Ludzi Poziomki widać było z daleka. Na polanie, przy jednym z fińskich domków w Jazdowie, jaskrawo świeciły czerwone, cętkowane nasionami czapki. Zapytałam, czy przyszłam punktualnie. „Chyba tak” – odparła jedna z poziomek, trzymając w otwartej dłoni sadzonkę. „Ale u nas jest slow start. Możesz odpocząć na kocu albo wrócić za półtorej godziny”.
Poziomka to tak zwany owoc zbiorowy, składający się z mięsistego dna kwiatu i osadzonych w nim drobnych „orzeszków”. Na łące ludzki owoc zbiorowy palił tytoń, jadł precle, rozkładał koce, robił próby mikrofonu. Bliżej domku fińskiego Aleksandra Kamińska i Agata Barbara Wnuk, założycielki inicjatywy Girls and Queers to the Front, rozkładały na skrzynkach ziny, naklejki i książki. Między innymi „Marzenie o byciu poziomką” Ani Ziębińskiej, która – w stroju poziomki – krzątała się po scenie: za chwilę miała się odbyć promocja książki poprzedzona czymś w rodzaju spektaklu Ludzi Poziomek. Kupiłam „Marzenie” z wesołymi, dziwnymi ilustracjami Apolline•a Sigrist i usiadłam na dzierganej serwecie. Wkrótce poczęstowano mnie masłem poziomkowym.
Niezręcznie zaczęła się ta utopia. Spodziewałam się elektrycznych gitar na wejściu i polityki. Albo chociaż wykładu o darkekologii i nowym materializmie. Ziny Girls and Queers to the Front mają dyskursywną podbudowę akademicką, grafiki i zdjęcia są erotyczne, kinky, czasem mroczne, w stylu bizarro i weird. Tymczasem stałam wśród Ludzi Poziomek, którzy odgrywali scenki jak z szkolnego teatrzyku, i martwiłam się – co ja o tym napiszę?
Jednak doświadczenie kampowe uczy, że trudność w odbiorze „dzieła sztuki” nie zawsze polega na tym, że tekst jest zbyt erudycyjny lub awangardowy, obraz drastyczny, a reżyser światła nadużywa stroboskopu w spektaklu. Słynna konfuzja, którą często czują odbiorcy kampu, nie jest jedynie dezorientacją poznawczą, związaną z równoczesnością sprzecznych artykulacji („i tak, i nie”).
Girls and Queers to the Front
Feministyczno-queerowa inicjatywa Agaty Barbary Wnuk i Aleksandry Kamińskiej, działająca w Warszawie od 2015 roku. GQTTF organizuje koncerty, warsztaty, performensy i dyskusje, prowadzi audycję, gra DJ-sety i – wraz z Magdaleną Rzepecką – wydaje zina. Początkowo swoje działania kierowały przede wszystkim do dziewczyn. Wraz z rozwojem GQTTF inicjatywa rozwinęła się również w kierunku osób queer. Od 2021, wraz z redaktorką Marią Halber, GQTTF działa także jako niezależne queerowe wydawnictwo. Głównym celem inicjatywy jest budowa społeczności dziewczyn, kobiet i osób trans – dostępnej, inspirującej i wspierającej. GQTTF nie posiada stałego źródła finansowania.
Czasami w konfrontacji z cudzą ekspresją czujemy głównie wstyd czy krindż (od cringe – kulić się) i charakterystyczną dla przeżycia kampowego konsternację. Łatwiej sobie radzą z tym uczuciem odbiorcy z niską potrzebą domknięcia poznawczego, oni dobrze odnajdują się w sytuacjach, w których kompetencje kulturowe okazują się bezużyteczne. Kamp bywa ludyczny, to nie obszar dystynkcji. Badacze podkreślają, że kamp pozbawia kulturę wysoką pozycji arbitra w kwestii smaku na rzecz ludycznego znawstwa. To pozwala przemyśleć nasze kulturowe ustawienia fabryczne, defaultowe sposoby odbioru sztuki. To jeden z niewielu obszarów sztuki, w których ocenianie po prostu nie ma sensu. Ale czy umiemy jeszcze wejść w proces komunikacyjny z nadawcą bez recenzowania i wystawiania ocen, które są przecież obciążone uprzedzeniami – i wreszcie ukształtowane są klasowo czy środowiskowo? Łaska i niełaska. Jak na igrzyskach.
