Obcasy-zabójcy
SK_HEELS / fot. Brooklyn Museum

Obcasy-zabójcy

Aleksandra Przegalińska

Refleksje o butach przyszłości przynoszą na myśl specyficzne odniesienie wysokich obcasów do czasu. Chronologia dla obcasa nie ma znaczenia, jego historia jest historią nieustających powtórzeń

Jeszcze 4 minuty czytania

Najbardziej prowokacyjny i potencjalnie niebezpieczny element ubioru doczekał się statusu dzieła sztuki. „Killer Heels”, czyli wystawa poświęcona w całości butom na wysokim obcasie, potrwa w nowojorskim Brooklyn Museum do lutego 2015 roku. Stanowi znakomity przykład wystawy poświęconej czemuś tak nieodzownemu, że aż przezroczystemu. Buty wprawdzie każdy widzi, zwłaszcza takie na wysokim obcasie, ale czy ktoś o nich myśli?

Nazwę „Killer Heels” można odczytywać zarówno jako „Obcasy zabójcy”, „Obcasy zabójczyni” (mamy w języku polskim to rozróżnienie, więc z niego skorzystajmy), jak i „Obcasy-zabójcy”. Obcas przedstawiony jest tutaj jako wieloznaczny symbol władzy, jego historia zaś opowiedziana w relacji do seksualności, fetyszy i przemian tożsamościowych, nie tylko w kulturze zachodniej. Mieszają się tutaj rzemiosło i technologia – od pieczołowicie wykonanych ręcznie obcasów mistrzów Salvatore Ferragamo i Giuseppe Zanottiego, po kontrapunkt butów wydrukowanych w kilkanaście minut w drukarce 3D na zlecenie Zahy Hadid. Wystawa, prezentując najwspanialsze okazy wysokich obcasów – od włoskich wysokich platform XVI wieku, aż po dzisiejsze szpilki z wybiegów mody i czerwonych dywanów – na pierwszy rzut oka wygląda jak wnętrze ekskluzywnego sklepu z butami.

OBCASY-ZABÓJCY NA BROOKLYNIE

W Brooklyn Museum zobaczyć można około stu sześćdziesięciu spektakularnych szpilek. Część z nich to zabytki: renesansowe sztuki pochodzą z kolekcji Metropolitan Museum of Art, Brooklyn Museum Costume Collection, Costume Institute at the Metropolitan Museum of Art oraz Bata Shoe Museum. Jednak większość została pieczołowicie wyselekcjonowana i wypożyczona od najważniejszych światowych domów mody: od Manolo Blahnika, Miu Miu i Chanel, poprzez Salvatora Ferragamo, Zahę Hadid, Iris van Herpen, Christiana Louboutina (między innymi wspaniałe Lady Highness), Alexandra McQueena, André Perugię i Pradę, aż po Elsę Schiaparelli, Noritakiego Tatehanę, Vivienne Westwood, Rogera Viviera oraz Pietro Yantorny’ego. To buty do noszenia dla tej jednej setnej procenta społeczeństwa, która może sobie na nie pozwolić. Cała reszta może je podziwiać zza gabloty.

Na wystawie panuje półmrok, sączą się transowe dźwięki, klienci-cienie podziwiają podświetlone buty na piedestałach. Jeśli byłby to sklep, to właśnie taki, który może pozwolić sobie na odrobinę ekstrawagancji, stawiając obok Manolo Blahnika naddarte drewniane trepy sprzed dwóch stuleci. Ów półmrok jest jednak dla części zwiedzających odrobinę irytujący. Wiele butów jest tak skontrastowanych światłem, żeby było widać jedynie ich zarys. Być może ma to na celu oskalpowanie buta z detalu i ukazanie go jako formy, ale fashionistom i fashionistkom się ten efekt nie podoba. Na pocieszenie mogą sobie kupić album ze zdjęciami z wystawy, w którym wszystko jest dokładnie sfotografowane i opisane. Zresztą, do takich warunków konsumowania mody powinni się byli już przyzwyczaić. Wśród ekskluzywnych sklepów z modą taka forma ekspozycji to rosnąca tendencja. Dom mody Prada już dawno przestał traktować wystawy sklepowe jako przestrzeń atrakcyjnego pokazywania towaru i zamienił witrynę na wystawę dzieł sztuki. Podobnie czyni Hermès. Czy zatem „Killer Heels” to wystawa, którą obowiązkowo odwiedzić musi nowojorska fashionistka? Czy możemy się spodziewać kolejnych wystaw tego typu, poświęconych torebkom, paskom i innym akcesoriom? Wreszcie, czy różnica między wystawą a ekskluzywnymi butikami polega jedynie na tym, że butów z Brooklyn Museum nie można przymierzyć i kupić?

