Wszyscy zapamiętani umarli

Antonina Tosiek

Na tle popularnych opowieści o peryferiach „Białe noce” Urszuli Honek są wyjątkowe. Nie redukują postaci do ich klasowej przynależności. Pisarce udało się opowiedzieć o marginalizacji bez protekcjonalnych czy dydaktycznych tonów

Wszyscy zapamiętani umarli

Jeszcze 2 minuty czytania

Wszyscy zapamiętani umarli

Najnowsza proza polska ma szczęście do twórców i twórczyń migrujących do niej z innych gatunków. Do dramaturżki Elżbiety Łapczyńskiej i poetów Łukasza Barysa czy Edwarda Pasewicza dołączyła właśnie Urszula Honek. W swojej debiutanckiej książce prozatorskiej stworzyła przejmujące, przesiąknięte niepokojem przypisy do historii i bohaterów powoływanych do życia w swoich wcześniejszych wierszach.

W „Białych nocach” Honek udaje się rozwinąć napięcie, które istniało w jej poezji za sprawą pauz, zwięzłych wersów i niedopowiedzeń. Zachowuje przy tym dyscyplinę lirycznego obrazowania. Opowieści-powidoki znane czytelniczkom z tomów „Sporysz”, „Pod wezwaniem” czy „Zimowanie” zostają jednak wzbogacone o dodatkowe perspektywy, a życia bohaterów i bohaterek ukazane na tle splotu tego, co osobiste, nieudolności systemu i okrucieństwa historii. Honek tylko pozornie stworzyła zbiór opowiadań – „Białe noce” to rozpisana na sekwencje saga o miejscu, które wiąże i wikła najróżniejsze losy. Ludzkie, zwierzęce i ziemi.

Miejsce

W prozie Honek osią pojedynczych opowieści jest mała miejscowość z dala od głównych dróg i wielkich historycznych przetasowań, która trwa w wielogłosie postaci i kilku równoległych perspektywach czasowych. Ale inny plan „Białych nocy” stanowi śmierć. Czy właściwie śmierci, bo nie ma przecież jednej, każda jest zupełnie inna, każda odgrywa własną dramaturgię odchodzenia i żałoby. To właśnie one są punktami wyjścia albo dojścia fabuł „Białych nocy”. W prozie Honek nie wszystko jest jednak rzeczywiste i sprawdzalne, dlatego też nie każda ze śmierci musi być ostateczna. Jedna kończy czyjąś historię, druga dopiero ją rozpoczyna. Wskazówka kryje się już przecież w samym tytule – zmierzch przechodzi płynnie w brzask, nigdy nie zapada pełna ciemność, nie następuje ostre cięcie pomiędzy życiem a śmiercią. Bohaterowie i bohaterki „Białych nocy” trwają, zostawiają ślady. Są przez kogoś pamiętani, powracają albo nigdy nie wyjeżdżają, bo nie do końca wiedzą, dokąd mieliby się udać.

Urszula Honek, „Białe noce”. Czarne, 160 stron, w księgarniach od stycznia 2022

Kategoria peryferii nie jest jednak dla tej opowieści kluczowa. Pochodzenie determinuje oczywiście w znaczący sposób sytuację społeczno-ekonomiczną bohaterek i bohaterów, stawia ich przed ograniczoną pulą życiowych szans i wyborów, lecz sama wiejskość nie stanowi centrum opowieści. Ludowa religijność, relacja z ziemią i zwierzętami, pewna hermetyczność kulturowa – wszystko to stanowi dla Honek raczej semiotyczny i estetyczny sztafaż dla opowieści o tym, co w doświadczeniu samotności i strachu ogólnoludzkie. Gra idzie tu o to, co wspólne i nieuprzedzone przez powszechne wyobrażenia o klasowej przynależności i identyfikacji peryferii. W „Białych nocach” wsi nie trzeba używać. Bycie spoza centrum nie zostało u Honek – jak się często w polskiej prozie jeszcze kilka lat temu nagminnie zdarzało – opisane z szatką infantylności czy uromantycznienia. Tu wieś po prostu (tylko i aż!) istnieje.

Głosy

Honek prowadzi z bohaterami i bohaterkami przeciekawą grę, która sprawia, że nic nie jest w pełni takie, jakie wydaje się w swojej pierwszej odsłonie. Każda pamięć przechowuje inne elementy opowieści. Jedni pamiętają ulgę, inni trwogę i tęsknotę, a autorka wszystkim pozwala posiadać własne, zupełnie suwerenne prawo do historii.

Narracja w poszczególnych cząstkach prowadzona jest w odmiennych poetykach. Czasem odzywa się relacjonujący narrator, czasem wścibski podglądacz, najciekawiej i najsprawniej warsztatowo brzmią jednak fragmenty zapisane monologami wypowiedzianymi. Honek opowiada równie przekonująco głosami postaci męskich, co kobiecych i dziecięcych. Bawi się językowymi fabułami – różnicuje indywidualne sposoby wypowiedzi poszczególnych bohaterek i bohaterów, dzięki czemu każda sekwencja książki uwiarygodnia i nadaje większe znaczenie ich powieściowej obecności.

