmentem „Mickiewicza zmęczonego” Jana Lechonia:

Powróciwszy do domu od Sekwany strony,
Mickiewicz się rozebrał z splamionej czamary
I położył na łóżku. Nie był jeszcze stary,
Lecz bardzo wiele cierpiał i był już zmęczony. 

Motta sugerują, że Mickiewicz wypiór jest zlepkiem ludowych wierzeń, opracowań literackich i XIX-wiecznych przemian politycznych. Jak wyjaśnia Łukasz Kozak, autor monografii o słowiańskim upioryzmie, w Małopolsce krążyły niegdyś podania, wedle których „Mickiewicza nie było wcale na Wawelu, ponieważ wyłaził z grobu i robił rozgardiasz w katedrze, wobec czego księża wyciągnęli jego trumnę i puścili ją Wisłą do morza”. Nawet miano „wieszcza” – tego, który wie – było kojarzone z szamańskimi zdolnościami, a po ukazaniu się III części „Dziadów” w 1832 roku osamotnionych, uduchowionych emigrantów zaczęto nazywać „upiorami politycznymi”.

Upiór Uzdańskiego jest więc po trosze wampirem, szamanem i żywym trupem politycznym, lecz nie jest z natury zły. „Wypiór” nie jest książką o przemocy albo nadprzyrodzonych siłach potwora, opowiada raczej o słabościach, kompleksach i wielkomiejskiej apatii, których ofiarami są Łukasz i Marta. Adam nieustannie krępuje parę, która nie może ani swobodnie rozmawiać, ani uprawiać seksu, w dodatku wywołuje u nich koszmary, wzbudza zazdrość w Łukaszu i przeszkadza młodym w twórczej pracy. Marta pracuje nad powieścią o współczesnej wyznawczyni Andrzeja Towiańskiego – przywódcy religijnego i założyciela Koła Sprawy Bożej, do którego należeli Mickiewicz i Słowacki – lecz po trzydziestu stronach utyka w martwym punkcie:

(…) Porady Adama
Na temat towiańszczyzny niby pomagały,
A z drugiej strony, Boże… Taki masyw cały
Wiedzy, ciągle dostępnej, bywa też ciężarem.
To jakby chciała w książce opisywać harem
Wspaniałego Stulecia, siedząc z Hürrem w domu,
Albo jak wymyślać scenariusze rom-comu
z Hugh Grantem. Taką bliskość mieć autorytetu
To naprawdę przytłacza (…).

Z podobnymi kłopotami musi mierzyć się Łukasz, początkujący poeta, którego dręczy nie tylko lęk przed wpływem, lecz także relacja Marty z Adamem:

(…) Ja wiem dobrze, że nijak nie zmienię
Tego, że to Mickiewicz i że nie mam startu
Nawet jak mi odpiszą w końcu «tak» z Ha!artu,
To nie będę legendą.

Oboje są bezsilni w obecności wieszcza, który nieświadomie ich przytłacza – i jako wampir, i jako symbol narodowy.

Uzdański twórczo osadza portret wampirycznego Mickiewicza w wielkomiejskich realiach i cały urok „Wypiora” polega na tym, że codzienne rozterki Marty i Łukasza są opisane tak samo szczegółowo jak cierpienie Mickiewicza. Wszystko jest tu średnioklasowe i hipsterskie – plac Zbawiciela, napoje z guaraną i cola mate, które popija Łukasz, wzmianki o „Patointeligencji”, „Strażnikach galaktyki” czy kultowych serialach w rodzaju „The Killing”. Na tę popularno-lewicową Warszawę Uzdański spogląda z przymrużeniem oka, a jednocześnie to ona staje się tłem wydarzeń, bo jest mu zwyczajnie bliska. Temat zaangażowania politycznego często powraca, gdy młodzi kłócą się o Adama. Marta za wszelką cenę próbuje uaktywnić wieszcza, zastanawia się, jak może go namówić do pisania artykułów albo podjęcia działalności związkowej: „Jakoś można by użyć tego nazwiska: Mickiewicz? SAM MICKIEWICZ jest z nami – jaką to by miało siłę!”. Łukasz jest zaś sceptyczny („Chyba ta lewicowość mu się wyczerpała”) i zauważa, że dorobek Mickiewicza sprowadzono do „mesjanizmów” i „prenacjonalizmów”, które wyrządzają dziś więcej szkody niż pożytku. Nadzieje Marty jednak spełzają na niczym, bo choć upiór ma serce po właściwej stronie, jest po prostu… zmęczony. Najwyraźniej nie potrafi odnaleźć się we współczesnej kulturze, choć ta niestrudzenie korzysta z „romantycznej rekwizytorni”.

„Wypiora” czytałoby się nieznośnie – szczególnie fragmenty pisane prozą, w których Uzdański traci biegłość poety parodysty – gdyby autor unikał ironicznych wtrąceń i banalnych opisów, które podkreślają humorystyczną wymowę książki i osłabiają pompatyczne brzmienie romantycznych miar wierszowych. To wszystko zabawa, podpowiada pisarz, igranie z konwencją, która w literaturze wydaje się dziś archaiczna i budzi niedowierzanie, a w polityce czy sztukach wizualnych świętuje wielki powrót. „Wypiór” nie zachęca do bezkrytycznego odtwarzania tradycyjnych form – to prędzej zestaw ćwiczeń stylistycznych, które dają podstawową biegłość w odbrązawianiu autorytetów. Nawet jeśli książka wyrosła z uwielbienia dla dawnych mistrzów, Uzdański bawi się językiem tak, żeby ukazać współczesność, która przede wszystkim wymaga odromantycznienia.

W końcu ciekawsze od politycznego potencjału Mickiewicza okazują się chyba tropy biograficzne, na przykład te, które dotyczą kobiet jego życia. Herstoryczne wątki w „Wypiorze” wybrzmiewają dzięki pewnej profesorce, która przekonuje dyrektora Muzeum Literatury, że należy wyjść „poza szkolne cnotliwe banały” i opowiedzieć prawdę o życiu uczuciowym wieszcza. Łatwo przewidzieć, że nie dostaje ona zgody na podważanie kanonicznych narracji:

Wie pani, w szkołach inaczej uczono:
Że w jego życiu były trzy kobiety.
Maryla, czyli natchnienie poety,
A potem żona, no i Polska trzecia.
Zresztą o żonie nawet i o dzieciach
Mało się mówi, więcej o Maryli,
I Polsce. 

Uzdański jednak podpowiada, że choć Mickiewicz – przynajmniej taki, jakiego znamy – na niewiele się dziś zda, warto być może upuścić trochę krwi i przepisać albo przemyśleć go na nowo, bo wciąż sporo możemy się o nim dowiedzieć. Że zostało nam wiele do zrobienia, wiemy choćby dzięki Marcie Justynie Nowickiej, która w książce „Słowacki. Wychodzenie z szafy” o największym rywalu Adama napisała z queerowej perspektywy. A Mickiewicz Słowackiemu nie może pozostać dłużny – i chyba sam miał w szafie kilka upiorów...