Konwencja przeciw konwencji
„Transcryptum” Wojciecha Blecharza / fot. K. Bieliński

Konwencja przeciw konwencji

Ewa Szczecińska

Bez oddawania operowej przestrzeni młodym, poszukującym artystom opera pozostanie miejscem dla kulturalnych ludzi szukających nobilitującej rozrywki. Za nami pierwsza odsłona „Projektu P” w Operze Narodowej

Jeszcze 2 minuty czytania

„Jaka jest historia?”. Pytanie powtarzane wielokrotnie przez dyrektora opery w utworze „dla głosów i rąk” Jagody Szmytki jest najcelniejszą ilustracją tego, co działo się w ostatnich miesiącach w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej. Pytanie to doskonale ilustruje rozdźwięk, jaki istnieje między instytucją operową z jej nawykami, strukturą i wystawianymi w niej arcydziełami przeszłości a muzyczną współczesnością, którą wnieśli do opery młodzi polscy kompozytorzy – Jagoda Szmytka i Wojciech Blecharz.

„PROJEKT P”:
odsłona pierwsza

Jagoda Szmytka „dla głosów i rąk”
Michał Zadara i Jagoda Szmytka (libr.),
Marta Kluczyńska (dyr.), Michał Zadara (reż.)

Wojciech Blecharz „Transcryptum”
Wojciech Blecharz (libr. i reż.)

Muzycy Orkiestry Teatru Wielkiego -Opery Narodowej, Teatr Wielki-Opera Narodowa, prapremiera 23 maja 2013.

Labirynty korytarzy z salą prób dla chóru, windami towarowymi, malarnią, zapadnią, pralnią, bufetem i setkami innych niezbędnych pomieszczeń – niedostępne dla oka operowego bywalca – właśnie te przestrzenie zainteresowały młodych kompozytorów. Dyrektor artystyczny TW-ON Mariusz Treliński dobrze o tym wiedział. Zapraszając Szmytkę i Blecharza, sprowokował wielką rewolucję w funkcjonowaniu instytucji: instrumentalistów orkiestry skonfrontował z językiem muzyki, z jakim prawdopodobnie nigdy wcześniej nie mieli do czynienia, pracowników technicznych ze sposobem myślenia, jaki nie mieścił się w ich głowach, a operową publiczność z konwencją daleką od klasycznej opery. „dla głosów i rąk” Jagody Szmytki oraz „Transcryptum” Wojciecha Blecharza wprowadziły w operowe przestrzenie konwencje obecne w sztukach performatywnych od co najmniej pięćdziesięciu lat: fluxusowe happeningi i performanse, teatr instrumentalny Maurizia Kagela, rzeźby dźwiękowe powstające we współpracy architektów i kompozytorów (np. Renza Piano i Luigiego Nono), czy realizowane przez artystów sztuk wizualnych (choćby przez Mirosława Bałkę), spektakle muzyki, świateł i przestrzeni – rezultat pracy kompozytora i architekta Iannisa Xenakisa… Dziś to wszystko jest już klasyką. Pomysły zaproponowane i zrealizowane przez Blecharza i Szmytkę nie były więc awangardowe. Awangardowy był za to gest Mariusza Trelińskiego – wpuszczenia ich operowych konceptów do szacownej i z natury konserwatywnej instytucji, jaką jest (i pewnie musi być) Teatr Wielki-Opera Narodowa. Cieszy, że pierwszy tak odważny, świetnie przygotowany i zakończony sukcesem projekt zrealizowany w polskiej instytucji – pod hasłem „Projekt P” – przygotowany przez Mariusza Trelińskiego przy współpracy Jana Topolskiego, przez najbliższe lata będzie kontynuowany.

„dla głosów i rąk” Jagody Szmytki / fot. K. Bieliński


Pierwsza odsłona

Obydwa utwory nie są z pewnością arcydziełami ani nawet istotnymi głosami w debacie na temat współczesnej opery. Są eksperymentami, z jakimi mierzyli się niedoświadczeni w materii teatralno-muzycznej młodzi kompozytorzy. To raczej etiudy niż poważne propozycje do debaty nad współczesną performatyką. Niemniej obydwa weszły w żywą i autentyczną relację z publicznością, obydwa fascynowały też odważnie zaprojektowaną warstwą dźwiękową. „dla głosów i rąk” Szmytki tonęło w salwach śmiechu, „Transcryptum” Blecharza trzymało wprowadzanych w labirynt korytarzy widzów-słuchaczy w napięciu, doskonale wyzyskiwało też przestrzenie teatralnego zaplecza.

Jagoda Szmytka deklaruje, że słowo nie jest jej medium, „jest zbyt ostre semantycznie”, dlatego do współpracy zaprosiła Michała Zadarę, który utwór wyreżyserował i wraz z kompozytorką przygotował libretto. Wojciech Blecharz z kolei  od dawna w swojej muzyce wychodzi z osobistego doświadczenia, potrafi przekształcić je w sztukę pełną niuansów i zaskakujących pomysłów formalnych. Tak było również tym razem – „Transcryptum” to wprowadzenie w anatomię traumy: „Trauma zawsze będzie częścią mojego życia, ale nie chodzi o to, by ją rozdrapywać i robić z tego dramat, lecz by wydobyć energię do działania”.