Niemniej istotne są w „Białych nocach” głosy zwierzęce, bo – nazwijmy rzecz po imieniu – Urszula Honek to jedna z największych psiar polskiej literatury. Psi bohaterowie pojawiają się w niemal każdej cząstce. Ich obecność nie służy jednak obnażaniu złego traktowania zwierząt w społecznościach wiejskich czy aroganckiego sądu w sporze o to, kto i w jakich warunkach powinien sobie pozwalać na posiadanie czy używanie zwierzęcia. Psy są w tej prozie osobne i własne. Niekiedy ich losy czy zachowania stają się dopowiedzeniem doświadczeń towarzyszących im ludzi. Pimpki, Burki, Murzyny i wiele innych bezimiennych psin zasługiwałoby właściwie na osobny tekst o sposobach opisywania relacji człowiek–zwierzę w pisarstwie Honek. Zwierzęta powołuje się tu do istnienia z wrażliwością i empatią, ale bez nadmiernej czułostkowości.

Sposoby

Nietrudno wychwycić w „Białych nocach” wiele sztuczek i zamysłów przeniesionych przez Honek z poezji w pozę. Autorka pisze rozpoetyzowanym językiem, bogatym w metafory i ukryte melodie, więc ryzyko pewnej nadmiarowości – zarówno w sferze języka, jak i samej atmosfery – było całkiem wysokie. Fabuły poszczególnych cząstek „Białych nocy” czerpią jednak z lirycznego ducha zawieszania puenty – ostatnie zdanie nigdy nie jest ostatecznym wyjaśnieniem czy zamknięciem. Autorka wycisza swoją prozę wszędzie tam, gdzie dopisanie choćby jednego zdania mogłoby naruszyć misterną konstrukcję niedopowiedzenia i niedosytu. Jedne z moich ulubionych otwarć/zamknięć mają tytułowe „Białe noce”, „Dzwoneczek” czy „Anielka”, spisana z perspektywy małej dziewczynki powojenna opowieść o dziecięcym świadkowaniu okrucieństwa swoich najbliższych wobec Żydów.

Monologi pozwalają autorce konstruować obraz przeżyć wewnętrznych nawet tych postaci, które pełnią bardziej funkcje wspierające czy towarzyszące głównym wątkom. U Honek bohaterowie i bohaterki znaczą za sprawą własnych, niezapośredniczonych opowieści – każda relacja z działania wsparta zostaje opisem związanych z nim emocji. Dlatego „Białe noce” są na tle popularnych powieści czy opowiadań o peryferiach wyjątkowe: wystrzegają się podstawowego problemu z pisaniem fikcjonalnym o wsi, biedzie, doświadczaniu przemocy – nie redukują postaci jedynie do ich klasowej przynależności, nie determinują też zachowań i motywacji poprzez opisy ciała. Nie potrzebujemy turpistycznych opisów cierpienia zwierząt czy wszechobecnego ubóstwa, żeby poskładać spójny i wiarygodny obraz Rożnowic. Honek udało się opowiedzieć o marginalizacji przy równoczesnym uniknięciu protekcjonalnych czy dydaktycznych tonów.

Dlatego Pilot – postać realizująca w dość przewrotny sposób narracyjny archetyp wiejskiego głupka – opowiedziany jest w relacji z doświadczaną z rąk rodziców przemocą, dzięki czemu wpisana w jego los choroba znaczy o wiele więcej. Ukazuje nie tylko jednostkowy dramat, ale też systemowy problem i stygmatyzację osób doświadczonych zaburzeniami psychicznymi w tradycyjnych społecznościach wiejskich. Kiedy Pilot wpuszcza do wykopanego własnymi siłami stawu kilka karpi, to z ekscytacji i szczęścia trzęsą mu się ręce, a kiedy zawiedziony wraca z niedoszłej imprezy w pobliskiej dyskotece, wystarczy, że przez całą drogę milczy. To właśnie takie drobne, rozsypane przez Honek po poszczególnych sekwencjach opisy stwarzają specyfikę i wyjątkowość postaci „Białych nocy”.

Dlatego też brudna od zwierzęcej krwi samotna matka Henia może zakochać się podczas świniobicia w Mirku, a później opowiadać: „Ja nie lubię późnym latem patrzeć na drogę, dzisiaj wyszłam, bo słyszałam, że u sąsiadów Burek ujada. Łańcuchem o budę walił tak mocno, jakby się miał z niego zerwać i polecieć przed siebie. Ale gdzie on by poleciał? Czasem się urwie, to się tylko kręci wkoło, nie wie, że mógłby być, gdzie mu się zamarzy”.

Chociaż akcje „Białych nocy” osadzone są w różnych czasach-nie-czasach, tym, co pomaga umiejscowić bohaterów i bohaterki w konkretnych dekadach, są rozliczne przedmioty totemy, którymi Honek wypełnia swoją prozę. Ale rekwizyty odgrywają tu także rolę swego rodzaju wskaźników, łączą postaci z ich własnymi systemami pamiętania i wspominania przeszłości. Czytelniczka zatrzymuje się przy butelkach ze spirytusem, z których Anielka z bratem zdzierają kolorowe nalepki, pomarańczowej pile Andrzeja, przy składaku, na którym Eleonora jedzie z mamą sprzątać kościół, chustce w maki Heni czy dziewczynach tańczących w telewizorze baru Finezja.

Poetycka dyscyplina, uwolniona puenta, drobiazgowe portrety i psie obecności; chryzmaty „Białych nocy”.

Literacki Sopot


Cykl tekstów poświęconych debiutom literackim powstaje we współpracy z Goyki 3 Art Inkubatorem, organizatorem festiwalu Literacki Sopot. Jedenasta edycja odbędzie się w dniach 18-21 sierpnia 2022 roku, a motywem przewodnim będzie literatura irlandzka.

 



Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).