To nie o nas
Frits Ahlefeldt CC-BY-SA-4.0

12 minut czytania

/ Media

To nie o nas

Michał R. Wiśniewski

TikTok przechodzi podobną ewolucję co reszta internetu – zaczęło się od kreatywnego miejsca, a potem przyszły korporacje i agencje marketingowe. Wpadnijcie zobaczyć, o co chodzi, zanim będzie za późno

Jeszcze 3 minuty czytania

TikTok to aplikacja, która uważana jest, niczym hula-hoop w filmie „Hudsuxer Proxy”, za coś „no wiesz, dla dzieciaków”. Kamil Fejfer użył jej nawet jako przykładu rzeczy, o której nie masz pojęcia, bo jesteś za stary. W wyobraźni przerażonych rodziców to dziwna kraina, do której nie mają wstępu. Wirtualne zakazane rewiry, jak wszystkie inne miejsca, w których bywa młodzież. Literackim wyrażeniem tego dorosłego lęku jest powieść Jarosława Kamińskiego „Psy pożrą ciało Jezebel”, w której nastolatki spędzają czas na przedziwnym portalu Karaluch, będącym koszmarnym konglomeratem TikToka, Facebooka i Karachana, anonimowego forum obrazkowego. To właśnie takie przesadzone wizje młodzież („Ach, ta dzisiejsza młodzież”) kwituje lekceważącym „ok, boomer”.

Piętnaście sekund sławy

Sam pewnie bym nie zainstalował TikToka, ale pisałem książkę o internecie. Na początku był to zawodowy obowiązek, lecz szybko przerodził się w ciekawość. Spędziłem tam wiosnę, lato i jesień, odkrywając muzykę, której wcześniej nie znałem; modę, o której nie miałem pojęcia, i pokłady kreatywności, o której można zapomnieć w zdominowanym przez smutne polityczne memy dorosłym internecie. Okazało się, że piętnastosekundowe (lub minutowe) filmiki to nie tylko dzieciaki ruszające ustami do współczesnych szlagierów czy naśladujące tańce z Fortnite’a. Znalazłem tam skecze, śmieszniejsze od większości polski kabaretów i stand-uperów; internetowe żarty przerabiane na scenki; pole do popisu dla cosplayerów, artystek pokazujących swój twórczy proces, zabawnych animacji domowej roboty; międzynarodową kulturę remiksu; odgrywane scenki z polskich komedii (nie wiedziałem, że takim kultem cieszy się „Rodzinka.pl”) i koreańskie tańce. Można tam zajrzeć do świata młodzieży, którego nie poznamy z seriali na Netfliksie – wytapetowanych zdjęciami azjatyckich przystojniaków pokoi K-POP-erek, rosyjskich i japońskich liceów, domów bogatych nastolatków oklejonych w markowe produkty i ciasnych klitek w blokowiskach. Prawdziwe życie. Zabawy formą, zabawy medium, zabawy memami i uprzedzeniami; dystans i ironia.

Wbrew obiegowym opiniom („TikTok jest dla trzynastolatków”) nie spotkałem tam prawie wcale młodszych użytkowników. Większość podsuwanych przez algorytm filmików zrobili dorośli ludzie. Studentki, maturzyści, dwudziestoparolatki, niektórzy nawet po trzydziestce. Niekiedy do strumyka treści wpadał ktoś jeszcze starszy i wtedy zacząłem się zastanawiać – czy są i co robią starzy ludzie na TikToku? Przecież nie powinno ich tam być – gdy próbowałem się dzielić na Facebooku zabawnymi filmami, inni czterdziestolatkowie przywoływali mnie do porządku. „Nie jesteś za stary na TikToka?”. Nie wiem, jestem? Czy jestem za stary na to, żeby poruszać ustami do muzyki? Śmiać się z młodzieżowych żartów? Czy mam przestać oglądać głupiutki serial „Riverdale” i przerzucić się na filmy o kryzysie wieku średniego biurowej klasy średniej?

 

Polowanie na dziadersów

Według statystyk TikToka ludzi w przedziale do 20 lat i w wieku od 20 do 40 lat jest mniej więcej tyle samo; starszych jest mniej niż 10%. Niektórzy faktycznie sprawiają wrażenie, że nie powinno ich tam być – emigranci z innych cyfrowych platform, na przykład YouTube’a, próbujący trafić ze swoimi treściami do nowej widowni. Wiek jest czynnikiem wyróżniającym, ale nie stanowi problemu – co innego nieporadność wynikająca z chęci bycia zabawnym na siłę. Efekt znany jako dolina niesamowitości. Nieudane naśladownictwa przywodzą na myśl mema, na którym Steve Buscemi przebrany w młodzieżowe ciuchy z deskorolką w ręce próbuje wtopić się w licealny tłum. „Jak się macie, znajome dzieciaki?”.


