Spokój w dolinie
„Włóczykij. Melodia Doliny Muminków”

10 minut czytania

/ Media

Spokój w dolinie

Michał R. Wiśniewski

W grze „Włóczykij. Melodia Doliny Muminków” spotkamy przyjemną, rodzinną atmosferę kojarzoną z serią Tove Jansson. Przytulność w stanie czystym

Jeszcze 3 minuty czytania

Dlaczego gry wideo są takie brutalne? Zadałem sobie to pytanie, oglądając serial „The Last of Us”, ekranizację popularnej gry pod tym samym tytułem. Oba były chwalone przez krytykę: gra wideo za połączenie filmowej narracji z intensywną interaktywną przygodą, serial – za udaną próbę przeniesienia na ekran, co w przypadku gier często kończyło się porażką. Serial był brutalny, w końcu opowiadał złą baśń o końcu ludzkości, gdzie człowiek człowiekowi oko wykole; ale gra była znacznie brutalniejsza – fabularne sceny odtwarzane w serialu w oryginale szokowały swoim sadyzmem. To nic dziwnego – skoro strzelanie, podrzynanie gardeł, rzucanie granatami w złych ludzi stanowi bazę gry, to dla pokazania, że teraz dzieje się rzecz ważna, tę brutalność trzeba podkręcić jeszcze bardziej. Inaczej pojawi się „dysonans ludonarracyjny” – przepaść między interaktywną akcją i fabułą.

Jednak największym wkładem serialu „The Last of Us” w popkulturowy pejzaż ostatnich lat był spokojny odcinek, w którym zamiast przemocy oglądaliśmy coś zupełnie innego – miłość i czułość pary dwóch starszych gejów żyjących w idyllicznym azylu po końcu świata, jaki znamy. Na świecie grzyby mordują ludzi, a tu sobie dwóch misiów uprawia truskawki i gotuje obiadki. Dlaczego gry nie mogą być takie? Otóż – mogą, są i jest ich całkiem sporo.

Na farmie

Mówi się o nich cozy games, przytulne gry. To słowo robi ostatnio karierę, pojawiły się na przykład „przytulne kryminały”. Może i jest trup, ale całe śledztwo toczy się w przyjemnych okolicznościach. Jaka jest definicja „przytulnej gry”? Każdy rozumie to inaczej, ale pierwszym skojarzeniem są gry o mniej lub bardziej spokojnym życiu na wsi. Ale nie takie jak kolejne części „Farming Simulator” i jego klonów, które skupiają się bardziej na oddaniu detali rolnictwa, dokładnym wymodelowaniu licencjonowanych traktorów i innych maszyn; wprawdzie można w nich znaleźć ucieczkę i przestrzeń na relaks, ale generalnie są to symulatory prawdziwej pracy, z jej znojem i powtarzalnością. Przytulna gra nie sprzedaje wizji wielkohektarowego rolnictwa, ale uprawianie swojego poletka czy ogródka w idyllicznej wioseczce, w której równie ważne co zasiewy są więzi społeczne.

Prekursorem przytulnych gier była wydana w 1996 roku „Bokujō Monogatari” (jap. „Opowieść o farmie”), znana na zachodzie jako „Harvest Moon”. Utrzymana w uroczej stylistyce klasycznych japońskich RPG, łączyła elementy symulacji farmy i życia. Bohaterem był młodzieniec, który przejął zaniedbane gospodarstwo. Do codziennych zajęć należała opieka nad zwierzętami, uprawa roli, a także zbieranie grzybów i szukanie sobie żony. Gra doczekała się wielu kontynuacji (dziś ukazują się jako „Story of Seasons”) i klonów (amerykański wydawca posiadający prawa do nazwy „Harvest Moon” w 2014 roku zaczął produkować własną serię). Zainspirowała też popularną grę „Stardew Valley”, niezależną produkcję z 2016 roku, stworzoną samodzielnie przez Erica Barone’a.

