Błogosławieni Yves Tumor
fot. Isabella Corderas

7 minut czytania

/ Muzyka

Błogosławieni Yves Tumor

Dominika Janik

Płyta Yves Tumor mruga do odbiorcy okiem, jak okrętowe drzwi bulajem. Podczas jej przesłuchiwania regularnie trzęsie, wieje gitarowym noise’em, dudni od ulewy słów o niezdarnym wpadaniu w miłość i wadzeniu się z bogiem

Jeszcze 2 minuty czytania

Yves Tumor, Sean Bowie, Bekelé Berhanu, Shanti, TEAMS – to wszystko jedna i ta sama osoba, po lwiemu broniąca swojej prywatności. Na podstawie trzech wywiadów (dla „Flaunt”, „Interview” i „AnOther Magazine”), których udzielili w ciągu ostatnich pięciu lat, można się jedynie dowiedzieć, że dorastali w purytańskim Knoxville w Tennessee, a obecnie mieszkają w Turynie. Cierpią na stres psychosomatyczny, od którego podczas koncertów sztywnieją kolana. Ich ulubionym filmem jest „Crash” Cronenberga, a pierwszą kupioną za własne pieniądze płytą – „Bad Hair Day” Weird Al Yankovic. Ten ostatni wybór pomaga zrozumieć, dlaczego piąty album Yves Tumor „Praise A Lord Who Chews But Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds)” ma w sobie tak wiele z parodii i spektaklu.

Płyta Yves Tumor mruga do odbiorcy okiem, jak okrętowe drzwi bulajem. Podczas przesłuchiwania zawartych na niej dwunastu utworów regularnie trzęsie, wieje gitarowym, shoegaze’owym noise’em, dudni od ulewy słów o niezdarnym wpadaniu w miłość i wadzeniu się z bogiem. Przy czym Yves Tumor nie mają ambicji zmieniania słuchaczy w porządnych parafian – dotykają tematu, czesząc go pod włos. Podśmiewując się ze swojego dzieciństwa w religijnym domu, mapują zarówno mroczne, jak i zalane serotoniną myśli i wspomnienia.

Yves Tumor Praise A Lord Who Chews But Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds), WARP 2023Yves Tumor „Praise A Lord Who Chews But Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds)”, WARP 2023Yves Tumor szukają tak, aby znaleźć. Cztery poprzednie albumy, począwszy od „When Man Fails You” (2015), a na „Heaven To A Tortured Mind” (2020) skończywszy, stanowiły zamknięte całości, dokumentujące aktualny stan ich miłosnego i religijnego skołowania. Te fascynacje do dziś nie dają im spokoju, co znajduje ujście w zatytułowanym jak buddyjska mantra piątym albumie wydanym w wytwórni Warp. Na pokładzie „Praise A Lord…” Yves Tumor skompletowali imponującą producencką załogę: Noah Goldsteina i Alana Mouldera. Klasyczne triki tego pierwszego: interludia, gęste samplowanie, budowanie napięcia aż po soczyste dźwiękowe kulminacje, które stosował wcześniej na płytach „Blonde” Franka Oceana czy „My Beautiful Dark Twisted Fantasy” Kanye’ego Westa, pozwalają tym zagraniom wybrzmieć w przystępnej formie. Moulder z kolei, odpowiedzialny za brzmienie albumów „Loveless” My Bloody Valentine czy „23” Blonde Redhead, pozwala gitarom i wokalom namiętnie i równorzędnie współbyć.

Album „Praise A Lord Who Chews But Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds)” zbudowany jest na gitarowych szarpnięciach, tętniącej perkusji i skoordynowanych z nimi syntezatorach. Umeblowany został płonącymi labiryntami, gigantycznymi ogryzkami jabłka i posterunkami policji, doświetlanymi odpryskami spawania. Yves Tumor występują tu w na poły kociej, na poły diabelskiej postaci, ściskając w dłoni mikrofon w kształcie czerwonej róży, której płatki symbolizują usta kochanka. W ten 37-minutowy album wchodzi się prędko i bez świadomości konsekwencji. W rezultacie można nabić sobie guza na zakręcie odważnie wyeksponowanej, odartej z szat, hipnotyzującej intymności. To niska cena za przejście przez najwspanialszy, dopracowany w każdym szczególe soniczny lunapark.  


