Powieść krytyków (4)

Agnieszka Wolny-Hamkało

Zanurkował i ujrzał ziewającą rybę, rzucającą się (znienacka) w stronę jego (o zgrozo) bokserek, które wydawnictwo Znak dołączyło niedawno w ramach promocji do powieści pewnej źle zapowiadającej się skandalistki

Jeszcze 1 minuta czytania

Powieść krytyków (1): Juliusz Kurkiewicz
Powieść krytyków (2): Dariusz Nowacki
Powieść krytyków (3): Justyna Sobolewska


Powieść krytyków (4): Agnieszka Wolny-Hamkało

 

717

Zanurkował i ujrzał ziewającą rybę, rzucającą się (znienacka) w stronę jego (o zgrozo) bokserek, które wydawnictwo Znak dołączyło niedawno w ramach promocji do powieści pewnej źle zapowiadającej się skandalistki. Ryba znieruchomiała, najwyraźniej odczytując z pośladków mecenasa tytuły zapowiedzi wydawniczych na sezon jesień-zima 2011: Bonowicz, Markowski, Gondowicz. Samo brzmienie tych nazwisk podnieciło go tak druzgocąco, że już wkrótce ryba nadziała się na haczyk i mrucząc w myślach znany szlagier („To nie jest fajka”) ułożyła pyszczek w kurzą dupkę. „Waiter, Waiter” – rzekł był, bo wydało mu się to stosowne. Wtem ocknął się i ze zdumieniem skonstatował, że skwapliwie i z godnym szacunku znawstwem obrabia go właściciel legendarnego „jedwabistego kutasa”, którego w myślach nazywał „Jedwabistym Kutasem”. „Dyrektor Choj? – Tutaj?”. Zdziwił się nie na żarty, rozglądając się po własnej kancelarii, wstrząśnięty świadomością, że coraz częściej dopadają go drzemki cukrzycowe. „Ja, ja” – rzekł Choj vel Kutas, bo jako ceniony tłumacz w stresie mylił języki i adresy (miał właśnie przekładać kazanie na pogrzebie wpływowej kuzynki). Równie wstrząśnięty zreflektował się, pożegnał kulturalnie i ruszył ku drzwiom, gdzie zderzył się z poczytną pisarką, współwłaścicielką kancelarii Popielski & Co.

Powieść krytyków

Czy krytyk to niespełniony pisarz? A może każdy pisarz jest – w istocie – niespełnionym krytykiem? Dlaczego pisarzowi nie wypada krytykować literatury, a krytykowi jej pisać? I co by się stało, gdyby podobne, niepisane zakazy na chwilę uchylić? W końcu pisarzom zdarza się oceniać twórczość kolegów. Dajmy więc krytykowi literacki głos! Juliusz Kurkiewicz zakończył swój pierwszy odcinek pytaniem o dziewczynę, którą bohater spotkał w punkcie opłaty za autostradę („Gdzie poszła? I kim jest? Czy wróci jutro? Czy uda mu się ją odszukać?”). Dariusz Nowacki także przywołał jej postać: „Panienka z autostradowego okienka nie dawała mu spokoju. Dlaczego? Czuł niepokój, ale przecież nie mogło to być erotyczne drżenie. Od pierwszego roku studiów prawniczych był wszak trwale i pięknie pogodzony z tym, że jest gejem”. Justyna Sobolewska wsadziła naszego bohatera w samolot... Dziś Agnieszka Wolny-Hamkało!

Jawny wkurw, który malował się na jej twarzy, świadczył o tym, że znów nie nominowano jej do Literackiej nagrody Zezwłok, przyznawanej pisarzom wściekle dekadenckim i stojącym najbliżej grobowej deski. Mecenas wysłał na nią tysiąc esemesów. Nagrodą była pośmiertna legenda, a tego życzył szefowej najbardziej. „O co kaman?” – zapytał i rzucił w stronę Choja: „No to narazka”. „Jest sprawa – rzekła pisarka. – Prysła panienka z okienka”. – „No to narazka – odpowiedział jej mecenas – O co kaman?” – rzucił w stronę Choja, gdyż po seksie zawsze miał ochotę na igraszki. Szefowa jednak, w nastroju zgoła odmiennym będąc, nacisnęła mu obcasem na krocze (odkąd ujrzała ów fantazyjny gest w jakimś filmie, zrozumiała, jak skuteczny bywa w negocjacjach). Nie musiała mówić już nic. Mecenas stał na baczność, jakby się Rymkiewicza naczytał: zwarty i gotowy. Ojczyzna czeka.

„To sprawa osobista” – rzekł mecenas, wspominając ciepłe uczucia, które zalewały go szczodrze za każdym razem, kiedy uiszczał opłatę autostradową. Uzbroiwszy się po zęby w humor i witaminy rozpoczął intensywne śledztwo. Już wkrótce stwierdził ze zgrozą, że Panienka zniknęła nie tylko z okienka, ale i z Powszechnego Rejestru Długów, z kolejki do wystawy Impresjonistów, ze szkolnego zdjęcia, a nawet ze Spisu Cudzołożnic. Ostatnio widziano ją, kiedy w powieści Jot Pe malowała sobie paznokcie lakierem do Ferrari. Jot Pe, znany z tego, że uwodzi swoje bohaterki literackie, natychmiast uzyskał zaszczytny status podejrzanego. A mecenas doskonale wiedział, gdzie go szukać. Rozochocone sierpniowe popołudnie to doskonały czas na zaludnienie łowieckiego stanowiska w knajpie „Być może”, gdzie Jot Pe z rozkoszą szukał inspiracji do kolejnych odcinków swojego dziennika. Jako że mecenas potajemnie lubował się w pasmanterii, drogerii i kokieterii – bez chwili zwłoki wzuł czerwoną suknię i ruszył na łowy.

Obserwował Jot Pe zza winkla i nieoczekiwanie wzruszył go widok przybitego, zrezygnowanego pisarza, skończenie samotnego pod rozetką w kolorze indygo. Sytuacja pogorszyła się jeszcze, kiedy zdruzgotany Jot Pe położył swą zwyrodniałą od pisania dłoń na ramieniu mecenasa i rzekł: „Zawsze chciałem być Żydem”. Mecenas w duchu docenił ów sprytny chwyt (literacki). Po takim wyznaniu tę nietypową parę złączyła relacja, której szczegółów możemy się tylko domyślać. Dość, że mecenas nie mógł tak po prostu rzucić się w pogoń za pisarzem, który nieoczekiwanie wdał się w bójkę strzelających do siebie nieopodal kiboli. A jednak: kiedy Jot Pe wstał, mecenas czule położył dłoń na jeszcze ciepłym krześle i ze zdziwieniem wymacał coś, co lśniło w sierpniowym słońcu jak jedwabisty… jak psu jajca – pomiarkował się, by zachować jasną głowę. „Żeton autostradowy!” – krzyknął mecenas i ku uciesze gawiedzi wykonał swój tradycyjny taniec godowy – jak zwykle, kiedy złapie trop.

Pozbierawszy z ziemi drobne, które rzucili mu litościwi przechodnie, postanowił jednak ruszyć śladami Jot Pe, który tym czasem wziął udział w popularnym show „Whisky na lodzie”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.