Autor „Rudolfa” skończył właśnie 90 lat i prezentuje nam kolejną powieść. Jego ostatnie książki – „Ostatni zlot aniołów” oraz „Była Żydówka, nie ma Żydówki” – mimo usilnych zabiegów wydawcy (liczne ilustracje, większy krój czcionki) sprzedającego je jako powieści, były tak naprawdę dwoma oddzielnie opublikowanymi opowiadaniami. A ponieważ my wszyscy (twórcy, wydawcy, księgarze, krytycy i zwykli czytelnicy) najbardziej kochamy powieści, niechby i stustronicowe, publikacja pierwszego „pełnego metrażu” od czasu „Balu wdów i wdowców” jest sporym wydarzeniem.
Marian Pankowski, „Niewola i dola
Adama Poremby”. ha!art., Kraków, 104
strony, w księgarniach od 10 listopada 2009Fabuła „Niewoli i doli Adama Poremby” jest raczej szczątkowa. Jej tytułowy bohater to utalentowany stolarz, „artysta kąkolowej dębiny”, który w 1914 roku, z rozkazu Franciszka Józefa, zostawia żonę i doskonale prosperujący zakład, by wyruszyć na wojnę. Szybko jednak trafia do rosyjskiej niewoli (przygody dobrego wojaka Poremby?) i przez kolejnych pięć lat podlega administracji Rosyjskiego Górnictwa Metali Szlachetnych w Złatoustii. Po wstępnej selekcji zostaje „kolejarzem”, a więc pracującym pod ziemią „popychaczem wagoników”. W okresie niewoli – jakkolwiek dziwnie to zabrzmi – przymuszony zostaje do romansu z administrującą jenieckimi barakami „Herod-babą” Maszą. W tym samym czasie w rodzinnej miejscowości jego żona przeżywa (tym razem zupełnie dobrowolnie) romans z czeladnikiem, a zarazem najlepszym pracownikiem męża, który po zakończeniu wojny i z braku jakichkolwiek wieści od Adama – sam awansuje do rangi męża Katarzyny. Jak nietrudno się domyślać, jakiś czas po powtórnym ślubie Katarzyna dowiaduje się, że jej „dawny” mąż wraca…
Pankowski ponownie konfrontuje wielką historię znaną z podręczników z historią maluczkich, jej przypadkowych obserwatorów i ofiar. Choć rzeczywistość odmalowana przez Pankowskiego co rusz poddana zostaje „uliryczniającym” modyfikacjom i trawestacjom, jej brutalne oblicze wcale nie zostało za sprawą tych zabiegów złagodzone. Autor, jak na zręcznego demaskatora naszych mitów przystało, nikogo nie oskarża wprost, nie prezentuje prostego podziału na „dobrych” i „złych”, nie udziela łatwych pouczeń. Większość kłopotliwych pytań musimy sobie w trakcie tej lektury postawić sami.
To nie – jak chce wydawca – „hollywoodzka intryga” czy „zaskakujące zwroty akcji” stanowią o wartości tej prozy. Intryga być może i jest hollywoodzka, ale nie do końca wiem, czy jest to komplement, czy raczej zachęta dla czytelników wychowanych na wieczornych megahitach Polsatu. Zwroty akcji, owszem, zdarzają się na tych stu gęsto zapisanych stronach, ale Pankowski konstruuje fabułę w taki sposób, że nie tyle nas one zaskakują, co raczej płynnie i elegancko prowadzą do ostatecznego – jakże spodziewanego, a przecież wspaniale opisanego! – rozwiązania.
Tak naprawdę o klasie „Niewoli i doli Adama Poremby” świadczy język Pankowskiego – niepodrabialny, wymagający styl na poły poetyckiej, na poły gawędziarskiej opowieści snutej w kolejnych książkach autora. Historia Adama Poremby napisana została językiem zmysłowym i pełnym emocji, rozgorączkowanym, a przecież trafiającym w sedno, konkretnym i lapidarnym. Nie sposób sobie wyobrazić, że ktokolwiek inny umiałby nam w tak esencjonalny sposób opowiedzieć życie i śmierć Adama Poremby. Jeśli ktoś pragnie zrozumieć, co oznacza „mieć własny styl”, wie już, po którego autora sięgnąć.