Chińskie buty z XIX wieku / Brooklyn Museum

Moda to nie tylko przedmioty na sprzedaż, to forma kultury materialnej, która stanowi wyraz stanu ducha swoich czasów, jednocześnie łącząc ze sobą odległe epoki. Dla znawcy butów na obcasie oczywiste są wczesne wpływy Wschodu na zachodnią modę. Buty kobiet mandżurskich z XIX wieku, wykonywane w Chinach z drewna, bawełny i jedwabiu, mogą przypominać wiosenną kolekcję Prady z 2013 roku. O pochodzenie platform do dziś toczą się spory. Nie wiadomo, czy dotarły do nas dzięki modzie obowiązującej w rzymskich łaźniach, czy dzięki wpływom azjatyckim. To jednak spory akademickie. Dzisiaj wysoki obcas to przede wszystkim ikona kultury popularnej. Ma długą historię, która – ze względu na komercyjność – jest ukryta przed użytkownikami i użytkowniczkami.

Niewiele osób wie, że na początku obcasy nosili jedynie mężczyźni, kobiety przejęły je później. I nie dotyczy to obcasu rozumianego jako podwyższenie o pół centymetra. Chodzi o wysoki obcas, który wywoływał wrażenie wyższego wzrostu, określany także mianem szpilki, zwężający się ku podstawie i zakończony flekiem. Na dworach w XVI wieku był stałym elementem stroju męskiego. Pierwsze obcasy pojawiły się właśnie wtedy – początkowo nie po to, by wydłużać optycznie nogi, lecz po to, by łatwiej było je utrzymać w strzemionach podczas jazdy konnej. Później buty na obcasie razem ze swoimi właścicielami zsiadły z koni i dumnie wkroczyły na salony. Kiedy stopniowo podwyższano obcas, panie dworskie postanowiły wejść do gry, którą ostatecznie wygrały. Mężczyźni zarzucili obcasy, kobiety postanowiły zaś nosić jeszcze wyższe.

Iris van Herpen X United Nude, „Beyond Wilderness”,
2013. Courtesy of United Nude, fot. Jay Zukerkorn
Dziś szpilka to fetysz. Seksualność wysokich obcasów jest jednak w Brooklyn Museum potraktowana ambiwalentnie. Część eksponatów, na przykład czarne, niezwykle wysokie skórzane szpilki Christiana Louboutina, w sposób ewidentny odnosi się do szalenie ekspresyjnej, pewnej siebie, zachodniej seksualności, znanej chociażby z tych lepszych popowych klipów muzycznych. Słynne „Gaga Shoe” Rema D. Koolhaasa łączą seksualność z groteskowością. Seksualne monstrum na wielkich szpilkach to także pomysł na „Armadillos” Alexandra McQuinna z 2009 roku, w których Lady Gaga w geście hołdu dla projektanta dzielnie stąpała rok po jego śmierci na gali MTV Video Music Awards. Z drugiej strony, but, nawet na obcasie, może być narzędziem ochrony i obrony. Słynne kopyta Iris Schieferstein są tego najlepszym przykładem. W Brooklyn Museum znajdziemy także „Nanohana Heels” z 2012 roku, wykonane przez Masayę Kushino oraz Sputniko. Ten but ma w obcasie ukryte nasiona słonecznika, które absorbują radiokatywne elementy w glebie. Omawiany egzemplarz wprawia w zdumienie. Jak daleko od przeznaczenia buta, a zwłaszcza buta na obcasie, można się wybrać? Czy buty na wysokim obcasie mogą być narzędziem dobroczynnym? Czy mogą być „naturalne”, będąc w samym centrum królestwa narzędzi? Czy porzucimy je w przyszłości, bo skazują nas na irracjonalny wysiłek, czy znajdziemy dla nich nowe przeznaczenia spod znaku zrównoważonego rozwoju?

