Na zewnątrz
fot. elaine faith/flickr CC BY-NC 2.0 DEED

11 minut czytania

/ Literatura

Na zewnątrz

Urszula Honek

Marzy mi się sytuacja, żeby w każdym rankingu podsumowującym najlepsze książki minionego roku znalazło się również miejsce dla poezji. Na mojej liście byłby debiut Urszuli Sikory i najnowszy tomik Bartłomieja Majzla

Jeszcze 3 minuty czytania

Niewiele można się dowiedzieć o Urszuli Sikorze – autorce debiutanckiej książki poetyckiej „Trzynasty miesiąc”. Z lapidarnego biogramu wynika, że urodziła się w 1998 roku, z wykształcenia jest psycholożką i psychoterapeutką w trakcie szkolenia w nurcie poznawczo-behawioralnym; mieszka w Gdańsku. „Trzynasty miesiąc” właściwie nie doczekał się żadnej recenzji, nie znalazłam zbyt wielu informacji o spotkaniach autorskich wokół książki. Poetycki debiut w 2023 roku, jak się okazuje, jest jeszcze trudniejszy, niż był dotychczas.

Nie o zapaści rynku poetyckiego chciałam pisać ani o zdziwieniu, że można przeoczyć dobry debiut, który – a biorę pełną odpowiedzialność za te słowa – zdarza się mniej więcej raz na kilka lat. Marzy mi się jednak sytuacja, żeby w każdym rankingu podsumowującym najlepsze książki minionego roku znalazło się również miejsce dla poezji. Na liście mogłyby się znaleźć chociażby zeszłoroczne książki Magdaleny Bielskiej, Emilii Konwerskiej, Rafała Skoniecznego, Darka Foksa czy Bartłomieja Majzla. W moim prywatnym i niezobowiązującym rankingu książka Urszuli Sikory, obok „Poradnika dla niedawno zmarłych” (Bielska), „Ostatniego i pierwszego kajmana” (Konwerska), „Powracającego” (Skonieczny), „Patriotki” (Foks) i „Nagonki” (Majzel), jest jedną z tych, do których będę wracać. A to kluczowy sprawdzian dla literatury.

Urszula Sikora, Trzynasty miesiąc. WBPiCAK, 60 stron, w księgarniach od czerwca 2023Urszula Sikora, „Trzynasty miesiąc”. WBPiCAK, 60 stron, w księgarniach od czerwca 2023Urszula Sikora zadebiutowała po swojemu i właściwie nie trzeba szukać uznanych nazwisk, żeby wytyczać ścieżkę „Trzynastego miesiąca”. Jeżeli ktoś będzie szukał w debiucie Sikory wrażliwości ekokrytycznej – znajdzie, jeżeli zechce poczytać o Bildungsroman – również, a jeżeli zamarzy się mu poezja zaangażowana, mierząca się z traumą albo wątkami emancypacyjnymi – zapraszam. Szybko da się zauważyć, że poetka gra do kilku bramek, a do każdej trafia celnie, bo wypracowała własną metodę. Podzieliła książkę na kilka rozdziałów: „Lato”, „Jesień”, „Zima”, „Wiosna”, a tom otwiera wiejski obrazek. Babka opowiada: „Tu we wsi psy płakają na czarno/ bo na górze wieszali mądre kobiety./ Jak się na taką górę spojrzy o północy,/ wywala powieki na drugą stronę” („Babka”). Historia jest prosta: babka żyje we wsi na swoich zasadach, lubi ukradkiem wciągnąć tabakę, a pewnego razu, z niewyjaśnionej przyczyny, umiera. We wsi podejrzewa się ją o czarownictwo. Teraz wnuczka, podczas pogrzebu, za kościołem robi to, co babka za życia: zaciąga się tabaką. Przy tym podmiotka jest przywiązana do podlaskiej ziemi przodków i przodkiń, w dzieciństwie zbiera zioła, obserwuje i podsłuchuje sąsiadów, zagląda do ich domów, pracuje w polu, czuje się związana z przyrodą i zwierzętami. Dziedziczy po babce, ale staje się czarownicą wyemancypowaną: w dorosłości może przestać się ukrywać, jest wykształcona, co prawda pracuje w traumie (jako psychoterapeutka), lecz nie w swojej własnej, bo tę ma przepracowaną.