À propos ocen – przywołajmy na chwilę jedną z najfajniejszych książek poetyckich 2021 roku: pisząc entuzjastyczną recenzję z ekstremalnej jazdy poetyckiej Patryka Kosendy („Największy na świecie drewniany coaster”), Weronika Stencel użyła charakterystycznego okrzyku: „Wiwat żenada!”. Bo znów – doświadczenie kampowe pokazuje nam, że to, co krindżowe, może być porywające, inspirujące, wspaniałe: „Pędzimy przez te chmury jak balerony / jak baleriny / jak gagariny” – tak zaczyna się nominowany w zeszłym roku do Nagrody Literackiej Gdynia tom Kosendy.
Tymczasem „Marzenie o byciu poziomką” Ziębińskiej to nie masakra piłą mechaniczną, tylko czuła, delikatna opowieść, która zaczyna się tak: „Wykiełkowałam z małego ziarenka strachu. Nigdy nie rozumiałam moich rodziców, a jedynie uczucia. Każde z nich było dla mnie odrębną postacią”. Czy to książka dla dorosłych o mówiących poziomkach? „Obawiałam się, że będzie odczytywana jako książka dla dzieci” – śmieje się Ola Kamińska. „To nie jest tego typu literatura. Jednak ciekawe jest to, co zyskujemy dzięki tej dziecięcej perspektywie. Myślę, że pozwalamy sobie na szczerość, która niekoniecznie jest mile widziana czy dobrze odbierana z perspektywy dorosłego. Pewne rzeczy łatwiej opowiedzieć z perspektywy poziomkowego bobasa, który chodzi sobie po lesie i mieszka w wydrążonym muchomorze. Dla mnie najcenniejsze w «Marzeniu o byciu poziomką» są właśnie te rzeczy: wrażliwość, budowanie specyficznego świata”.
Zapytałam poetkę Marię Halber, która w roku 2021 dołączyła do GQTTF, w jaki sposób widzi pracę kampu w poezji: „Według mnie kampowe jest pozwolenie sobie na bycie nieperfekcyjnym, nieidealnym (w definicjach kampu ta dyspozycja nazywana jest not terribly good – AW-H), pokazanie specyficznej wrażliwości, odsłonięcie się, które może się nie spodobać. Ale też oczywiście wychodzenie od różnego rodzaju tożsamości, które nie są normatywne. Trochę tego było u Mai Demskiej w wydanym przez nas tomie «Udawanie ludzi» – sporo tego przerysowanego, przegiętego świata na granicy kiczu czy odmiennego gustu, który jest w tej książce subwersywnie przetwarzany i podąża równolegle do przeobrażeń samej narratorki”.
Apollin•e Sigrist, Ania Ziębińska, „Marzenie o byciu poziomką”. Girls* to the Front, 56 stron, w księgarniach od czerwca 2023Czytam „Marzenie o byciu poziomką” jako opowieść o strachu i nostalgii (która przecież także jest na cenzurowanym). Emocje, zdarzenia są tu usytuowane na powierzchni – gdyby ktoś chciał zaatakować tę książkę, patrzy na łatwy cel, Ziębińska nie zostawiła sobie niczego do obrony: żadnej ironii, cwanych sposobów, dużych nazwisk, które zwykle mają ustanawiać kompetencje i wizerunek autora. To proza łagodna, bez podwózki ideologicznej, nienaśladująca niczego. Na tym także może polegać marginesowość kampu. Bo kto poważny odważy się przyjść tu na poziomki?