Folwark zwierzęcy

W 2001 roku na konsolę Nintendo 64 wyszła pierwsza gra z serii „Animal Crossing”. Gracz wciela się w niej w rolę człowieka, który przybywa do miasteczka zamieszkanego przez humanoidalne zwierzęta. W pierwszej części chodziło o to, żeby stać się częścią społeczności; w kolejnych awansowało się do bardziej odpowiedzialnej roli. Jej najnowsza odsłona, „New Horizons”, okazała się pandemicznym hitem. Jeśli zamknięci w swoich pokojach millennialsi nie odkrywali TikToka, to spędzali czas, bawiąc się Nintendo Switch, zarządzając prześliczną wyspą i prowadząc proste życie, polegające na zbieraniu owoców, rąbaniu drewna, budowaniu mebli, uprawie ogródka, nurkowaniu w oceanie w poszukiwaniu muszli, a przede wszystkim nawiązywaniu relacji z miłymi stworzeniami.

„Animal Crossing”„Animal Crossing”

W „Animal Crossing” życie toczy się w rytmie świąt – można wspólnie obchodzić sylwestra (wielka impreza na miejskim placu) albo Dzień Zabawek (czyli Boże Narodzenie, kiedy wyspę odwiedza zwierzątko w przebraniu Mikołaja i rozdaje zabawki). W urodziny gracza organizowane jest przyjęcie niespodzianka. Internetowy mem podsumował grę jako „millenniarską fantazję o posiadaniu własnego domu i grupy przyjaciół”.

„Animal Crossing: New Horizons” trafił w szczególny czas, kiedy taka symulacja miłego życia była potrzebna, ale swoje dodały też TikTok i Twitch. Internetowe idolki grające w gry adaptowały ich uroczą (kawaii) estetykę. W sklepach obok sprzętu dla hardkorowych gamerów (czarne masywne komputery i klawiatury podświetlane ledami) pojawiły się akcesoria pasujące do uroczych dziewczyn grających w urocze gry. Sama konsola Nintendo Switch jest urocza, dostępna w pastelowych kolorach, przypomina bardziej dziecięcą zabawkę niż maszynę do mordowania kosmitów, chociaż z powodu przenośności spodobała się starszym graczom, którzy po założeniu rodzin musieli zamienić hardkorowe granie na krótkie sesje rozgrywane na sedesie. Ten dualizm współczesnego gamingu najlepiej wyraża mem, w którym Isabelle, urocza psinka z „Animal Crossing”, zaprzyjaźnia się z bohaterem krwawej gry „Doom”. Kosmiczny marine odkrywa radość relaksu w miłych okolicznościach przyrody, a Isabelle – przyjemność z rozwalania piekielnych hord z dwururki.

Nausicaa z Doliny Muminków

Twórcy i twórczynie cozy games sięgają po sprawdzone inspiracje. Mistrzem sielanki jest japońskie studio Ghibli. „Mój sąsiad Totoro” z 1988 roku opowiada o życiu dwóch dziewczynek na wsi, gdzie spotykają leśne stwory i sadzą magiczne rośliny, w „Podniebnej poczcie Kiki” młoda czarownica zakłada firmę kurierską w urokliwej europejskiej metropolii, w „Mononoke Hime” czy „Spirited Away” pojawiają się magiczne stworzenia – i te wszystkie tropy można odnaleźć w „przytulnych grach”. Ich twórcy nie kryją zapożyczeń, wręcz przeciwnie, chętnie się na nie powołują. Twórcy „Mika and the Witch’s Mountain” najzwyczajniej postanowili zrobić z „Kiki” grę wideo.

Nie dziwi to sięganie po twórczość Miyazakiego. Ma wprawdzie na koncie film science fiction „Nausicaa z Doliny Wiatru”, w którym do ekologii podchodzi jak Frank Herbert w „Diunie” – pokazując naturę jako skomplikowaną machinkę przyczyn i konsekwencji – ale zwykle przyroda stanowi u niego obiekt zachwytu i tęsknoty. Najbardziej widać to chyba w „Ponyo”, opowieści o katastrofie, ale jakże pięknej katastrofie!

