Prawykonanie Pawła Szymańskiego w Gdańsku

Ewa Szczecińska

„Cztery tańce heweliańskie”: żadnych wybuchów, patosu, monumentalnych współbrzmień, przeważają barwy jasne i  dynamika piano. A jednak nie ma w tym wszystkim przypadkowości – słuchacz czuje przez skórę przyświecającą tej muzyce logikę

Jeszcze 2 minuty czytania

Najpierw było trzech tenorów, potem koncert na 6 fortepianów, 10 harf, 15 akordeonów, w końcu zapanowała moda na instrumentalne multiplikacje. Jak jednak zmultiplikować organy? Wielki, stabilny instrument, wrośnięty w chrześcijańskie świątynie? Wyzwanie podjął Roman Perucki – dyrektor Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku, organista Katedry Oliwskiej i błyskotliwy menadżer w jednej osobie.
Było organowe show i film o „Solidarności”, „Koncert” na 4 klawesyny i basso continuo a-moll Bacha w aranżacji na 4 pozytywy i organy oraz muzyka współczesna; całość miała być szlachetną ucztą muzyczno-patriotyczną przeznaczoną dla szerokiej publiczności – wstęp na koncert był za darmo!

Rewolta organowa – wieczór premier.
Polska Filharmonia Bałtycka, 2 września 2011
(w ramach festiwalu „Solidarity of Arts”).
Wieczór rozpoczął mistrz ceremonii – Jean Guillou – improwizując na wielkich organach symfonicznych sprowadzonych na stałe do Gdańskiej Filharmonii z Lozanny. Improwizacja odnosiła się do wspomnianego filmu – dokumentu o „Solidarności”: od strajków w 1980 roku do wyborów 1989; dla publiczności polskiej – moment wzruszenia, dla muzyków z Europy – lekcja z polskiej historii. Koncert zakończył wirtuozowski utwór Guillou „La Révolte des orgues”, przeznaczony na wielkie organy, 8 pozytywów i perkusję.

Jean Guillou był zatem duchem sprawczym organowej rewolucji w Gdańsku. To on, rześki 80-latek, organista kościoła św. Eustachego w Paryżu, wychowanek francuskiej szkoły organowej, zarazem buntownik realizujący od lat ideę „wyprowadzania organów z kościoła”, sprowadził do Gdańska plejadę najwybitniejszych organistów starego kontynentu (przyjechali m.in. organiści katedr Westminsterskiej, Kolońskiej, Monachijskiej, z La Porto i Werony). Organowa śmietanka bawiła w Gdańsku tydzień, przygotowując maraton, w którym oprócz wielkich organów symfonicznych, koncertowano na ośmiu rozstawionych wśród publiczności małych organach – pozytywach.

Guillou wyprowadził organy z kościoła w sensie dosłownym, jednak jego improwizacje i kompozycje przynależą zdecydowanie do organowej konwencji, jaką znamy z muzyki innych wielkich organistów przeszłości. Jego idee fixe – odnowienia tego instrumentu przez sięgnięcia do jego starogreckich źródeł – zrealizował za to w swoim utworze Paweł Szymański.

„Cztery tańce heweliańskie” Szymańskiego na wielkie organy i dwa pozytywy – cichy, skupiony, 12-minutowy utwór zamówiony specjalnie na tę okazję – stał się najważniejszym wydarzeniem wieczoru.

Paweł Szymański nigdy nie dawał szerokiej publiczności tego, co ta zna i lubi. Jego muzyka, bazując wprawdzie na gestach i konwencjach przeszłości (zwłaszcza baroku), jest jak otwieranie drzwi: zatrzymuje czas, czaruje pięknem współbrzmień, stawia zarazem pytania; niepokoi i intryguje, jest wyjściem w obcy świat. Każdym dźwiękiem, każdą frazą, „mówi”, że świat jest nie do ogarnięcia, ale i tak, by go zrozumieć, wysiłki podejmować trzeba.
Dlatego kompozytor od lat prowadzi dźwiękowe syzyfowe prace – ich celem jest dotknięcie tajemnicy bytu, istnienia, zasady i sensu „tego, co jest”. „Jeżeli widzę jakiś obiekt w naturze w tej chwili, w takim oświetleniu i z tej strony, to właśnie w tej chwili nie widzę go z drugiej strony” – mówi. Jeszcze: „Poznanie, widzenie rzeczy w ich pełni nigdy nie jest możliwe.

