„Paweł Mykietyn zaprasza”
w Filharmonii Narodowej

Ewa Szczecińska

Podczas pierwszego koncertu z cyklu „Paweł Mykietyn zaprasza”, zabrzmiała muzyka przynależąca do nurtów opatrywanych tak rozmaitymi etykietami jak spektralizm (Harvey), repetitive music (muzyka repetytywna?) (Reich) czy punktualizm (Webern). Czyli kontemplacja rozmaitych wcieleń prostoty

Jeszcze 1 minuta czytania

Filharmonie i kluby, szacowne instytucje i sztuka niezależna: Polska jest dzisiaj w szczególnym momencie konstytuowania się nowego ładu kultur, a koncert, o którym poniżej, jest niewątpliwie zwiastunem kroku w dobrą stronę.

 

Utwory Arvo Pärta, Antona Weberna, Steve’a Reicha, Oliviera Messiaena Jonathana Harvey’a, Pawła Mykietyna. Andrzej Bauer (wiolonczela), Bartłomiej Wąsik (fortepian), Cezary Duchnowski (komputer), Ewa Guziołek (dźwięk). Filharmonia Narodowa w Warszawie, 5 grudnia 2010, w cyklu Nowego Teatru „Paweł Mykietyn zaprasza”.

Bo oto Filharmonia Narodowa w bieżącym sezonie ma kompozytora-rezydenta. To Paweł Mykietyn – artysta, który od dawna zajmuje się nie tylko komponowaniem muzyki, ale także organizowaniem koncertów (do tej pory w ramach Nowego Teatru). Teraz dwie instytucje (Teatr Nowy i Filharmonia Narodowa) połączyły siły. „Paweł Mykietyn zaprasza” – tak anonsowany był koncert, który w mroźny wieczór 5 grudnia w sali kameralnej Filharmonii Narodowej w Warszawie zgromadził publiczność spragnioną muzyki współczesnej.

Mykietyn zaprosił Andrzeja Bauera, wybitnego wiolonczelistę eksperymentującego z nowymi mediami (zwłaszcza elektroniką), a Bauer zaprosił kompozytora i znawcę komputerów Cezarego Duchnowskiego, specjalistkę od projekcji dźwięku Ewę Guziołek-Tubelewicz oraz pianistę Bartłomieja Wąsika (znanego z dwóch zespołów: flirtującego z folkiem kwartetem Kwadrofonik i klasycznego Lutosławski Piano Duo).

Pastelowe barwy w dynamice piano, aksamitne brzmienia spowijające przestrzeń, wolno płynące frazy; wszystko razem intymne, ciepłe, szeptane, wstrzymujące czas, oparte na zasadzie powtarzalności. Minimalizm – od Weberna do Mykietyna. Minimalizm muzyki postromantycznej, która jednakowoż z romantyzmu pełnymi garściami czerpie upodobanie do liryki. Rzadko zdarza się tak jednolity estetycznie koncert, zaprogramowany z muzyki przynależącej do tak bardzo odległych od siebie stylów.

Dodekafonista i punktualista Anton Webern w 1914 roku skomponował (na wiolonczelę i fortepian) jeszcze nie dodekafoniczny, ale już aforystyczny cykl „Drei kleine Stücke” op. 11. W 2003 roku Steve Reich kolejny raz stworzył muzykę z pociętych i ponakładanych na siebie fraz-kawałków, i tą zaloopowaną muzykę nazwał „Cello Counterpoint”. Z kolei brytyjski kompozytor Jonathan Harvey – miłośnik pięknych barw i rozciągniętego czasu – w 1994 roku napisał (na wiolonczelę, sampler i komputer) hinduską medytację, dając jej tytuł „Adwaya”.
I dalej: Olivier Messiaen, dla współtowarzyszy wojennej niedoli w obozie jenieckim w Görlitz, w 1940 roku skomponował słynny „Quatuor pou la fin du temps” – finałowa jego część jest fortepianowo-skrzypcową pieśnią, którą Cezary Duchnowski opracował na wiolonczelę i media elektroniczne. Wreszcie muzyka samego Mykietyna – „Kartka z albumu” na wiolonczelę i taśmę powstała w 2002 roku specjalnie dla Andrzeja Bauera, z uwzględnieniem upodobań tego artysty do łączenia wiolonczeli i elektroniki. I na koniec klamra: utwory Arvo Pärta – na otwarcie koncertu słynne „Fratres” (w wersji na wiolonczelę i fortepian), a na koniec równie słynny „Spiegel im Spiegel”.

Paweł Mykietyn / fot. Katarzyna Mykietyn

Utwory wykonane tego wieczora powstawały na przestrzeni prawie 100 lat, przynależą do nurtów opatrywanych tak rozmaitymi etykietami jak spektralizm (Harvey), muzyka repetytywna (Reich) czy punktualizm (Webern); w pomyśle Bauera i realizacji współtworzących koncert artystów stały się kontemplacją rozmaitych wcieleń prostoty. Eufonia i najprostsze tonalne współbrzmienia sąsiadowały z najbardziej wyrafinowanymi harmoniami prowadzonymi na składowych dźwięków (alikwotach). Wiadomo nie od dziś, że najtrudniej jest grać proste, powtarzane frazy. By zrobić z nich muzykę, trzeba zagarnąć dla nich całą muzykalność: nie przesadzić z wibracją, nie przeholować z „ekspresją”, nie zawahać się, bo każde drgnienie, nieczystość, działa w takiej muzyce z siłą wodospadu.

Andrzej Bauer i Bartłomiej Wąsik są jak dwie strony tego samego medalu – trudno znaleźć w Polsce artystów, którzy potrafiliby wydobyć ze swoich instrumentów tyle ciepła, którzy potrafiliby wyciszać, zmusić do uspokojenia. Bauer raz tylko – w otwierającym wieczór „Fratres” Pärta – zawahał się, rozminął z kryształową na ogół u niego intonacją. Wąsik w spokoju, skupieniu i czarownych fortepianowych barwach był natomiast stały i pewny jak skała.

Ten koncert był zatem kolejnym przyczynkiem do rozważań nad muzycznym minimalizmem, który nie boi się przekraczania granic stylów, technik i etykiet. Warto też dodać, że tradycyjna koncertowa przestrzeń, jaką jest sala (kameralna) Filharmonii Narodowej, nie zawsze współgra z muzyką nową (nie tylko zresztą z nową). Tym razem artyści znaleźli prosty sposób: gasząc światła, spowijając widownię w ciemności, wyostrzyli nam słuch – trochę tak, jakbyśmy siedząc na koncercie, znaleźli się w domowym fotelu, ze słuchawkami na uszach, wtuleni w ulubione koce. Na dwie godziny wszystko zamieniło się w słuch.