Nie baśń

Paulina Małochleb

„Szalej” Moniki Drzazgowskiej to nie jest studium męskiej tyranii, ale opowieść o społecznie akceptowanych praktykach dyscyplinowania słabszych. Bite dzieci znęcają się nad zwierzętami, kobiety bite w dzieciństwie przez ojców ślepo poddają się woli i przemocy mężów

Nie baśń

Jeszcze 2 minuty czytania

Nie baśń

„Szalej” ma konstrukcję jak „Sceny z życia małżeńskiego” Bergmana – przez dwanaście najważniejszych zdarzeń w życiu bohaterki poruszamy się skokowo. Z tych krótkich sekwencji rozrasta się opowieść o życiu kaszubskiej wiejskiej rodziny, z przemocą, współuzależnieniem, ograniczonym zakresem awansu społecznego i ciężką pracą w obejściu oraz o osadzonej w tym środowisku dziewczynie. Zosia, a później Zośka, nikomu nie pozwala się do siebie zbliżyć, jest najeżona, oddalona, nieuchwytna. I choć właśnie z jej perspektywy czytelnicy mają postrzegać świat, to jako postać pozostaje cały czas trudno dostępna.

Chciałabym czytać „Szalej” jako opowieść o awansie społecznym, byłoby to całkiem atrakcyjne, bo rzadko w polskiej prozie współczesnej bohaterka postrzegana jest z perspektywy klasowej, a nie płciowej. Ale Drzazgowskiej nie interesuje żadna wąska interpretacja, podążanie cudzym tropem ani wypełnienie pustych miejsc. Przechodzi płynnie od obserwacji socjologicznych, przez psychologiczne, historyczne, po genderowe, a od sagi rodzinnej, przez żeński Bildungsroman, po powieść wiejską i egzystencjalną. I choć mogłoby się wydawać, że to przepis na zupę z wszystkiego, to Drzazgowska daleka jest od niekontrolowanej rozrzutności formalnej.

Monika Drzazgowska, „Szalej”. Wydawnictwo Literackie, 382 strony, w księgarniach od lutego 2021

„Szalej” to w gruncie rzeczy studium rodziny, która od powijaków sączy jad i truciznę i pracuje z wytężeniem nad tym, by dzieci pozbawić wiary w siebie, umiejętności decydowania o sobie, jakichkolwiek zdolności. Ta rodzina produkuje przemoc na wielu poziomach, hodując kolejne pokolenia ofiar. Bije tylko dziadek, najczęściej babkę, rzadziej dzieci. W drugim pokoleniu przemoc fizyczna zmienia się jednak w inne formy znęcania: matka Zośki, choć dzieci nie bije, to nieustannie je kontroluje, podgląda i podsłuchuje, dyscyplinuje, wyszydza. Reprezentująca trzecie pokolenie Zośka, gdy sama spodziewa się dziecka, robi listę słów, którymi nie można do dziecka się zwracać, i gestów, które należy wykonywać. Czułość to coś, czego nie można się nauczyć, tresowana przez całe dzieciństwo kobieta nie jest zdolna okazać dziecku miłości. Choć Zośka jest świadoma procesów przemocowych, współuzależnienia matki i jej sióstr od patologicznej relacji z ich rodzicami, choć sama próbuje się buntować, to mimo wszystko nie potrafi wykrzesać z siebie uczucia do córki. Zresztą dzieci są tu własnością rodziców, można nimi rozporządzać – a to wysyłać je do ciężkiej pracy, a to zabraniać malowania się i strojenia, a to bić i wyrzucać na noc z domu. Otoczenie, choć nie praktykuje podobnych zachowań, nie wtrąca się w prawa rodzicielskie i sposób ich egzekwowania.

