Postaram się ująć to delikatnie
„Bad Luck Banging or Loony Porn”, reż. Radu Jude

15 minut czytania

/ Film

Postaram się ująć to delikatnie

Mateusz Demski

Mój film nie jest daleki od ideologicznego klimatu panującego w Rumunii. Moi rodacy potrafią obrócić dosłownie wszystko w teorię spiskową – rozmowa z reżyserem „Bad Luck Banging or Loony Porn”, filmu, który zdobył Złotego Niedźwiedzia na tegorocznym festiwalu w Berlinie

Jeszcze 4 minuty czytania

MATEUSZ DEMSKI: Ty zdecydowanie masz coś do Rumunii.
RADU JUDE: Pewnie, że mam! Ale chyba każdy ma jakiś problem ze swoim krajem i jestem zdania, że każde społeczeństwo, w mniejszym lub większym stopniu, rozczarowuje. Jeżeli zapytasz Francuza, to prawdopodobnie odpowie, że Paryż jest tak potwornym miejscem, że nie da się tam wytrzymać na dłuższą metę. Ty mi pewnie powiesz, że Polskę należy omijać z daleka i że to, co u was się dzieje, jest straszne. I według mojej wiedzy to, co aktualnie dzieje się w Polsce, jest faktycznie straszne! Myślę, że to zdrowy, wręcz naturalny odruch, by nie żyć w całkowitej zgodzie z tym, co nas otacza, co dzieje się wokół. Ale jeśli mam jakiś problem z moim krajem, to nawet nie chodzi tak bardzo o rzeczy głęboko zakorzenione w rumuńskiej rzeczywistości, czyli w ponadjednostkowych uwarunkowaniach, których zmienić się nie da. Mnie kłują w oczy nasze drobne przywary, które przy odrobinie dobrej woli dałoby się zneutralizować.

A co to znaczy „drobne przywary”?
Lista jest dość długa, na wypunktowanie wszystkiego zwyczajnie nie starczy nam czasu. Ale weźmy przykład pierwszy z brzegu: parkowanie samochodów gdzie popadnie. 

Faktycznie, jest kilka takich scen w twoim filmie. Ktoś nagle staje na środku chodnika, jak gdyby nigdy nic, ktoś inny wjeżdża na alejkę, po której spacerują rodziny. Wygląda to na wyjątkowo upierdliwą niedogodność.
Niedogodność? To jest coś, co zatruwa życie ludziom! Wyobraź sobie, że chcesz zabrać dzieciaki na spacer po mieście. Nie ma opcji. A przynajmniej nie w Bukareszcie. Na każdym chodniku, który ma przecież swoje przeznaczenie, stoi przynajmniej jeden słuszniejszych rozmiarów samochód i uniemożliwia człowiekowi normalne przejście. Nie umiem powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Nie wiem, czemu to akceptujemy i czemu, co gorsza, sami takie sytuacje stwarzamy! Mieliśmy w kraju niejedną dyktaturę, ale jakoś nigdy nie słyszałem o zmotoryzowanej dyktaturze, która zachęca kierowców do sabotowania pieszych. Sami sobie strzelamy w stopę. Nie oglądamy się na innych, nawzajem uprzykrzamy sobie życie i później tkwimy w takim cyrku. A to tylko jeden, maleńki przejaw tego, jak uciążliwe, nieznośne i absurdalne bywa życie w Rumunii.

Mówisz, że ciebie szczególnie denerwują drobne rzeczy, twój film wywleka jednak na wierzch większe brudy, cięższego kalibru. Podzieliłeś go na trzy części, z których jedna tworzy – cytuję – „krótki słownik anegdot, znaków i cudów”. Wygląda to tak, że na ekranie pojawia się hasło, które jest ilustrowane zdjęciami i nagraniami wideo, a równocześnie wyjaśniane za pomocą krótkiego komentarza w formie anegdoty lub cytatu. Może podamy kilka przykładów?
Proszę bardzo.

Rodzina.
No cóż, badania pokazują, że sześć na dziesięć rumuńskich dzieci doświadcza przemocy w rodzinie.

Patriotyzm.
Tu przywołuję historię kobiety, która została przez austriacki sąd ukarana grzywną za pobicie swojej biednej cygańskiej pokojówki. Po powrocie do Rumunii na dzień dobry wymierzyła dwa ciosy Cygance, a następnie powitała kraj słowami: „O, ojczyzno wolności, tu mogę bić ludzi, kiedy tylko najdzie mnie ochota!”. To przykład z XIX wieku, ale historia jest bardziej aktualna, niż może się wydawać. Chwilę później pokazuję przecież nagranie sprzed niespełna roku, na którym kierowca autobusu tłucze Cygankę na środku ulicy. 

