NOWE HORYZONTY:  Trzeszczący, szorstki filmowy koc
„Moje Winnipeg”

NOWE HORYZONTY:
Trzeszczący, szorstki filmowy koc

Adriana Prodeus

Guy Maddin będzie odkryciem festiwalu. Smakosze nieregularności obrazu, erotycznego poczucia humoru, aktorskiej nadekspresji odnajdą w nim przewodnika

Jeszcze 3 minuty czytania

„Jestem z tradycji Mélièsa, a nie braci Lumière. Uwielbiam sztuczność” – mówi Guy Maddin, kanadyjski filmowiec, kultowa postać współczesnej awangardy i gość MFF Era Nowe Horyzonty. „W sztuce nie chodzi o przedstawienie rzeczywistości – w przeciwnym razie najlepsze filmy powstawałyby na stacjach benzynowych, kręciłyby je te małe kamery przemysłowe” dodaje w wywiadzie. 

Maddinowi udaje się nie lada sztuka: wyeksponowana w jego filmach umowność dekoracji, sentymentalizm, obscena, groteskowe aktorstwo równocześnie śmieszą, przerażają i wzruszają. Emocje mają tu taką klarowność i intensywność, że obnażają autentyczne przeżycia w ich skrajnościach, nie popadając przy tym w afektację. Większość jego dzieł to przewrotne gry w psychoanalizę. Prowokacyjną konfesyjność Maddin łączy z ironią, erotyzmem i umiłowaniem aberracji, co w sumie daje parodystyczny efekt, ale nie przekreśla szczerości w poszukiwaniu najgłębszych motywacji, wstydliwie skrywanych uczuć.

Z nieprofesjonalnych aktorów reżyser wydobywa surową, niekontrolowaną energię. Sławy, takie jak Isabella Rossellini, ukazują w jego filmach zupełnie nowe oblicze, odkrywają się. Maddin często wspomina „Głowę do wycierania” Lyncha ze względu na radykalny psychologizm tego filmu. Wśród swoich ulubionych tytułów wymienia „Umberto D.” Vittoria de Siki i „Zakazane zabawy” René Clémenta, doceniając ich niezwykle łzawe zakończenia.

Filmy Maddina mają zagęszczenie i metaforykę właściwe literaturze. Sam trafił do kina z obawy, że nie byłby w stanie zostać naprawdę dobrym pisarzem. Ale jego związki z literaturą pozostają bardzo ścisłe i to nie tylko dlatego, że podziela z braćmi Quay fascynację Schulzem, Kafką, Walserem, Rousselem (ze względu na pokrewieństwo biblioteczek i wyobraźni Maddin nazywa siebie „trzecim bratem Quay”). Współpracował z Kazuo Ishiguro przy scenariuszu  „Najsmutniejszej muzyki świata” (2003), obecnie pracuje z Johnem Ashberym nad interaktywnym labiryntem ruchomego obrazu, przy czym podkreśla, że nie chodzi mu o celnie napisane dialogi, ale idee. Przeciwny filmowej ilustracji, za najgorszą recenzję uważa stwierdzenie, że film „wygląda dobrze”, ponieważ w takim razie zapewne nie ma w nim nic interesującego.

Guy MaddinUpodobanie do poetyckiej metafory, literackiej struktury filmu sprawia, że Maddina nie interesuje adaptacja, lecz zaprojektowanie czynności oglądania-lektury w taki sposób, żebyśmy czytając, słyszeli słowa w umyśle, równocześnie uruchamiali wyobraźnię i odtwarzali na nowo znane mity. Misterna konstrukcja jego filmów przypomina powieść, w której świat stwarzany jest wokół kilku zapadających w pamięć szczegółów, a postaci są niepełne, za każdym razem od nowa kreowane siłą wyobraźni. Obsesyjnie powtarzane słowa funkcjonują tu jak klucz do tekstu. Jego walor dźwiękowy, ale także graficzny, Maddin wydobywa, zachowując tablice z napisami – rodem z kina niemego czy raczej part-talkies z lat dwudziestych, formy pośredniej między „wielkim niemową” a kinem dźwiękowym, wprowadzającej dźwięk selektywnie, na zmianę z napisami.

