To była jedna z najgłośniejszych publikacji w dziejach „New Yorkera”. 26 czerwca 1948 na jego łamach ukazało się opowiadanie Shirley Jackson „Loteria”. Letni dzień w prowincjonalnej mieścinie, na skwerze między pocztą a bankiem mieszkańcy szykują się do święta. Mężczyźni rozmawiają o zasiewach, traktorach i podatkach, kobiety plotkują; tylko dlaczego chłopcy usypali na skraju placu kopiec z kamieni?
Szybko się tego dowiemy. W dorocznej loterii, którą prowadzi miły pan Summers, najpierw losuje się którąś z miejscowych rodzin, a potem jednego z członków tej rodziny. W tym roku feralną kartkę wyciągnie Tessa Hutchinson, która zresztą przybiegła w ostatniej chwili, prosto od garnków. Nim padnie pod gradem kamieni rzucanych przez nacierający tłum, zdąży tylko krzyknąć: „To niesprawiedliwość, to nie było w porządku!”…
Okrutny rytuał w bukolicznej scenerii, ciemna strona sielskiej prowincji – nie darmo czytelnikiem zmarłej w 1965 roku Jackson był współczesny mistrz horroru Stephen King. Także i autorzy powieści kryminalnych wiedzą, że zło gnieździ się nie tylko w metropoliach. Scenerią wielu książek Agathy Christie są urocze angielskie wioski. Dwa lata po „Loterii” ukazała się powieść Christie „Morderstwo odbędzie się”. Panna Marple, która rozwiązuje zagadkę morderstw w maleńkim Chipping Cleghorn, zastanawia się, jak łatwo tam ukryć prawdziwą tożsamość, zwłaszcza w powojennym chaosie…
W przypadku Szwedki Camilli Läckberg – rocznik 1974, wydała siedem powieści, z czego przełożono na polski dwie pierwsze – chodzi raczej o ponure tajemnice z przeszłości ukryte pod skorupą prowincjonalnego życia. Co osobliwe, akcję swojego cyklu osadziła Läckberg w rodzinnym miasteczku, gdzie nadal mieszka. Nadmorska Fjällbacka, położona na zachodzie Szwecji, blisko granicy z Norwegią, jest nadzwyczaj malownicza i nic dziwnego, że kiedyś zatrzymywała się tu Ingrid Bergman.
W pierwszej powieści, „Księżniczce z lodu”, poznajemy głównych bohaterów. Erika Falck, autorka biografii szwedzkich pisarek, przyjeżdża do Fjällbacki, by uporządkować dom rodzinny po nagłej śmierci rodziców. Patrik Hedström, jej kolega z dzieciństwa, jest dziś policjantem i prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa przyjaciółki Eriki z czasów szkolnych. Para samotnych trzydziestoparolatków po przejściach szybko odnajduje wspólny język, zwłaszcza że Patrik od dawna kochał się w Erice. Erika skutecznie pomaga przyjacielowi w śledztwie – a w finale żegnamy ich jako parę.
W „Kaznodziei” Erika jest już w zaawansowanej ciąży i z trudem znosi wyjątkowo upalne lato, zwłaszcza że w jej domu wciąż pojawiają się nieproszeni goście, a Patrik ma niewiele czasu, bo musi zajmować się kolejnym śledztwem. W Wąwozie Królewskim znaleziono ciało młodej kobiety ze śladami tortur, a pod nim – szkielety dwóch dziewcząt zaginionych przed ćwierćwieczem. Wkrótce rodzice zgłoszą zaginięcie nastoletniej córki…
Dwoistość świata objawia się tutaj ze szczególną mocą: po słonecznej stronie rodzi się nowe życie, w mrocznym podziemiu dogorywa storturowana przez maniaka ofiara. Komizm, uosobiony przez zwierzchnika Patrika, komisarza Mellberga, nieudacznika, pyszałka i głupca, który żeruje na sukcesach podwładnych i wdaje się w aferę z rosyjską „narzeczoną” znalezioną przez internet, zderzony zostaje z makabrą. Molestowanie seksualne czy wmówiona przez ojca mania religijna pozostawiają nieusuwalne piętno na dzieciach i otwierają ciąg tragicznych zdarzeń. Powieści Läckberg, pełne obyczajowych szczegółów dotyczących codzienności szwedzkiej prowincji, zaludnione są przez ludzi okaleczonych i głęboko nieszczęśliwych.
Tak, bądźmy nieufni wobec pozorów prowincjonalnej idylli. Zwłaszcza że mamy polski odpowiednik sławnej „Loterii”. W pierwszej i niestety już pośmiertnej książce Andrzeja Bursy (1932–1957) znalazła się krótka proza zatytułowana „Smok”. Młody dziennikarz przyjeżdża do górskiej wsi Grząźle, by napisać reportaż o „trudnościach i problemach wytwórców stylowych uprzęży”. Czekając na powrotny autobus, spotyka staruszka, emerytowanego nauczyciela miejscowej szkoły. Staruszek opowiada mu o miejscowym święcie – święcie smoka, które właśnie dzisiaj się odbywa. Za chwilę je zobaczymy.
Smok jest najzupełniej prawdziwy – to „czterometrowej długości gad ślepy i wyleniały”. Prawdziwe są też ofiary, chłopiec i dziewczyna. Trochę zwymiotują, trochę popłaczą, ale w końcu pogodzą się z losem, a nawet wyrecytują rytualną formułkę. Pożarłszy je, smok unosi się z wysiłkiem i znika w wiklinie. „I na mnie była już pora – opowiada narrator. – Autobus odchodził za dwadzieścia minut”…
„Smokiem” zachwycił się Iwaszkiewicz. „Po przeczytaniu tej noweli przez parę nocy śnił mi się ów gad” – pisał w „Twórczości”. My zaś pamiętajmy: zabłądziwszy do jakiejś nieznanej, a uroczej mieściny lub wioski, sprawdźmy na wszelki wypadek, czy nie jest to Fjällbacka. Albo, co gorsza, Grząźle.