Pop to potwór
fot. Emily Lipson

6 minut czytania

/ Muzyka

Pop to potwór

Mateusz Witkowski

Zamiast udowadniać, że „inny pop jest możliwy”, Charli XCX na swoim najnowszym albumie „Crash” postawiła na ultrapopowość: rozumianą tu jako przystępność i absolutną zbieżność z radiowymi trendami z ostatnich kilkunastu lat

Jeszcze 2 minuty czytania

Włączywszy się do okrutnej showbiznesowej gry w wieku osiemnastu lat, Charli XCX prowadziła swoją karierę z godną podziwu, konsekwentną… niekonsekwencją. Przecierała szlaki dla całej rzeszy artystek balansujących między głównym nurtem a alternatywą, przeplatając radiowe bangery (np. „I Love It” nagrane przez duet Icona Pop) z eksperymentami spod znaku PC Music – futurystycznego, postinternetowego popu, często zanurzonego w landrynkowej estetyce. Myliła tropy i mieszała ze sobą rozmaite rejestry, współpracując zarówno z wielkoformatowymi gwiazdami, jak i artystami niszowymi. Słowem: zmieniała oblicze muzyki pop, przesuwała na dobre jej granice.

Nic dziwnego, że w trakcie swojej kariery musiała wielokrotnie wykazywać się asertywnością. Gdy jeden z przedstawicieli Asylum Records próbował wywrzeć na niej presję i wpłynąć na kształt debiutanckiego albumu, ta miała odpowiedzieć: „Skoro potrzebujecie marionetki, to zatrudnijcie marionetkę. I nie wracajmy już nigdy do tego typu rozmów”. Jeśli najnowszy album „Crash”, zwieńczenie kontraktu podpisanego przez brytyjską wokalistkę w 2010 roku z Asylum Records, podobnie jak jej poprzednie wydawnictwa, jest dowodem przekory i buntem wobec oczekiwań wytwórni, to czego tym razem mogli żądać ludzie z Asylum? Czyżby, paradoksalnie, nagrania oryginalnej, intrygującej, mało przystępnej płyty? 

Charli XCX, Crash, Atlantic 2022Charli XCX, Crash”,
Atlantic 2022
Nie jest tak, że „Crash” to album zupełnie pozbawiony jakiejś nadrzędnej idei (jest w końcu zainspirowany m.in. powieścią „Kraksa” J.G. Ballarda). Zamiast udowadniać, że „inny pop jest możliwy” (jak na swoim ostatnim mixtapie), Charli XCX postawiła tu na ultrapopowość: rozumianą tu jako przystępność i absolutną zbieżność z radiowymi trendami z ostatnich kilkunastu lat. Jak sama twierdzi, zależało jej również na ukazaniu ambiwalencji wpisanej w status gwiazdy pop. Dlatego postanowiła, że na „Crash” zaprezentuje zarówno najbardziej wampiryczne, jak i najbardziej urocze ze swoich wcieleń. Na wypadek gdyby okładka płyty okazała się dla nas niewystarczająco czytelna (Charli pozuje na niej w bikini na masce rozbitego samochodu, a po twarzy spływa jej strużka krwi), w otwierającym całość świetnym utworze tytułowym słyszymy: „I’m about to crash into the water, gonna take you with me, I’m high voltage, self-destructive, end it all so legendary” (w wolnym tłumaczeniu: „Zaraz wpadnę do wody, zabiorę cię ze sobą, jestem wysokim napięciem, autodestrukcją, skończę jako legenda”).

Wygląda to fajnie na papierze, później następuje jednak zderzenie z rzeczywistością. O ile drugie w kolejce, znane już z singla „New Shapes”, z gościnnym udziałem Caroline Polachek i Christine and the Queens, daje chwilową nadzieję, że będziemy mieć do czynienia z albumem wybitnym, po drodze Charli gubi gdzieś songwriterski błysk. Problemem okazuje się czasem rozmach całego przedsięwzięcia: Brytyjka już dawno sprawiała wrażenie, jakby zjadła wszystkie podgatunki popu i koniecznie chciała dać temu wyraz. „Crash” to momentami pean na cześć muzycznej pulpy, deklaracja w rodzaju „nie wstydzę się eurodance’u”, co samo w sobie byłoby dość chwalebne, gdyby tylko w ślad za ideą szła jakość kompozycji. „Good Ones” czy „Constant Repeat” nie wykraczają specjalnie poza średnią wyznaczaną przez playlisty Eski czy RMF Maxx, a przy tym brzmią jak odrzuty z debiutu Lady Gagi. Finałowy fragment „Twice”, mariaż dream popu i calypso, wypada co prawda dość interesująco, ale sam numer znika z pamięci krótko po odsłuchu. Wszystko to sąsiaduje jednak z wybitnymi popowymi numerami: być może najjaśniej błyszczy tu synthpopowe „Lightning” zwieńczone solówką rodem z flamenco (sic!). Uroku nie można też odmówić discofunkowemu „Baby” czy „Yuck(czyli swojskie fuj!), które sprawdzi się zapewne jako tiktokowy viral. Wbrew pozorom nie jest to zarzut. Ciepłe brzmienie, bezpośredni tekst i sposób podania tytułowego wykrzyknika – wszystko to sprawia, że ten numer wydaje się do tego wręcz stworzony. Wreszcie: Charli świetnie wypada również, gdy rezygnuje z całego tego popowego cosplayu na rzecz bardziej intymnych, bezpośrednich form, czego dowód stanowi „Every Rule”.


Pytanie brzmi tylko: czy Brytyjka rzeczywiście chce rezygnować ze wspomnianych przebieranek? Pewne wątpliwości budzą „Beg For You”, z gościnnym udziałem Riny Sawayamy, oraz „Used to Know Me”. W pierwszym z nich wokalistka nieznacznie parafrazuje refren eurodance’owego hitu September pt. „Cry for You”, drugi zawiera natomiast sampel z „Show Me Love” Robin S. Zupełnie jakby Charli XCX chciała nam powiedzieć: patrzcie, pomieszałam ze sobą cały pop z ostatnich dwudziestu lat, wzięłam nawet refreny ze „śmieciowych” radiowych hitów, tylko o to chodzi! O to, że muzyka pop to potwór, który żywi się powtórzeniem. I nawet byłbym skłonny przyznać jej rację, gdyby nie to, że „Crash” to płyta nierówna, z dość przypadkową tracklistą, pozbawiona nerwu niczym „greatest hits” wydane przez wykonawcę, który ma owych przebojów po prostu za mało.

Pop wcale nie musi być opatrzony żadną nadrzędną ideą. Ciekawe, przyjemne, chwytliwe, słowem: fajne piosenki, wyzute z jakiejkolwiek wzniosłej myśli, pozostają fajnymi piosenkami. Radiowa pulpa bywa okej, jeżeli jest w niej coś przykuwającego uwagę. Na „Crash” udaje się to połowicznie. Piąty longplay Brytyjki to bodaj najmniej zajmująca pozycja w jej dotychczasowej dyskografii, album doskonale dopasowany do gustów jak najszerszej publiczności, miejscami dość nijaki. Może na tym polega jednak przewrotność tego gestu? Na domknięciu kontraktu albumem, którego oczekiwano od niej na początku kariery? I to wydaje się najbardziej pocieszające: Charli XCX śmiało mogłaby coś takiego zrobić.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)