Forma, która słucha

Joanna Mąkowska

Pozornie ruch nie sprzyja uważności. Potrzebujemy się zatrzymać, żeby zauważyć świat. Jednak Małgorzata Lebda wypracowuje poetykę, w której ruch jest sprzężony z otwieraniem się na innych, ludzkich i pozaludzkich

Forma, która słucha

Jeszcze 2 minuty czytania

Forma, która słucha

Mer de Glace. Lodowe Morze. Od nazwy tego pozostającego w ciągłym ruchu potężnego alpejskiego lodowca pochodzi tytuł nowej książki poetyckiej Małgorzaty Lebdy. „Musisz być uważna i wsłuchiwać się w natężenie ruchu”, pisze autorka, i to właśnie ruch – w skali makro i mikro – charakteryzuje wiersze z tego tomu. Przechodząc przez kolejne „Pory miejsc”, doświadczamy upływu czasu: przedwiośnie, wiosna, lato, jesień, przedzimie i zima. Biegniemy przez las, „tu, w wilgotnej dolinie”, ale podróżujemy też nad Bałtyk, na Morawy, do Serbii. Ruch wyczuwalny jest również w miejscu geograficznie nam najbliższym, czyli w ciele – w „anatomii oddechu”, pracy mięśni połączonej z pracą wyobraźni, „jamie stawowej lewego kolana”. Jednocześnie, w tle codziennej krzątaniny, dokonują się przeobrażenia, o których zbyt rzadko myślimy. „Gdzieś tam pracuje wieczna zmarzlina”, topnieją lodowce, trwa kryzys planetarny. 

Może się wydawać, że ruch nie sprzyja uważności. Potrzebujemy przecież się zatrzymać, żeby zauważyć świat. Jednak Lebda wypracowuje poetykę, w której ruch jest sprzężony z wyostrzaniem zmysłów i otwieraniem się na innych, zarówno tych ludzkich, jak i pozaludzkich. Ruch tworzący jedność ciała, świadomości i języka pozwala dostrzec dynamiczną relacyjność istnienia.

Małgorzata Lebda, „Mer de Glace”. Warstwy, 48 stron, w księgarniach od maja 2021

Podobnie jak we wcześniejszych książkach poetyckich, choćby znakomitych „Snach uckermärkerów”, w „Mer de Glace” Lebda ukazuje złożone i niełatwe do uchwycenia powiązania ucieleśnionego ja ze światem materialnym: ze zwierzętami, roślinami, rzekami, ale też, jak w tym przypadku, lodowcami. Chociaż w czasie kryzysu klimatycznego coraz częściej mówimy o tych związkach, wciąż trudno nam sobie wyobrazić człowieka jako integralną część natury. Jeszcze większym wyzwaniem jest posługiwanie się językiem relacji i procesów, który nie traktuje pojęć natury i kultury jako radykalnie przeciwstawnych ani ich nie mityzuje. W „Mer de Glace” ja nie jest umiejscowione w centrum, ponad innymi istotami, lecz zanurzone w „kontinuum naturo-kulturowym”, jak nazwała to biolożka i filozofka Donna Haraway. Za pomocą metafor i eksperymentalnej formy Lebda zbliża do siebie odległe skojarzeniowo światy.

Pod względem kompozycji zbiór tworzy całość złożoną ze splecionych ze sobą części: minimalistycznych wierszy-obrazów oraz dwóch numerowanych sekwencji „Z ciała” oraz „Pory Miejsc”. W tej pierwszej, jak wskazuje tytuł, uwaga nakierowana jest na ciało i płynące z niego sygnały. Najczęściej jest to ciało biegnące, ciało w ruchu:

Było wdzięczne (zapamiętać) tak, jakbyśmy
Należeli do tego samego widoku: Odry.

Jeśli ciało jest wdzięczne, praca mięśni
Przypomina dobry wiersz.

Lebda, która jest również naukowczynią, fotograficzką i ultramaratonką, często podkreśla, jak ważnym elementem jej procesu twórczego jest praca z ciałem. W jej poezji praca mięśni, intelektu i wyobraźni są ze sobą połączone, a w ciele spotyka się to, co materialne, i to, co symboliczne. W „Mer de Glace” pisze o historii, która przenika w głąb mięśni: „Niepotrzebnie przypominać mu o chorobie bliskich / nam ciał. W takich razach odmawia współpracy, można / co najwyżej, a to i tak dobrze – iść”. O ja, które poprzez cielesne doświadczenia otwiera się ku temu, co na zewnątrz: „Skurcz, jeśli ma gdzieś początek, to tu (łydka), / i idzie dalej, wychodzi z ciała i wchodzi / w wodę. Wymiana ciepłego w posuwiste”. Podobnie jak natura nie jest poza człowiekiem, język nie jest poza ciałem:

Rzeczą zmysłów bywa przechodzenie w słowa.
One bywają jak te: kasztan, kardamon, kreda,
kurwa; bywają też nazwami rzek: Bieła, Ob.

„Sprawy ziemi”, jak Lebda zatytułowała swoje wiersze zebrane, to także sprawy poetyki: „Myślę też o tym, co wiersz – jak niektórzy mówią – powinien, a czego nie powinien. Jaki ma pysk i jak go otwiera”. Jak powinien działać wiersz w czasach kryzysu klimatycznego? Agitować i angażować się? Co to znaczy, że wiersz jest zaangażowany? Czym jest dziś wiersz eksperymentalny? Chociaż dręczą nas „zjednoczone strachy tematów, o których chce się krzyczeć”, autorkę interesuje inna forma uruchamiania wyobraźni: „mowa o pisaniu wiersza, któremu bliżej do podglebia niż do doniesień brytyjskiej rozgłośni. Mowa o ciszy”. Poetka poszukuje zatem takiej formy, która nie krzyczy, tylko słucha. Formy wyczulonej na dźwięki, rytmy i współbrzmienia; formy sięgającej w głąb struktur języka i wyobraźni, a nie ślizgającej się po powierzchni utartych znaczeń. Jednym z przykładów tych poszukiwań jest prozopoezja zawarta w sekwencji sześciu „Pór miejsc”:

Światło, oczywiście, że światło; rtęć Bałtyku; wiosna; podwijanie rękawów, poddawanie się w rozkosz; biały grejpfrut; biała herbata; białe kamienie; błogosławieństwo bażynowego lasu; jasne; piegi od jasnego; masz piegi, tu (policzki, nos); cmentarzysko brzóz; jezusmariadziecko; powietrze, nade wszystko powietrze; anatomia oddechu; przepona; dotknij tu; przypatrywanie się dreszczom; … czytanie wierszy, czytanie wierszy, czytanie wierszy na głos (…)

Każda z części kondensuje ulotne wrażenia, doświadczenia i obserwacje z życia codziennego i życia planety. Każda zwraca się ku materialności języka, badając możliwości opisu poetyckiego. Poszczególne słowa i frazy są rozdzielone średnikiem, ale tworzą połączenia w warstwie dźwiękowej za pomocą aliteracji i powtórzeń. Uwaga skierowana jest jednocześnie na zewnątrz, ku problemowi zanieczyszczenia mórz czy obumierania drzew, i do wewnątrz – ku przeponie i oddechowi. Wszystkie „Pory miejsc” są zbudowane na podobnej zasadzie i splatają się w całość – jeden rok z życia. Ta sekwencja przywodzi na myśl zbiór „My Life” amerykańskiej poetki Lyn Hejinian. Pisząc życie, obie autorki operują językiem, który jest osadzony w intymnym doświadczeniu, ale nie opisuje wprost przeżyć wewnętrznych podmiotki lirycznej.

To poetyka intensywnego słuchania, a także obserwowania – właśnie „raczej cisza niż turbiny rozmowy, a jeśli rozmowa, to patrzenie”. Sposób obrazowania nie opiera się na statycznych kadrach, ale na zbliżeniach, w których obserwująca jest zarazem obserwowaną. Jak w wierszu „Fuksja”, w którym spojrzenie pada na kobietę mieszkającą w domu na skraju wsi. Obserwująca wiele może wyczytać z jej zachowania: „paląc, odchyla głowę i opiera ją / o framugę, dba też o rozproszone światło dla fuksji, / stąd też wybrała dla niej wschodnie stanowisko. / Potrafi rozpoznawać. / Jada sama”. Jednak ta, która się przygląda, jest też obserwowana. Wzrok kobiety skierowany jest na „kontur [jej] ciała”, który „musi być mocny / na tle lśniącej drogi”.

Mer de Glace” słucha i zaprasza do wytężonego słuchania. „O końcu świata, który trwa, przypominam sobie nieczęsto”, wyznaje poetka, i rzeczywiście ten koniec i kryzys klimatyczny nie wybrzmiewają najsilniej w poetyckiej opowieści. Jej trzonu nie stanowi też utrata najbliższych, jak w przypadku „Granicy Lasu” czy „Matecznika”. A jednak obydwa motywy przewijają się przez cały zbiór, z różnym natężeniem. Są też wyczuwalne gdzieś pod skórą wierszy, w tkance tekstu. Na pierwszym planie jest zwykłe życie: „zażyć rano tabletkę euthyroxu, umieścić ćwiartkę / doxybactinu w pyszczku kota. I jeszcze: nakarmić psy / opowiedzieć psom sen, wyprowadzić psy”. Bo kryzys i utrata na stałe towarzyszą nam w codziennej krzątaninie.

Mer de Glace. Lodowe Morze. Jak wyjaśnia glacjolog Luc Moreau, lodowiec ten „topi się obecnie w tempie około czterdziestu metrów rocznie i stracił około osiemdziesięciu metrów głębokości w ciągu ostatnich dwudziestu lat”. Stanowi przez to wymowny przykład skali wpływu zmian klimatu na odwrót lodowców. W zamykającej zbiór szóstej części „Pór miejsc” czytamy: „pogrzeby lodowców – nakładanie się na nie białych całunów odwracających uwagę słońca; co z żałoby dla nich? Odwracanie uwagi słońca – rzucanie mu na aport”. Jak radzić sobie z poczuciem utraty związanym z kryzysem planetarnym? Poprzez „ćwiczenie się w statystykach, ćwiczenie się w sprzeciwie”? Być może w antropocenie równie istotne jest ćwiczenie się w myśleniu relacyjnym, które pozwala nam dostrzec złożone związki, a także napięcia, między życiem człowieka a życiem pozaludzkiej natury. „Mer de Glace” pomaga wyobrazić sobie nasze umiejscowienie w ramach planetarnego kontinuum, tu i teraz. To rodzaj ekopoetyki, ale nie dlatego, że dużo tu zwierząt i drzew, tylko dlatego, że tworzy właśnie język relacji pomiędzy poszczególnymi elementami naturo-kultury. Choć nie agituje, ta poezja jest zaangażowana w życie, ma potencjał, aby „robi[ć] nam w środku radykalne rzeczy”.