Gwałt.
55 procent respondentów w Rumunii uważa, że gwałt w pewnych okolicznościach może być uzasadniony. Na przykład pod wpływem alkoholu lub narkotyków, a także w przypadku, kiedy ofiara ubrała się prowokacyjnie lub zgodziła się przyjść do czyjegoś domu.

Kościół.
A to jest instytucja niezmiennie ciesząca się społecznym zaufaniem, która od wieków chodzi pod rękę z każdą dyktaturą. W 1989 roku, kiedy rewolucjoniści szukali schronienia przed strzelającym do nich wojskiem, drzwi katedry w Bukareszcie zostały im zamknięte przed nosem.

Boże Narodzenie.
Tu przypominam, że w trakcie wojny Einsatzgruppe, zlokalizowana w Symferopolu i wspierana przez sprzymierzone oddziały wojska rumuńskiego, otrzymała rozkaz zabicia 3 tysięcy Żydów i Romów. Akcja została przeprowadzona bardzo sprawnie, żeby żołnierze mogli spokojnie świętować narodziny Jezusa Chrystusa. W tym kontekście mogę dodać, że postawa Rumunów wobec Żydów podczas Holokaustu jest dziś wypierana ze społecznej świadomości. Zupełnie jak u was. Tak się dziwnie składa, że jestem właśnie w trakcie lektury „Sąsiadów” Jana Tomasza Grossa. I mam wrażenie, jakbym czytał o Rumunii. 

Radu Jude

Rumuński reżyser i scenarzysta. Urodził się w 1977 roku w Bukareszcie. W 2003 roku ukończył wydział reżyserii Media University w Bukareszcie. Pracował jako asystent reżysera przy filmach „Amen” (2002) Costa-Gavrasa oraz „Śmierć pana Lazarescu” (2005) Cristiego Puiu. Zrealizował kilka filmów krótkometrażowych i ponad sto reklamowych. Jego fabularny debiut „Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie” (2009) był pokazywany na festiwalu w Berlinie, jeszcze większym sukcesem okazał się osadzony w realiach XIX-wiecznej Wołoszczyzny „Aferim!” (2015), który przyniósł mu Srebrnego Niedźwiedzia za najlepszą reżyserię. W 2018 roku za film „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy” otrzymał Kryształowy Globus na festiwalu w Karlowych Warach. Laureat Złotego Niedźwiedzia ostatniego Berlinale za film „Bad Luck Banging or Loony Porn” (2021).

Nie chcę wszystkiego zdradzać, ale chyba mogę powiedzieć, że w sumie w filmie znalazło się 26 opatrzonych podobnymi opisami haseł. Mam rozumieć, że to taki „alternatywny” przewodnik po Rumunii?
Jasne, to garść puzzli, które układają się w pewien obraz naszej rzeczywistości. Wszystkie przytoczone przez ciebie hasła, nawet jeżeli niektóre z nich dotykają spraw z przeszłości, znajdują odzwierciedlenie we współczesnej Rumunii. Głupie uprzedzenia do Cyganów i Żydów, seksizm, religijny radykalizm, ideowe różnice, które kruszą więzi społeczne, wreszcie nieprzegadane, niewygodne prawdy zakorzenione w historii. Ale warto podkreślić, że ta mozaika nie jest bezładną mieszaniną skojarzeń, cytatów, historycznych analogii czy aktualnych filmików znalezionych w internecie. Każdy segment jest przemyślany, jakakolwiek inna konfiguracja nie miałaby szans się tutaj sprawdzić. Wybrałem też takie elementy, które mniej lub bardziej łączą się z głównym wątkiem filmu.

