1.
Masowe demonstracje latem i jesienią 2020 roku w Białorusi odznaczały się niezwykłym bogactwem materiału wizualnego i kreatywnością. Odnosiło się wrażenie, że ta swoboda wyrażania myśli jest skutkiem potężnej eksplozji podmiotowości politycznej i optymizmu. Błyskotliwe plakaty i transparenty łączyły się w wielogłos rzeszy przepełnionych nadzieją obywateli. Z kolei to, co się działo na ulicach, wpływało na sztukę. Wielu zawodowych artystów usiłowało znaleźć swoje miejsce w protestach i szukało sposobów na praktyczne zastosowanie swojej twórczości do bieżącej sytuacji w kraju. W swoim tekście skupiam się na wizualnej stronie protestu i dynamice, która często pozostaje niedostrzeżona.
2.
Trudno powiedzieć, jak wielką rolę sztuka odegrała w wydarzeniach 2020 roku. Był to okres ogromnej aktywności politycznej i zaangażowania obywateli, jakich Białoruś od dawna nie widziała. Aresztowanie w maju i w czerwcu najpopularniejszych kandydatów na prezydenta, Siarhieja Cichanoŭskiego i Viktara Babaryki, narzuciło ton całej kampanii prezydenckiej. Było oczywiste, że Łukaszenka nie zamierza oddać władzy. Na tym etapie poziom zaangażowania społeczeństwa był już tak wysoki, że mogło się ono samoorganizować. Kiedy Sviatlana Cichanoŭskaya postanowiła zastąpić męża w roli głównego rywala urzędującego prezydenta, w ludzi wstąpiła nadzieja. Jej wejście na scenę polityczną było oczywistym wyrazem logiki sprzeciwu: przed zarejestrowaniem swojej kandydatury Cichanoŭskaya nie miała żadnego doświadczenia politycznego. Mobilizacja wyborców była bardzo wysoka. Dzień wyborów i fala protestów, która następnie wybuchła, całkowicie odmieniły kraj i spowodowały głęboki kryzys polityczny. Wybranie przez reżim drogi represji i terroru doprowadziło do eskalacji protestów.
Dzisiaj, gdy tysiące uchodźców są wykorzystywane przez Alaksandra Łukaszenkę w politycznej rozgrywce na granicy, łatwo zapomnieć, że w Białorusi wciąż toczy się walka o demokratyczną przyszłość. Tym ważniejsze wydaje nam się podkreślanie, że białoruskie społeczeństwo nie jest monolitem o twarzy dyktatora. Niezależna kultura, o której jest ten numer, najlepiej o tym świadczy. Na numer składają się przełożone na język polski teksty pisane przez białoruskie autorki i autorów.
Teksty stanowią część projektu „Wzmacniacz krzyku. Białoruska sztuka w czasach protestu”, w którym mieści się także podkast z autorami oraz zorganizowana przez naszego partnera, Instytut Goethego w Warszawie, debata online.
Partnerami projektu są także: Fundacja Białoruski Dom w Warszawie, Chrysalis Magazine oraz Institut für Auslandsbeziehungen i magazyn KULTURAUSTAUSCH.
Po konsultacjach z autorami zdecydowaliśmy się zapisywać imiona i nazwiska białoruskie w transkrypcji angielskiej – w wersji spójnej z formami, w jakich funkcjonują one w międzynarodowym obiegu. Wyjątkiem są nazwiska osób, które znane są już w Polsce w standardowym zapisie.
W czasie tych wydarzeń uwaga nie skupiała się na sztuce, chociaż przez całą poprzednią dekadę sztuka i kultura stanowiły ważne narzędzia w walce o zmiany w kraju, gdzie jawna działalność polityczna została praktycznie zdławiona. Zaangażowana politycznie sztuka miała swoje nisze w kilku galeriach i przestrzeniach offowych, a artyści z powodzeniem współpracowali z organizacjami pozarządowymi przy projektach, często finansowanych przez zachodnie fundacje na rzecz demokracji. W poprzedniej dekadzie tak zwana kultura niezależna, obejmująca, z jednej strony, sztuki wizualne, literaturę, teatr itd., z drugiej zaś sektor kreatywny i przemysł rozrywkowy, pełniły poniekąd funkcję narzędzi wprowadzania alternatywnego systemu wartości, sprzeciwiającego się ideologii państwa. Lecz choć w poprzednich latach artyści byli ważnymi aktorami sceny politycznej, masowy charakter protestów, które wybuchły w 2020 roku, kompletnie ich zaskoczył.