Źródła Miyazakowych opowieści to z jednej strony wspomnienia z dzieciństwa spędzonego na prowincji (oscarowy „Chłopiec i czapla”), z drugiej lektury zachodniej klasyki młodzieżowej. Kedy widzimy u Miyazakiego dzieci, są to te same urwisy, które znamy z kart „Dzieci z Bullerbyn”. Przytulność jest więc rodzajem powrotu do krainy dzieciństwa, fantazją o beztrosce, sprzeciwem przeciw „dorosłowaniu” (adulting), jak memiczni millennialsi opisują zmagania z nieprzyjaznym światem, w którym rzeczy niezbędne do przeżycia trzeba załatwiać samemu (czy nie lepiej zbudować domek dla wirtualnego prosiaczka niż zadzwonić do lekarza?).

„Snufkin. Melody of Moominvalley”„Włóczykij. Melodia Doliny Muminków”

Wychodząc więc z sielanki skandynawskiej i odwiedzając Japonię, lądujemy wreszcie w Dolinie Muminków. Zresztą serial anime był jedną z ich bardziej popularnych adaptacji. Teraz można odwiedzić te zamieszkujące Finlandię szwedzkie trolle w norweskiej grze „Włóczykij. Melodia Doliny Muminków”. Jej tytułowy bohater po powrocie z wędrówki znajduje Dolinę w tarapatach, z których będzie musiał ją uratować. Spotkamy tu wszystkich znanych z książek bohaterów, a przede wszystkim – tę przyjemną, rodzinną atmosferę kojarzoną z „Muminkami”, przytulność w stanie czystym.

Dobre życie

„Włóczykij: Melodia Doliny Muminków”, Hyper Games. Gra na PC i macOS, dostępna od marca 2024„Włóczykij. Melodia Doliny Muminków”, Hyper Games. Gra na PC, macOS i Nintendo Switch, dostępna od marca 2024„Muminki”, gry inspirowane Ghibli, wioskowe sielanki – to przytulność rozumiana uniwersalnie. Chodzi zwykle o uczucie, jakie wywołuje gra, nawet jeśli ma jakieś mroczniejsze podteksty („Cult of Lamb”). Grając w przygody Włóczykija przedstawione w baśniowej oprawie (to wypadkowa serialu anime i polskiej animacji z flauszowych wycinanek), myślałem o grze „Bayonetta Origins”. Stoi za nią bardzo ciekawy pomysł, by wziąć jedną z najbardziej seksownych postaci w historii gier komputerowych, wiedźmę Bayonettę, i pokazać jej dzieciństwo jako młodej, słodkiej i naiwnej istoty zabłąkanej w zamieszkałe przez wróżki puszcze Avalonu. Baśniowa oprawa jest przytulna, ale im głębiej w las, tym trudniej nie zauważać przemocy.

Świadomą igraszką z przytulną grą jest „The Good Life” Hidetaki Suehiro (Swery65). Japoński twórca ma na swoim koncie gry przekraczające ramy gatunku (jak narracyjna platformówka „The Missing: J.J. Macfield and the Island of Memories”, metaforycznie przedstawiająca zmagania nastolatki trans) czy bawiące się wpływami „Twin Peaks” (seria „Deadly Premonition”). „The Good Life”, jego ostatni tytuł, to gra niezależna, utrzymana w atmosferze przytulności (małe brytyjskie miasteczko, karykaturalne postacie), ale i nieustannego napięcia. Bohaterka, nowojorska dziennikarka, musi walczyć o przeżycie – spać, jeść i zarabiać, bo lekarstwo na lumbago kosztuje 100 funtów. Ta gra jednocześnie stresuje i odpręża, dziwne połączenie.

„The Good Life”„The Good Life”

Może kluczem jest właśnie odprężenie. Na TikToku pojawił się na przykład trend polegający na graniu w wymagającą i brutalną grę „Elden Ring” jako cozy game. Walki z potworami to jedno, ale cieszenie się światem i życiem to co innego. Można więc zignorować główny wątek i sadzić kwiatki w „Nier Replicant” albo nic nie robić poza łażeniem na randki i jeżdżeniem po mieście w „Cyberpunku 2077” (chociaż dojście do opcji romansowych prowadzi przez sterty trupów). Wszystko jest przytulne, jeśli nas otula.