Uściślijmy: chodzi o historię nauczycielki, która znalazła się w centrum skandalu obyczajowego. Okazuje się, że prywatne nagranie porno z jej udziałem przypadkiem wycieka do sieci, a kobieta musi w finale skonfrontować się z oburzonymi rodzicami uczniów. Oglądając tę scenę, zastanawiałem się – abstrahując od tematu samego filmu – czy miałeś okazję w równie burzliwych zebraniach uczestniczyć.
Mam dwójkę dzieci, więc jestem dość częstym bywalcem zebrań w szkole. I niezmiennie fascynuje mnie, do czego może doprowadzić spotkanie grupy rodziców. Ludziom puszczają emocje i wszelkie hamulce, nagle tracą resztki ogłady i pokazują swoją prawdziwą twarz demonstrują to, w co naprawdę wierzą, jakie wartości wyznają. Ja jako filmowiec mam na przykład ten problem, że zdecydowana większość rodziców nie jest zainteresowana edukacją artystyczną swoich dzieci. Nieraz podczas zebrań słyszałem głosy, że sztuka jest bezużyteczna. Że należałoby ograniczyć program RaduRadu Jude, fot. Berlinalenauczania do matematyki i lekcji angielskiego, że dziecko powinno być nastawione na sukces zawodowy, a nie zajmować się głupotami. Rezultat jest jednak opłakany, bo w ten sposób wyrasta nam społeczeństwo pozbawione umiejętności nieszablonowego i krytycznego myślenia, które tylko powiela oczekiwania i model swoich rodziców.

No, u ciebie nie świecą oni przykładem. Filmowe zebranie rodziców szybko zamienia się w mocno przegiętą wojnę ideologiczną. Zdarzało ci się słyszeć sprzeczki na temat „żydowskiej propagandy” na wywiadówkach?
Wiele rozmów i sytuacji zaczerpnąłem z życia, inne zostały wyolbrzymione lub przeze mnie dopisane. Nie zapominajmy, że jest to przede wszystkim karykatura i satyra społeczna. Ale zdarzały się przypadki, szczególnie w ostatnim roku na wywiadówkach online, że pojawiało się hasło, które przytoczyłeś. Nie zabrakło również dyskusji na temat teorii spiskowych wokół koronawirusa. Mam wrażenie, że to dość powszechna opinia, że wirusa nie ma i nigdy nie było, że Bill Gates podłączył gigantyczną antenę do naszych mózgów i sprawuje kontrolę nad światem na spółkę z koncernami farmaceutycznymi. Albo inna, strasznie rasistowska, mówiąca o tym, że to Chiny wyhodowały wirusa w wojskowych laboratoriach pod ziemią, żeby doprowadzić do zagłady ludzkości. Ten film nie jest więc daleki od ideologicznego klimatu panującego w Rumunii, jeśli o to pytasz. Moi rodacy potrafią obrócić dosłownie wszystko w teorię spiskową (śmiech).

A jak to jest z dyskusją o pornografii i seksualności w Rumunii? W końcu to jest główny temat zebrania i w gruncie rzeczy całego twojego filmu.
Nie wiem, jakie jest doświadczenie Polaków, ale u nas za komuny wszelkie przedstawienia seksualności były zabronione. Nie było świerszczyków w kioskach, nie było pornografii w telewizji, nawet w książkach takie fragmenty były krojone i cenzurowane. Weźmy pierwsze rumuńskie wydanie „Ulissesa” Jamesa Joyce’a z 1980 roku, w którym dosłownie wszystko zostało wygładzone. Niedawno odświeżyłem sobie tę wersję, porównując ją z angielskim oryginałem na komputerze. I miejscami były to zupełnie różne książki! Po rewolucji stosunek naszego społeczeństwa do seksu podzielił się na dwa skrajne kierunki. Z jednej strony ludzie zachłysnęli się niezwykle wyuzdaną, wulgarną wizją pornografii. Do dzisiaj można znaleźć w sklepach te wstrętne seksistowskie magazyny, jeden z nich nosi wielce wymowny tytuł „Prostytucja”. Ale jest jeszcze druga strona medalu – przesadna pruderyjność. Seks jest wszędzie. Jest w gazetach, w reklamach, na ulicach. Obsceniczność w filmach porno jest prawdopodobnie niczym w porównaniu z tym, co nas otacza. A mimo to wielu ludzi żyje w obłudzie. Twierdzą, że są nieskazitelni, że brzydzą się słowa „seks”, jakby to była dewiacja. I oskarżają innych o demoralizację młodzieży oraz zamach na tradycyjne wartości.

Czy w rumuńskich szkołach prowadzi się zajęcia z młodzieżą na temat seksualności?
W Rumunii taka edukacja nie istnieje. Wiadomo, że niebagatelny wpływ ma na to Kościół. Rumuńscy duchowni nie dopuszczają myśli, że w szkołach można by uczyć o antykoncepcji, aborcji, homoseksualizmie albo seksualnych fantazjach. W zamian za to głoszą tezę, że o tak intymnych sprawach powinno rozmawiać się w domu, za zamkniętymi drzwiami. Wiadomo, że to się nie dzieje, natomiast brak edukacji seksualnej w szkołach przynosi fatalne skutki. Rumunia jest krajem z największym odsetkiem nastoletnich matek w skali całej Europy. Dziewczyny nie są świadome własnej seksualności i konsekwencji swoich wyborów.