Architektura TikToka – należącego do chińskiej firmy ByteDance – nie przypomina tej znanej z Facebooka czy Twittera. Jest główna strona, na której pojawiają się treści podsuwane przez kuratorów i algorytm, ale główną formą obcowania jest nieskończony strumień treści nazwany „Dla Ciebie”. Tam wpadają rzeczy dobrane wedle popularności oraz analizy preferencji użytkownika. Jeśli spodoba nam się czyjś filmik, możemy odwiedzić profil autorki lub autora; jeśli spodoba nam się jakaś piosenka lub użyty dźwięk, możemy zobaczyć, kto jeszcze ich użył (to tu widać trendy, takie jak „popularny taniec” czy formaty memowe); oprócz tego działają hashtagi (stąd na przykład wiadomo, że #okboomer został wyświetlony 1,2 miliarda razy).

Właśnie dźwięki były moim tropem w poszukiwaniu starych ludzi. Wpadłem na ten pomysł przypadkiem, gdy odkryłem aktywną subkulturę discopolową. Jej hubem centralnym jest tiktokowa ambasada kanału Polo TV, muzycznej telewizji. Okazało się, że do hitów polskiego disco gibają przeważnie osoby, które nie kojarzą się z główną demografią TikToka, ale lubią dobrą zabawę i mieszkają, jak śpiewała Lorde, „w miastach, których nie pokazuje się na filmach”. Skoro na TikToku zamieszkali fani disco polo, to może znajdę tam innych specyficznie polskich (o różnicach geograficznych można napisać osobny tekst) miłośników „dobrej muzy”? Pierwsze skojarzenie – Dżem. Bingo. Odsłonił się przede mną świat odzianych w skórzane kurtki brodaczy odwiedzających rockowe i bluesowe koncerty. Ale to nie zawsze działa – muzyka na TikToku istnieje poza czasem i kontekstem, najważniejszy jest walor narracyjny. „Zapal świeczkę” Dżemu to idealny podkład pod filmiki ze Święta Zmarłych.

Fuj, kociarze

Jedna ze starszych użytkowniczek w swoim opisie umieściła motto: „Wiek to tylko liczba”. Dość niefortunne; rozumiem, że chciała w ten sposób wyrazić, że nie czuje się za stara na zabawę – to my przecież wraz z Beastie Boys walczyliśmy o prawo do imprezowania – ale to słowa, które można usłyszeć od obleśnych typków zainteresowanych dziewczynami znacznie młodszymi od siebie. Nie chodzi nawet o rzeczy nielegalne – śledząc TikToka czy progresywne bańki na Twitterze, zauważyłem pewien trend: wyrażane przez młode kobiety obrzydzenie starszymi mężczyznami, którzy próbują je podrywać lub wchodzą w związki z dziewczynami młodszymi o kilkanaście lat (negatywnym bohaterem tweetów jest na przykład Leonardo DiCaprio).


Czy nie o tym jest opowiadanie „Kociarz”, niespodziewanie wiralowa historia o nieudanej randce dwudziestoletniej dziewczyny i wyraźnie dominującego w związku 34-letniego faceta? Może jego popularność wynikała również z wyrażenia tego sentymentu? Z jednej strony był to bunt przeciwko wzorcom popkulturowym, męskocentrycznym narracjom, według których panom w średnim wieku należy się przydziałowa dwudziestolatka; z drugiej rewizja własnych doświadczeń, zrozumianego niekiedy po latach uczucia, że było się w niesymetrycznym związku, w którym ten starszy i doświadczony wymuszał zachowania z pozycji władzy.

Utkwił mi w pamięci filmik, na którym zbliżający się do czterdziestki typek skarżył się, że młode dziewczyny nie chcą, żeby z nimi robił „duety”. Duet to forma tiktokowej interakcji – można dograć swój filmik do czyjegoś, tak że zajmują po pół ekranu. To fajne narzędzie do wspólnego odgrywania scenek i innej kreatywnej zabawy, ale i pole do nadużyć (można nagrać przecież negatywną albo nieprzyjemną reakcję na czyjeś wideo). Trolle pewnie powiedzą, że ta niechęć dziewczyn to dyskryminacja ze względu na wiek, ageism – czy czterdziestolatek nie ma prawa do zabawy? Oczywiście, że nie ma. TikTok nie został zaprojektowany jako aplikacja dla młodzieży, ale jest miejscem, w którym spotyka się młodzież. Pierwszą zasadą korzystania z niego powinno być zapewnienie młodszym użytkownikom komfortu i poczucia bezpieczeństwa.

Taki iPad, tylko na papierze

A przecież odpowiednio używany TikTok może stać się platformą międzypokoleniowego porozumienia. Fascynuje mnie, że młodzi ludzie podrygują do tych samych piosenek, których słuchałem dziesięć lat temu; że potrafią wydobyć coś z niepamięci czy zrobić hit z niszowej piosenki, o której wcześniej słyszało dziesięć osób. Korzystanie z tej aplikacji to także wspaniała możliwość, żeby wysłuchać, co młodsi mają do powiedzenia (polityczne odezwy z TikToka przywodzą na myśl Młodzieżowy Strajk Klimatyczny i są bardziej przemyślane niż tweety polskich dziennikarzy i polityków).


Niektórzy użytkownicy postanowili skorzystać z okazji, żeby przemówić do młodzieży z pozycji dinozaurów, które wcale nie są takie straszne. W czasie eksplozji mema „ok, boomer” w reakcji pojawił się filmik starszego pana, który opowiedział, że jego babcia uważała go za „zepsutą młodzież”, bo miał aż cztery pary butów, podczas gdy ona swoje pierwsze dostała w wieku 16 lat – więc rozumie bezsens czepiania się młodych ludzi o to, że mają smartfony. Wiek to stan umysłu – z mojej perspektywy czterdziestolatka z rozbawieniem obserwuję młodszych o dekadę użytkowników, którzy czują się staro. Jedna trzydziestolatka prowadzi dla młodzieży zabawne wykłady na temat „bycia dorosłym” – gdy jej słucham, czuję się, jakbym spotkał na imieninach zrzędliwą ciotkę, która wciąż pyta, co robię ze swoim życiem.

Uroczą ambasadę na TikToku założyła redakcja szacownego „Washington Post”. Filmiki wrzucane przez zespół charakteryzuje wysoka jakość wideo (rzecz nieczęsta; poza idolkami inwestującymi w coraz lepszy sprzęt każdy nagrywa tym, co ma) – i kompletnie drętwe poczucie humoru (opis konta brzmi „Gazety są jak iPady, ale na papierze”). Z jednej strony próby naśladowania popularnych trendów, z drugiej zainscenizowane zabawne scenki z życia redakcji balansujące na granicy zażenowania. Ale właśnie te niedoskonałości sprawiają, że jest w tym coś pociesznego.


Niestety, im więcej pobrań aplikacji, tym więcej celebrytów próbuje skorzystać na popularności TikToka. Konta pozakładano prowadzącym programy telewizyjne i aktorom. Można obserwować Jimma Fallona i Willa Smitha, a w Polsce – Tomasza Karolaka i człowieka mema, Zbigniewa Stonogę. Obawiam się, że TikTok przechodzi podobną ewolucję co reszta internetu – zaczęło się od fajnego kreatywnego miejsca, a potem przyszły korporacje i agencje marketingowe. Wpadnijcie zobaczyć, zanim będzie za późno. Może już jest za późno?

Zobacz, babciu

Po jednym ze spotkań autorskich rozmawiałem przez chwilę ze starszą panią. Zapewniła mnie, że seniorzy wcale nie są tacy nietechniczni, jak się wszystkim wydaje (zapewniłem ją, że doskonale o tym wiem), i że bardzo lubi TikToka – wprawdzie nie ma konta, ale wnuczka często podsyła jej różne fajne linki. To zupełnie jak ja – też rozsyłam znajomym różne fajne linki.

Ale jeszcze częściej tego nie robię. Jestem stary, więc moi znajomi też są starzy. Czytają „Serotoninę” i tagują „To o nas”. O mnie nie, chciałbym się wypisać z przeżywania wieku średniego jako ponurego zjazdu w krainę cieni. Bohater „Serotoniny” ma niby 45 lat, ale napisał go urodzony w 1956 roku Michel Houellebecq. Co on może wiedzieć o współczesnych czterdziestolatkach? Paradoksy: deklaracja, że słucham nowej płyty Rogera Watersa (starszy ode mnie o 36 lat), nie wzbudzi takiego uniesienia brwi jak to, że wybieram się na koncert młodszej ode mnie o 10 lat Taylor Swift.

Użytkowniczka Gulush Threads ma 31 lat. Na jednym z filmików spotyka w sklepie czapkę w kształcie pokemona Pikachu. „Kup mnie, kup mnie” – woła czapka. „Nie mogę, jestem DOROSŁA”. „No właśnie, jesteś dorosła!” – odpowiada czapka. „No właśnie!” – zgadza się dziewczyna i za chwilę tańczy w swojej pięknej nowej czapce do piosenki „Oh no!” walijskiej wokalistki Mariny. „Dzieciaki, nie dorastajcie, to pułapka” – wypowiada do kamery swoje przesłanie od współczesnej trzydziestolatki.

No właśnie. Nie dorastajcie.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).