Zaha Hadid, „NOVA”, 2013. Courtesy of United Nude, fot. Jay Zukerkorn

Refleksje o butach przyszłości przywodzą na myśl specyficzne odniesienie wysokich obcasów do czasu. Chronologia dla obcasa nie ma znaczenia, jego historia jest historią nieustających powtórzeń. Relacje między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością butów na obcasach są nieoczywiste. Obcasy przechodzą wprawdzie liczne stylistyczne przemiany, ale nierzadko – jak to bywa w świecie mody – nawiązują designem do dalekiej, zapomnianej przeszłości. Przypomina ona o rozróżnieniu na dwa podstawowe rodzaje szewstwa: ręczne i maszynowe. To pierwsze, aktualnie w zaniku, różni się od drugiego ceną, czasem produkcji, i jakością obuwia. Pokazane są tutaj klasyczne atrybuty tradycyjnego szewca: szpilarek, nazywany także szpikulcem lub szpilardem (ostra szpila z rękojeścią), szydło (ostra szpila z rękojeścią, przy ostrzu szpili otwór na nitkę), dratwa, szczecina, cęgi, kopyta i młotek. Eksponaty opowiadają historię tego, jak kiedyś robiono buty – jak zmieniała się technologia, mimo że trendy wracały. Para sandałów na pomalowanej w kwiaty platformie przetrwała próbę czasu. Zwiedzające i zwiedzający robią sobie z tymi butami setki zdjęć w nadziei, że w którymś z licznych butików Nowego Jorku znajdą podobne. Równie silny entuzjazm budzą szpilki z wężowej skóry autorstwa Morrisa Wolocka z lat 20. ubiegłego stulecia, a także czarne koktajlowe obcasy Charles Strohbeck z 1910 roku. Mniejszą popularnością cieszą się platformy z Muenster z 1994 roku zaprojektowane przez Johna Fluevoga, które w zamyśle miały przypominać sandały pielgrzyma. Niestety, mimo swoich raptem 20 lat zostają uznane za całkowicie niemodne. Co innego weneckie szpliki z XVII wieku – te znajdują powszechne uznanie, zwłaszcza że stoją obok ewidetnie do nich nawiązujących hit-szpilek Noritaki Tatehany z 2012 roku.

Noritaka Tatehana, „Atom”, 2012–13. Courtesy
of Noritaka Tatehana, fot. Jay Zukerkorn
Dla mnie, filozofki i entuzjastki nowych technologii, jedną z najciekawszych informacji na temat wysokich obcasów jest to, że rosły one razem z budynkami. Wiele konceptów dotyczących bezpiecznego postawienia najwyższej możliwej wieży i najbardziej wymyślnego, przeczącego grawitacji budynku przeniosło się z achitektury na design butów na obcasach. Zaha Hadid projektuje zarówno budynki, jak i buty. W jednym z wywiadów stwierdziła nawet, że nie wie, co jest trudniejsze. Ostatecznie logika jest podobna i – choć to oczywiste – rzadko o tym myślimy: obiekt ma być wysoki, wyglądać jakby łamał prawa fizyki, a jednocześnie być absolutnie bezpieczny. 

