Dwie intencje stoją za tą książką. Pierwsza wydaje się zrozumiała i godna poparcia, zwłaszcza że przynosi same pozytywne efekty. Pomysł, aby przypomnieć w polszczyźnie wielkiego poetę języka niemieckiego, Bertolta Brechta, jest tym bardziej słuszny, że od wydania ostatnich przekładów jego wierszy upłynęło około 20 lat. Po 1989 roku jemu podobnych dotknęła osobliwa, milcząca i pewnie nie do końca uświadomiona cenzura. To dlatego otrzymaliśmy w ostatniej dekadzie na przykład kilkanaście nowych tłumaczeń książek Martina Heideggera, ale niemal żadnego wznowienia pism Karola Marksa czy Györgya Lukácsa. Ta nierównowaga wynika z dominacji ideologicznego schematu, w myśl którego komunistyczni pisarze nie zasługują na uważną lekturę, nawet jeśli gotowi jesteśmy obdarzyć nią teksty członków NSDAP. Ci ostatni mówią czasem coś ważnego o istoczeniu się prawdy, a ci pierwsi z pewnością nigdy nie powiedzą nam niczego pouczającego o walce klas.
„Ten cały Brecht. Przekłady i szkice”. Biuro Literackie,
Wrocław, 192 strony, w księgarniach od marca 2012Dzięki tej książce możemy czytać nowe wersje wierszy Brechta, wybrane przez czterech znakomitych tłumaczy, którzy w dołączonych do każdego wyboru szkicach nie tylko wyjaśniają zasady swojej pracy, ale też dają świadectwa przygód lekturowych z autorem „Opery za trzy grosze”. Znajdziemy tu na przykład ciekawe spostrzeżenie, że to właśnie on, komunista, bywał wyrazicielem sprzeciwu wobec autorytarnej władzy dla czytających go w stanie wojennym studentów. Potrafił nazwać ich nastroje i zwrócić uwagę na ich dylematy. Niektóre utwory pojawiają się w dwóch różnych wersjach, co nadaje temu wyborowi dodatkowego wymiaru – i czyni z niego rodzaj praktycznego przewodnika po warsztacie tłumacza. W komentarzach tłumacze wchodzą ze sobą również w dialog, a nawet polemikę, wyrażając na przykład odmienne zdania na temat jednego z najsłynniejszych wierszy Brechta „Do urodzonych już potem”. Zobaczymy dzięki temu nie tylko, jak można poezję tłumaczyć, ale także jak wiąże się ona z aktem lektury, sposobem podejścia do wiersza i twórczości autora.
Oprócz tej świetnie zrealizowanej idei przywrócenia należnego Brechtowi miejsca na polskiej mapie poetyckiej, wydanemu przez Biuro Literackie tomowi przyświeca inna, bardziej problematyczna, myśl. Wyczytać ją można już z tytułu książki, „Ten cały Brecht”, który wyraża dwie przeciwstawne rzeczy. Z jednej strony, można pomyśleć, dostaniemy wreszcie na tacy całego Brechta: bez przemilczeń, selekcji, z całą skomplikowaną wiązanką jego ideologicznych, osobistych, historycznych i poetyckich zobowiązań. Są w tym tomie wiersze, w których ta komplikacja przechodzi w ton jednocześnie poruszający i dający do myślenia, świadomy swych uwarunkowań i w pełni zajęty światem. Z drugiej strony tytuł książki wydaje się wyrażać rodzaj zniecierpliwienia, irytacji mnogością tożsamości, w jakie potrafi się wcielić autor „Baala”. Z komentarza Andrzeja Kopackiego, pomysłodawcy całego przedsięwzięcia, dowiadujemy się, dlaczego „ten cały Brecht” nie może być jednak „całym Brechtem”. Dlaczego u źródeł książki tkwi nieusuwalne ziarenko irytacji, które blokuje możliwość prezentacji tej postaci w całej jej złożoności. Otóż musimy pokazać go jako świetnego poetę, który uległ „zaczadzeniu ideologią” i oprócz wielkich utworów potrafił pisać „agitacyjną antypoezję”. Mamy tu do czynienia z założeniem, według którego wiersze Brechta da się podzielić na te interesujące i te zainfekowane komunistyczną ideologią. Prezentacja jego najlepszych osiągnięć jest próbą pokazania, że w wilczej skórze można odnaleźć ukryte rysy współczującej i pełnej wyrzutów sumienia owieczki.
Nie domagam się, aby na siłę dołączać tu słowa o Maksymie Gorkim jako „nauczycielu ludu, który od ludu się uczył”, chociaż niektóre z tych „wierszy okolicznościowych” zawierają ten sam zmysł ironii i autorefleksji, którym zachwycili się tłumacze wybranych do książki „Ten cały Brecht” utworów. Chodzi mi raczej o to, żeby wreszcie powiedzieć otwarcie, że nie tylko „Odę do Stalina”, ale i „Śliwę” czy „Ja, który przeżyłem” napisał komunista. I wyciągnąć z tego konsekwencje, na przykład analizując poszczególne składniki tej unikatowej i nieoczywistej politycznej konstelacji, w której – jak pisze Brecht w jednym z wierszy – dostrzec możemy „koszmarne ciasne współistnienie / Padającego śniegu (jest nie tylko zimny wiemy o tym) / Wyzysku, skuszonego ciała, sprawiedliwości klasowej”. Dopóki nie będziemy wrażliwi na osobliwą logikę tego współistnienia – tak wyrazistego w twórczości Brechta, ale obecnego u innych podobnych postaci – dopóty „cały Brecht” będzie się nam wymykał.
Napisana po polsku rozprawa o skomplikowanym idiomie Brechtowskiego zaangażowania, która dostrzegłaby niuanse jego ideologicznej postawy i jej poetyckich przetworzeń, wciąż czeka na swojego autora. Z pewnością jednak ten potencjalny autor, jeśli się kiedyś pojawi, będzie mógł się dużo ze zbioru „Ten cały Brecht” nauczyć.