Paweł Szymański

Cała twórczość Szymańskiego – kontemplacyjne „Lux aeterna”, pełne niepokoju „Miserere”, szlachetne w logiczności i zmysłowym pięknie utwory fortepianowe („Dwie etiudy”, „Singletrack”) – jest próbą zbliżenia się do absolutu; dawne techniki i dawne konwencje służą kompozytorowi za podstawę (de)kompozycji, (de)konstrukcji, oraz (re)kompozycji i (re)konstrukcji – a wszystko po to, by podjąć wysiłek dotknięcia, zbliżenia do „tego, co jest”. W jego muzyce zawsze jest dużo ciszy, wybrzmień, oddechu, ona rozgrywa się w prostych konstrukcjach, które podlegają jednakowoż ogromnej komplikacji.

Szymański
oraz „Made in Poland”

„Appendix” Pawła Szymańskiego – m.in. w formacie 3D! – znalazł się w nowym wydawnictwie Narodowego Instytutu Audiowizualnego, zawierającego dzieła siedmiu wybitnych polskich twórców muzyki współczesnej w wykonaniu czołówki światowych formacji, zarejestrowane podczas festiwalu Sacrum Profanum w 2010 roku.

Podobnie pomyślane zostały „Cztery tańce heweliańskie” na organy i dwa pozytywy. Wielkie, symfoniczne organy zostały w utworze maksymalnie uproszczone: żadnych wybuchów, patosu, monumentalnych współbrzmień – przeważają barwy jasne i dynamika piano. Krótkie frazy, rozbite motywy emanują zmienną, łamaną pulsacją, rytmiczne modele wędrują między rozstawionymi wśród publiczności pozytywami, a znajdującymi się na estradzie organami.
A jednak nie ma w tym wszystkim przypadkowości – słuchacz czuje przez skórę przyświecającą tej muzyce logikę. „Organy to instrument bardzo specjalny, ma wiele barwowych możliwości, jest zarazem mechaniczny; nie ma w nim możliwości ingerowania w dźwięk: klawisz otwiera dopływ powietrza do piszczałki lub go zamyka, i to wszystko” – mówi Szymański.

Kluczem do utworu jest zatem rytm i metrum – dawne kategorie mierzenia czasu, rodem ze średniowiecza (tempi). W czterech częściach (tańcach), panują odrębne zasady zawirowań zachodzących między wyjściowymi modelami rytmów i miar. Tak powstaje rytmiczno-metryczny ład i chaos jednocześnie. Ład, bo tej muzyce przyświeca zasada okresowości i powtarzalności; chaos, bo w powtarzalność jednego modelu wplatana jest powtarzalność zupełnie odmiennego.
Tytułowe tańce są zatem „perwersją i prowokacją, można by pewnie nogi połamać, gdyby chcieć tę muzykę tańczyć” – mówi kompozytor. Podobnie traktować należy tytułowe odniesienie do Heweliusza – astronoma, który okresowość zjawisk obserwował w naturze. Ale „tak naprawdę to jest czysta muzyka i nie opowiada ani o Heweliuszu, ani o gwiazdach, ani o matematyce – to tylko muzyka”.

„Cztery tańce heweliańskie” – zmultiplikowane kosmiczne rytmy, będąc artystycznym studium rozmaitych typów okresowości, najbardziej intrygują czymś innym: zaklętą gdzieś pomiędzy dźwiękami tajemnicą, pozbawioną patosu powagą, rozwibrowanym powietrzem, w którym dźwięki ciche, jasne, proste, dialogując, rozchodzą się naturalnie. A także tym, co stałe u tego artysty: platońskim ideałem, z którego postrzegamy tylko strzępy, odpryski – w utworze panuje żelazna logika, jednak nasza percepcja nie wystarcza, by wszystko ogarnąć. Słuchamy i wraz z muzyką zastygamy.