Pasta w czasach nowoczesnej miłości
Kadr z filmu „Fanatyk” (reż. Michał Tylka, 2017)

13 minut czytania

/ Literatura

Pasta w czasach nowoczesnej miłości

Michał R. Wiśniewski

Literatura krąży po internecie – kopiowana, linkowana, szerowana i dyskutowana. W końcu jednak przybiera klasyczną formę książki wydrukowanej na pulpie ze zmielonych drzew

Jeszcze 3 minuty czytania

Internet zbudowany jest z zer i jedynek, nie dziwi więc, że panuje w nim kult cyferek. Liczą się nie tylko zarobione dolary, ale i procenty uzyskane w agregatach recenzji, zarówno tych profesjonalnych, jak i amatorskich. Dotyka to nawet literatury. Pierwszą rzeczą, jaką słyszy się na temat „Kociarza” Kristen Roupenian, jest liczba odsłon, które uzyskało opublikowane w witrynie „New Yorkera” opowiadanie (DWA MILIONY), a drugą – potężna zaliczka wypłacona autorce na poczet książki pełnej takich opowiadań (JEDEN PRZECINEK DWA MILIONA DOLARÓW). Książka Roupenian to dziecko swoich czasów – literatura zrodzona w internecie. Czy wiralowy „Kociarz” różni się w swojej istocie od popularnych past Malcoma XD?

Makaron z internetu

Z kulturą internetową jest jak z muzyką disco polo – jest popularna, ale jednocześnie pomijana przez mainstreamowe media. Chyba że coś się przebije tak mocno jak jakiś Zenek Martyniuk czy inny Sławomir i trzeba zająć stanowisko. O pastach zrobiło się głośno, gdy na podstawie tekstu internauty kryjącego się pod pseudonimem Malcom XD zrealizowano film pt. „Fanatyk”. Teraz anonimowy twórca wydał swoją pierwszą pełnoprawną powieść pod tytułem „Emigracja”. Tłumaczy się więc wykluczonym cyfrowo prasonautom, że pasta to termin, który wziął się od copypaste (kopiuj – wklej) i oznacza krótkie opowiadania powielane w internecie. Czym to się różni od „prozy Facebooka”, anegdot i narracji sprzedawanych za lajki? Pochodzeniem.

Kristen Roupenian, „Kociarz”. Przeł. Magdalena Sommer, Muza, 320 stron, w księgarniach od kwietnia 2019Kristen Roupenian, „Kociarz”. Przeł. Magdalena Sommer, Muza, 320 stron, w księgarniach od kwietnia 2019Pasty zrodziły się w połowie pierwszej dekady XXI wieku na forach obrazkowych takich jak 4chan – anonimowych mediach, w których wszystko trwało chwilę – każdy nowy wątek sprawiał, że stary znikał w niebycie. W odróżnieniu od blogosfery czy grup dyskusyjnych w Usenecie, gdzie dysputy przybierały nieraz rozmiary referatów, na forach dominowały formy skrótowe, obrazki z napisami, memy. Jeśli w gorącej, toczonej w czasie rzeczywistym dyskusji ktoś nagle się rozpisywał, budziło to zdumienie innych użytkowników. Bloki tekstów były kwitowane pytaniem: „Wpisałeś to czy przekleiłeś?”.

Zwykle prawdziwa okazywała się druga odpowiedź – teksty musiały pozostawać w ciągłym obiegu, aby o nich nie zapomniano. Wieczne życie memom zapewniało spamowanie. Szczególną popularnością cieszyły się wściekłe tyrady, których można było używać w trakcie sieciowych kłótni (należy do nich pasta pisana przez rzekomego członka Marines, który grozi przeciwnikowi swoimi powiązaniami w tajnych służbach). Podobnie jak inne memy, pasty ulegały mutacjom, traktowane jako szablony, w których można zmieniać detale, by pasowały do aktualnego flejma.