Maddin używa powtórzeń jako środka wyrazu nerwicy natręctw, męczących świadomość obrazów, atrybutów gorączkowej maligny. Już debiut „Martwy ojciec” (1985) oparł na powracającym śnie, dwadzieścia lat później w „Piętnie na umyśle” (2006) kazał bohaterowi odtwarzać zapamiętane szczegóły (wąchanie trawy, kolejność odwiedzania różnych miejsc) niczym szyfr wskrzeszający przeszłość, a w „Moim Winnipeg” (2007) uczynił z powtórzeń rymowane wspomnienia, układające się w pieśń o dzieciństwie i rodzinnym mieście. Jednym z częściej używanych przez niego motywów są ręce – symbolicznie przeszczepione w filmie „Tchórze przyklękają” (2003), ujęte w nawias „rozbierających rękawiczek” w „Piętnie na umyśle”, potraktowane baletowo w „Wojowniczce Odyna” (2007).

Rytuał powtórzeń można też łączyć z pomysłem Maddina na filmy-spacery. Zainspirował go krótkometrażowy „Spacer z Monachium do Berlina” (1927) Oskara Fischingera. Podpisałby się też pewnie pod Walserowskim zdaniem: „Lubię chodzić na spacery i zatracać się bez reszty w jakiejkolwiek krainie”. Jego 4-minutowy „Spanky: do nabrzeża i z powrotem” (2008) jest zapisem przechadzki z psem. Kolejne mają być odtworzeniem tras szczególnie ważnych dla przyjaciół Maddina, a także ostatniej drogi, jaką przebył jego brat z domu na cmentarz, gdzie na grobie swojej dziewczyny popełnił samobójstwo.

Swoboda, z jaką podejmuje trudne tematy, nie tracąc przy tym żywiołowości, polotu i świeżości formy, wydaje się imponująca. Autobiograficzną, luźno pojętą trylogię: „Tchórze przyklękają”, „Piętno na umyśle” i „Moje Winnipeg” ogląda się z voyerystyczną przyjemnością – Guy i członkowie jego rodziny noszą tu swoje prawdziwe imiona – a zarazem z poczuciem umowności i dystansu towarzyszącym seansom spirytystycznym. Dla ostatniego z tych filmów Maddin ukuł określenie „dokufantazja”, czyli zapis wewnętrznego świata autora, na pograniczu faktów z jego życia, przetworzonej uczuciowo prawdy indywidualnej i surrealnej wyobraźni, które w tym unikalnym splocie próbują oddać kształt świata nie-do-pojęcia. Absurd, groteska, humor mieszają się tu ze sobą. Mityczna, wszystko-kontrolująca matka Guya stapia się z Ann Savage – grającą tę rolę legendą filmów klasy B.

Można powiedzieć, że Maddin to idealny obiekt kultu kinomanów: wieczny amator, erudyta i gawędziarz, działający na pograniczu eksperymentu i kina popularnego, łączący wyrafinowanie z tandetą, kino nieme z gore, naiwność z mistrzostwem, perfekcję wykonania z garażowością i chałupnictwem. Tworzący w prowincjonalnym Winnipeg, obecny na szczytach światowej awangardy. Znany z kilku najważniejszych tytułów, ale z ogromnym dorobkiem krążących gdzieś po sieci krótkometrażówek. Do tego jest twórcą przewrotnym: „usuniętą scenę z filmu” nakręcił jedenaście lat po premierze, dwa inne tytuły zrealizował jako własne wersje dzieł Abla Gance'a na podstawie krótkich streszczeń, myśląc, że „w ten sposób niejako pośrednio je obejrzy”. Jedną z jego niezrealizowanych idei było kręcenie swoich wersji filmów, które zaginęły lub których nie widział.

Nie mam wątpliwości, że to Maddin będzie odkryciem i hitem tegorocznej Ery Nowych Horyzontów. Smakosze nieregularności obrazu, nierealistycznego dźwięku, aktorskiej nadekspresji odnajdą w nim swego przewodnika, grono oddanych fanów zaskarbi sobie erotycznym poczuciem humoru.

Szkic do projektu instalacji „Na
kolana, tchórze”
, rys. Jakub Szczęsny
Wyjątkowy, towarzyszący retrospektywie projekt stanowi instalacja Jakuba Szczęsnego „Na kolana, tchórze!” do filmu „Tchórze przyklękają” prezentowana we wrocławskiej Galerii BWA Design. Polski artysta zaprojektował dziesięć kabin, z pozoru nierzucających się w oczy, po wejściu do których odkrywa się niepokojący świat luksusowych perwersji, stając się widzem oglądanych przez dziurkę jak w peep-show niebezpiecznych fantazji – pociągających i kompromitujących jednocześnie. Podzielony na 6-minutowe kawałki film Maddin nazwał kiedyś „hokejowym noir zainspirowanym «Elektrą» Eurypidesa ze zdjęciami jak z Weegee'ego”.