Tym niemniej już przed wyborami artyści zaczęli się łączyć i podejmować działania nie dla siebie, lecz na rzecz ruchu prodemokratycznego. Tak się narodził projekt cultprotest.me, wirtualny magazyn grafik, które można ściągnąć do wykorzystania online albo offline na plakatach i ulotkach. Artyści bezpośrednio angażowali się w działalność polityczną jako obywatele, niektórzy zaczęli pisać teksty albo tworzyć fotoreportaże. Już w pierwszych tygodniach protestów licznie przyłączali się do demonstracji i strajków. Ważne wydarzenia artystyczne odbywały się w pobliżu Filharmonii Narodowej, Pałacu Sztuki, Akademii Sztuki i Narodowego Teatru Akademickiego im. Janki Kupały, z którego wyrzucono 58 aktorów i pracowników.
3.
Brutalność policji w pierwszych trzech dniach protestów nie pomogła stłumić fali sprzeciwu, lecz przyniosła odwrotny wręcz skutek. 16 sierpnia w całym kraju na ulice wyszły setki tysięcy ludzi. Wiele osób niosło własnoręcznie wykonane plakaty i transparenty z wyrazistymi hasłami i obrazami, często bardzo dosadnymi lub w tonie finezyjnej satyry. Wszyscy wiedzieli, że policja bije, torturuje, a nawet zabija, ale ulica reagowała pokojowo, twórczo, z nadzieją. Transparenty bezlitośnie drwiły z Łukaszenki, bez cienia szacunku wyśmiewając prezydenta i jego otoczenie, ale też komentowały aktualną politykę państwa i retorykę oficjalnej propagandy.
Oto garść przykładów: „Odejdź, Sasza” (zdrobnienie imienia Aleksander), „Trybunał!”, „Nie dawać dziadowi więcej alko!”, „Jestem filologiem, ale nawet ja lepiej liczę” (aluzja do sfałszowanych wyborów), „Jest tak źle, że nawet introwertycy wyszli na ulice” itd. Wiele haseł trudno przetłumaczyć, ponieważ są głęboko zakorzenione w kontekście. Na przykład „Ćpuny z narodem” albo „Prostytutki z narodem” odnosiły się do stygmatyzujących oskarżeń, jakoby demonstrujący rekrutowali się głównie spośród narkomanów i pracownic seksualnych. Gdy funkcjonariusze państwa i oficjalne media posługiwały się stereotypami i mową nienawiści, demonstranci wyśmiewali propagandzistów i ich retorykę. Wiele sloganów było napisanych po rosyjsku, jednak czasami zawierały sparafrazowane słowa znanych piosenek, powiedzeń albo figur mowy zrozumiałych w całej Europie Wschodniej.
Kreatywność pełniła bardzo ważną funkcję. Wypowiedzi różniły się poziomem artystycznym i oryginalnością, ale łącznie złożyły się na dobitną deklarację, wykraczającą poza podstawowe komunikaty, takie jak położenie kresu brutalności policji, żądanie przeprowadzenia uczciwych wyborów czy odejścia Łukaszenki. Powstał specyficzny wielogłos opinii i indywidualnych punktów widzenia. Ten artystyczny język słów i obrazów był bardzo wyrazisty i łatwy do zrozumienia.
4.
Mobilizacja obywateli w 2020 roku była czymś wyjątkowym i niespodziewanym. Na początku tamtego roku nikt nie był w stanie przewidzieć, że kampania prezydencka rozwinie się w takim kierunku i senne białoruskie społeczeństwo wybuchnie. Jedno z popularnych haseł – cytat z popowej piosenki – brzmiało: „Nie znaliśmy się przed nadejściem lata”. Wszystko to było kompletnym zaskoczeniem dla osób od lat lub nawet dziesięcioleci zaangażowanych w aktywizm i politykę. To samo dotyczy artystów, nawet tych, którzy od dłuższego czasu poruszali tematy związane z polityką.
Jeśli przyjrzymy się językowi stosowanemu przez artystów w drugiej dekadzie XXI wieku, zwykle był on dostosowany do formatu wystawy, a działania w przestrzeni publicznej należały do rzadkości. Podejmując tematy takie jak prawa człowieka, feminizm czy ekologia, wystawy przeważnie skupiały się na konkretnych kwestiach i pokazywały prace zawierające krytyczne przesłanie. Nawet jeśli w wielu przypadkach krytyka nie odnosiła się bezpośrednio do reżimu, aktywna rola artystki, otwarte wyrażanie przez nią własnego zdania na temat pewnych kwestii społecznych były swego rodzaju manifestacją podmiotowości i stanowiły przykład dla publiczności. Zwiedzający wystawę dostawał coś w rodzaju modelu politycznego myślenia. Artyści wystawiający swoje prace w galeriach często wykorzystywali nowe media i nietradycyjne techniki, odcinając się w ten sposób jeszcze jedną kreską od swoich kolegów, bardziej przywiązanych do dwudziestowiecznej białoruskiej sztuki akademickiej, reprezentowanej przez obrazy, rysunki i rzeźby eksponowane w kluczowych instytucjach publicznych. Ogólnie rzecz biorąc, fenomen zaangażowanej politycznie współczesnej sztuki wykreował wizerunek twórcy aktywnego społecznie, walczącego o zmiany. Pozycjonowana jako sztuka, taka walka była przestawiana jako coś z definicji wyjątkowego i bardzo cennego.
Po 9 sierpnia tysiące twórców bez żadnego doświadczenia artystycznego walczyło o zmiany na ulicach całego kraju, posługując się językiem sztuki. Ta sytuacja natychmiast zrodziła pytanie: co politycznie zaangażowana sztuka może zrobić w momencie masowego zrywu obywateli? Przez dziesięciolecia aktywność w przestrzeni publicznej była dowodem odwagi i oddania sprawie, a teraz całkiem podobne działania stały się codzienną praktyką protestów. Przywołajmy kilka przykładów z przeszłości, jak choćby głośny performans Alesa Pushkina (Aleś Puszkin) z 1999 roku, „Dar dla Prezydenta za owocne pięć lat pracy!”. Artysta zrzucił pod gmachem administracji prezydenta kupę gnoju i przyszpilił do niej widłami portret Łukaszenki. Dziś to już klasyka, ale jeśli przeanalizujemy jej język w oderwaniu od kontekstu, znajdziemy podobieństwa do może nawet bardziej radykalnej w swoim przekazie tekturowej trumny, którą anonimowa osoba postawiła przed kordonem policji podczas marszu w dniu urodzin Łukaszenki. Możemy też przypomnieć serię akcji Mikhaila Gulina „Nie jestem…” (2008). Artysta chodził po ulicach z transparentami głoszącymi „Nie jestem partyzantem”, „Nie jestem terrorystą”, „Nie jestem gejem” itd., ubrany w stereotypowy strój postaci, którymi twierdził, że nie jest. Tu samotny artysta z plakatem, tam tłum ludzi z plakatami. Estetycznie to powiązane obrazy, ale jeśli wrócimy z tymi obrazami do galerii, dostrzeżemy zasadniczą różnicę między mniej lub bardziej bezpieczną przestrzenią wystawy i zupełnie niebezpiecznym położeniem osoby protestującej na ulicy. Te dwa różne konteksty nadają wypowiedziom zupełnie inne brzmienie.
Wydaje się, że protesty istotnie wprawiły społeczność artystyczną w niejaką konfuzję. W czasie zrywu masowego ruchu politycznego pewnie każdy zadawał sobie pytanie: co mogę zrobić? Do czego mogą się przydać moje umiejętności? Tamte wydarzenia były poważnym wyzwaniem niezależnie od uprawianego zawodu. Ale był też drugi rodzaj konfuzji, w naszym przypadku związany z zawodem, przyjętymi metodami jego uprawiania i społeczną rolą sztuki. Indywidualna wypowiedź artystyczna przestała mieć jakiekolwiek znaczenie, ponieważ tonęła w jaskrawej różnorodności wypowiedzi rzeszy ludzi. Zgrabnie zilustrował to performans artystki Ulyany Nevzorovej, która rozwinęła w metrze plakat z napisem „Ten plakat może być powodem mojego aresztowania”. Jej praca została pokazana na kilku wystawach i wymieniona w kilku artykułach, ale na poziomie języka nie różni się od tysięcy innych plakatów i transparentów tamtych dni.
Skoro mówimy o pracy Nevzorovej, chciałbym zaproponować dwie optyki, odnoszące się do dwóch sposobów czy też języków, które przekazują podobny komunikat. Trzymając transparent, uczestnik wiecu dokonuje aktu politycznego, który jest bezpośredni i odbywa się tu i teraz. Hasło na plakacie, obraz, przenośna rzeźba albo piosenka skupiają się na postulatach politycznych, są aktem wyrażenia stanowiska politycznego. Pokazywany na wystawie filmik, na którym artystka rozwija plakat w pociągu metra, staje się dziełem sztuki, zyskuje szczególne znaczenie i wartość, ale nie jest działaniem politycznym, tylko jego reprezentacją w zupełnie innym kontekście. To rodzi całą masę pytań: jak odróżnić protestującego od artysty? Czy przykład politycznego aktywizmu może się zmienić w dzieło sztuki? Czy ktoś, kto nie jest artystą, może stworzyć takie dzieło?
Antonina Slobodchikova i Iryna Herasimovich / cultprotest.me
W sztuce protestów najbardziej interesujące jest właśnie owo rozróżnienie między językiem politycznego aktywizmu i językiem reprezentacji. To tu prawdopodobnie trzeba szukać źródła poczucia zagubienia, jakiego doświadczyło wówczas wielu artystów. Zbiór plakatów, które wtedy tworzyli, mieści się w logice reprezentacji pewnych politycznych poglądów, podzielanych również przez ludzi sztuki. Jednakże stojąc w tłumie naprzeciwko kordonu policji i skandując hasła, ci sami zawodowi artyści nie omawiali swoich poglądów, lecz swoim fizycznym działaniem, swoją obecnością na manifestacji, bezpośrednio wcielali je w życie. Ich obecność i czyny nie były bardziej szczególne ani bardziej symboliczne od obecności i czynów nie-artystów.
Można to zilustrować tragicznym przykładem śmierci Ramana Bandarenki, artysty, który zmarł po ataku prorządowych bojówkarzy na osiedle w pobliżu mińskiego placu Zmian (Płoszcza Pieramien) 11 listopada 2020 roku. Kiedy razem z sąsiadami wyszedł na podwórze, żeby przegonić grupę niezidentyfikowanych osób, które niszczyły symbole protestów, został pobity, a następnie wepchnięty do minivana i zawieziony na główną komendę policji. Wkrótce zabrała go stamtąd w stanie krytycznym karetka. Następnego dnia Bandarenka zmarł w szpitalu w wyniku obrażeń mózgu. Został zabity z powodu bezpośredniego zaangażowania w działalność polityczną, jego zawód nie miał z tym nic wspólnego.
Plakaty z portretem Ramana Bandarenki można było obejrzeć na wystawach, które w latach 2020–2021 organizowano w wielu europejskich miastach w akcie solidarności z białoruskim ruchem prodemokratycznym. Tego rodzaju wsparcie było i jest ważne nie tylko ze względów symbolicznych. Wielu artystów, pisarzy i ludzi kultury wyjechało z kraju, uciekając przed aresztowaniem i karą więzienia. Rezydencje, wystawy i inne wydarzenia kulturalne uratowały ich od prześladowań i zapewniły im pewne wsparcie finansowe. Otrzymali je z powodu sytuacji w Białorusi, więc logika wymagała, by ich prace były reprezentacją określonego stanowiska politycznego. Fakt, że dzięki wystawom i innym wydarzeniom kulturalnym zagraniczna publiczność mogła dowiedzieć się czegoś o ruchu prodemokratycznym w Białorusi, warunkował w pewien sposób rolę artysty. Poza tym, zwłaszcza w pierwszych miesiącach po wyborach prezydenckich, niewiele tematów budziło równie żywe emocje. W tej sytuacji dezorientacja zaczęła powoli ustępować. Policja brutalnie zdławiła protesty. Język reprezentacji zaktualizował się w momencie, gdy nie tylko panował na niego spory popyt, lecz umożliwiał ucieczkę od represji.
Chciałbym jeszcze zwrócić pokrótce uwagę na rolę niezależnego dziennikarstwa w zjawisku sztuki protestów. Zadanie dziennikarza polegało na informowaniu o zdarzeniach i wstępnym analizowaniu ich na bieżąco. Tę rolę częściowo przejmowała artystka, która z obywatelskiego obowiązku opowiadała o tych samych wydarzeniach. Różnica sprowadzała się do tego, że używała do tego własnych narzędzi artystycznych i metod uprawiania sztuki. W obu przypadkach, sztuki wizualnej i wizualnego dziennikarstwa, powstawał obraz, który był rozprzestrzeniany w sieci, przy czym dziennikarstwo niewątpliwie miało znacznie większy zasięg. Choć wielu artystów już wcześniej angażowało się w politykę na poziomie reprezentacji, wyjątkowa brutalność kryzysu 2020 roku ograniczyła ich zdolność do refleksji, na dłuższy czas uniemożliwiając uprawianie sztuki. W podobny sposób zalew ważnych, wstrząsających informacji, przemoc, prześladowania kolegów odebrały dziennikarzom szansę na zachowanie pełnej niezależności i niezaangażowanego obiektywizmu. W tym natłoku wydarzeń fotoreportaże z manifestacji, podczas której tłum nie-artystów posługiwał się językiem sztuki, i niektóre obrazy stworzone przez artystów były odbierane jak coś o bardzo zbliżonej wartości. Gdy język sztuki się konkretyzował i opowiadał o bieżących wydarzeniach na poziomie reprezentacji, różnica między relacją dziennikarską i artystycznym komentarzem zacierała się, a czasem wydawała po prostu niezbyt istotna.