„Mój stary to fanatyk wędkarstwa. Pół mieszkania zajebane wędkami najgorsze. Średnio raz w miesiącu ktoś wdepnie w leżący na ziemi haczyk czy kotwicę i trzeba wyciągać w szpitalu bo mają zadziory na końcu” – tak zaczyna się ta najsłynniejsza polska pasta, napisana przez Malcolma XD. Przyczyny jej popularności są trzy. Po pierwsze, jest śmieszna i pełna chwytliwych fraz, którymi mówi się dziś jak kiedyś „Seksmisją” czy „Wilqiem”. Po drugie, jest plastyczna memicznie, umożliwia modyfikacje i mutacje. Pod „fanatyka wędkarstwa” można podstawić inną profesję i przerobić całą historię tak, aby ukazywała ból życia z ojcem, który lubi Korwina, Partię Razem albo – przepisuję z Googla, 72 500 wyników – geometrię, Musteine’a (nie mam pojęcia, kto to), islam, Barcelonę itd. Trzecia rzecz, która sprzedała „Fanatyka”, to jego „życiowość”. Internauci łatwo identyfikowali się z młodym człowiekiem, którego życie jest pasmem udręki spowodowanej ojcowską obsesją.

Prawdziwe życie

Anonimowe fora dawały możliwość wyrażania rzeczy, których nie można było wyrazić gdzie indziej. Ludzie mogli się tam zwierzać ze swoich problemów, przeżyć, erotycznych przygód czy mrocznych myśli. Czasem kłamali, ale czasem mówili prawdę. W tym tkwiło sedno, w tej niemożliwości rozróżnienia – gdy historię opowiada na Facebooku znajomy, możemy jako tako ją zweryfikować. Gdy czytamy spowiedź anonima, która zaraz zniknie z powierzchni sieci – tkwimy w niepewności. Pewnie kłamie, ale… po co miałby kłamać?

W czasach fake newsów pasta dość niespodziewanie stała się bronią sieciowej propagandy. W czasie niedawnych strajków nauczycieli opłacone konta na Twitterze kolportowały pastę o nauczycielkach spotkanych w kawiarni i ich torbach pełnych zakupów. Wpisy różniły się detalami, takimi jak miasto. Farmy trolli pisały też o „zapłakanej kuzynce”, której strajkujący belfer nie chciał poprawić oceny. Większość zmyślonych past nie ma jednak żadnych złych zamiarów i robi się je po prostu dla beki.

Tweet o zapłakanej kuzynceTweet o zapłakanej kuzynce. Poniżej przerobiona pasta


Współczesne pasty – powielane w sieci opowiadanka – wyrastają z tej tradycji uzewnętrzniania się na anonimowym forum. Forma „opowiem wam historię z mojego życia” doczekała się rozlicznych parodii; na końcu mogło się okazać, że streszczono fabułę serialu o Scooby-Doo; budowało się też długie i skomplikowane narracje, żeby na końcu użyć cytatu z jakiejś piosenki. Humor „Fanatyka” nie jest aż tak wyrafinowany, to po prostu historia, z lekkim posmakiem klasizmu i ejdżyzmu, z której można się pośmiać tak, jak się śmieje z memów z nosaczami, na których długonose małpy wcielają się w rolę Polaków – „Janusza”, „Grażyny” i „Piotera”, z obciachową głową rodziny wiecznie zazdroszczącą czegoś „somsiadowi”.

Malcolm XD ukrywa się za pseudonimem, w wywiadach tłumacząc to swoją poważną pracą w realu. Ale wydaje mi się, że potrzebuje tej anonimowości, aby nadać pastom posmak autentyzmu. Pasty są przecież oszustwem, tekstami przygotowywanymi wcześniej, brakuje im spontanu tekstów wklepywanych na gorąco, prosto do edytora na forum. Żeby w nie uwierzyć, musimy wierzyć przynajmniej w narratora.