Podczas festiwalu będzie można zobaczyć m.in. słynne „Opowieści ze szpitala w Gimli” (1988), „Archangielsk” (1990) i „Ostrożnie!” (1992), którymi Maddin zapracował sobie na nagrodę za całokształt twórczości w wieku niespełna 40 lat. Oszołomić może niezwykły film baletowy „Drakula. Kartki z pamiętnika dziewicy” (2002), w którym kamera filmuje tancerzy z tak bliska, że czuje się cały ich wysiłek i fizyczność oraz „Najsmutniejsza muzyka świata” (2003), wybornie zagrana, otoczona kultem przez awangardowych filmowców i wizjonerskich krytyków.

Oprócz autobiograficznej trylogii najwięcej o Maddinie mówią zestawy jego krótkometrażówek. Począwszy od genialnego „Serca świata” (2000) stylizowanego na radziecką „Aelitę” (1924) i skomponowanego z szaleńczą, eskalującą tempo muzyką, na którego 6 minut składa się aż 600 cięć montażowych, aż do „Fuseboya” (2005), który „powstał tylko po to, by użyć w jakimś filmie słowa: «Gniazdka ognia»!” („Sockets of Fire”). Perełką są z pewnością „Klapsy dla chłoptasiów” (2004) – inspirowana „Pancernikiem Potiomkinem” orgia zbiorowego policzkowania się młodych mężczyzn na tropikalnej wyspie, a także mroczna fantasmagoria „Odilon Redon” (1995), odwołująca się do jednego z rysunków francuskiego artysty. Zbiór krótkich form Maddina – poligon dla eksperymentu, nieskrępowanej wielkim budżetem fantazji – udowadnia, że to artysta niepokorny, bezpretensjonalny, ale świadomy własnej drogi. Najlepszym tego dowodem jest bijąca rekordy popularności na youtubie „Goła lokomotywa” (2006) – nakręcona telefonem komórkowym slapstickowa kpina z „kanadyjskiego uwodzenia”.

Kuba Mikurda, Michał Oleszczyk,
„Kino wykolejone. Rozmowy z Guyem
Maddinem”.
Ha!art, 304 strony,
w księgarniach do 24 lipca 2009
Naprawdę można się zakochać, czytając „Kino wykolejone. Rozmowy z Guyem Maddinem” Kuby Mikurdy i Michała Oleszczyka (premiera podczas festiwalu). Takiego, jak został tu sportretowany, chciałoby się poznać: prostoduszny, autoironiczny, dowcipnie opowiadający o swoim tchórzostwie, nadwadze, związkach i obsesjach. Książka jest żywym zapisem fascynującego spotkania. Czuć, że Maddin lubi mówić o sobie, i wspaniale, że autorzy wywiadu-rzeki pozwolili mu na to, dzięki czemu bez skrępowania odsłania tajniki warsztatu, od niechcenia rzuca genialne anegdoty, podnieca perwersje.

Podczas tej wciągającej rozmowy zdarzają się też niewiarygodne przypadki i zbiegi okoliczności, jak ten gdy Guy opowiada o postaci sprawującej kontrolę matki, którą wywiódł z własnych doświadczeń. W tym momencie dzwoni telefon. „To pewnie ona” – mówi syn. I rzeczywiście, Herdis Maddin nagle materializuje się, nagrywając się „w naszej obecności” na automatyczną sekretarkę.

Wyśmienitą część książki stanowią intermedia, zwłaszcza to poświęcone dźwiękowi. Sekwencje z „Mojego Winnipeg” stają się niemal namacalne, gdy reżyser opowiada o wspomnieniach z salonu fryzjerskiego swojej mamy: „Szum suszarek, głośne trzaski nożyczek (…), głosy, kobiece głosy, starające się przekrzyczeć trzaski nożyczek i szum suszarek. (…) Dalej lakier do włosów, małe, ręczne suszarki, odgłosy zamiatania, brzęk kasy, trzaskanie drzwiami, strzelanie klapy w podłodze, woda w umywalkach. Odgłos spinek, kiedy spadają na podłogę”.

Albo o zamiłowaniu do radia, o zakłóceniach, które były częścią audycji: „Było w tym coś bardzo przytulnego, jak trzeszczący, szorstki, akustyczny koc. Często zasypiałem w trakcie. (…) W słuchaniu radia chodziło o miasta, te odległe miejsca, do których – jak sądziłem – nigdy nie dotrę”. Czy mały Guy mógł wiedzieć, że ze swoimi filmami objedzie cały świat i dotrze nawet do Wrocławia?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.