„Dystans dotyku” to wystawa, która – bez żadnej przesady – zajęła szczególne miejsce we współczesnej historii białoruskiej kultury i sztuki. Wideo Ali Savashevich „Pose. Position. Way” trafiło tu na specjalne zaproszenie. Kiedy stało się jasne, że ze względu na szereg niezależnych od zespołu przyczyn będzie to ostatnia ekspozycja, galeria rozesłała do wszystkich autorów, którzy kiedykolwiek uczestniczyli w jej działaniach, prośbę o udostępnienie prac do ostatniego projektu zespołowego. W ten sposób zakończyła się historia jedenastu lat legendarnego mińskiego obiektu.
Rozszerzanie się pandemii, ignorowanie przez władzę krytycznej sytuacji ochrony zdrowia, postępujące bezprawie. Późną jesienią 2020 roku na pierwszym planie znalazły się „potrzeba miłości i kontaktu” – jak wyraziła się dyrektorka Galerii Ў Walientina Kisielowa. Trudno się z nią nie zgodzić.
Wideo „Pose. Position. Way” Ali Savashevich, podobnie jak dwadzieścia pięć innych prac artystek i artystów z całego świata, było prezentowane w sposób niezwykły. Ściany ekspozycji „Dystans dotyku” zastąpiono polietylenowymi płótnami. Przypominało to wnętrze szpitala polowego, na ścianach i podłodze umieszczono etykiety z magazynu sprzętu medycznego. Zamknięta granica uniemożliwiła Ali osobisty udział w wystawie. „Sterylność” z jej komentarza to nie metafora – przez dwa miesiące wymuszonej pandemią przerwy, w legendarnej niezależnej przestrzeni artystycznej mieścił się magazyn. Wolontariusze z utworzonej spontanicznie organizacji BY COVID rozmieszczali tu sprzęt pomagający w walce z wirusem. Władza utrzymywała, że pandemia nie istnieje, a nawet jeśli istnieje, to należy zwalczać ją za pomocą wódki i pracy fizycznej.
Dzisiaj, gdy tysiące uchodźców są wykorzystywane przez Alaksandra Łukaszenkę w politycznej rozgrywce na granicy, łatwo zapomnieć, że w Białorusi wciąż toczy się walka o demokratyczną przyszłość. Tym ważniejsze wydaje nam się podkreślanie, że białoruskie społeczeństwo nie jest monolitem o twarzy dyktatora. Niezależna kultura, o której jest ten numer, najlepiej o tym świadczy. Na numer składają się przełożone na język polski teksty pisane przez białoruskie autorki i autorów.
Teksty stanowią część projektu „Wzmacniacz krzyku. Białoruska sztuka w czasach protestu”, w którym mieści się także podkast z autorami oraz zorganizowana przez naszego partnera, Instytut Goethego w Warszawie, debata online.
Partnerami projektu są także: Fundacja Białoruski Dom w Warszawie, Chrysalis Magazine oraz Institut für Auslandsbeziehungen i magazyn KULTURAUSTAUSCH.
Po konsultacjach z autorami zdecydowaliśmy się zapisywać imiona i nazwiska białoruskie w transkrypcji angielskiej – w wersji spójnej z formami, w jakich funkcjonują one w międzynarodowym obiegu. Wyjątkiem są nazwiska osób, które znane są już w Polsce w standardowym zapisie.
I tak galeria, która przez ponad dziesięć lat wspierała białoruskich twórców i zaznajamiała mieszkańców Mińska z nazwiskami artystów z całego świata, zaczęła odgrywać zupełnie inną rolę. Stała się miejscem, które leczy – słowem, czynem, ciepłem, solidarnością i pragnieniem pokonania dystansu. Takimi określeniami można opisać też sztukę Ali Savashevich. Jej pantofelki z obcasami w kształcie czerwonych gwiazd, które wbijają się w pięty, zapamiętałam doskonale. Dobrze prezentowały się na tle szpitalnych sal z polietylenu, gdzie leczyć, stało się to jasne, można było również sztuką. Lub też – jak powtarzają dyrektorki Galerii Ў, Anna Czistosierdowa i Walientina Kisiełowa – „sztuką i niezachwianą miłością”.
OLGA BUBICH: Opowiedz o przesłaniu projektu „Głosy”. Jaka była jego geneza?
ALA SAVASHEVICH: Urodziłam się w Białorusi, ale już od siedmiu lat mieszkam w Polsce. Zarówno przed wyborami, których wyniki były oczywistym fałszerstwem, jak i po nich śledziłam wydarzenia w Białorusi, usiłując podtrzymywać komunikację ze znajomymi. Pisałam do koleżanek z Mińska, pytałam, jak się trzymają i co czują. Czasem w odpowiedzi dostawałam długie wiadomości pokazujące, jak ważna dla osoby piszącej była możliwość bycia wysłuchaną. Było w nich mnóstwo emocji! Lektura informacji o przemocy ze strony OMON-u, zatrzymaniach i wyrokach utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie bardzo mogę wyobrazić sobie, co tak naprawdę przeżywają moje koleżanki. To wówczas wpadłam na pomysł, żeby – w sensie dosłownym – „przyznać im prawo głosu”, dać słyszalność. Stąd tytuł wideo.
