Życie przez chwilę nieśmiertelne

Tomasz Fiałkowski

Jerzy Pilch ubolewał kiedyś, że zbyt dużo poświęca się uwagi ludycznej stronie pisarstwa Szymborskiej. Może jednak tak być musiało? Karnawał i post nierozerwalnie splecione są w naszej kulturze

Jeszcze 2 minuty czytania

Wszyscy, którzy ją znali, mówią o jej uśmiechu, humorze, wewnętrznym cieple. Uśmiechnięta patrzy na nas z fotografii – nie tak znów wielu, bo fotografować się nie lubiła. Choć owszem, z wyraźnym zadowoleniem pozuje do zdjęcia pod tabliczką z napisem „Corleone”, przy drodze prowadzącej do sycylijskiego miasteczka rozsławionego „Ojcem chrzestnym”. W filmie Katarzyny Kolendy-Zaleskiej – to podczas jego realizacji Wisława Szymborska odbyła podróż na Sycylię – oglądamy wielką poetkę w rozmaitych zabawnych sytuacjach i obserwujemy, jak spontanicznie powstają jej kolejne, czasem nieco sprośne limeryki.

Przeglądając „Wiersze wybrane” i odczytując na nowo kolejne, dobrze znane wersy, też łatwo natrafić na obraz wywołujący uśmiech, czy koncept oparty na żarcie przedniej próby. Choćby „Głos w sprawie pornografii” („Nie ma rozpusty gorszej niż myślenie. / Pleni się ta swawola jak wiatropylny chwast...”), pełna humoru pochwała niepodległej myśli, która czytana przez autorkę w mówionym piśmie „NaGłos” w roku bodaj 1984, wywoływała salwy śmiechu i pozwalała swobodniej odetchnąć w czasie dosyć ponurym. A równocześnie, teraz widać to pewnie wyraźniej, tyle w tym tomie spotkań z umarłymi i wierszy o śmierci. Także – śmierci własnej. Dramatycznych i ironicznych, w tonacji serio i buffo.
„Martwa natura z balonikiem”, „Sen”, „Pamięć nareszcie”, „Relacja ze szpitala”, „Listy umarłych”, „Autotomia”, „Żona Lota”, „Martwy żuk”, „O śmierci bez przesady”, „Konszachty z umarłymi”, „Pogrzeb” (a ściślej: drugi z wierszy pod tym samym tytułem), „Rachunek elegijny”, „Nic darowane”, „Fotografia z 11 września”, „Bagaż powrotny”, „Identyfikacja” – a i to chyba nie wszystko. Oczywiście „Kot w pustym mieszkaniu”. I „Nazajutrz – bez nas”, poruszająco beznamiętna wizja świata, w którym zabrakło już opowiadającego o nim podmiotu...


1267



Pamiętamy sztokholmską uroczystość wręczenia nagrody Nobla. Protokolarną gafą z ukłonami i wdziękiem, z jakim ją zatuszowała, Wisława Szymborska przełamała konwencję, przemieniła sztywny rytuał w radosny, lekki spektakl. Ale w swojej mowie noblowskiej przywołała biblijnego patrona pesymistów – Eklezjastę, „autora jakże przejmującego lamentu nad marnością wszelkich ludzkich poczynań”. Nawet więcej, nazwała go jednym z najważniejszych dla siebie poetów, by zaraz – i tu zwrot kolejny – podjąć z nim polemikę. „Marność nad marnościami”? „Nic nowego pod słońcem”? Przecież każdy człowiek i każde jego dzieło jest nowe i poszczególne, a w świecie jest także radość, cóż z tego, że przemijająca.

Wiersze Szymborskiej to wielka elegia o świecie, który, przemijając, trwa i wciąż się odnawia, przechodząc do porządku nad tragediami jednostek i całych zbiorowości. O naturze obojętnej i okrutnej, ale też zadziwiającej. O cenie ludzkiej wolności i ryzyku cierpienia, które się z nią wiąże. O bezwzględnym rachunku, jaki wystawia nam życie. O wszechmocnym przypadku i naszym ograniczonym prawie wyboru. Ale i o tym, że jakiś wybór jest nam jednak dany i że „Nie ma takiego życia, / które by choć przez chwilę / nie było nieśmiertelne”.

18 listopada 1996 roku, już po ogłoszeniu decyzji noblowskiego jury, a przed wręczeniem nagrody, w krakowskim Starym Teatrze odbył się wieczór autorski Wisławy Szymborskiej. Pierwszy i jedyny przed jej wyjazdem do Sztokholmu, był wydarzeniem towarzyskim: na widowni tłumy, na scenie poetka i jej przyjaciele czytający własne limeryki, nastrój radosnego święta. Od tego nastroju odbiegało tylko wprowadzenie Mariana Stali, zatytułowane „Smutek Szymborskiej”. „Mimo uśmiechniętych zdjęć, mimo niewątpliwego zmysłu humoru – późna Szymborska to w dużej mierze poetka smutku” – konstatował krytyk i przeciwstawiał jej rozrachunki ze światem ze sławiącą byt (i Byt) poezją Miłosza. Powinowactw duchowych szukał natomiast w literackim i filozoficznym dziele Stanisława Lema. „Smutek Szymborskiej, sarkazm Lema: tak brzmią istotne polskie głosy u schyłku XX wieku. Takie są znaki szczególne polskiej literatury na progu następnego stulecia”.

Dopowiedzmy: Stanisław Lem przyznawał, że w młodości oparcie stanowiła dla niego prometejska wizja człowieka i wiara w naukę jako motor postępu. Fascynację nauką i jej odkryciami zachował do końca, jednak mechanizmy rządzące jej rozwojem, a także możliwe skutki naukowych odkryć coraz bardziej go niepokoiły – stąd rosnący pesymizm, stąd sarkazm i gorycz obecne w jego późnej publicystyce, choć przecież i tu towarzyszyło im przednie poczucie humoru.
Pokusa ideologii, której za młodu uległa Szymborska, okazała się trwałą szczepionką uodporniającą na wszelkie propozycje rozwiązań całościowych, stawiających ideę ponad jednostką. Oboje nie szukali oparcia w religii, nie próbowali wesprzeć swojego myślenia o świecie systemem objawionych prawd i przyjętych z góry dogmatów. W ich stosunku do rzeczywistości było coś z laickiego heroizmu, choć Wisława Szymborska żachnęłaby się z pewnością na określenie tak patetyczne.

Jerzy Pilch ubolewał kiedyś, że zbyt dużo poświęca się uwagi ludycznej stronie pisarstwa Szymborskiej i grom towarzyskim, w których ona skądinąd z zapałem uczestniczy. Że wielka poetka tematów podstawowych i pytań metafizycznych zostaje w ten sposób sprowadzona do roli humorystki układającej zabawne limeryki. Może jednak tak być musiało? Karnawał i post nierozerwalnie splecione są w naszej kulturze, śmiech bywa jedynym lekiem na egzystencjalne lęki, a ostatki w jednej chwili ustępują miejsca popielcowi. Jak w słynnym obrazie Witolda Wojtkiewicza, w którym karnawałowi przebierańcy zastygli w medytacyjnej pozie na stopniach pustego ołtarza.




Wiersz „Portret kobiecy” jest fragmentem audycji Polskiego Radia „Finezje literackie” z 1995 roku [archiwum Narodowego Instytutu Audiowizualnego].

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.