„Bad Luck Banging or Loony Porn”, reż. Radu Jude

Na Kościele też nie zostawiłeś suchej nitki. Rumuński kler ci nie pasuje?
Postaram się ująć to delikatnie (śmiech). A mówiąc całkiem serio, nie podważam istnienia instytucji Kościoła, swoim filmem wcale nie atakuję osób wierzących. Nawiasem mówiąc, uważam, że wszyscy nosimy, a już na pewno ja noszę w sobie, pewną potrzebę duchowości. Bliskie mi są słowa Wittgensteina, który twierdził, że istnienie wszechświata samo w sobie jest cudem, że jest w tym coś mistycznego. Mój problem polega jedynie na tym, że po drodze gdzieś się pewne rzeczy związane z wiarą zagubiły. Kościół stał się głównie instytucją polityczną, która stara się ingerować w jednostkowy sposób życia. Również wielu osób niewierzących. Nie wiem, czy wiesz, że dwa lata temu odbyło się u nas referendum wymierzone w osoby LGBT, które miało na celu wprowadzenie zmiany w konstytucji i zdefiniowanie pojęcia rodziny jako „związku kobiety i mężczyzny”. W akcję zaangażował się rumuński Kościół prawosławny, namawiając wiernych, aby poszli do urn. Tak to u nas wygląda. Nic nie wskazuje też na to, by cokolwiek w najbliższym czasie mogło się zmienić. Kościół jest aktualnie o wiele potężniejszy, niż był przed przystąpieniem Rumunii do Unii Europejskiej, otrzymuje też większe wsparcie i dotacje od państwa. Ale wy w Polsce pewnie też coś o tym wiecie.

Twój film balansuje gdzieś między powagą i błazeństwem, tragizmem i śmiesznością. Pomiędzy mocno przesadzoną parodią a wstrząsającą diagnozą społeczną. A sam finał to jest tak intensywny odpał fantazji, że człowiek nie wie, co ma z tym zrobić. Ten film zrobiłeś bardziej z poczuciem społecznej misji czy raczej kręciła cię zabawa kinem?
Hmm… Misja to zdecydowanie za duże słowo, a sam fun to za mało, żeby coś nakręcić (śmiech). W filmie pojawia się zresztą taki cytat: „Życie ludzkie jest tragedią i komedią zarazem”. I uważam, że to samo tyczy się każdej dziedziny sztuki. Wszystkim zawsze wydaje się, że kino powstało jako jarmarczna rozrywka, na obraz i podobieństwo objazdowego cyrku. W dyskusjach o początkach sztuki filmowej często zapomina się, że kino u swych źródeł było również a może przede wszystkim narzędziem poznawczym. Étienne-Jules Marey czy Eadweard Muybridge, twórcy pierwszych ruchomych zdjęć, a więc wielcy protoplaści kina, wykorzystywali te narzędzia do studiowania rzeczywistości. Nie mieli wcale zamiaru dostarczać ludziom rozrywki. Dziś najbliższa jest mi idea pogodzenia tych dwóch postaw. Połączenia socjologicznej diagnozy z parodią, niesfornością, wygłupem. 

A wracając do początku naszej rozmowy – myślisz, że Rumunia to w ogóle dobre miejsce do życia?
To zależy, z której strony spojrzeć. W porównaniu z tym, co aktualnie dzieje się w Syrii, taka Rumunia może niektórym wydawać się rajem. Ale jeżeli przyłożymy naszą sytuację do poziomu życia w Danii czy Niemczech, to bilans wyjdzie oczywiście ujemny. Tak więc ocena zawsze będzie uzależniona od perspektywy. Natomiast jeszcze raz powtórzę mnie wcale nie boli to, że daleko nam do bogatego Zachodu, że najprawdopodobniej nigdy nie staniemy się gospodarczą Nibylandią. Najgorsze, że są w naszym kraju małe rzeczy, które można by zmienić bardzo szybko, łatwo, a mimo to nie stać nas nawet na podjęcie takiej próby. Gdybyśmy chociaż potrafili te samochody parkować jak ludzie. Wszystkim żyłoby się lepiej.