Malcolm XD, „Emigracja”. W.A.B., 304 strony, w księgarniach od maja 2019Malcolm XD, „Emigracja”. W.A.B., 304 strony, w księgarniach od maja 2019Tymczasem „Emigracja” to już cała powieść, zupełne odejście od sieciowych form. Chociaż pełno w niej cyfrowego pogłosu. Bohater „Emigracji” nazywa się Malcolm, a narracja jest gawędą, przetrenowaną wcześniej w internetowych tekstach autora: „opowiem wam, co mi się przydarzyło, wchodząc wciąż w rozciągnięte dygresje, żeby było jeszcze śmieszniej”. Wiemy, że to tylko persona, ale możemy udawać, że bierzemy to wszystko za prawdę.

Dlatego właśnie wciągam pasty do opowieści o „Kociarzu”. Jedną z przyczyn jego sukcesu było to, że w nie uwierzono. Niektórzy czytelnicy, oburzeni opowiadaniem Kristen Roupenian (urażało delikatne męskie ego), brali je za prawdziwą historię, blogowy wpis czy wręcz list do redakcji, a nie fikcję. Może dlatego, że „Kociarza” nie znaleźli w książce (czy nawet na Wattpadzie), ale „wpadł im do feedu” – a autorka okazała się tak przekonująca w kreacji swoich bohaterów i ich nieudanej randki, że faktycznie można było wziąć to za kolejne świadectwo, jakich wiele ukazało się w internecie w epoce #metoo.

Proszę się nie martwić, jestem z internetu

Tymczasem Roupenian okazała się starsza od swojej bohaterki o kilkanaście lat; historii nie zaczerpnęła z życia, chociaż wyzwalaczem było wydarzenie, które „dało jej do myślenia”. To zwykła fikcja – tyle że trafiła w swój czas. Ciekawe, że akuratność czy domniemana autentyczność była używana przeciw autorce. Jeśli historia wydarzyłaby się naprawdę, obniżałoby to wartość literacką opowiadania („tylko nieprawda jest ciekawa”). Odnoszę wrażenie, że tego typu argumenty wymierzone są głównie w kobiece narracje, jakby kogoś uwierało odzyskiwanie (czy wręcz – uzyskiwanie) przez kobiety głosu – a zestaw do uciszania składa się z haseł „publicystyka” czy „modny temat”.

Czy coś by się zmieniło, gdyby „Kociarz” był oparty na faktach? Publikujące głównie japońskie komiksy młodzieżowe Studio JG sięgnęło właśnie po nieco ciekawszy tytuł i wydało mangę „Moje lesbijskie doświadczenia w walce z samotnością” Kabi Nagaty, rysunkowy „raport”, czyli dziennik młodej kobiety opowiadającej o odkrywaniu swojej seksualności, problemach psychicznych i rodzinnych. W oczy rzuca się kontrast między dramatyczną treścią i nieco infantylną kreską, wziętą wprost z gazetowych śmiesznych historyjek. Autobiograficzny komiks ukazał się najpierw w internecie, w serwisie Pixiv, gdzie twórcy dzielą się swoimi ilustracjami (zwykle ulubionych postaci z anime) i historiami obrazkowymi. W komiksie autorka odsłania się zupełnie, psychicznie i fizycznie – z okładki spogląda nagie, przestraszone czupiradło. Uzyskuje głos dzięki przejęciu medium i wykorzystaniu gatunku, w którym najłatwiej natrafić na melodramatyczne opowieści dla fetyszystów. Ale czy można powiedzieć „modny temat”, gdy ktoś odsłania swoją duszę?

„Kociarz” składa się z 12 opowiadań (ZALICZKA STO TYSIĘCY DOLARÓW ZA TEKST), niektóre były już wcześniej publikowane. Wszystkie krążą wokół seksualności, mrocznych żądzy, niewypowiedzianych pragnień, zawiedzionych nadziei, przemocy i odkupienia. Erotyczny horror show. Wiralowość „Kociarza” sprawia, że gdy je czytam – myślę o internecie; to opowiadania czasów online.