Na „Głosy” złożyło się jedenaście listów białoruskich dziewczyn, napisanych i zaadresowanych do mnie. Jestem wdzięczna autorkom. Rozumiem, że nie było łatwo zabrać się za pisanie listu, kiedy na ulicach wyły syreny, a ludzi uprowadzano w biały dzień… W projekcie wzięły udział znajome artystki, a także aktywistki społeczne, wykładowczynie wyższych szkół artystycznych, uczennica. Ważne było dla mnie, żeby wybrzmiały różne głosy i tematy, chciałam pomóc ludziom w podzieleniu się tym, co najbardziej ich niepokoi. Aktywistka i menedżerka sztuki opowiedziały o aresztowaniu i pobycie w więzieniu przy ulicy Okrestina, wykładowczynie – o strachu i chęci pomocy innym, o nieufności wewnątrz akademii, artystki pisały o bólu, uczennica – o gniewie. Zaprosiłam do projektu kobiety i dziewczyny, ponieważ często nachodziły mnie wątpliwości: „A jak ja zachowałabym się w tej sytuacji? Czy byłabym taka silna jak one?”.
Jak twój projekt miał jednoczyć dziewczyny i kobiety z obydwu stron granicy – polskiej i białoruskiej?
Chodziło mi o to, żeby głosy Białorusinek zostały usłyszane w Polsce. Chciałam również poznać te kobiety z moimi polskimi koleżankami, choć na chwilę unieważnić dzielącą je granicę. Byłam gotowa zostać ogniwem łańcucha. Nadsyłano do mnie listy, czytałam je ze ściśniętym gardłem, czując rozpacz, czasem – ból. Bliskie mi osoby próbowały dzielić się osobistymi przeżyciami, bolesnymi stanami emocjonalnymi i trudnym doświadczeniem.
Wideo stało się pierwszą częścią projektu, który zaprezentowałam w grudniu 2020 roku w galerii OP ENHEIM we Wrocławiu. Obecnie pracuję nad drugą częścią – książką „Listy wydarzeń” w językach polskim i rosyjskim. Na książkę złożą się listy białoruskich artystek, animatorek kultury i aktywistek oraz odpowiedzi ich odpowiedniczek z Wrocławia, moich koleżanek. To bardzo ważne, żeby te doświadczenia i emocje przybrały fizyczną postać książki. Kiedy otrzymywałam odpowiedzi od Polek, zauważyłam, że ich listy często zaczynają się od przeprosin za zwłokę w odpowiedzi – dziewczyny bardzo chciały pomóc, ale nie zawsze potrafiły znaleźć odpowiednie słowa. Sądzę, że mam podobne odczucia, kiedy piszę do przyjaciół w Białorusi. Chciałabym być pomocna, użyć najwłaściwszych słów, udzielić koniecznego wsparcia.
Ala Savashevich
Artystka wizualna. Urodziła się w mieście Stolin w Białorusi. Jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, gdzie pracuje i mieszka od 6 lat. W swojej praktyce artystycznej często odwołuje się do przeszłości i jej skutków poprzez symbolikę zbiorowych i osobistych opowieści. Tworzy monumentalne formy rzeźbiarskie, wideo i działania performatywne, badające granice własnego ciała.
Przez ostatnie lata w Polsce odbywa się dużo kobiecych manifestacji wokół prawa do aborcji. Widzisz podobieństwo w polskich i białoruskich marszach?
Nigdy nie uczestniczyłam fizycznie w protestach w Białorusi, ale w zeszłym roku oglądałam wszystkie możliwe internetowe transmisje, chodziłam na protesty białoruskie we Wrocławiu i w Warszawie. A moją pierwszą manifestacją tutaj, w Polsce, był Strajk Kobiet zorganizowany w 2017 roku. Poszłam z koleżanką i pamiętam, że największe wrażenie wywarły na mnie siła i zjednoczenie kobiet – było to moje pierwsze doświadczenie poczucia solidarności: kiedy twoje ciało nawiązuje kontakt z innymi ciałami i poruszacie się we wspólnym kierunku. Na pytanie, co wspólnego mają akcje kobiet na Białorusi i w Polsce, najlepiej odpowiedzieć listami polskich działaczek, uczestniczki projektu „Głosy”:
Jeśli miałabym coś powiedzieć tym listem, to właśnie to, że jesteśmy w tym razem. I w tej bezsilności, i w solidarności, i w walce. Za każdą skrzywdzoną są tysiące tych, które wyjdą dla niej na ulice. A kiedy już zabraknie Ci siły, pamiętaj, że każda rewolucja wymaga czasu. I wiesz co? Nigdy nie będziesz szła sama.
Z nieustającą nadzieją na lepsze jutro
Anna Maria Łozińska
Katiu!