„Transcryptum” Wojciecha Blecharza / fot. K. Bieliński

Utwór Szmytki to „opera-dokument”, Blecharza – „opera-labirynt”. Ten pierwszy jest rezultatem dążenia do wspólnotowości i pracy zespołowej, drugi zabiera widzów-słuchaczy w samotną podróż w głąb siebie, własnych myśli i  lęków. Utwór Szmytki rozgrywa się na scenie i jest teatrem z muzyką, akcją sceniczną i mówionym słowem – działa konkretem. Utwór Blecharza, zaprojektowany w każdym detalu, angażuje wszystkie zmysły: węch, słuch, wzrok, a także ruch. Węch: zapachy gotowanej zupy; wzrok: choreografia ruchów (np. cielesność „gry” wiolonczelistki), zapętlone fragmenty  filmów emitowanych z ekranów; słuch: dźwięki wykonywane na żywo przez muzyków, przemieszczające się w rozmaitych akustykach korytarzy, a także emitowane z odtwarzaczy. Dopiero te wszystkie bodźce razem budują mapę pamięci – transkrypcję głęboko zapisanych i zepchniętych w podświadomość doświadczeń traumy.

Jaka jest historia?

„dla głosów i rąk” Jagody Szmytki to opowieść o zderzeniu rozmaitych światów-doświadczeń, celów i wartości wyznawanych przez ludzi, którzy spotkali się w TW-ON przy realizacji tego utworu. Dyrektor opery, elektrycy, dźwiękowcy, sprzątaczki, muzycy operowej orkiestry, diva operowa, reżyser i kompozytorka. Ich spotkanie to zderzenie. Ta całość, zbudowana z cytatów prawdziwych dialogów i prawdziwych sytuacji, jakie miały miejsce podczas prac nad premierą, utrzymana jest w konwencji kabaretowo-burleskowych scenek. Są w tym operowym kabarecie dwie sceny kapitalne: dźwiękowy dialog między Kompozytorką a Skrzypaczkami orkiestry, dialog, który jest monologiem dwóch tradycji – klasycznie wykształcone skrzypaczki nie rozumieją dźwięków innych od tych, jakich wymaga od nich konwencja piękna, przynależąca do muzyki klasyczno-romantycznej, Kompozytorka (Barbara Wysocka), zainteresowana z kolei szmerowo-szumowymi klasterami, przekonuje je do swojego rozumienia piękna. To sytuacja bez pointy – powtarzanie przez obie strony w kółko tych samych zdań. Druga ciekawa scena pokazuje z kolei karykaturalną  wizję „muzyki współczesnej”: diva operowa (fenomenalna w tej roli Izabella Kłosińska), wrzucona w sytuację akompaniamentu dźwięków noisowych, nie wie, co, jak i w którym momencie śpiewać; „współczesne” pomysły sonorystycznego grania na klasycznych instrumentach sparodiowane zostają przez fortepian preparowany wszystkim, co jest pod ręką: odkurzaczem, mikrofonami, szklankami, wieszakiem. Utwór Szmytki jest więc dość chaotyczną satyrą na zderzenie dwóch porządków muzycznych, a co za tym idzie, dwóch rodzajów mentalności (prawdopodobnie tak wyglądać mogły dialogi włoskich zwolenników primaseconda prattica na przełomie XVI i XVII wieku, historia lubi się powtarzać…).

„dla głosów i rąk” Jagody Szmytki / fot. K. Bieliński

„Transcryptum” Wojciecha Blecharza to z kolei rekonstruowana ze strzępów opowieść o kobiecie, która najpierw w pożarze domu straciła męża, potem w niejasnych okolicznościach kilkuletniego syna – wiadomo tylko, że dziecko utonęło, a ona musi z tym żyć. O ile w utworze Szmytki materia muzyczna była gęsta, noisowa i nasycona, o tyle w utworze Blecharza dominuje muzyczna kameralistyka oraz totalna synteza gestu, dźwięku i akustycznej przestrzeni. Całość otwiera szamański spektakl bosej perkusistki grającej pałeczkami do ryżu na steel drumie (Katarzyna Bojaryn). W zapadni pod wielką sceną opery rozgrywa się z kolei minimalistyczny teatr gry palców, dłoni, mocno amplifikowanych szmerów pocieranej i dotykanej wiolonczeli – wszystko razem ułożone w precyzyjną choreografię ruchów i dźwięków: bardzo piękny i intymny spektakl symbolizujący zmysłowe rozedrganie bohaterki (wiolonczelistka Julia Kisielewska). Świetna jest też sekwencja zderzających się nad głowami publiczności strumieni dźwięków granych w dwóch krańcach klaustrofobicznego korytarza (duet akordeonowy Macieja Frąckiewicza i Pawła Janasa), wreszcie krążąca w windzie w górę i w dół z jaskrawym, świdrującym krzykiem kobieta – uosobienie stężonego lęku. „Transcryptum” wyreżyserował i libretto sporządził sam kompozytor – tak jak robili to wcześniej Wagner czy Stockhausen. Znów: historia lubi się powtarzać…

***

W maju 2014 roku zobaczymy i usłyszymy dwa kolejne operowe dzieła-eksperymenty: Sławomira Wojciechowskiego i Marcina Stańczyka. Obydwaj kompozytorzy eksperyment mają od lat głęboko wpisany w naturę wszystkich swych artystycznych działań. Czy druga odsłona „Projektu P” wniesie nowe pomysły na przekraczanie operowej konwencji? Przekonamy się. Jedno jest pewne: bez oddawania operowej przestrzeni młodym, poszukującym artystom opera pozostanie miejscem dla kulturalnych ludzi szukających nobilitującej rozrywki. Chwała więc Trelińskiemu za to, że szuka, eksperymentuje i otwiera – nie tylko operowe sceny, także operowe zakamarki i korytarze. W dosłownym i przenośnym słowa tego znaczeniu.