Poezja i kryzysy
Gustavo Pacheco / CC BY-ND-ND 2.0

20 minut czytania

/ Literatura

Poezja i kryzysy

Joanna Mąkowska

Na przekór poczuciu bezsilności słowa wobec narastających kryzysów wracam wciąż do wierszy. Między innymi po to, żeby zrozumieć, idąc za pytaniem Serhija Żadana, „jak mamy teraz z tym wszystkim żyć?”

Jeszcze 5 minut czytania

Po śmierci Williama Butlera Yeatsa w 1939 roku W.H. Auden napisał elegię. Jej fragment w przekładzie Stanisława Barańczaka brzmi tak: „nic się nie zdarza za sprawą poezji”, a w wersji oryginalnej – poetry makes nothing happen. Często przytacza się ten fragment jako przykład sceptycyzmu Audena wobec wpływu poezji na zmiany społeczno-kulturowe i traktuje jako punkt wyjścia do krytyki jego zachowawczego stanowiska. Z Audenem polemizowała między innymi debiutująca w latach 50. amerykańska poetka i eseistka Adrienne Rich, która sprzeciwiała się wizji języka poetyckiego jako pozbawionego potencjału zmiany. Zdarza się też, że ten cytat jest sprowadzany do roli chwytliwego sloganu, który ma dowodzić, że poezja jest bezużyteczna.

Problem w tym, że słowa Audena dedykowane Yeatsowi są zwykle cytowane w oderwaniu od kontekstu historycznego i kontekstu samego wiersza:

You were silly like us; your gift survived it all:
The parish of rich women, physical decay,
Yourself. Mad Ireland hurt you into poetry.
Now Ireland has her madness and her weather still,
For poetry makes nothing happen: it survives
In the valley of its making where executives
Would never want to tamper, flows south
From ranches of isolation and the busy griefs,
Raw towns that we believe and die in; it survives,
A way of happening, a mouth.

Byłeś niemądry jak my; twój talent wszystko przetrzymał:
Parafię bogatych kobiet, zanik sił, samego ciebie.
Obłęd Irlandii bolał; ból pchnął Cię w poezję. Pod niebem
Irlandii trwa dziś jednak wciąż ten sam obłęd i klimat:
Nic się nie zdarza za sprawą poezji; ona przeżywa
I przetrzymuje wszystko w wysłowionej przez siebie kotlinie,
Do której nie zajrzy inwestor; ona po prostu płynie
Na południe, mijając zagrody izolacji, krzątaniny i trosk,
Zgiełk miast, w które wierzymy i w których konamy; przeżywa
Jako zdarzanie się swoiste, usta, głos.
(przeł. Stanisław Barańczak)

 „Nic się nie zdarza za sprawą poezji”, bo nie ma ona bezpośredniego wpływu na działania polityczne. Nie ma mocy dekretu. Nie wprowadzi reform. Nie obali rządu. Nie zatrzyma wojny. Zarówno Yeats, jak i Auden przeszli długą drogę od intensywnego zaangażowania w bieżącą politykę po poczucie skrajnej bezsilności. Yeats był delegatem partii Sinn Féin na paryskim Kongresie Narodu Irlandzkiego i przez sześć lat pełnił funkcję senatora. Auden brał udział w hiszpańskiej wojnie domowej po stronie Republiki, a swoje doświadczenia opisał w utworze „Hiszpania”, który George Orwell uznał za „jedną z niewielu przyzwoitych rzeczy”, jakie o tej wojnie napisano. Yeats i Auden stracili wprawdzie wiarę w rewolucyjny potencjał poezji, ale nie przestali jej pisać, a znaczenie ich twórczości dla kolejnych pokoleń jest oczywiste.

