Agnieszka Drotkiewicz, „Jeszcze dzisiaj nie usiadłam”

Agnieszka Wolny-Hamkało

Rozmowa jako dziennikarski produkt uboczny? Kit? Strata czasu? Nie w nowej książce Agnieszki Drotkiewicz

Jeszcze 1 minuta czytania

Łatwo namalować abstrakcję. Łatwo upiec sernik. Łatwo zrobić książkę z rozmowami. Rozmowa to przecież coś naturalnego, leżącego w sferze profanum. Coś tak pospolitego, że przezroczystego, zbędnego. Zapchajdziura, strata czasu, wypełniacz, kit. A jednak stereotyp to wydmuszka. Bo gdyby status rozmowy był rzeczywiście tak niski – po co wydawać grubą forsę na lotnicze bilety, żeby dopiąć biznesowe sprawy? Po co się umawiać, spotykać, skoro jest internet, a nie ma czasu?

Agnieszka Drotkiewicz, „Jeszcze dzisiaj
nie usiadłam”
. Czarne, Wołowiec, 336 stron,
w księgarniach od kwietnia 2011
„Myślę, że ramy etyki bezinteresowności wyznacza bezpośredniość spotkania – współobecność, rozmowa, zmiana punktów widzenia. W takiej rozmowie nawet pozorując różne gry, nawet kłamiąc, jesteśmy autentyczni” – powiedział prof. Roch Sulima w jednym z wywiadów z nowej książki Agnieszki Drotkiewicz „Jeszcze dzisiaj nie usiadłam”.

Zgoda, mamy dużo książek z wywiadami. Wiele z nich to produkt uboczny zawodowej pracy dziennikarzy i publicystów. A jednak jest wśród nich kilka książek absolutnie wyjątkowych: kultowa „Męka twórcza. Z życia psychosomatycznego intelektualistów” Barbary N. Łopieńskiej, świetna książka z wywiadami politycznymi „Dwie na jednego” Agnieszki Kublik i Moniki Olejnik, czy rozmowy o umieraniu Szymona Hołowni – „Ludzie na walizkach”. Książką „Jeszcze dzisiaj nie usiadłam” Agnieszka Drotkiewicz dołącza do tej elitarnej ekipy.

Zawarte w niej wywiady spaja przewijające się mniej lub bardziej dosłownie pytanie „Jak żyć?”. Drotkiewicz przyznaje, że miała przy okazji na oku swój interes: sama chciała się tego dowiedzieć. Niby pytanie puste, z kręgu pop-psychologii i new age. Ale pisarka rozmawiała z silnymi, bezkompromisowymi postaciami, sprytnie pilnującymi swoich życiowych ścieżek. Zatem to ludzie, którzy dobrze wybrali. Może puszczą farbę, jak to się robi? Dadzą receptę? Wskażą kierunek? Może uda się od nich zarazić tym specjalnym rodzajem mądrości, który tak różni się od wiedzy?

Postacie wybrane przez autorkę „Dla mnie to samo” tylko pozornie „różni wszystko”. To między innymi Dorota Masłowska, gwiazda telewizji Monika Richardson, filozofka i pisarka zanurzona w kulturze żydowskiej Bella Szwarcman-Czarnota, antropolog i historyk kultury profesor Roch Sulima, punk-rockowa pisarka Sylwia Chutnik. Drotkiewicz podkreśla, że bohaterów wybrała intuicyjnie. Łączy ich to, że ich kompromisy są malutkie, w odróżnieniu od wysokiego poziomu refleksji, który widać we wszystkich wywiadach. Istotne jest nie tylko, co mówią – a mówią zajmująco – ale także: jak mówią. Przysłuchiwanie się ludziom, którzy panują nad językiem, a jeszcze lubią nas jakimś językowym dowcipem czy niespodzianką zaskoczyć, potęguje przyjemność z lektury.

Umiejętność słuchania jest jedną z najbardziej pożądanych cech autora rozmów. Takie aktywne „słuchanie” znakomicie wychodzi Drotkiewicz, która jest autentycznie ciekawa spraw, o które pyta, drąży tematy, wzrusza się razem ze swoimi gośćmi (podczas wywiadu z Kerskim po prostu się popłakała), wraz z nimi ubolewa nad mrocznym rewersem życia. Umie wytworzyć atmosferę akceptacji, spokoju, życzliwości.

„Rozmowa jest według mnie jedną z największych wartości, a zarazem jedną z największych przyjemności w życiu” – napisała we wstępie Drotkiewicz. Small-talk? Kit? Strata czasu? Nie tym razem. Rozmowy budzą nas z odrętwienia i pozwalają nabrać dystansu do naszych własnych ścieżek.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.