Drzazgowska unika uproszczeń, to nie jest studium męskiej tyranii, ale opowieść o społecznie akceptowanych praktykach dyscyplinowania podmiotów słabych, czyli kobiet, dzieci i zwierząt domowych, które także między sobą dokonują transferu przemocy. Bite dzieci znęcają się nad zwierzętami, kobiety bite w dzieciństwie przez ojców ślepo poddają się woli i przemocy mężów. Kaszubska wieś, zależność finansowa od mężczyzny, wspólne gospodarstwo i potomstwo nie pozwalają babce odejść, nie pozwala jej na to także własny światopogląd, przekonanie, że przysięga małżeńska złożona przed Bogiem daje mężowi przyzwolenie na dowolne rozporządzanie rodziną. Matka Zośki, trochę przez ojca bita, a trochę pomiatana, buntuje się właściwie tylko raz, podejmując próbę wyrwania się z domu – owocem owego buntu jest właśnie Zośka. I o ile matka nie podniesie na córkę ręki, o tyle zasiecze ją słowami, upokorzy brakiem akceptacji dla jej marzeń, potrzeb i oczekiwań. Zośka od wczesnego dzieciństwa będzie wiedziała, że jej udział w świecie polega nie na posiadaniu pragnień i oczekiwań, lecz na pokornym znoszeniu obowiązków, bólu i rozczarowania.

Ze wszystkich kluczy, jakie można zastosować w lekturze „Szaleju”, najbardziej owocny wydaje mi się baśniowy. Już tytuł odwołuje się do nazwy dość pospolitej polnej rośliny trującej, a Zosia od dziecka widzi śmierć, czuje jej obecność, mistyczna otoczka świata wydaje się jej praktycznie dotykalna. Jednak w ramach konwencji baśniowej powinna dokonać się nagła zmiana, zwrot, wyniesienie – żaba powinna zamienić się w księcia, szara myszka w księżniczkę, porzucona siostra tkająca koszule z pokrzyw trafić w końcu na tron. Ale w powieści Drzazgowskiej uciśnienie nie prowadzi do wywyższenia – Zośka co krok doświadcza iluminacji, ale nie pociąga ona za sobą przemiany. Kopciuszek pozostaje Kopciuszkiem – świadomym rozlicznych więzów, lecz niezdolnym do ich zerwania: ani otarcie się o śmierć, ani anonimowy seks w lesie, ani żadna inna transgresja w ramach tego świata nie prowadzi do wyzwolenia. Zośka boi się, że szalej, którego według przysłowia mogłaby się najeść, zadziała na nią jak trucizna.

Drzazgowska nie jest bynajmniej nowym Myśliwskim, nie celebruje wiejskiego życia wraz z jego trudami, nie opowiada o niknącym świecie, rozpadającej się prowincji. Nie podąża też w stronę, jaką wyrysowała Wioletta Grzegorzewska w „Gugułach”, bo w tej przestrzeni, w jakiej porusza się Zośka, nie da się znaleźć żadnego oparcia, nie ma gry między zagrożeniem i bezpieczeństwem – moment narodzin to wrzucenie w świat zimna i systemowej wielowarstwowej przemocy. Transfer przemocy dokonuje się tutaj inaczej niż w „Tłuczkach” Katarzyny Wiśniewskiej, w których chodziło raczej o realistyczną opowieść o mocy Kościoła katolickiego, natomiast w „Szaleju” ważny jest pogański świat zabobonu, w ramach którego patriarchat to pewnego rodzaju struktura przedustawna. Powieści Drzazgowskiej bliżej do „Pod słońcem” Julii Fiedorczuk – z dopuszczeniem do głosu nieludzkiego świata natury, uczynienia z niego realnego uczestnika zdarzeń. Ale choć bohaterowie „Szaleju” żyją ze światem wiejskiej natury blisko, choć natura kilka razy jest sprawczynią różnych olśnień bohaterki, choć Zośka potęgę natury wyczuwa i cofa się przed nią z drżeniem, to nie jest to wcale powieść ekologiczna. „Szalej” sytuuje się za to na przecięciu tych wszystkich nurtów, tradycji i konwencji gatunkowych, sprawnie wymykając się jednoznacznym wykładniom.

Literacki Sopot


Cykl tekstów poświęconych debiutom literackim powstaje we współpracy z Goyki 3 Art Inkubatorem, organizatorem festiwalu Literacki Sopot. Dziesiąta edycja odbędzie się w dniach 19–22 sierpnia 2021 roku, a motywem przewodnim będzie literatura włoska.

 

 

 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).