Zwlekałam z odpowiedzią na list, bo wierzyłam, że przyjdzie do mnie jakaś wspaniała myśl, krzepiące słowa, mądrość do podzielenia się. Mimo upływu czasu w mojej głowie nie pojawiły się żadne sensowne przemyślenia i prawdę mówiąc, nie czuję się z tym najwygodniej. Chciałabym podzielić się czymś wzmacniającym w tak trudnym dla ciebie, dla was, czasie, ale pozostaję bezradna.
Przychodzę zatem w tym liście i w Nowym Roku z pustymi rękoma – wybacz. Mówię to szczerze i nie ma w tym ukrytej prośby o wsparcie czy potrzeby pocieszenia. Wiem, że czasem tak jest, że nie ma się nic do powiedzenia. Już z tym nie walczę. Po prostu wtedy milczę, nie działam. Mam zgodę na czasowe zawieszenie, odpuszczenie.
W tym moim chwilowym stanie niebycia najbardziej zaangażowaną, czujną, inspirującą innych i pełną werwy osobą jestem pełna podziwu dla twojej gotowości i systematyczności, dla trzymania się małych codziennych spraw, które ratują czy dają przebłyski normalności. Wierzę, że takie niewielkie – mogłoby się zdawać – sprawy potrafią utrzymać w pionie i wnoszą całkiem sporo. Też stosuję tę metodę. Podziwiam, że jesteś z ludźmi – potrzebującymi wsparcia, obecności, prostego bycia razem, rozmowy o czymś (nie)zwykłym. Te strategie staram się uskuteczniać. Wyobrażam sobie, jakie to trudne, ale wierzę, że dalej znajdujesz w sobie moc, mimo że trwa to wszystko bardzo długo.
Mam nadzieję, że nowy rok przyniesie zmiany – takie, które będą dobre dla ciebie, dla was, dla waszego kraju. Że w 2021 roku nie trzeba będzie walczyć, że będzie można się cieszyć i po prostu robić to, co przynosi najwięcej radości.
Pozdrawiam cię serdecznie i mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy
Magdalena Kreis
Jakbyś zdefiniowała rolę kobiet w protestach, które odbywają się w tych dwóch krajach? Czy protesty, kryzys polityczny i być może narodziny nowej białoruskiej tożsamości umożliwiły ci nowe spojrzenie na siebie jako na artystkę z Białorusi?
Najsilniejsze wsparcie i solidarność zawsze dostawałam od kobiet: mamy, siostry, przyjaciółek, wykładowczyń, artystek i innych. Wierzę w tę siłę! Daje mi olbrzymie natchnienie to, że Białorusinki nareszcie pokazały, że mają twarze. Nie powiem, że nie zdarzało się to wcześniej, ale teraz zarówno ja, jak i cały świat zobaczyliśmy, jak wiele nas jest! A nowa definicja siebie jako artystki białoruskiej pojawiła się u mnie o wiele wcześniej, jeszcze kiedy studiowałam w Akademii Sztuk Pięknych w Mińsku, i nie było to w żaden sposób związane z protestami. Bywałam we Francji, odwiedzałam muzea i wystawy, rozmawiałam z przyjaciółmi. Za każdym razem wracając do domu, miałam poczucie, że przemieszczam się w innym kierunku. „Tam jest chyba jakoś inaczej?” – zastanawiałam się.
wystawa „Dystans dotyku”, 2020, na kadrze praca "Poza. Pozycja. Sposób.", zdjęcie Siarhiej Ždanovič
Później wyjechałam za granicę, żeby uzyskać wyższe wykształcenie. Studiowałam w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. W Polsce nastąpiło zderzenie z rzeczywistością związane z przeprowadzką w nowe miejsce. Znalazłam się w hermetycznej przestrzeni, która miała swoje prawa i zasady dotyczące tego, czego nie wolno, a co wolno. W nowej przestrzeni, z większym polem manewru, zawsze stawiasz fałszywe kroki. Najpierw czujesz się oszukana, rozumiejąc, że zasady, według których żyłaś dotychczas, tutaj nie obowiązują. Należało niektórych rzeczy uczyć się ponownie, innych – pierwszy raz.
W Polsce uświadomiłam sobie pewne kwestie, które wcześniej nie zaprzątały mojej uwagi lub które traktowałam jak oczywistość. Rozmyślaniom na ten temat została w dużej mierze poświęcona moja praca „Pose. Position. Way”, którą można oglądać w warszawskim Biurze Wystaw. Występuję w filmie w białych pończochach. Mam też metalowe buty na szpilkach. Robię kilka kroków, czerwona gwiazda obcasów wbija mi się w piętę. Na początku wydawało mi się, że w Polsce już od dawna jest inaczej, ponieważ tutaj zwykło się uważać, że kobiety „przestały ubierać się niewygodnie”, ale reakcje, które do mnie dotarły, świadczą o tym, że nie zaszły aż tak daleko idące zmiany. Wciąż znajdujemy się w podobnym miejscu. Nie znaczy to, że stoimy, po prostu nasze kroki, jak na tym filmie, są drobne i bolesne. Idziemy naprzód mimo bólu.
Przełożył Marcin Gaczkowski
Opublikowano w ramach linii projektowej „RAZAM-RAZEM-ZUZAM” z przekazywanych przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Federalnej Niemiec.
Projekt dofinansowany przez: