Mica Levi jest z kosmosu
Mica Levi, fot. Leah Walker

12 minut czytania

/ Muzyka

Mica Levi jest z kosmosu

Dominika Janik

Mica Levi komponuje nie po to, by komunikować się z widzem, ale by mocować się z dyktaturą oka w kinie. Ścieżka dźwiękowa do „Strefy interesów” jest tego kolejnym przykładem

Jeszcze 3 minuty czytania

Mica to zawadiackie dziecko Myspace’a z dziurą między zębami szeroką jak taras widokowy i ładnym nieładem na głowie, stroniące od fleszy i niemające w sobie nic z influencerki. Uczestnictwo w galach i premierach odpuścili sobie po tym, jak wystroili się na rozdanie nagród filmowych BAFTA w 2015 roku. To był ten moment, kiedy po premierze „Pod skórą” rozwiązał się dla nich trzos z nagrodami i uznaniem. Nominowani za muzykę do filmu Jonathana Glazera ubrali się w czarny lakierowany oversize’owy płaszcz. Stylówkę Miki odnotował wówczas plotkarski „OK! Magazine”, pisząc: ,,Spodziewaliśmy się, że Mica nie wystąpi w wersji glamour na czerwonym dywanie, ale płaszcz do kostek z PCV? Stać ją na więcej!”. Wtedy jeszcze kompozytorka identyfikowali się jako kobieta, dziś ich deklaracje w kwestii płci nabrały płynności.

Gdyby gra w dźwiękowe dysonanse była dyscypliną sportową, wszelka konkurencja wymiękłaby przy Mice niczym papierowy ręcznik na kuchennym blacie. Wszystkie skomponowane przez nią ścieżki dźwiękowe – a odnotowałam ich na tę chwilę 12, wliczając muzykę do filmów krótko- i pełnometrażowych, seriali i anime – są o niegościnnym świecie albo degradacji humanizmu i potrafią przenikać przez najszczelniejsze ściany i podłogi. Zanim jednak w 2013 roku Mika zadebiutowali w świecie muzyki filmowej, wydawali solowe albumy i angażowali się w wielogatunkowe projekty, przeważnie z zaprzyjaźnionymi muzykami. Tak było w przypadku zespołu Micachu & The Shapes, ale także przy okazji mixtape’ów nagrywanych z Kwesem (jako Kwesachu), współpracy z Arcą, Mount Kimbie, Coby Seyem (w ramach kolektywu CURL), Deanem Bluntem, Elizą McCarthy, Oliverem Coatesem albo Tirzah. Mica i Tirzah (albo Meeks i Taz) spokojnie mogłyby podpisać się pod stwierdzeniem, że potrzeba całej wioski, aby stworzyć dobrą piosenkę, bo na ich nagraniach zwykle jest gwarno i tłoczno. W dziedzinie muzyki filmowej najbliższa i najbardziej rozwojowa relacja łączy Micę z Jonathanem Glazerem, dla którego jest ona ,,nieustającą rozmową na długim spacerze”.

Dzieciństwo Miki toczyło się w niepozornych brytyjskich miasteczkach o uregulowanej zieleni i nienachalnej architekturze. Jej rodzice – wiolonczelistka i pianista – przeprowadzili się z Guildford do Watford, skąd wozili Micę na poranne lekcje gry na skrzypcach i popołudniowe treningi futbolu. Wybór instrumentu nie był przypadkowy. Na skrzypcach grał dziadek Miki, Żyd niemieckiego pochodzenia, który podczas II wojny światowej uciekł z więzienia, zabierając jedynie instrument. Zdecydował, że najlepszą chwilą na ucieczkę i przedostanie się na neutralne terytorium będzie sylwestrowa noc, kiedy strażnicy będą pili na umór. Niedługo później przez pośpiech zostawił skrzypce na farmie, gdzie chwilowo się ukrywał. Po latach jednak po nie wrócił. „Jako dziecko mieliśmy obsesję na punkcie tej historii i odnalezionych skrzypiec” – mówili Mica w jednym z nielicznych wywiadów, których udzielili. Być może przypomnieli sobie o tym zdarzeniu w procesie komponowania ścieżki dźwiękowej do filmu ,,Strefa interesów” Jonathana Glazera, który 8 marca ma swoją polską premierę.

W dzieciństwie Mica konsumowali animacje Disneya, których miejsce zajęły później komedie romantyczne. Istnieją nawet dowody na istnienie pisanej przez nich „fałszywie romantycznej” muzyki orkiestrowej. Tym fascynacjom kres położył dopiero nastoletni zwrot w kierunku ekscentryczności Harry’ego Partcha. Artysty, któremu było w życiu trudno z wielu powodów. Homoseksualista żyjący w czasach wielkiego kryzysu, stolarz konstruujący własne instrumenty nie zyskał sobie sympatii środowiska, zrywając ze strojem równomiernie temperowanym, dominującym w zachodniej muzyce klasycznej. ,,Rzeczy zostały przycięte w taki sposób, aby pasowały do fortepianu – mówili Levi. – A on szukał wolności”. Jego postawa trwale wpłynie na sposób komponowania Miki, szczególnie w sferze muzyki filmowej.

Mica Levi, fot. Leah WalkerMica Levi, fot. Leah Walker

,,Jewellery” to był czuły łomot dla uszu i gatunkowy amalgamat, który skrzył się jak najdroższa biżuteria. Od szumiącego przeszkadzajkami, szorstkiego ,,Vulture”, przez zdekonstruowany blues w „Curly Teeth”, aż po sentymentalne, rytmicznie rozchwiane ,,Just in Case” i ,,Lips” utkane z szarpnięć strun i cmoknięć – czysta zabawa bez myślenia o konsekwencjach. Kolejny album, ,,Chopped & Screwed”, był muzycznym eksperymentem, nagranym podczas trasy koncertowej z London Sinfonietta w roku 2011.

W przeciwieństwie do albumu ,,Jewellery”, który Mica i reszta zespołu nagrywali osobno, a materiał zmiksował Herbert, drugi studyjny krążek, ,,Never”, grupa zarejestrowała razem w studiu. Łącznie z produkcją Miki powstał w ciągu zaledwie miesiąca. Zespół w 2015 roku zmienił swoją nazwę na Good Sad Happy Bad, a do zespołu dołączył CJ Calderwood. We czworo nagrali album, emocjonalny, intymny i dotąd najbardziej akustyczny. Pochodzi z niego gęste i markotne ,,Oh Baby”, chwytające za gardło, choć zbudowane na surowej perkusji, przesterowanym wokalu i paru prostych akordach keyboardu. To do dziś najczęściej streamowany numer zespołu.


Szkoła się jednak przydaje. Nie tylko Guildhall, ale i Purcell okazała się dla Miki żyzną glebą do zawierania rokujących na przyszłość znajomości. Z Tirzah Mastin, która uczyła się w klasie harfy, znają się od ponad dwóch dekad i pewnie dlatego patrzą na tworzenie muzyki jako proces kolektywny, którym trzeba się dzielić i doceniać wysiłki wszystkich zaangażowanych osób. W 2013 roku, kiedy Mica nie mogli opędzić się od muzycznych propozycji, a Tirzah pracowała jako graficzka w branży modowej, skrycie marząc o śpiewaniu, spotkali się w studiu. Na próbę powstał hihatowy protest song ,,I’m Not Dancing”, będący pokazem siły i pozasłownego porozumienia. Mica i Tirzah nie tańczą, tylko walczą, nie błyszczą, ale płoną – i nikt ich nie będzie ustawiać. Ton głosu Tirzah pozostawia po sobie fizyczny ślad w przestrzeni, razem są niezłomne. Pokazują to kolejne lata współpracy i kolejne wspólnie nagrywane albumy. ,,Devotion” (2018), ,,Colourgrade” (2021) i ,,Trip9love” (2023), których Mica jest kompozytorką i producentką. Albumy precyzyjnie portretują intymność przyjaciółki doświadczającej kolejno: miłości, euforii wicia gniazda i związanych z nimi rozczarowań, strachu i frustracji dotyczących nieopłaconych rachunków.

Zresztą 2013 to był rok, w którym Mica podejmowali wyłącznie słuszne decyzje; poza rozpoczęciem współpracy z Tirzah spróbowali muzyki filmowej, i już tam zostali. Nie wyobrażam sobie nikogo innego, kto z równą swobodą demoluje myślenie o muzyce filmowej i swoją debiutancką ścieżkę dźwiękową komponuje z odgłosów procesów życiowych – przede wszystkim oddychania, trawienia i unicestwiania samców.

Kiedy odbierali telefon od Glazera, Mica tankowali akurat auto na stacji benzynowej. Wtedy jeszcze nie mieli pojęcia, że film będący luźną adaptacją powieści Michela Fabera ,,Pod skórą” to wstęp do regularnej współpracy z reżyserem, który zwróci się do niej także podczas realizacji krótkometrażowych filmów „The Fall” (2019) i „Strasbourg 1518” (2020). Ostatnim ich wspólnym projektem jest ,,Strefa interesów”, która przyniesie Mice nagrodę za muzykę na festiwalu w Cannes.

Praca nad muzyką do filmu „Pod skórą” rozpoczęła się w studiu producenta Petera Raeburna, przy Old Street na wschodnim krańcu Londynu. Bystra debiutantka uwinęła się z nią w dziesięć miesięcy. Bohaterka filmu jest kosmitką o imieniu Laura, w jej postać wcieliła się Scarlett Johansson. Jest głodna, dlatego przybywa na Ziemię, gdzie poluje, a polując – obserwuje ludzkie reakcje i zbliża się niebezpiecznie do odczuwania miłości, współczucia i litości. Gdy podejdzie za blisko do tej granicy, stanie się jasne, co faktycznie ma pod skórą. Niezaspokojony głód Laury Mica zilustrowali kakofonią altówek, które brzmią jak rój zaprogramowanych os. Atonalne, szorstkie wiolonczele układają się w kaskady (,,Andrew Void”) uwalniające syreni śpiew Laury z kosmicznej próżni (,,Love”). Smyczki Olivera Coatesa raz rysują gładką płaszczyznę jak gwoździe, by innym razem drone’ować na oślep w dźwiękowym wirze. Wędrówki Laury przypomniały Mice ich własne nastoletnie poszukiwania nowych doświadczeń, przytłaczających emocji i ekstremalnego ryzyka. Tak wyraźnie zobaczyli też bohaterkę filmu ,,Jackie” chilijskiego reżysera Pablo Larraína, dając jej głos, który utkwił w gardle i bulgocze pod warstwą żalu.


Mica i Larraín poznali się w 2014 roku na Festiwalu Filmowym w Wenecji, gdzie „Pod skórą” miało swoją premierę. Muzyka Miki była dokładnie tym środkiem wyrazu, jakiego brakowało mu do skompletowania wszystkich elementów ,,Jackie”, filmu biograficznego z Natalie Portman w roli pierwszej damy tuż po śmierci męża Johna F. Kennedy’ego. Podobnie jak w przypadku ,,Pod skórą”, Levi sprawnie manipuluje tu amplitudą głośności werbli, dynamiką klawiszy, które są wprawiane w ruch dłońmi Elizy McCarthy i grą smyczków, przywodzących na myśl palpitacje serca albo miarowe ruchy płuc przy wdechach i wydechach. Partytura zdobyła nominację do Oscara i przyniosła Mice spory rozgłos i obfitość propozycji. Woda sodowa nie uderzyła im jednak do głowy i wszelkie decyzje podejmowali dokładnie tak, jak do tej pory, angażując się przeważnie w skromne, niskobudżetowe projekty. ,,Marjorie Prime” Almereydy, ,,Monos” Alejandro Landesa albo ,,Zola” Janiczy Bravo pokazują wyraźnie, że Mica traktuje komponowanie nieekspansywnie i nie w kategoriach komunikacji z widzem, ale mocowania się z dyktaturą oka w kinie.

Nie inaczej jest w przypadku „Strefy interesów”. Powrót do współpracy z Glazerem wydaje się naturalny – podzielenie uwagi odbiorcy filmu na słuchową i wzrokową przyświecało brytyjskiemu reżyserowi, odkąd pomyślał o zekranizowaniu powieści Martina Amisa. A myślał o tym przez całe dziesięć lat. ,,Najpierw uszy” – tak to widział. Żeby osiągnąć ten efekt, nie mógł zamówić typowej ścieżki dźwiękowej. Dlatego muzyka skomponowana przez Micę doznawała tak wielu przeobrażeń, by finalnie przyjąć formę niezawierającej ostrzeżenia, obco brzmiącej uwertury z przesterowanych syntezatorów i wyzierających z ciemności pierwotnych ludzkich głosów. Słychać to wyraźnie w prologu filmu – Glazer zamyka widzom oczy, wywieszając na ekranie czarną planszę, a za drogowskaz daje im muzykę. Pozbawioną wszelkiej słodyczy i miękkości. ,,Yums” i ,,zits” to terminy wymyślone przez Micę, określające jedyne pogodne dźwięki w filmie – towarzyszą one oglądanej w negatywie dziewczynie z ruchu oporu, która zostawia jabłka dla więźniów, i wzburzonej mowie kwiatów przerażonych rozmiarem zbrodni.

Mica Levi, fot. Mica LeviMica Levi, fot. Mica Levi

Komponując muzykę filmową, Mica Levi zawsze szukają punktu zaczepienia: może to być postać, ważny dla nich przedmiot, albo przyroda, na przykład kwiaty w ,,Strefie interesów”. Czasem zwracają się w stronę koloru albo krajobrazu; to wystarczy, żeby dotrzymywać tempa narracji, rozświetlać ją wiązką brunatnych riffów, wietrzyć sprężystością smyczków albo kąpać w dźwiękowej terpentynie pisków i zgrzytów, zostawiającej lepki ślad na posadzce.

Choć w większości skomponowanych przez Micę utworów słychać echa muzyki klasycznej, ich relacja z kulturą wysoką zamyka się w sformułowaniu: „to skomplikowane”. Blichtr, aura elitarności, bezwarunkowy i bezkrytyczny stosunek do tradycji zepchnęły twórców takich jak oni do muzycznego podziemia. Może i dobrze, bo właśnie tam – z pomocą równie radykalnych przyjaciół – uformował się styl Miki Levi, istoty nie z tej ziemi.