Trzy litery

Aleksandra Kumala

Tomasz Nalewajk ma czytelnikom do zaoferowania niekończącą się opowieść. Żadnych zwrotów akcji, żadnych fajerwerków. Czyta się to wszystko bez zarzutu, ale i bez zachwytu

Trzy litery

Jeszcze 2 minuty czytania

Trzy litery

„Jestem wysoki, bezczelny, chodzę w szerokich bluzach i trochę opuszczonych spodniach. Opuściłbym bardziej, ale nie jeżdżę ani na desce, ani na rolkach. Chcę być alternatywny, ale brakuje mi pewności siebie. Chciałbym robić dużo alternatywnych rzeczy, ale nie wierzę, że potrafię. Mój ojciec pije. Mój brat ma dwanaście lat, wkurwia mnie i nie interesuje”. Gdy Marek Majewski wypowiada te słowa, bycie małym chłopcem ma już za sobą; dorosłym mężczyzną dopiero się stanie. Nie tylko z nieśmiałością i niską samooceną przyjdzie mu się zmierzyć pod czujnym czytelniczym okiem. Kumple, dziewczyny, fajki, dragi, alkohol, studia, związki, romanse, rozstania, jeden kredyt, drugi kredyt, sukcesy, porażki, podwyżki, potomstwo, porno i prostytutki. Wszystko razem to proza życia, a raczej: proza o życiu, czyli debiutancka powieść „Chciałbym, żeby dzisiaj coś się wydarzyło” Tomasza Nalewajka.

Dzieciństwo, dojrzewanie i dorosłość bohatera tworzą hybrydyczną, niemal siedmiusetstronicową (!) całość. Pomijając chronologię wydarzeń czy ich formalne uporządkowanie, autor stawia na fragmentaryczność pierwszoosobowej narracji. Kolejne epizody z życia narratora prezentowane są w myśl filmowej zasady: akcja–cięcie–akcja. Krótkie momenty wygaszenia ekranu służą Nalewajkowi do zmiany scenografii i aktorów; regularnie i z powodzeniem przetasowuje poszczególne sceny i ich lokalizacje, powraca do przerwanych wątków, rozpoczyna nowe, to znów pozwala sobie na spojlery czy flashbacki. Odnalezienie się w tym kontrolowanym chaosie nie jest jednak wyłącznym przywilejem jego twórcy – powieściowy labirynt umyślnie został skonstruowany tak, aby czytelnik nie mógł przegapić drogowskazów i tym samym zagubić w nim na dłużej. Łatwość osadzenia bohatera w czasie i przestrzeni przyspiesza lekturowe procesy adaptacyjne, pozwala odzyskać zgubiony na krótką chwilę rytm, zanurzyć się w tu i teraz, bez względu na to, jaką postać przybiera owa teraźniejszość.

Tomasz Nalewajk, „Chciałbym, żeby dzisiaj coś się wydarzyło”. Wydawnictwo Cyranka, 650 stron, w księgarniach od września 2019

Choć zdarzają się tu wyjazdy zarobkowe (zbiór truskawek w Holandii, gastronomia w Londynie) i służbowe (delegacja w Meksyku), wakacje w duecie (Egipt, Hiszpania) i męskie wyprawy (Kirgistan), fabułę niezmiennie organizuje geograficzna triada Tychy–Kraków–Warszawa. Śląsk to przede wszystkim dorastanie, szkoła, imprezy. Początek uzależnienia od narkotyków, życie rodzinne, toczące się w nierównym – bo wyznaczanym przez nałóg ojca – tempie. Po maturze na horyzoncie zaczyna majaczyć studencki Kraków, pełen nowych doświadczeń i wyzwań. W Warszawie nadchodzi czas rozwoju zawodowego, założenia rodziny i rozpoczęcia terapii. Gdzieś między Śląskiem, Małopolską i Mazowszem bohater traci kontrolę nad swoim życiem.

Prócz niekoniecznie uzasadnionego objętościowego rozmachu w prozatorskim debiucie Nalewajka uwagę zwraca dbałość o formę i detal. Fabularna przestrzeń zostaje zagospodarowana z największą precyzją; każdą z mikroscen nasyca właściwy jej koloryt – każda ma swój zapach, smak, dźwięk, swoją atmosferę. Zadziwiająca bywa częstotliwość, z jaką – w najróżniejszych okolicznościach – bohater wyraża niedające się zaspokoić tytułowe pragnienie. Owszem, bywają momenty złudnego spełnienia, jak wtedy, gdy przebojem podbija korpoświat („Zasuwaj! O, tam. Raz, dwa, trzy. Zaczynasz od tego, potem robisz to, następnie dwie rundy wokół, jakieś poprawki, zmiany koncepcji, idei, koloru i hasła, hej, ho, hej, ho, życie jest kolorowe, kiedy odhaczasz gotowe projekty. Codziennie coś się dzieje i to mi się bardzo podoba”); jego entuzjazm szybko się jednak wytraca, zużywa, nie wystarcza go na długo i wszystko startuje od nowa. Im częściej Majewski chce, żeby coś się wydarzyło, tym bardziej jego potrzeba staje się niedefiniowalna, wręcz urojona. W pewnym momencie zaczyna nawet przypominać niepokojący objaw. Czego? Odpowiedź, jaką podsuwa Nalewajk, jest aż nazbyt oczywista; mieści się w trzech literach: DDA. Marek Majewski to dorosłe dziecko alkoholika. Kurtyna. Kropka. Pozamiatane. Zasadniczy problem polega na tym, że nie wszystkich takie postawienie sprawy usatysfakcjonuje. Na przykład mnie, którą akurat z tym fikcyjnym bohaterem łączą podobne doświadczenia.

