O nowej książce Howarda Jacobsona pisaliśmy w lipcu w rubryce „JESZCZE NIE W POLSCE”. Z okazji ukazania się polskiego przekładu Grażyny Smosny (Wydawnictwo Świat Książki) przypominamy tekst Anny Ready.
Brytyjski pisarz Howard Jacobson specjalizuje się w narodowo-ideowej szermierce, celnym pchnięciem słowa trafiając w czułe punkty żydowskiej tożsamości.
Howard Jacobson, „Kwestia Finklera”.
Przeł. Grażyna Smosna, Świat Książki,
464 strony, w księgarniach od września 2011Dopiero po jedenastu próbach krytycy docenili jego twórczość prestiżową nagrodą Bookera. Zdaniem autora, problem z jego twórczością tkwi w upodobaniu do parodii, a dokładnie w tym, że humorystyczne powieści postrzega się jako lekkie czytadła. Jacobson wierzy jednak, że dobra satyra ma równie duże pole rażenia co dramat. „Komedia jest świetnym narzędziem do mówienia prawdy” –podkreślał pisarz po otrzymaniu nagrody – „zabiera nas w sam środek niewygodnych miejsc, pokazuje nam to, czego nie chcielibyśmy widzieć”.
Jacobson zmusza nas do zobaczenia antyromantycznego obrazu żydowskiej kultury i pułapki trudnej do określenia tożsamości. W „Kwestii Finklera” zaciekle walczy o rozdzielenie Żyda od żyda. Jego powieść jest również pamfletem na brytyjską inteligencję. Howard za bohaterów wybrał dwóch Żydów: czeskiego emigranta Libora Sevcika, gentlemana, znanego biografa hollywoodzkich gwiazd oraz Sama Finklera, oportunistę, telewizyjnego filozofa, autora popularnych przewodników. Choć każdy z nich jest częścią tej samej diaspory, ich postrzeganie żydowskiej tożsamości mało ma ze sobą wspólnego. Dla Sevcika, emeryta i wdowca, przynależność etniczna jest drugorzędna. On chce przede wszystkim czuć się Brytyjczykiem i aby swoją brytyjskość podkreślić, na zakupy chadza do luksusowego domu towarowego Fortnum & Mason, a także do prestiżowych krawców na Jermyn Street w centralnym Londynie.
Stary Sevcik konserwuje w sobie część nieistniejącego już świata elit z Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Nie interesuje się ani Izraelem, ani konfliktem na Bliskim Wschodzie, w przeciwieństwie do Sama Finklera, który publicznie manifestuje swoje rozczarowanie izraelską polityką w regionie. Dla Sevcika żydowskość zamyka się w sferze intelektualnej dojrzałości, którą publicznie nie trzeba się afiszować, dla Finklera – to ostentacyjnie manifestowana wyższość wobec innych i wrogość wobec Izraela. Kolacje tej dwójki to wieczne dyskusje, pojedynki stanowisk i racji:
„– Nie mam żadnych przyjaciół antysemitów – powiedział Finkler.
– Ależ oczywiście, że masz. Tych pochodzenia żydowskiego – powiedział Libor.
– Och, znowu zaczynasz. Każdy Żyd, który nie jest Żydem twojego typu, jest od razu antysemitą. Libor, określanie Żydów antysemitami jest bzdurą. To zresztą więcej niż bzdura, to podłość.”
Howard Jacobson / fot. Janey Airey,
The Man Booker PrizeW wieczornych kolacjach często bierze udział trzeci mężczyzna, kolega Finkera ze szkoły, Julian Treslove, goj, nieudacznik ze skłonnością do obsesji, wypełniony kompleksami, co pozwala mu robić z siebie ofiarę. Treslove ma prywatną misję: chce przeniknąć tajemnicę bycia Żydem. Od jego komicznych rozmyślań powieść bierze swój tytuł. Dla Treslove’a żydowskość utożsamiana jest z Finklerem – wcieleniem inteligencji, bogactwa i sukcesu. Każdego Żyda nazywa w myślach nazwiskiem kolegi z klasy, stąd „kwestia Finklera” to eufemizm na „kwestię żydowską”. Nawet największe wysiłki intelektualne Treslove’a, a trzeba przyznać, że na wyżyny się nie wzbija, wprowadzają go na śliski grunt uogólnień:
„Wygląda na to – przyznał Treslove – że Żydzi wcale nie muszą wypowiedzieć słowa Holocaust, żeby rzeczywiście rozprawiać o Holokauście. Być może potrafią za pomocą jednego spojrzenia teleportować myśl o Holokauście do drugiej osoby.”
„Świat można podzielić na tych, którzy chcą zabić Żydów i tych, którzy chcą być Żydami.”
Jacobson uczynił z Treslove’a powieściowego błazna. Przy ograniczonej inteligencji bohatera trudno jednak oczekiwać w książce błyskotliwych polemik. Treslove, co prawda, wprowadza do powieści komizm, zwłaszcza kiedy nagle rozpoznaje w sobie Żyda i przechodzi metamorfozę tożsamości, jednak powtórzenia tych samych farsowych chwytów w pewnym momencie przestają być śmieszne.
Jacobson miał wielkie ambicje. Chciał, by „Kwestia Finklera” była książką-dyskursem o „kwestii żydowskiej w Europie Zachodniej”, powieścią-satyrą, która obnaża mechanizmy postrzegania zamkniętych społeczności. Tymczasem jego powieść ma przede wszystkim charakter średniej klasy komedii omyłek, w której goj zapuszcza brodę i marzy o byciu obrzezanym, a Żyd okazuje się anty-Żydem, próbującym nienawiść do siebie zmienić w nienawiść do Izraela. W Jacobsonowym pojedynku ze stereotypami nie walczą wielkie postacie, ale ich karykaturalne cienie, które potrafią nas rozbawić, ale nie zachęcają do refleksji o potrzebie przynależności i samookreślenia się. Co ciekawe, Jacobson unika świata ortodoksyjnych Żydów. W powieści pojawia się co prawda praktykująca żydówka Hephzibah, ale jej rola jest zdecydowanie drugorzędna, tak jak innych kobiet w powieści, co czyni „kwestię Finklera” kwestią przede wszystkim męską.
Proza Jacobsona pełna jest humorystycznych zabaw znaczeniem słów. Autor ma upodobanie do powtórzeń, ironicznych opisów. Swoją strategię żartowania określa jako masochistyczną, wyjaśniając, że nie chodzi o to, żeby ośmieszać w ogóle, ale żeby zakpić z samego siebie, zanim zrobią to inni.
„Kwestia Finklera” wzbudziła mieszane uczucia krytyków jeszcze zanim została nominowana do nagrody Bookera. Pisarza chwalono za bezpardonową krytykę własnego środowiska (w książce dostaje się brytyjskiej inteligencji i kojarzonym z nią instytucjom, np. korporacji medialnej BBC określanej jako „stara ciotka”). Styl powieści pozostawia jednak wiele do życzenia. Wielu uważa, że Booker został przyznany Jacobsonowi nie tyle za „Kwestię Finklera”, co za całokształt twórczości.
Fragmenty w tłumaczeniu autorki.