Jawnie

Kaja Puto

Na niskiej świadomości technologicznej użytkowników internetu żerują wszyscy watażkowie tego świata. W piątek Facebook dał im ogromny prezent, który może zniszczyć wiele żyć

W ubiegły piątek w wyniku błędu na Facebooku można było poznać tożsamość osób prowadzących fanpejdże. A przynajmniej tych, które swoje posty poprawiają, bo imiona i nazwiska z prywatnych kont wyświetlały się tylko w historii edycji postów. Awaria trwała kilka godzin – to w internecie wieczność. Ktoś z dwóch i pół miliarda użytkowników serwisu to zauważył, a po paru minutach, a może nawet i sekundach tysiące fanpejdży demaskował cały świat.

O dziwo, światowe media – nawet te brukowe i żerujące na internetowych shitstormach – zachowały się w tej sytuacji odpowiedzialnie. Poinformowały o błędzie, ale nie przesadzały z publikowaniem demaskatorskich screenshotów, które rozprzestrzeniały się na facebookowych grupkach, wszelkiej maści Redditach i chanach. Również w Polsce portale informowały o rewelacjach ostrożnie, choć te tożsamościowe nie powstrzymały się od ujawnienia, kto prowadzi polityczne fanpejdże sprzyjające przeciwnej opcji.

Ale też umówmy się: nie są to newsy roku. Nie ma w tym nic zaskakującego, że satyryczne fanpejdże prawicowe prowadzą prawicowi aktywiści czy dziennikarze (choć fakt, ci pracujący w mediach publicznych mogliby się powstrzymać) i na odwrót. Ani w tym, że politycy czy celebryci do prowadzenia swoich kont wynajmują specjalistów od socjali. Z kolei tożsamość osób prowadzących śmieszkowe peje interesuje niewielką bańkę. Ale jest tak tylko dlatego, że (wciąż) żyjemy w bardzo demokratycznym kraju.

Przez ostatnie dni do folderów „Inne” w Messengerach wielu polskich adminów i adminek zaangażowanych politycznie fanpejdży trafiły zapewne tysiące hejterskich wiadomości. Ale trudno porównać to do konsekwencji, jakie piątkowa awaria może mieć dla niedemokratycznej większości świata. Na głowy adminów fanpejdży w autorytarnych krajach ściągnięto ogromne zagrożenie.

Oczywiście, wielu demokratycznych aktywistów na całym świecie doskonale – dużo lepiej niż niejeden Europejczyk – wie, jak chronić swoją prywatność. Zresztą wiele fanpejdży kłopotliwych dla władz prowadzonych jest z fejkowych kont (choć to ryzykowne dla trwałości fanpejdża, bo jeśli fikcyjne konto zostanie zgłoszone i usunięte, on również zniknie). Ale demokratyczni aktywiści to nie tylko świetnie zorganizowane grupy wyposażone w VPN-y, TOR-a, hakerów, prawników i kasę z Zachodu.

To również przeciętni ludzie, którzy nie mają zbyt wielkich kompetencji technologicznych ani świadomości zagrożenia, które mogą na siebie ściągnąć, krytykując w internecie władze. I nie musi tu chodzić o nawoływanie do zmiany ustroju – wystarczy narzekanie na korupcję, nepotyzm czy jakąkolwiek inną niesprawiedliwość. Ukrycie się za fejsbukowym fanpejdżem to dla wielu szczyt zachowania anonimowości – i dla wielu dotąd skuteczny.

Nie wiemy, czy i w jakim stopniu Facebook udostępnia służbom państw autorytarnych dane osobowe swoich klientów – pewnie to się zdarza. Nawet niekoniecznie z chciwości (rynek takich danych, jak wiemy, rośnie), a ze zwykłej ignorancji, bo nie obradują przecież w Dolinie Krzemowej ciała doradcze, które znają się na politykach wewnętrznych odległych krajów, z których nadchodzą zapytania o dane. Na co dzień takie służby nie polują raczej jednak na aktywistyczne płotki – a w piątek dostały je na talerzu.

Napisałam ostatnio do „Polityki” tekst o Ramzanie Kadyrowie – czeczeńskim przywódcy, który w socjalach jest absolutnym mistrzem, nie tylko w kwestii budowania wizerunku, ale i gnębienia swoich wrogów. Za krytyczne komentarze w sieci Czeczeni zmuszani są do publikowania w internecie filmików z błaganiami o przebaczenie, a jeśli odmówią – mogą przepaść bez śladu. Żeby Kadyrow poczuł się urażony, wiele nie trzeba: wystarczy ponarzekać na urzędnika, który przywłaszczył sobie spłachetek uprawnej ziemi.

Być może Kadyrow to skrajny przykład: również dlatego, że dysponuje wyjątkowo sprawnymi służbami i poparciem Władimira Putina. Ale na niskiej świadomości technologicznej użytkowników internetu żerują wszyscy watażkowie tego świata. W piątek Facebook dał im ogromny prezent, który może zniszczyć wiele żyć. O czym się zapewne nigdy nawet nie dowiemy.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).