Skąd więc człowiek kołyszący się na krawędzi surrealistycznego buta? Już w XVII w. obcasy pojawiały się coraz częściej, zmieniając sylwetkę tego, kto je nosił. A potem obcas już tylko rósł. Pod koniec XIX w. w Stanach Zjednoczonych została otwarta fabryka obcasów, w Europie zaś fizyk Olbrecht Kliczka wymyślił szpilki. W latach 20. włoscy szewcy bardzo zwęzili obcas. Produkcję obuwia w takiej formie kontynuował słynny Roger Vivier, inspirując się ideami zaczerpniętymi z architektury. Dzieło Viviera nazywano obcasem szpilkowym (talon aiguille). Był wzmocniony stalą, żeby się nie łamał. W 1947 r. Christian Dior zaprezentował w Paryżu nową kobiecą sylwetkę: modelkę w białym żakiecie, rozkloszowanej czarnej spódnicy i jasnych butach na zwężającym się obcasie. To historyczne zdjęcie przedstawia wczesną wersję szpilek, które niedługo potem podbiły światowe ulice. Kobiety nauczyły się na nich coraz pewniej stąpać, chociaż w architekturze postulaty bezpieczeństwa traktowane są niewątpliwie bardziej rygorystycznie. Nawiązują do tego liczne filmiki na YouTubie z przewracającymi się spektakularnie modelkami, tyleż zabawne, co makabryczne. Moda stawia jednak na ryzyko.

Winde Rienstra, „Bamboo Heel”, 2012. Courtesy of Winde Rienstra, fot. Jay Zukerkorn

But niewątpliwie jest technologią. Po pierwsze, jest technologią w rozumieniu biopolitycznym, stanowi element zarządzania sobą, dyscypliny i troski o siebie. Ale but może być także zaawansowaną maszyną, którą możemy rozmaicie wykorzystać. Wystawa przedstawia wizje hybrydowych form butów z bionicznymi, inteligentnymi sztucznymi stopami, które sprawią, że będziemy poruszali sie szybciej niż kiedykolwiek. Czy w tym świecie będzie miejsce na ultrawysokie szpilki? Być może, jeśli będą potrafiły zmieniać swój wymiar na żądanie.

Ekspozycja została uzupełniona sześcioma zleconymi specjalnie na tę okoliczność etiudami filmowymi, zainspirowanymi wysokimi obcasami. Filmy wykonali Ghada Amer, Reza Farkhondeh, Zach Gold, Steven Klein, Nick Knight, Marilyn Minter oraz Rashaad Newsome. Odgrywają onę niebagatelną rolę. Kuratorzy wystawy postanowili efekt najwspanialszego sklepu obuwniczego świata zrównoważyć krytyczną refleksją w formie wizualnej. Wśród wszystkich opowieści o butach tylko jedna przypomina reklamę, ale całkowicie zmutowaną i hiperrealną. Wydaje się mówić „chcemy, żebyś czuł(a) się, jakbyś był(a) w sklepie, ale tylko po to, żeby za chwilę ci przypomnieć, że w nim nie jesteś”. Każda kolejna stanowi kontrapunkt do eksponatów. But staje się tutaj pokusą i zagrożeniem.

Zach Gold, „Spike”, 2014. Courtesy of Zach Gold

Założenie pięknego szklanego bucika na obcasie przez Kopciuszka kończy się koszmarnym krwawieniem stóp. Wysoka, czarna szpilka krąży wokół skrępowanego taśmą mężczyzny, by następnie wbić się w jego klatkę piersiową. Film autorstwa Marilyn Minter pokazuje cokolwiek ciężką i mocno zbudowaną stopę, która może należeć zarówno do mężczyzny, jak i do kobiety. Stopa ta stara się stąpać w szpilce z gracją i godnością, ale prawa fizyki są przeciwko niej. Kilka razy udaje jej się utrzymać równowagę, ale ostatecznie wszystko kończy się upadkiem masywnego ciała na ziemię. Steven Klein w swoim wideo pokazuje natomiast niezwykle długie nogi w czerwonych szplikach, które wściekle rysują karoserię czerwonego samochodu, nawiązując do silnego związku jednego obiektu pożądania i emblematu władzy (drogich butów) z drugim (drogim samochodem) w kapitalistycznych społeczeństwach. Filmowy komentarz kończy Nick Knight, który prezentuje w swoim filmie obraz odwrócony: bosa stopa stara się bezpiecznie nawigować po powierzchni naszpikowanej szpilkami.

Christian Louboutin, „Printz” 2013–14. Courtesy
of Christian Louboutin, fot. Jay Zukerkorn
Filmy wysyłają dość jasny sygnał: wysokim obcasom nie możemy się oprzeć, ale oprzeć się na nich jest dość niebezpiecznie. Choć między bajki należy włożyć opowieści o ich powszechnym wykorzystaniu jako narzędzia zbrodni, niewątpliwie rujnują kieszeń, a przede wszystkim ciało. Nie tak dawno temu w Polsce grupa kobiet ubranych w buty na obcasach cztero- oraz dziesięciocentymetrowych podłączona została elektrodami do urządzeń rejestrujących aktywność mięśni podczas stania, chodu, skłonów, zgięć. Czujniki analizy ruchu przekazywały dane, na podstawie których powstawał wirtualny obraz ciała kobiet na obcasach. Wnioski były dość niewesołe. Odpowiedzialna za projekt dr hab. Anna Mika z Katedry Rehabilitacji Klinicznej Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie ostrzegła wówczas, że wysoki obcas to katastrofa dla organizmu. Przebadane przez nią kobiety w wieku 20–25 i 40–45 lat miały silne tendencje do przeciążenia stawów, kręgosłupa i mięśni. Stopa w bucie na wysokim obcasie cierpi, ponieważ prawie cały ciężar ciała spoczywa na palcach i śródstopiu, a pięta, która jest główną podporą stopy, pozostaje odciążona. Stopa zsuwa się po pochyłości aż do oparcia palców o czubek, powoduje ich ucisk i podkurczenie. Nie jest to dla nikogo zaskoczeniem, ale czy chociaż jedna fashionistka przez to zrezygnuje z wysokich obcasów?

Buty na obcasie namolnie ingerują w wyobraźnię: każdy z nich od razu staje się w oczach obserwatora częścią czyjejś postawy, ktoś wyobrażony jest do niego przymierzany i chwieje się, albo porusza się pewnie. Komponują się doskonale z określonymi sylwetkami, strojami, samochodami, domami, stylami życia – tracą swoją samistność na rzecz przystawalności do świata, który je stworzył. Buty bywają jednak także samodzielne – jako artefakty, jako rzeźby. Nawet ktoś, kto codziennie pędzi w butach na obcasach, ale zdecyduje się na chwile zatrzymać, dostrzeże, że to dzieła sztuki par excellence.

W wystawie w Brooklyn Museum, jak w każdej, która zdecyduje się pokazać obiekty wyrwane światu mody, jest coś transgresyjnego. Jest perwersyjnie komercyjna, penetruje świat zakupów i reklam, żeby potem się z niego dyskretnie wycofać do krytycznego komentarza. Przy wyjściu z „Killer Heels” powieszona została tablica na karteczki z wrażeniami i zdjęcia własnych butów. Entuzjastycznych karteczek komentujących eksponaty jest pełno. Nie ustają okrzyki: „sprawię sobie takie!”, „zrób zdjęcie tym czarnym koniecznie!” (sama zrobiłam przynajmniej pięć wiedziona tym samym instynktem). Potem następuje konfrontacja z ranami stóp, wykrzywionymi nogami i absurdalnymi cenami, których nie ma na wystawie, ale łatwo je zgooglować. Tę część nie każdy chce oglądać.

Wraca do mnie natrętna myśl, że nie wiemy tutaj do końca, kto nad kim panuje, ponieważ w role pana i niewolnika wchodzą bardzo różne postaci. Czy ten, kto ma wysokie buty, ma władzę? Na dworach francuskich kilka wieków temu niewątpliwie tak było, ale czy dziś nadal tak jest? Ci, którzy noszą obcas, panują nad innymi, ale sami są nim zniewoleni. Obcas jest też wyrazem aspiracji. Wiele feministek w XX wieku odrzuciło go w geście zniechęcenia instrumentalnym potraktowaniem kobiet. W oparach dialektyki pana i niewolnika ostatecznie zwróciłam uwagę na moje własne, nieznośnie zwyczajne buty, wcześniej niewidoczne. Spektakularnych obcasów brak. Mimo to uderzyła mnie sama absurdalność chodzenia w butach na podwyższeniu, których z pewnością nie kupiłam dlatego, że są wygodne. Zdjęłam je, wychodząc, i natychmiast skaleczyłam się w stopę.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.