Był chłop, nie ma chłopa

Witold Mrozek

Spektakl Olgi Ciężkowskiej w Teatrze Kochanowskiego w Opolu rozpoczyna się i trwa w cieniu śmierci. Choć zaczyna się od chłopa – rozmawiają głównie silne baby.

Jeszcze 2 minuty czytania

„Kawał chłopa, kawał starego chłopa. Jak to mówią: był chłop, nie ma chłopa”. Spektakl Olgi Ciężkowskiej w Teatrze Kochanowskiego w Opolu rozpoczyna się i trwa w cieniu śmierci. Choć zaczyna się od chłopa – rozmawiają głównie silne baby.

Coś w „Instrukcji dla pań sprzątających” według Lucii Berlin przypominało mi najlepsze spektakle Michała Borczucha. W pierwszej chwili myślałem, że może to tylko – i aż – scenografia Doris Nawrot, która pracowała z Borczuchem przez dziesięć lat. Ale nie chodzi jedynie o tę obszerną, chropowatą przestrzeń, która współtworzy dramaturgię splątanych wątków z prozy Berlin.

Olga Ciężkowska pokazała w „Instrukcji...” także ten szczególny sposób operowania nastrojem i gęstością akcji, który cechuje najlepsze przedstawienia Borczucha. Tyle że dodała do niego wyjątkową lekkość i czarny humor. 

Ciężkowska i Wawrzyniak znalazły adekwatny i atrakcyjny sposób na sceniczną adaptację szczególnej literackiej formy, jaką jest zbiór opowiadań. W opolskim spektaklu opowieści zaplatają się, zachodzą na siebie. Momentami fabularne nitki wylatują nam z rąk – by na koniec okazało się, że wszystko jest znacznie bardziej uporządkowane, niż zdawało się na początku. Tylko może trochę inaczej, niż byśmy się spodziewali.

„Instrukcja dla pań sprzątających” to spektakl o opowiadaniu. Opowiadaniu jako czynności. I o pytaniach – dlaczego pragniemy opowieści? Co wydaje się nam „egzotyczne”? Zamiast Indian, jak u Berlin nazywa się rdzennych Amerykanów, w spektaklu są Silezjanie. Jesteśmy w końcu w Opolu, historycznej stolicy Górnego Śląska. Skojarzenie Ślązaków z Native Americans pojawiało się ironicznie na Śląsku już lata temu. „Czy wy mie mocie za jakiego Indianera?” – pytał przedstawiciela PRL-owskiej biurokracji w „Paciorkach jednego różańca” Kazimierza Kutza (1979) stary górnik Habryka, gdy chciano go wyrzucić z domu i zagnać do bloku – dodając, że sekretarzowi pomylił się chyba Karol Marks z Karolem Mayem.

Instrukcja dla pań sprzątających, Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu, premiera„Instrukcja dla pań sprzątających”, Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu, premiera luty 2024

Ciężkowska i Wawrzyniak szukają tych pytań w samej prozie Berlin. „Słuchałabym wszystkich tych obsesyjno-kompulsywnych szczegółów z mojego życia, z życia takiej kobiety, tylko dlatego, że spisane są w trzeciej osobie! Uznałabym, że… do diabła, jeśli narratorka uważa, że w tym nudnym stworzeniu jest coś, o czym warto mówić, to posłucham i sprawdzę, co się wydarzy!” – Wawrzyniak te rozważania o Henrietcie z opowiadania „Punkt widzenia” wkłada w usta Henrietty, granej przez Judytę Paradzińską. Zaraz potem kobiety zanurzą się w telenoweli, zawierającej wątki z innych opowiadań – w tym opowieść o siostrach Dolores i Sally, spędzających razem luksusowe wakacje, dla jednej z nich, pacjentki onkologicznej – być może ostatnie.

Ta skomplikowana, szkatułkowa konstrukcja świetnie działa na scenie, a jednocześnie nie trzeba w ogóle znać prozy Berlin, by cieszyć się jej teatralnym efektem – tyleż zabawnym, co wzruszającym. Twórczynie „Instrukcji…” nieustannie to dmuchają, to nakłuwają balon scenicznej fikcji. Pozwalają rozgościć się w jednej perspektywie – by zaraz potem tę perspektywę odwrócić, posadzić nas z innej strony stołu, gdzie widzą sprawy nieco inaczej.

Przy okazji nasunąć może się pytanie – dlaczego od ponad dekady w Polsce snuje się opowieść o utraconym „teatrze opowieści”? Przecież formy afabularne nigdy nie zdominowały polskiego teatru, już na pewno nie ilościowo. A nawet okres, kiedy przykuwały największą uwagę, był krótszy niż okres pełnej pretensji tęsknoty za opowieścią rzekomo utraconą.

Z równą zręcznością, co opowieściami, w „Instrukcji…” żongluje się konwencjami aktorskimi.

Cecylia Caban, jako alter ego Berlin, buduje pomost do widzek i widzów realistycznym, psychologicznym aktorstwem. Z drugiej strony tego spektrum jest Karolina Kuklińska jako Dolores – z rolą rozbuchaną, przerysowaną i pełną emocjonalnej energii, niosącą ze sobą wszystko to, co określa się z braku lepszego słowa jako „almodovarowskie”.

fot. materiały teatru

Osobną kategorią, klasą samą w sobie, jest Michał Świtał, wcielający się tu w kilka istotnych, choć drugoplanowych postaci. To głębokim lektorskim tembrem wygłasza zapowiedź silezjańskiego serialu, to znów występuje jako jowialna, zgorzkniała Pielęgniara – dyspozytorka pogotowia, dla której przerażenie i ból to rutyna, a jednocześnie temat trochę upiornego, a zarazem mocno kampowego telefonicznego stand-upu na siedząco. 

Reżyseria: Olga Ciężkowska
Dramaturgia i adaptacja: Martyna Wawrzyniak
Scenografia i kostiumy: Dorota Nawrot
Muzyka: Teoniki Rożynek
Wideo: Michał Dobrucki
Inspicjentka: Katarzyna Siczewska
Obsada: Cecylia Caban, Jakub Klimaszewski, Karolina Kuklińska, Magdalena Maścianica, Judyta Paradzińska, Monika Stanek, Michał Świtała, Bartosz Woźny

Fikcja czy życie, opowieść czy forma – we wszystkich pokoikach składających się na teatralną budowlę „Instrukcji dla pań sprzątających” z Opola na obiciach krzeseł, kanapach czy świeżo upranych zasłonach wygniata swoje ślady śmierć. Nic dziwnego, bo i książka zmarłej w 2004 roku Berlin zaczyna się w końcu od śmierci. W adaptacji Wawrzyniak czuć ją jakoś mocniej, niż byłoby to niezbędne. Jak refreny wraca wątek ostrego dyżuru czy złych rokowań jednej z sióstr, Sally (Monika Stanek). Więcej: cała rama spektaklu, początek i koniec, wzięta jest z opowiadania „Pralnia u Angela”, gdzie starsza pani Armitage zapowiada sąsiadce, że jeśli któregoś czwartku nie zastanie jej w tytułowej pralni – to znaczy, że umarła. I niech znajdzie jej zwłoki.

Tak, śmierć mocno rozgościła się na naszych scenach w ostatnich latach; śmierć nieheroiczna, niemelodramatyczna i nienarodowa, śmierć w nieprzyjaznym szpitalu czy na niespodziewanym łóżku. Może to covid, może tak odbijają się teatralną czkawką nadmiarowe zgony i lata życia – zbyt nisko wycenianego.