Zaczyna się od wrzasku, jak w chwili narodzin, po którym słyszymy przyspieszony ciężki oddech, jak podczas ucieczki z miejsca zbrodni. Początek tego albumu przypomina mi swoją intensywnością sensualne otwarcie teledysku „Kerosene”, wyreżyserowanego przez Cody’ego Critchelo, w którym para tuż po wypadku leży na trawie obok roztrzaskanego auta i beztrosko wymienia czułości. Rozpoczynające się w ten sposób „God Is a Circle” jest trochę o domowym drylu i wyciszaniu myśli takich jak: „Sometimes, it feels like there’s places in my mind that I can’t go”. To wszystko przy zgrzytach gitar i piskach syntezatorów, stanowczych uderzeniach perkusji oraz wokalnym wsparciu zaprzyjaźnionych artystów: Tooma i Ecco2K. Tumor lubią równoważyć swój porowaty wokal łagodniejszymi głosami z tyłu. Stosowali ten zabieg już na poprzednich albumach: w piosenkach „Licking an Orchid” czy „Romanticist”. Zresztą, nie trzeba daleko szukać – w rozlewającym się słodko jak miód po stołowym blacie „Lovely Sewer” pulsują gitary, rwąco płyną syntezatory, a wokale Tumor i nowojorskiej artystki Kidä splatają się miękko, jak w balladzie ze szczytów list przebojów.

To samo dzieje się w zamykającym album „Ebony Eye”, zbudowanym misternie wokół jednostajnego gitarowego riffu. Symfonia gitar i chóralne arpeggia wzrastają, by zadać ostateczny i pełen miłosierdzia, rozlewający się ciepło po całym ciele dźwiękowy coup de grace. Niespełna jednominutowe „Interlude”, rozegrane na chór i szumiące syntezatory, przypominają minimalistyczny w środkach ambientowy kolaż „Limerence” z debiutanckiej płyty Yves Tumor. Motyw chóru w „Interlude” Yves Tumor podbija umiejętnie w utworze „Parody”, diagnozującym współczesną gwiazdę popu z wybujałym ego i potrzebą wszechobecności w mediach społecznościowych.

W malarskim teledysku do singlowego „Heaven Surrounds Us Like A Hood” Tumor kręcą się wokoło na olbrzymim ogryzku, szarpiąc struny i podtrzymując religijnie nacechowaną narrację poprzez umiejętnie wplecione sample, na przykład: „I love the color blue because / It’s in the sky / And that’s where God is”. Drapieżna „Echolalia” opiera się na repetycjach, a w pęd wprawiają ją perkusyjne synkopy i dominujący bas. „If you say you love me and you, like, your happiness only depends on me / it might not be true love” – szepczą w teledysku Yves Tumor, cali w ekstazie. Gdy kamera odjedzie do tyłu, zobaczymy Guliwera, skrępowanego przez żądnych krwi i uzbrojonych w gwoździe sprawczych maluczkich. Kolejne puszczenie oka w stronę absolutu. 

„Nie chciałbym, żeby ktoś natknął się na moją pracę i w żaden sposób na nią nie zareagował” – mówią Yves Tumor w wywiadzie przeprowadzonym przez performerkę Michele Lamy. „Wolelibyśmy, żeby totalnie się zakochał i po prostu oszalał na punkcie mojej muzyki albo żeby całkowicie ją znienawidził i opluł”. Najnowszy album Yves Tumor cechuje maksymalna emocjonalność, wybujałość i hiperbola. Możesz go kochać, możesz nienawidzić, możesz nawet odczuwać love–hate, tylko nie mów, proszę, że boisz się nabić sobie guza.