Gotyk polski
Niemal wszystkie ziny wydane przez Girls and Queers to the Front mają gotycką oprawę. Z ciemności okładki „Queer Erotica Zine” wyłania się błękitna androgyniczna zjawa w lateksowych kinky butach. Nienaturalnie upozowana, wygląda jak stop-klatka z pokazu voguingowego. Wymyślną pozę przyjmuje także arlekin na okładce numeru tematycznego „Secret”. Opiera stopę o przeskalowane świece, w ręku trzyma podpalony list miłosny. Obie postacie – androgyne i arlekin – symbolizują kamp. Androgyne – płynność, nie tylko płciową, performatywność ról społecznych, niestabilność ja, subwersywność wobec wzorców poprawności cielesnej, taktykę podkopywania kultury dominującej. Arlekin – smutny i zabawny jednocześnie – przywołuje równoczesność sprzecznych artykulacji, podwójne kodowanie, niebinarność, wreszcie kampową taktykę zarządzania piętnem i sztukę porażki.
W swojej książce „Gotycyzm. Modernistyczny sobowtór odmieńca” Piotr Sobolczyk kampuje gotycyzm, sięgając po teksty Eve Kosofsky Sedgwick, która charakteryzuje go jako istotny queerowo tryb wypowiedzi. Badaczka postrzega gotycyzm jako przejaw tłumionej homoseksualności, która – zakazana i ukrywana – mogła emancypować się pośrednio poprzez gotycką ekspresję. Powtarzający się w gotyckich fabułach motyw niemożliwej miłości czy niemożliwego do zrealizowania pragnienia utożsamiony jest u Sobolczyka i Sedwick z pragnieniem homoseksualnym. Po prostu konwencja gotycka sama w sobie jest przywołaniem wypartego lub przywołaniem sekretu (który jest w tym kontekście sekretem queerowym).
fot. Katarzyna Szenajch, Girls and Queers to the Front
Badacz gotyku Manuel Aguirre skonstruował model świata gotyckiego – przedstawia on koło przedzielone na pół pionową linią. Strzałki pokazują ciągły ruch pomiędzy „znanym światem” (lewa półkula) i „innym światem” (prawa, ciemniejsza półkula). W ten sposób Aguirre pokazuje, że gotycyzm zakłada istnienie dwóch sfer: sfery racjonalności, domeny zdarzeń zrozumiałych, ale też świata inności: zjawisk znajdujących się poza zdolnością ludzkiego pojmowania. Między światami istnieje próg (limen), który nie jest neutralny, ponieważ kolonizuje własne granice. Otóż próg jest według badacza „miejscem, które miejscem nie jest, zarówno tym, jak i tamtym, lub ani tym, ani tamtym”. Brzmi jak jedna z prób zdefiniowania kampu, prawda? Wzór infernalnego koła ma zresztą według Aguirre’a funkcję destabilizacji przekonań co do moralnego porządku świata. Podobnie jak kamp.
Teksty na temat gotycyzmu często podkreślają brak symetrii pomiędzy opisanymi wyżej przestrzeniami: „Łatwo jest wejść do gotyckiego zamczyska, trudniej je opuścić”. Dlatego pozostańmy jeszcze przez chwilę w labiryntowej, szkatułkowej przestrzeni gotyckiej, odchodząc jednak od zinów w stronę innej publikacji Girls and Queers to the Front – opublikowanej w lipcu 2023 poetyckiej książki SIKSY „…a Diablica gruchnie basem”, z ilustracjami Łukasza Przytarskiego. To rzecz utrzymana w stylistyce spoken-wordowej, wykazująca znamiona logoreicznego, dynamicznego wiersza z elementami dramatu. Można by ją nazwać „instruktarzem popierdolu” – być może byłoby to najbardziej trafne ujęcie tego szarpanego jak wrocławskie burgery poematu. W dodatku w adekwatnej poetyce.
Ta historia opętania gładko przechodzi w herstorię diablicy, która postanawia zrekonstruować wieżę Babel. Słowotwórczy („sakramento! krucofiks! fanfaron!”), bojowy temperament SIKSY sprawia, że opowieść szybko zmienia się w opętańczy bieg, który ma trzy równoprawne zakończenia. W rozedrganej opowieści występuje kruk Personella (może pamiętają Państwo Barbarellę – słynne kampowe wcielenie Johna Ashbery’ego?), a plastyczne prace Przytarskiego wyglądają jak połączenie stworzeń z kampowego serialu „Co robimy w ukryciu” i pulpowych stworów z animacji Adult Swim „Yolo” (czyli superdziwnie, superstrasznie, obrzydliwie i przesłodko jednocześnie).