Przyznam się, że często patrzę na współczesną literaturę jako na narzędzie do szokowania mieszczan, i tak odbieram pierwsze opowiadanie ze zbioru, „Niedobry chłopiec”. Rzecz zaczyna się jako studium relacji erotycznej, którą para narratorów nawiązuje z przyjacielem (przypomina mi się od razu pewna pasta z 4chana – anonimowy internauta opisywał swoją przygodę w roli seksualnej zabawki małżeństwa czterdziestolatków, dzięki którym skończył studia). Bohaterowie opowiadania na początku znajdują ekscytację w ekshibicjonizmie, potem wkręcają się w BDSM. Czy taki erotyczny wzlot – albo spirala upadku, zależy, jak to odczytamy – może być szokujący dla generacji porno, która nie takie fikoły widziała na przeróżnych Pornhubach, Fetlife’ach czy nawet w mainstreamowej „Grze o tron”? Wydaje mi się, że nie – i podejrzewam, że podobnie myślała autorka. Stąd na koniec przekracza granicę, doprowadzając rzecz do okrutnego gotyckiego finału. Czujecie się zszokowani, drodzy współmieszczanie?

Memy empatii

Trudno zamknąć opowiadania Roupenian w jakiejś prostej klamrze „publicystyki” czy „modnego tematu”. Zbliża się do nich w „Kociarzu” i nieco lustrzanym dla niego „Miłym facecie”, w których pokazuje miłość w czasach kryzysu męskości – po przeczytaniu można puścić sobie „Do gazu” Legendarnego Afrojaxa. Na tym tle odcina się nostalgiczny „Chłopak w basenie”, rzecz o blaknięciu marzeń. Nie jest to w żadnym wypadku proza o tym, że mężczyźni są be, a kobiety cacy. Szczególnie gdy autorka sięga też po czysty horror („Sardynki”, „Szramy”, trochę „Nocny biegacz”), czy nawet baśń (opowiadające o narcyzmie „Lustro, wiadro i stara kość”). Echa generacji porno pobrzmiewają w „Skłonnościach samobójczych” (czy szokuje opowiadanie o dziewczynie masochistce, gdy w modzie są memy o podduszaniu w czasie seksu?). „Pudełko od zapałek” opowiada zaś nie tylko o współdzielonej przez partnerów psychozie, ale rezonuje z powszechnym w sieci ruchem altmedowym.

Naklejkę z hashtagiem #metoo można by nakleić na „Look at Your Game, Girl”, która ukazuje esencję seksualnej przemocy (w podobne rejestry, choć dosadniej, wpada netlixowy serial „Tuca i Bertie”), a także na „Fatalny nawyk”, najzabawniejsze opowiadanie ze zbioru, w duchu nieco wręcz tarantinowskie, gdyby Tarantino był fajną dziewczyną albo jego „postępowość” wykraczała poza fetyszyzowanie „silnych kobiet”. Niepowstrzymane mroczne pragnienie zrealizowane zostaje jako słuszna pomsta. Są tu humor, autentyzm, erotyzm i pornografia – a także empatia. Nawet w „Kociarzu”, którego bohater uosabia wszystko, co najgorsze, w odrzuconych typach z Tindera, widać próbę zrozumienia – tyle że autorka pamięta o układzie sił, o tym, kto jest starszy i dominujący, a kto ulega zgodnie z systemową tresurą.

Empatia jest też czymś, co odróżnia powieściową „Emigrację” od wczesnych past Malcolma XD. Na powierzchni to nadal opowiastki zahaczające o klasistowskie safari, ale trafiają się w nich arcyludzkie perełki, jak scena rozmowy z kierowcami tirów, których kolega jest nosicielem wirusa HIV. Ciekawe, że chwilę po premierze powieści na Wykopie pojawił się nowy trend – smutne memy o nosaczach. Małpy-Janusze, do tej pory obiekty beki, odsłaniają swoje motywacje i przejmujący smutek egzystencji.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).