Jak wielkim tabu – także językowym – bywa alkoholizm, pokazuje scena rodzinnego spotkania, w której Marek, przekomarzając się z bratem, wypala: „Wiesz, jak się ma ojca alkoholika, to łatwo mieć problemy psychiczne”. Zgromadzeni goście milkną, przestają kroić i przeżuwać, z kolei bohater „nie ma odwagi podnieść wzroku nad stół, mocno zaciska zęby i pięści”. Ciężar tego zdania, ciężar tego nałogu przytłacza wszystkich. Bez wyjątku. Marzenie Marka, żeby wydarzyło się bliżej nieokreślone COŚ, co intensywnością przebije wspomnienie wyczekiwania na powrót ojca, z przelęknionymi matką i bratem u boku, tak naprawdę nie ma prawa się ziścić. Niezadowolenie współdzieli ze swoimi partnerkami, Niną i Sylwią. Tyle tylko, że ich fiksacje i wady przybierają w powieści znacznie skrajniejsze, bardziej irytujące i dyskredytujące formy.

Pomimo całej zachowawczości, metodyczności, rozwlekłości powieści, a może częściowo dzięki nim, Nalewajkowi udaje się uchwycić konflikt nakładających się ról społecznych z wyobrażeniem człowieka o sobie samym. Trudno przecież być twardzielem z dzielni, świetnym kochankiem, rzutkim biznesmenem, dobrym partnerem, mężem i ojcem, jeżeli podświadomie myśli się o sobie w kategoriach ofiary, dziecka takiego a nie innego rodzica, więźnia emocji i kompleksów. Przekierowując wektor czytelniczej uwagi ku pozatekstowej rzeczywistości, można podążyć wieloma tropami: trudne dzieciństwo, toksyczne relacje, autoagresja, depresja, wypalenie zawodowe, uzależnienia, problemy z seksualnością, niska samoocena, zazdrość, wyzwania związane z macierzyństwem, ojcostwem i partnerstwem. W powietrzu wiszą pytania banalne i zarazem zasadnicze: a ciebie co w życiu boli, gdzie dokładnie cię boli, dlaczego cię boli i jak, o ile w ogóle, zamierzasz sobie z tym bólem poradzić?

Tomasz Nalewajk – zajmujący się zawodowo psychologią biznesu i psychoterapią – ma czytelnikom do zaoferowania niekończącą się opowieść. O ciągnących się latami, skomplikowanych i żmudnych procesach: wyrastania z i dorastania do. Jego bohater kręci się w kółko, wraca do punktu wyjścia, startuje z impetem po to tylko, by niespodziewanie zboczyć z kursu i znów wypaść z gry. Nie ma w tych jego zmaganiach z życiem, z samym sobą i ze wszystkimi wokół niczego fascynującego, wyjątkowego, emocjonującego. Żadnych zwrotów akcji, żadnych fajerwerków. Czyta się to wszystko bez zarzutu, ale i bez zachwytu.

„Kocham i tęsknię / Chociaż to takie niemęskie / Rozumiem, współczuję / Chociaż się czuję niezręcznie / Na zmianę ufam i wątpię / Chociaż to takie nierozsądne / A łzy, to ja ci powiem / Ja ich nie wylewam za kołnierz”, śpiewał dekadę temu Happysad. W 2002 roku, zanim ta piosenka powstała, od wujka i cioci dostałam na urodziny różowego jeepa dla Barbie: dwuosobowego, z kolorowymi naklejkami i zapinanymi pasami. Niedługo potem – ubrana w odświętną, brązowawą sukienkę z okrągłym, białym kołnierzem i granatową kokardką na środku; z długimi, pokręconymi w loki i upiętymi w wysoki kucyk włosami – wybiegłam z błagalnym krzykiem na klatkę schodową. Chciałam odebrać ojcu klucze do domu. Musiałam – bo już był pijany, a przecież szedł wypić jeszcze więcej i mógłby je albo zgubić, albo dać się okraść. Klucze udało się odzyskać, łzy osuszyć; zabawką cieszyłam się jeszcze długo. Udanych urodzinowych imprez miałam później całkiem sporo. Nie chcę tego, kim jestem, jaka jestem i co robię, sprowadzać do trzyliterowego skrótu – to matryca, wytrych, uproszczenie. Wielofunkcyjna wymówka. Tym większe moje rozczarowanie, kiedy takie drogi na skróty proponuje literatura.

Tekst powstał we współpracy z Krakowskim Biurem Festiwalowym, organizatorem Nagrody Conrada za debiut literacki, przyznawanej w ramach programu Kraków Miasto Literatury UNESCO.

Nagroda Conrada

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).