SIKSA, „…a Diablica gruchnie basem”. Girls* to the Front, 84 strony, w księgarniach od sierpnia 2023Ale poezji w działaniach Girls and Queers to the Front jest więcej. W zinach znajdziemy wiersze Anouk Herman, którą/którego znamy ze świetnie przyjętego debiutu „Right into pod tramwaj” (m.in. nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia za rok 2022), Kingi Skwiry, autorki docenionej książki poetyckiej „Wszystko już było dotykane”, Marii Halber, także autorki zauważanej (Połów 2020), która ma już za sobą pierwszą książkę („Przejścia”), czy również stale funkcjonującej w obiegu literackim Agnieszki Frankowskiej. Ale są tu też osoby autorskie, które czytamy pierwszy raz: czasem to osoby piszące pod pseudonimem, publikowane w przekładach z angielskiego, ale głównie to queerowe dziewczyny z Polski.
Kamp feministyczny
Większość badaczy, np. Richard Dayer, utożsamiało kamp z praktyką gejowską. To właśnie tego rodzaju rozpoznanie zasilało humanistykę. Kamp miał być manifestacją męskiej homoseksualności w czasach przedemancypacyjnych. Pamela Robertson w swoim tekście „Jak się robi kamp feministyczny” podkreśla, że kobiety bardzo długo były wykluczane z dyskusji o kampie. Uważano, że skoro są jeszcze mniej wpływowe od gejów, nie są w stanie budować kulturowych symboli – nie biorą więc też udziału w ich przetwarzaniu. Kobiety uważano za kampowe, natomiast to nie one kreowały swój kampowy wizerunek. Krótko mówiąc, w historii badania kampu był także moment, kiedy kategorię tę posądzano o mizoginię (czyli np. o jednostronną wymianę między kobietami a cis-mężczyznami i gejami, którzy – jak pisano – przejmowali „dryfujące w kulturze” obrazy kobiet). Feministki postanowiły odzyskać kamp – także jako narzędzie polityczne – i zaczęły tworzyć nowe definicje na własnych warunkach.
Ola Kamińska: „W naszym girlsowym kampie jest wszystkiego po trochu: wszystko to, co czytamy jako queerową sztukę czy – szerzej – queerową estetykę. Chcę jednak zaznaczyć, że to raczej takie totalne otwarcie się pod tytułem «My nawet do końca nie wiemy, co robimy», pozwolenie sobie na próbowanie różnych rzeczy. Często powtarzamy, że dajemy przestrzeń na porażkę, dotyczy to także nas samych. Myślimy ciepło o queerowej sztuce porażki. Jak na koncercie na scenę wyjdzie cis-hetero koleś, jest beznadziejny i nie da się go słuchać, to nikt złego słowa nie powie. Zwykle wszyscy będą udawać, że spoko. A jak jest koncert dziewczyny albo queerówy, to pojawia się takie «Ooo, wiadomo, że laska nie umie grać na gitarze». Będąc aktywne na niezależnej scenie muzycznej od ponad dziesięciu lat, widziałyśmy wiele takich sytuacji”.
fot. Karolina Jackowska, Girls and Queers to the Front
Dziewczyny z Girls and Queers to the Front nie zgadzają się na marketingowe, kościelne i polityczne przejęcia queeru. Ich kamp jest feministyczny i antykapitalistyczny. Maria Halber: „Kapitalizm ma tendencję do przejmowania – queeru czy feminizmu – i robienia z nich produktów, które mają dostarczyć jeszcze większych pieniędzy. Warto to mieć cały czas z tyłu głowy i być wrażliwym na to, żeby nie stać się trybikiem w tej maszynie”.
Queers, witches, cyborgs, techno angels
Inicjatywa Girls and Queers to the Front jest inkluzywna nie tylko tożsamościowo i estetycznie. Ich queerowy feminizm można opisać jako motłochowy (pozaklasowy, heterogeniczny). Autorki sytuują w nim także np. zwierzęta, ale też „queers, witches, cyborgs, techno angels” – jak głosi jedno z haseł umieszczonych na vlepce. Oto cyborgs i techno angels to nie wrogowie publiczni numer jeden, ale kolejne nienormatywne życie. To dość odosobniona perspektywa.