Możemy to zobaczyć na przykładzie projektu „Process Belarus” (2020–2021) wybitnego fotografa Andreia Liankevicha. Zdjęcia pokazują manifestacje, protestujących, policjantów. Ułożone w kolaże przez samego autora, dają żywe wyobrażenie o tamtych wydarzeniach. Liankievich pisze we wprowadzeniu: „Wykorzystane w projekcie zdjęcia robiłem jako obywatel. Fotografowanie na ulicach Mińska w okresie od czerwca do listopada 2020 pomagało mi pozbyć się strachu, uczyło odwagi”. Innym przykładem może być praca Sergeya Shabohina „Social Marble: the Rise of Civil Society in Belarus” (2020) („Społeczny marmur. Narodziny społeczeństwa obywatelskiego w Białorusi”), wykorzystująca serię wywiadów z białoruskimi artystami, pisarzami, ludźmi kultury, aktywistami i naukowcami. Z zebranych materiałów autor wybrał cytaty ukazujące protesty z perspektywy tych osób, a sobie przyznał rolę reportera i kuratora treści.
Wywiady stanowią też jedną z głównych metod pracy Nadyi Sayapiny. Jej „List do mamy” opiera się na trzydziestu wywiadach z osobami, które musiały opuścić Białoruś po wydarzeniach 2020 roku. Ukazuje niepewność emigracji w całej złożoności stanów emocjonalnych, od lęku, przez bezradność, po poczucie winy. W innym projekcie, „Dollhouse” („Domek dla lalek”, 2020–2021) Sayapina odwołuje się do własnych przeżyć w zakładzie karnym i przedstawia rytuały wzajemnego dbania o siebie, które artystce i jej koleżankom pomogły przetrwać pobyt w więzieniu.
6.
Warto chyba pamiętać, że dokładny opis wydarzeń, rozgrywających się w Białorusi latem i jesienią 2020 roku, nie był wówczas możliwy. Na refleksję potrzeba czasu i dystansu, których nie mieli zawodowi artyści biorący aktywny udział w protestach. Sytuacja wymagała natychmiastowej, bezpośredniej reakcji. Profesjonaliści i nieprofesjonaliści wyrażali swoje stanowisko wprost, a do tego od bardziej wyrafinowanych form znacznie lepiej nadaje się plakat albo szybka, jasna wypowiedź.
Ala Savashevich / cultprotest.me
Uprawianie sztuki zawsze było bezpieczniejsze od jawnej działalności politycznej. Widzimy, jak język reprezentacji słabł, a potem znów się wzmacniał, gdy protesty najpierw narastały, a później zostały zdławione. Ta sytuacja dobrze pokazuje różnicę między „mówieniem o polityce” i „mówieniem politycznym”, które odnoszą się, odpowiednio, do reprezentacji i bezpośredniego działania. Wydaje się, że to pierwsze ma przewagę, bo to ono dyktuje narrację, opisując działanie w taki a nie inny sposób. Dokładnie tak się dzieje w przypadku poświęconych protestom wystaw, na których artyści przedstawiają swoje cenne refleksje na temat wydarzeń, symbolicznie zawłaszczając osiągnięcia całego ruchu prodemokratycznego. Gdy anonimowi nie-artyści z własnoręcznie wykonanymi plakatami giną w tłumie, profesjonalista, opisujący to zjawisko, na przykład w artykule dla czasopisma, stawia się w centrum uwagi.
Rola sztuki i artystów w białoruskich protestach 2020 roku interesuje ludzi sztuki i szerszą publiczność w wielu krajach. Chciałbym jednak zakończyć mój tekst starym pytaniem: czym jest dzieło sztuki? Albo: czym chcielibyśmy, żeby było? Nawet jeśli nie postaramy się na nie odpowiedzieć, możemy się nim posłużyć, by się trochę odsunąć i nie wpaść w pułapkę naglącej potrzeby i nadmiernych uproszczeń.
Przełożyła Hanna Pustuła
Opublikowano w ramach linii projektowej „RAZAM-RAZEM-ZUZAM” z przekazywanych przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Federalnej Niemiec.
Projekt dofinansowany przez: