Felicitas Hoppe, „Piknik fryzjerów”

Grzegorz Wysocki

Czy potrafią sobie Państwo wyobrazić, jak wygląda piknik fryzjerów?

Jeszcze 1 minuta czytania

Otóż – jeśli tylko uwierzyć na słowo Felicitas Hoppe – przybywają oni do miasteczka każdego roku w maju. Miejscowe dzieciaki marzą o tym, by kiedyś dołączyć do ich grona. Póki co podziwiają ich długie, zręczne palce i „wielkie kosze wiszące im obiecująco u rąk, wypełnione białymi królikami i jajkami, winem i ciastem”. Fryzjerzy rozkładają koce nad jeziorem i beztrosko leżą w trawie. Nigdzie się nie spieszą, oddychają powoli i nikt nie zna ich tajemnych myśli. W końcu jeden z nich podnosi się i zarzyna pierwszego królika. Następnie siadają przy stole nakrytym białym obrusem i „błyszczącymi wargami wysysają mięso z kości, aż skrzą się jak wypolerowane zęby”.

Felicitas Hoppe,
„Piknik fryzjerów”.
Przeł. Elżbieta Kalinowska,
Czarne, Wołowiec, 80 stron,
w księgarniach od maja 2009
Opowiadania Hoppemożna by określić jako purnonsensowe, surrealistyczne obrazki. Najobszerniejsze z nich nie przekraczają długości 5 stron, a mimo to te lapidarne „kawałki” składają się na prozę niewiarygodnie gęstą, plastyczną i – mimo wszystkich niedopowiedzeń – klarowną. Jak mówi bohaterka jednego z opowiadań: „Nawet przy złej pogodzie zdarza się czasem czytelne zdanie”.

U Hoppe taką „złą pogodą” jest atmosfera, która dla niejednego czytelnika może być odpychająca – tak z powodu niezbyt przymilnych wnętrz (gospoda, stara kamienica, przedział pociągu, powóz), jak postaci, najczęściej antypatycznych i odrażających. To niełatwa proza, wymagająca od nas pełnego skupienia i zwracania uwagi na najmniejsze detale.

Sprawy na pewno nie ułatwia bezkompromisowa wyobraźnia autorki. Wystarczy powrócić do tytułowego opowiadania. Czy kiedykolwiek wpadlibyśmy sami na pomysł, że fryzjerzy organizują swój doroczny piknik? A może widzieliśmy ich kiedyś jako zarzynających bezbronne króliki barbarzyńców, którzy – na domiar złego – budzą powszechny podziw? Inni bohaterowie Hoppe to m.in. służąca mężczyzn stających do pojedynków, kaleki ojciec, który trzyma w klatce syna branego przez ludzi za tańczącego niedźwiedzia, czy mąż, który wyrzuca z domu żonę po tym, jak odkrywa, że przymierzała w łazience kolorowe peruki. Świat nie tylko wyobrażony, ale niejednokrotnie groteskowy, dziwaczny, nienormalny… (Nie)rzeczywistość okrutna i absurdalna jak u Topora, ale dużo mniej przystępna i bardziej skomplikowana.

„Piknik fryzjerów” to właściwie proza purystyczna, choć – biorąc pod uwagę jej objętość – mogliśmy pomyśleć, że raczej turystyczna. Wszystkich miłośników jednoczesnego czytania i opalania się ostrzegam więc, że Hoppe robi wszystko, by szukających taniej i niezobowiązującej rozrywki przyprawić o zawrót głowy. I dobrze.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.