Ola: „Nie boimy się rozwoju sztucznej inteligencji, bo naszej zinowej pracy nie zabierze (śmiech). Nie da się na tym zarobić. Girls and Queers to the Front powstaje, bo ludzie chcą się dzielić swoją pracą, można to właściwie nazwać współtworzeniem. To daje dużą wolność w tym, w jaki sposób możemy myśleć o sztucznej inteligencji i o robotach. Ważny jest dla nas «A Cyborg Manifesto» Donny Haraway. My też chcemy zobaczyć potencjał w robotach w kontekście feminizmu. W jednym z naszych zinów pisała o tym Ania Malinowska, która zajmuje się m.in. robotyką krytyczną na Uniwersytecie Śląskim. W swojej twórczości do robotów nawiązują takie kolektywy jak ETERNAL Engine – i one właśnie myślą o tym jako o queerze, testowaniu własnych granic”.
Wątek feministycznej potencjalnej współpracy GQTTF z robotkami wydaje się ciekawy w kontekście znakomitej książki Katarzyny Szopy „Wybuch wyobraźni. Poezja Anny Świrszczyńskiej wobec reprodukcji życia społecznego”. Szopa zauważa, że refleksje Świrszczyńskiej nad emancypacją dotyczą głównie tego, w jaki sposób zmiana życia kobiet może łączyć się z rewolucyjnym przekształceniem całego społeczeństwa. „Utożsamienie biologicznego procesu, jakim jest rodzenie dziecka, z pracą reprodukcyjną stanowi jedną z charakterystycznych dla poezji Świrszczyńskiej desyntetyzacji i denaturalizacji społecznych podziałów i hierarchii” – pisze Szopa.
Pytam Olę, Agatę i Marię, czy ich zdaniem roboty mogłyby odciążyć kobiety w reprodukowaniu życia społecznego lub fizjologicznego (przywołuję serial „Wychowane przez wilki”, w którym to roboty „produkują” płody). Niektóre feministki uważają, że jedyną szansą na całkowite wyjście kobiet z procesów reprodukcji i trybów kapitalizmu jest odmowa rodzenia dzieci. Ola: „Ja na przykład mało myślę o rodzeniu (śmiech). Nigdy za bardzo nie chciałam rodzić. Jestem lesbijką i wiedziałam o tym od wczesnego wieku, więc rodzenie nigdy nie było jakąś łatwo dostępną opcją na horyzoncie. Bycie queerową mamą w homofobicznym społeczeństwie jest niewątpliwie trudniejsze i musiałabym tego bardzo chcieć, żeby po to iść. A ja nie chcę. Ale myślę o różnych utopijnych i dystopijnych narracjach, w których spada z kobiet obowiązek rodzenia. Zwykle jest mi bliżej do myślenia o dystopiach (śmiech)”.
Rozmawiamy o tym, czy roboty i queery rzeczywiście mogą zawrzeć sojusz, na jakiej płaszczyźnie znajdą porozumienie. Ciekawi mnie, jak założycielki Girls and Queers to the Front wyobrażają sobie wspólny świat po emancypacjach. W jaki sposób roboty mogłyby być naszymi sprzymierzeńcami w budowaniu inkluzywnego świata? I czy miałyby płynną tożsamość płciową?
Ola: „O boże, czy musimy jeszcze robotom dawać płeć? (śmiech). Odpuśćmy im! Chciałabym, żeby rozwój technologiczny pozwolił nam pracować mniej. I wydaje mi się, że nie ma szansy na fajną rewolucję z robotami, dopóki nie przemyślimy kapitalizmu”.
Agata Barbara Wnuk: „W idealnym świecie roboty mogłyby być osobami, które są wolne od tego, od czego my jako ludzie nie jesteśmy wolni: od uprzedzeń, od jakiegoś rodzaju trudnych emocji. Jednak to właśnie ludzie te roboty tworzą i programują. Więc nawet jeśli sztuczna inteligencja uczy się i rozwija, to wciąż robi to na podstawie inputu ludzkiego, ma w sobie tego rodzaju obciążenie. To dlatego możemy obserwować przypadki, w których roboty robiły się nienawistne i wyznawały skrajne poglądy. Ja natomiast fantazjuję czasem o moim przyjacielskim robocie, niedotkniętym naleciałościami z ludzkiego świata”.