Szczególnie podoba mi się, że Urszula Sikora miesza porządki: obrazy zapadłej wsi i wiejskiego dzieciństwa przeplata scenami miejskimi i nowoczesnymi. A jaka jest wieś w wierszach Sikory? Jest w niej miejsce na mistyczne grzebanie w ziemi oraz socjologiczne i psychologiczne obserwacje. W tych wierszach sporo jest obrazów przemocy: dzieci są bite, na polsko-białoruskiej granicy umierają ludzie, a mieszkańcy Podlasia śpią spokojnie: „wolę zamykać na noc/ bo się boję tych (ciszej) uchodźców/. Przyjdą spać za darmo/ wyjedzą miękkie masło z szafki” („Podlasie”), pojawiają się też przejmujące wątki dotyczące samobójstw dzieci i młodzieży. Owa przemoc nie wydarza się jednak tylko na wsi: można dostać pasem od pijanego ojca, a równie dobrze można po próbie samobójczej stać się viralem na TikToku: „ktoś skomentował: k00rwa” („Nie chcę, żeby moja siostra pisała smutne wiersze”).

Autorka „Trzynastego miesiąca” pisze lapidarnie, oszczędnie i precyzyjnie. Posługuje się głównie krótkimi scenami, niewielkimi obrazkami lub przytacza rozmowy. Czasami ma się wrażenie, jakby ktoś zdawał sprawozdanie, bez emocji opowiadał czyjąś historię, ale to właśnie historie opowiedziane w ten sposób najgłębiej zapadają w pamięć. Kilka wierszy związanych jest z doświadczeniem zawodowym autorki w psychoterapii, a to wydaje mi się świeże i odkrywcze w polskiej poezji. Jeżeli jest to poezja o traumie, to widzianej okiem profesjonalistki, która potrafi rozpoznać jej mechanizmy: „czwarta warstwa: tam, gdzie wszystko jest ukryte” („Warstwy jeziora”). Ten wątek dobrze jest widoczny w ostatnim cyklu, czyli „Wiośnie”. Te wiersze szczególnie mnie poruszają, bo przedstawiają krótkie historie krzywdzonych dzieci lub pogrążonych w traumie. Bardzo często otwieram zbiór na pięćdziesiątej drugiej stronie i czytam na głos albo po cichu: „Żałoba dziecka to prąd w mieszkaniu,/ kiedy jednocześnie podłączyć piekarnik,/ żelazko i czajnik” („Żałoba dziecka”). Kiedy przestarzała instalacja w mieszkaniu nagle wysiada, od razu przywołuję tę frazę i chwilę stoję w ciemności.

„Trzynasty miesiąc” jest książką wyjątkową jeszcze z jednego powodu. Zawarte w niej obrazy nie zamykają, lecz otwierają wyobraźnię czytelnika. „Pozostaje ślad na śniegu po ciągniętym drzewie/ obok małego grobu na styku polany i lasu” („Pierwsze święta”). Sikora potrafi zbudować gęsty, ciemny i sugestywny klimat – w tych wierszach wszystko wyraźnie słychać i czuć, lecz kiedy trzeba, autorka zaciemnia obraz. Trzeba sobie samemu włączyć światło i zobaczyć, co jest za polaną, a co jest za lasem.

Bartłomiej Majzel, Nagonka. WBPiCAK, 70 stron, w księgarniach od lipca 2023Bartłomiej Majzel, „Nagonka”. WBPiCAK, 70 stron, w księgarniach od lipca 2023Zanim zaczęłam pisać wiersze, czytałam sporo poezji. W podstawówce i liceum krwawa klasyka: Bursa, Wojaczek, Broniewski, Grochowiak. Lektury zapadły w pamięć tak głęboko, że przebudzona o świcie, wymieniłabym właśnie te cztery nazwiska. Nie miałam wtedy pojęcia o poezji najnowszej, na przykład o tym, że istnieje Mariusz Grzebalski, Radosław Kobierski czy Bartłomiej Majzel. Po latach jednak widzę, że właśnie ich pisanie pokazało mi, w jaki sposób można myśleć o wierszu; również pod względem formy. Towarzyszą mi dwa wyraziste wspomnienia: na studiach siedzę w czytelni Biblioteki Jagiellońskiej i wertuję Majzla i Kobierskiego, robię ksero, a później łapczywie czytam w domu i kreślę po wydrukach; chyba udziela mi się Majzlowy obłęd z „Biegu zjazdowego”. Drugie wspomnienie: jadę pociągiem, mam wypożyczone tomy Mariusza Grzebalskiego, czytam i zbiera mi się na płacz. Zauważam, że można pisać oszczędnie, trafnie, cyzelować i jednocześnie najgłębiej poruszać; działa, myślę wtedy. Dlatego tak bardzo przemawiają do mnie później frazy Ryszarda Krynickiego, Krystyny Miłobędzkiej i Krystyny Dąbrowskiej. Tak to u mnie mniej więcej szło. Kiedy ktoś zatem pyta, od czego należy zacząć pisanie, zawsze odpowiadam banalnie: od czytania. Później zaś z tych wszystkich wspaniałych dykcji i fraz można próbować stworzyć swoje własne. Bo kraść trzeba umieć, a – jak wiadomo – kradną wszyscy.

Kiedy myślę o Bartku Majzlu i jego poezji, to przychodzi mi na myśl jedno słowo: osobność. Autor wydaje książki w swoim rytmie i za nic ma obecność na rynku wydawniczym; jego zbiory pojawiają się średnio co kilka lat i nigdy nie wiadomo, ile przyjdzie czekać na następny. Trzy ostatnie ukazały się w znaczących odstępach: „Doba hotelowa” (2009), „Terror” (2015), a osiem lat później najnowsza – „Nagonka” (WBPiCAK, 2023). Prawie nikt już nie pisze jak Majzel. Już śpieszę z wyjaśnieniem: twórczość autora „Doby hotelowej” przypisywano do popularnego niegdyś nurtu ośmielonej wyobraźni. Wielu i wiele się w nim utopiło, popłynęło na inne wody, ale nie Majzel; on płynie dalej i jeszcze śmielej. Najwyraźniej nie było w tym chwilowego kaprysu lub chłodnej kalkulacji, wyobraźnię autora „Robaczywości” od początku kształtowały właśnie sny, nieoczekiwane połączenia fabularne, zaginanie rzeczywistości, powracające i znikające obrazy.

Wracam czasami myślami do „Doby hotelowej” i bohatera tych wierszy. Fabuła rozgrywa się w ciągu dwudziestu czterech godzin, narrator zamknięty jest w pokoju i nasłuchuje dźwięków i rozmów. Nastrój klaustrofobiczny. Trudno zweryfikować, co jest prawdą, a co nią nie jest, ma się wrażenie, że podmiot traci zmysły. Zestawiam bohatera „Doby hotelowej” z bohaterem „Nagonki” i widzę, że ten drugi wyszedł jednak na zewnątrz. Najnowszy tom organizuje seria mocnych obrazów, często związanych z przemocą („w końcu usłyszałem za sobą: dopadliśmy chwasta./ przylepiły się do mnie trzepiące skrzydła/ i wbiły mnie w ziemię” [„opary”] albo „ja bym ci bartek tak po ryju strzelił. /strzelaj [„zebranie organizacyjne”]). Podmiot, podobnie jak w „Dobie hotelowej”, czuje się zagrożony, lecz w „Nagonce” doświadcza opresji bezpośrednio i namacalnie. Język w „Nagonce” jest jak samonapędzająca się machina, seria wystrzałów czy wypluwanie słów w gniewie – język u Majzla to niczym niepohamowany żywioł. Niewielu poetkom i poetom udaje się wyczyniać z językiem takie akrobacje i lądować bez upadku.

W „Nagonce” sporo jest też obrazów związanych z ogniem, wypalaniem, ma się wrażenie, że narrator porusza się w sennym apokaliptycznym koszmarze, przedziera się przez lasy, miasta, ulice, chowa się albo wystawia na ostrzał. Często mówi do siebie lub do kogoś, za kim tęskni, innym zaś razem milczy. Czasami chce, żeby podjąć jego trop, a czasami tylko wystawia głowę zza kadru. Nie zawsze obrazy w „Nagonce” są dla mnie czytelne, ale tak samo nieczytelne bywają sny. U Majzla często chodzi o nastrój, podświadome przeczucie i – podobnie jak u Urszuli Sikory – o obraz, który otwiera się dla czytelnika. Kiedy myślę o bohaterach wierszy Bartka Majzla, mam jeszcze na końcu języka słowo: kruchość. Bohater, który nie mógł w „Dobie hotelowej” wychylić głowy z pokoju, w „Nagonce” przyjął wszystko, czego tamten nie potrafił: miłość, brak miłości, gniew, bliskość, oddalenie, aż w końcu zgodę na śmierć; czyjąś i swoją własną; ze świadomością, że „bardzo kruche to moje zwycięstwo” („w słońcu zdycha ptak”).

Teksty o poezji w „Dwutygodniku” powstają we współpracy z Fundacją Wisławy Szymborskiej z okazji 100. rocznicy urodzin poetki.
logo