Słowo „nic” w cytowanym fragmencie może boleć i budzić sprzeciw, o ile oczekujemy, by poezja była skuteczna, a jej efekty wymierne. Ale siłą poezji jest właśnie to, że może, ale nie musi służyć sprawie. W tym sensie może też być przestrzenią wolności i podejmowania ryzyka. Ma również inną siłę, na którą Auden zwraca uwagę: siłę (prze)trwania. W oryginalnej wersji tego wiersza poezja nie tyle mija „zagrody izolacji, krzątaniny i trosk” czy „zgiełk miast, w które wierzymy i w których konamy”, ile z nich wypływa. Kryzysowe doświadczenia ją kształtują, a ona płynie dalej (a nie „po prostu płynie”), ku innym. W odróżnieniu od ważnych, ale ulotnych newsów poezja trwa, dopływając do nas w różnych momentach historii. Choć za jej sprawą „nic się nie zdarza”, ona sama jest sposobem zdarzania się: a way of happening, a mouth. Jako „zdarzanie się swoiste” współtworzy historię. „Usta” podkreślają jej cielesny wymiar. Poezja trwa nie tylko jako zapis, ale też jako zdarzenie ucieleśnione. Płynie w nas. Nami mówi. Barańczak rozszerzył ostatni wers o słowo „głos”, choć „usta” wystarczająco oddają cielesność poezji.

Ten tekst miał traktować o znaczeniu języka poetyckiego w czasie kryzysu pandemicznego, ale po 24 lutego poza pandemią koronawirusa, kryzysami uchodźczym, ekonomicznym i klimatycznym oraz wojnami m.in. w Jemenie, Syrii czy Palestynie do listy katastrof dołączyła inwazja Rosji na Ukrainę. Co może wiersz w konfrontacji z czołgiem i brutalnym reżimem? Co nam język poetycki wynegocjuje i wywalczy? Gdzie ten rewolucyjny potencjał poezji? Sceptycyzm Audena, dawniej irytujący, szczególnie mnie nie dziwi, ale na przekór poczuciu bezsilności słowa wobec narastających kryzysów wracam wciąż do wierszy. Choćby po to, żeby zrozumieć, idąc za pytaniem Serhija Żadana, „jak mamy teraz z tym wszystkim żyć?” (przeł. Bohdan Zadura). Bo coś bardzo ważnego za sprawą języka poetyckiego się jednak zdarza. Przynajmniej w niektórych z nas.

„Poetki na czas zarazy”„Poetki na czasy zarazy”, wybór i wstęp: Jolanta Prochowicz i Bartosz Wójcik. WBPiCAK, 114 stron, w księgarniach od grudnia 2021Pod koniec 2021 roku ukazała się antologia współczesnej poezji pisanej przez kobiety, „Poetki na czasy zarazy”. Jak wyjaśniają redaktorzy, Jolanta Prochowicz i Bartosz Wójcik, impulsem do jej powstania był „specyficzny rodzaj lęku – lęku z brzucha, który jest reakcją na nagłe tąpnięcie oswojonego, przedpandemicznego świata”. 52 wiersze zebrane w tym tomie tworzą historię afektywną kryzysu, a raczej kryzysów, bo mówią o różnego rodzaju zarazach doświadczanych przez kobiety z różnych krajów w różnym czasie. I to właśnie wielogłosowość – jako alternatywa dla imperialistycznych i kolonialnych narracji – stanowi szczególną wartość tej antologii. Obok autorek z Europy Wschodniej znajdziemy tu też nietłumaczone wcześniej na polski poetki z Globalnego Południa. Wiele z nich szczególnie boleśnie doświadcza skutków przenikających się kryzysów, a niektóre muszą mierzyć się również z wyniszczającą zarazą wojny.

Motywem, który łączy wiele z tych wierszy, jest krew: „...potrzebuję / towarzystwa kogoś, kto mnie nie oceni, / bo trochę dzisiaj krwawię. To może być nic / lub to może być coś”, pisze Justyna Bargielska w „że przepraszam”. Z kolei Salena Godden zwraca uwagę, że krew menstruacyjna „wzbudza u większości wstręt / Bardziej niż jakakolwiek inna / Bardziej niż krew przelana na męskich wojnach” (przeł. Bartosz Wójcik). Język poetycki, który wyłania się z doświadczenia zarazy, to język pełen krwi i krwawienia, związanych z chorobą i bólem, menstruacją i aborcją, przemocą i śmiercią. Lubow Jakymczuk, poetka młodego pokolenia pochodząca z Donbasu, pisze z kolei o krwi jako pochodzeniu: „cała moja krew jest na podsłuchu oni muszą wiedzieć ile jest procent ukraińskiej / polskiej rosyjskiej i czy jest cygańska”. U Jakymczuk język jest ostry, a:

krew zmienia się w strzał: piździach!
!
(przeł. Aneta Kamińska)

W wierszu „jak zabiłam” – opatrzonym datą 10 sierpnia 2014, kiedy przypadał początkowy etap wojny w Donbasie – poetka ukazuje, jak pomimo więzów krwi dziedziczona trauma powoduje poczucie skrajnej samotności:

między mną a moją mamą wyryto setki grobów
i nie wiem jak je przeskoczyć
między mną a moim ojcem latają setki pocisków
i nie umiem patrzeć na nie jak na ptaki
między mną a siostrą są metalowe drzwi piwnicy
od wewnątrz podparte łopatą
między mną a moją babcią jest parawan z jej modlitw –
cienkie jedwabne ściany za którymi nie słychać zupełnie nie słychać
(przeł. Aneta Kamińska) 

Bo historia wojny jest też zapisana w naszych ciałach. Niesiemy w sobie traumy, które w czasie kryzysów szczególnie boleśnie o sobie przypominają. Czasem ból przeradza się w pancerz, który pozwala przetrwać, ale kosztem bliskości i intymności.

Jak często się powtarza, wojna to męska sprawa, a heroiczno-narodowe narracje odżywają w jej trakcie z nową siłą. Co, jeśli znów zaczniemy mówić językami, od których tak bardzo chcieliśmy się uwolnić? W odróżnieniu od medialnej retoryki i politycznej agitacji poezja lubi złożoność i może właśnie dlatego warto po nią sięgać w czasach kryzysów – nie tylko ku pokrzepieniu serc, cokolwiek to dziś znaczy. Kiedy oswojony język wyczerpuje się w obliczu obezwładniającej tragedii, potrzebujemy nowych form wyrazu. I to właśnie języki poetyckie mogą, choć nie muszą, być ich źródłem. Nie wszyscy też z taką eksperymentalną wizją poezji w czasie kryzysu muszą się zgadzać. Noor Hindi, której wiersz znajdziemy w „Poetkach na czasy zarazy”, stawia sprawę tak: „Jebać twój wykład o sztuce poetyckiej, moi ludzie giną / Kolonizatorzy piszą o kwiatach. / Opowiem ci o dzieciach rzucających kamieniami w izraelskie czołgi / zanim za chwilę zamienią się w stokrotki” (przeł. Bartosz Wójcik). Będziemy myśleć o materialności słowa i innowacji w obliczu niewyobrażalnego okrucieństwa?

W bezpiecznym pokoju łatwo jest napisać: przepraszam, ale to forma robi poezję. Tak zresztą miałam zamiar zrobić, bo eksperymentalne języki są mi bliższe. I rozumiem Hindi, choć wiem, że można inaczej. Dobrym przykładem jest to, co z konwencją sonetu, w którym nigdy nie brakowało miejsca dla kwiatów, ale dla czarnych ludzi już tak, zrobił afroamerykański poeta Jericho Brown. Jego nagrodzony Pulitzerem zbiór zatytułowany „Tradycja” powołuje do życia nową formę poetycką – dupleks – która łączy obrazy kwiatów i ogrodów z obrazami brutalnego rasizmu i przemocy. Forma buduje znaczenie i może wywołać silniejszy efekt niż konwencjonalna opowieść. Ale krzyk i ból – „z brzucha” – też są ważnymi formami wyrazu.

Ekstremalny ból może rozrywać język od środka. Język rozkłada się jak materia, na litery. Rozpada się znaczenie. Więcej niż słowo może znaczyć dźwięk. Pokazuje to wiersz „rozkład” Lubow Jakymczuk z tomu „Morele Donbasu”. Przywołuję go tutaj, choć nie znalazł się w antologii:

a wy piszecie wiersze piękne jak wyszywanka
wy piszecie wiersze idealnie gładkie
wysoką poezją złotą
o wojnie nie bywa poezji
o wojnie jest tylko rozkład
tylko litery
i wszystkie one – rrr
(przeł. Aneta Kamińska)

„Poetki na czasy zarazy” pokazują różne tradycje i podejścia do zagadnienia formy i eksperymentu poetyckiego. Brakuje natomiast głębszego namysłu nad poetyką we wstępie redaktorskim. Brakuje pytania o to, w jaki sposób zróżnicowane umiejscowienie poetek może wpływać na ich języki poetyckie i poszukiwania formalne. Z jakich tradycji czerpią, a od jakich się odżegnują? Co łączy, poza płcią, Hindi i Miłobędzką? Jak zmienia się język poetycki w obliczu doświadczeń granicznych? Albo jaką rolę w języku poetyckim w czasach kryzysu odgrywa dźwięk? Jest tutaj co omawiać, bo choć w antologii trafimy i na takie wiersze, które poza podziałem na wersy mają z poezją niewiele wspólnego, znakomita większość zachwyca złożonością. Świetnie wybrzmiewa chociażby wiersz Maliki Booker, pionierki współczesnego ruchu słowa mówionego, w przekładzie Bartosza Wójcika:

Ponieważ pogranicznicy patrzyli a pogarda pogarda
rzeźbiła im rysy twarzy jakbym była dołem gnilnym
a ja chciałam im powiedzieć dom był takim dołem
przybyłam tu a tu tabliczki – żadnych psów żadnych czarnych
Ponieważ podróżowałam wpisana do brytyjskiego paszportu matki
a wtedy ona była brytyjską Brytyjką
a wtedy i ja byłam brytyjską Brytyjką i obydwie byłyśmy w domu w domu 

Poprzez rytmiczne powtórzenia i aliteracje Booker tworzy połączenia między pogranicznikami a pogardą, domem i dołem. Ten zabieg potęguje siłę wiersza-pieśni o mechanizmie bezpodstawnych aresztowań i deportacji z Wielkiej Brytanii, które rozpoczęły się w 2017 roku, a dotyczyły tak zwanego pokolenia Windrush, czyli osób przybyłych z dawnych brytyjskich kolonii na Karaibach w latach 1948–1973. W innym celu rytmem, aliteracją i powtórzeniami operuje wiersz Anety Kamińskiej „powszedniozy”, który ucieleśnia powtarzalność pandemicznych rytuałów:

najpierw ręce
umyć mydłem powidłem
odkazić płynem młynem
założyć maseczkę miseczkę
(dobrą stroną
jeśli trafisz)
(gorąco mrocznie zadusznie
zausznie zrobi się zaraz)

Lekkość rymowanek jakby wyjętych z książek dla dzieci kontrastuje z duchotą izolacji. Poczucie skrajnej samotności oddaje też układ wizualny wiersza – użycie nawiasów i rozbijanie słów na wyizolowane części:

a potem
za
wróć
i za
mknij
się
na kłódkę
(łódkę wódkę
możesz
mieć
ze sobą) 

Wiersz Kamińskiej datowany jest na lipiec 2020, czyli początkowy etap pandemii, gdy musieliśmy oswajać się z nową rzeczywistością. W „Poetkach na czasy zarazy” znajdziemy więcej utworów, które powstały właśnie w tym okresie, w odpowiedzi na zmieniającą się kryzysową codzienność, wypełnioną doświadczeniem utraty o różnym natężeniu. „Ponownie odebrano nam podróż, tuż sprzed pysków. Miasto w takich wypadkach słychać głośniej: skomlenie, chichot, ostatni dźwięk z rozkoszy, tuż nad sufitem, dokładnie nad łazienką”, pisze Małgorzata Lebda w wierszu „Usta”.

Był to również czas, kiedy zaostrzyło się poczucie końca świata, jaki znamy, również w kontekście katastrofy ekologicznej i kryzysów społeczno-politycznych. O tym właśnie piszą Kamila Janiak („i kiedy nie będzie już ani jednej / rośliny i usiądziemy na jałowej ziemi / i, żeby ogrzać się w nocy, będziemy palić plastik, / niepełnosprawni, szaleni i chorzy, / ona będzie kazać jej rodzić”) czy Julia Fiedorczuk („te obiekty mogą być bardziej toksyczne / niż to widać w lustrze pamięci / przytomności / nadziei”).

Również w początkowej fazie pandemii ukazała się w Stanach Zjednoczonych antologia „Together in a Sudden Strangeness: America’s Poets Respond to Pandemic” pod redakcją Alice Quinn. Znajdziemy w niej teksty zarówno poetów i poetek dobrze znanych – choćby wcześniej wspomnianego Jericho Browna czy Jane Hirshfield – jak i twórców mniej rozpoznawalnych. Znajdziemy tu również różnorodne poetyki. W przypadku tej antologii nacisk położony jest konkretnie na pandemię koronawirusa i to, co za jej sprawą zdarza się w nas i w języku poetyckim. Julia Alvarez igra nieco z naszymi wyobrażeniami, pytając: „Czy odstęp między wersami wyniesie sześć stóp? … (Czy) (każde) (słowo) (będzie) (musiało) (mieć) (maskę)? … Czy wiersze będą jedyną bezpieczną przestrzenią spotkania? … A co, jeśli wiersz jest szczepionką, która już w nas działa?” (przekład mój). Z kolei Rick Barot w swoim wierszu-dzienniku każdy wpis zaczyna od słów „podczas pandemii”, próbując uchwycić, jak zmienia się jego sposób postrzegania: jak widzi teraz pogodę, jak w pandemicznej ciszy wyostrzają się zmysły, jak zwykły spacer przeradza się w konfrontację ze śmiercią. Są też takie dni, gdy powraca do niego obraz jego dawnej nauczycielki, która co tydzień zadawała uczniom jeden wiersz do nauczenia się na pamięć: „A gdy pytaliśmy po co, mówiła, że pewnego dnia możemy znaleźć się we wraku samochodu na poboczu i będziemy wówczas recytować te wiersze, żeby pozostać przy życiu” (przekład mój). Taka też może być siła poezji.

Choć wątki koronawirusa, kruchości życia i dziwności nowego pandemicznego świata ciekawie wybrzmiewają w tym zbiorze, bardziej w kontekście myślenia o poezji przekonuje mnie poczucie nierozerwalności kryzysów, jakie charakteryzuje „Poetki na czasy zarazy”. Bo nie jest tak, że jeden kryzys się kończy, a drugi zaczyna. Pandemia nie znika w obliczu wojny, a wojna w obliczu katastrofy klimatycznej. Inaczej te tragedie przeżywamy w zależności od umiejscowienia na mapie i w historii. Często też czujemy, że język nie nadąża za tym, co się dzieje. W poezji potrzebujemy czasu. Bardziej niż tematyczna literatura „kowidowa” interesuje mnie poezja jako sposób zdarzania się – wracając do Audena – w czasie splatających się kryzysów. „Nie przestałem interesować się polityką” – wyznał Auden w wywiadzie dla „The Paris Review” – „ale zrozumiałem, że wobec społecznej czy politycznej niesprawiedliwości skuteczne są tylko dwie rzeczy: bezpośrednie działanie polityczne i zwykłe dziennikarskie relacjonowanie faktów” (przeł. Adam Zdrodowski).

Ale istnieje też poezja, która tak zwanym faktom niezwykle uważnie się przygląda. Mówi się o niej „poetyka dokumentalna”. Choć w tradycji północnoamerykańskiej jej korzenie sięgają co najmniej lat 30. ubiegłego stulecia, jej popularność zaczęła wzrastać na początku XXI wieku. To nie tyle osobny nurt poezji współczesnej, ile innowacyjny rodzaj poetyki, która angażuje formy dokumentalne (materiały archiwalne, raporty czy dokumenty prawne), łącząc je z eksperymentami tekstualnymi, w tym estetyką surrealizmu. Poetyka ta często stanowi odpowiedź na kryzysy i wydarzenia historyczne, ale jednocześnie – podobnie jak reportaż literacki – podważa potoczne rozumienie praktyki dokumentalnej jako obiektywnej formy relacjonowania faktów. Jednym z wielu przykładów są prace Ammiela Alacalaya, między innymi zbiór „from the warring factions”, który ukazał się w 2002 roku w odpowiedzi na wojnę na Bałkanach. „Jest to dla mnie mocno niepokojące – mówił Alcalay – że można czytać sporo innowacyjnej poezji z ostatnich dwóch dekad i nie znaleźć nawet wzmianki o dwóch przykładach ludobójstwa, które wydarzyły się ostatnio w świecie” (przekład mój). Przy użyciu eksperymentalnej techniki asamblażu Alcalay łączy refleksję historyczną z namysłem etycznym i estetycznym nad technikami reprezentacji wojny.

Poezja może też stanowić eksperymentalne archiwum historyczno-afektywne. Takiej poetyckiej pracy badawczej możemy potrzebować w niedalekiej przyszłości, żeby zrozumieć, co się teraz dzieje, również w nas. Gdy zamykam pracę nad tym tekstem, spływają informacje o masakrze ludności cywilnej w Buczy pod Kijowem. Trudno złapać oddech. Jeszcze tego samego dnia Aneta Kamińska – poetka, tłumaczka i znawczyni poezji ukraińskiej – publikuje w mediach społecznościowych przejmujący wiersz z refrenem, który oddaje rytm kryzysowej rzeczywistości: „wydech / krok / wdech”. „Zdążyłam przeżyć – pisze Kamińska – i przełożyć setki wierszy / ułożyć poetów w kilka antologii / wypuszczać codziennie jedną poetkę / z wojny / na wojnę”.

W eseju „Wojna, nie czas na literaturę” ukraiński poeta, prozaik i tłumacz Andrij Lubka zaznacza, że Ukraina „walczy między innymi o prawo pisania, wydawania i czytania książek w języku ukraińskim”. Jak podkreśla, większość ukraińskich twórców i twórczyń nie jest w stanie w tym krytycznym momencie pisać tekstów literackich, bo walczy na froncie, również informacyjnym, i angażuje się intensywnie w wolontariat i pomoc humanitarną. W ramach solidarności z Ukrainą my, czytelniczki i czytelnicy, możemy natomiast jak najczęściej sięgać po literaturę ukraińską i ją popularyzować. Podobnie jak wiele innych instytucji i mediów, Muzeum Literatury prowadzi akcję solidarnościową, w ramach której publikuje na Facebooku wiersze twórców ukraińskich. Autorką jednego z nich jest Kateryna Babkina – poetka, pisarka, scenarzystka, laureatka Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus” 2021 za zbiór opowiadań „Nikt tak nie tańczył, jak mój dziadek”:

W głowie dziewczynki złociste refleksy.
Motyle w brzuchu, na nadgarstkach dzwoneczki.
Na podwórku wielkie wilgotne purpurowe kwiaty.
W jej snach się wojna kończy każdej nocy,
cichnie złe echo wystrzałów i wracają potem
wszyscy żywi, co do jednego. A poza tym
za oknem dziewczynki spożywczy sklep rozjebany
i mgła jak rozwodnione mleko zalewa co rano
huśtawki i parkometry, wyrwane z korzeniami.
(przeł. Bohdan Zadura)