Pytam Marię Halber, co myśli o wierszach pisanych przez sztuczną inteligencję, czy postrzega tę praktykę jako zagrożenie? Czy AI wzbudzi jeszcze większą nieufność do poezji?
Maria: „To jest bardzo ciekawe. Sama próbowałam nakarmić chata GPT swoimi wierszami, więc pewnie można powiedzieć, że próbowałam napisać wiersz razem z chatem GPT. Zakończyło się to spektakularną porażką. Moim zdaniem te ogólnie dostępne wersje sztucznej inteligencji nie zagrażają na razie autorom. Z tego, co wiem, w Stanach Zjednoczonych niektóre pisma science fiction czy fantasy mierzą się z problemem nadsyłania generowanych w ten sposób opowiadań gatunkowych. Ale jeśli chodzi o walor językowo-wrażliwościowy, to myślę, że na tym etapie rozwoju sztucznej inteligencji nie jest to zastępowalne. Ale oczywiście to nie znaczy, że nie będzie w przyszłości. A czy sztuczna inteligencja zagraża poetom? Poeci i poetki nie dostają nieomal żadnego wynagrodzenia za swoją pracę. Dlatego nikt nie ma chrapki na wakaty poetek i poetów. Choć może w jakiejś dystopijnej wizji przyszłości sztuczna inteligencja będzie zajmować się wyłącznie malowaniem obrazów, pisaniem wierszy albo opowiadań, a my, ludzie, będziemy co najwyżej serwować kawę albo sprzątać” (śmiech).
Ola Kamińska i Agata Wnuk / fot. Katarzyna Szenajch, Girls and Queers to the Front
Potencjał kampowy robotów związany jest z freudowskim pojęciem Unheimliche (niesamowitego). Freud opisywał je jako przeciwieństwo „samowitego” (heimlich) i zaznaczał, że rzeczy i zjawiska wywołują w nas uczucie trwogi właśnie dlatego, że są dla nas obce, nieznane. Piotr Sobolczyk uważa, że swoje narodziny pojęcie Unheimliche zawdzięcza właśnie konwencji gotyckiej. Roboty także mogą być ze swej natury gotyckie (wg Modelu Aguirre’a są trochę z tego, trochę z innego świata). Świadczy o tym choćby zjawisko „doliny niesamowitości”, które pochodzi z pogranicza neuropsychologii, sztucznej inteligencji i robotyki.
Zjawisko „doliny niesamowitości” pojawia się, kiedy człowiek ma kontakt z robotem humanoidalnym. Zasada ta nie występuje w przypadku kontaktu z robotem bardzo prostym, np. takim, który wygląda jak pudełko. Jednak przy kontakcie ze słynnymi robotkami, np. Sophią czy Biną (choć Bina częściej występuje pod postacią głowy), efekt ten jest bardzo silny. Taki robot wzbudza strach, konfuzję poznawczą, czasem wstręt. Tak jak kampowa niebinarność, sprzeczność jednoczesnych artykulacji (arcydialektyczne żywe i nieżywe, człowiek i nieczłowiek). To także między innymi stąd bierze się lęk przed sztuczną inteligencją. Ale czy ktoś z nas chciałby być typem przesłuchującym przerażonego androida, robiącym mu test Turinga (wymyślony w 1950 roku przez Alana Turinga test, który miał zbadać ludzki, lub nie, sposób „myślenia” sztucznej inteligencji)? Skoro już jesteśmy przy „Blade Runnerze” – to wersja z 1982 roku ma oczywiście potencjał kampo-aktywny, jak wszystkie filmy retrofuturystyczne. Nic dziwnego, że roboty znalazły swoje miejsce w kampowych zinach inicjatywy Girls and Queers to the Front.
„W idealnym świecie rewolucja robotów to byłoby coś ożywczego” – Agata uśmiecha się do tej myśli.
W 2023 roku teksty o poezji w „Dwutygodniku” powstają we współpracy z Fundacją Wisławy Szymborskiej z okazji 100. rocznicy urodzin poetki.