Amnezja i alienacja

6 minut czytania

/ Film

Amnezja i alienacja

Piotr Mirski

Debiutancka „Niepamięć”, wyrastająca z greckiej Nowej Fali, przypomina twórczość Yorgosa Lanthimosa, najbardziej prominentnego reżysera nurtu

Jeszcze 2 minuty czytania

Trwa apokalipsa, ale nie jest to spektakl w stylu Zacka Snydera. Zamiast eksplozji następują implozje. Kolejne osoby tracą pamięć, na dyskotece, na meczu, jadąc autobusem, wysiadając z samochodu. Ci bez dokumentów trafiają do szpitala, gdzie czekają, aż ktoś się po nich zgłosi. Często jednak czekają na próżno, z powodu amnezji bliskich, ich obojętności lub braku. W tych czasach – czasach ostatecznych – ludzkie relacje są tak wątłe, że potrafi rozerwać je silniejsze tąpnięcie.

Świat „Niepamięci” Christosa Nikou jest współczesny, ale nie nowoczesny; wygląda na cofnięty względem dnia dzisiejszego o jakieś dwie dekady. Po chodnikach spacerują ludzie ubrani w sposób niewywołujący déjà vu i niebudzący zażenowania, lecz brakuje tutaj zaawansowanych sprzętów, w tym smartfonów, owych nieodzownych ustrojstw, które bywają książkami telefonicznymi, archiwami korespondencji i albumami ze zdjęciami. Jest to scenariuszowy wybieg, za sprawą którego ofiary tajemniczej epidemii zostają pozbawione łatwego sposobu na przypomnienie sobie, kim jeszcze do niedawna były. Jednak chwyt ten niesie również sugestię, że koniec świata zdążył się wydarzyć, zaś my, obywatele teraźniejszości, mieszkamy pośród ruin, w pełnym dystansów królestwie alienacji.

„Niepamięć”, reż. Christos Nikou„Niepamięć”, reż. Christos Nikou. Grecja, Polska, Słowenia 2020, w kinach od 25 czerwca 2021Nie tylko czas akcji pozostaje tu niedookreślony. Rzeczywistość filmu jest poddana daleko idącej redukcji, także przez modny ostatnio format obrazu 4:3, który wycina z kadru wszystko to, co nie znajduje się w jego centrum. To sceneria o laboratoryjnym charakterze, tak przygotowana, aby nic nie odwracało uwagi od badanego przypadku, potraktowanego jako uniwersalny. Przypadkiem ów jest mężczyzna w średnim wieku – nazwijmy go Broda, gdyż nosi dostojny zarost, nadający i tak szlachetnej twarzy chrystusowy wyraz – którego poznajemy w momencie, gdy wali głową o ścianę w nieszczególnie schludnym mieszkaniu. Codzienność Brody jest klaustrofobicznym bałaganem, ale już niebawem zostanie od niej uwolniony przez wymazujący wspomnienia atak migreny i będzie musiał zacząć życie od zera, obserwowany przez obiektyw kamery-mikroskopu.

Doza surrealistycznej dziwności, krytyczna intencja skierowana w stronę społecznego ładu oraz ten specyficzny rodzaj spojrzenia, które jest zarazem wnikliwe i zdystansowane. Debiutancka „Niepamięć”, wyrastająca z greckiej Nowej Fali, przypomina twórczość Yorgosa Lanthimosa, najbardziej prominentnego reżysera nurtu, obecnie działającego na niwie międzynarodowej; Nikou był zresztą asystentem przy jego przełomowym „Kle”, tragifarsie o rodzicach-demiurgach kontrolujących dzieci za pomocą na wpół baśniowej, na wpół paranoicznej narracji. Teraz, ponad dekadę po „Kle”, konwencja ta wydaje się nieco zużyta, a przynajmniej paradoksalnie zwyczajna w swoim ekscentryzmie. Lanthimos doprowadził ją do skrajności w „Zabiciu świętego jelenia”, zaś później poszerzył i odświeżył w kostiumowej „Faworycie”; doczekała się również polskiej wariacji w postaci „Easternu” Piotra Adamskiego. Wobec tego „Niepamięć” jawi się jako film gatunkowy, a więc z ducha rytualny, będący powtórzeniem ceremonii zwątpienia i dekonstrukcji.

Film, mimo że wtórny, nie jest pozbawiony indywidualnego rysu. Jego wyróżnik stanowi łagodność, kontrastująca z prowokacyjną naturą dzieł Lanthimosa oraz wielu innych nowofalowych pozycji, „Miss Violence” Alexandrosa Avranasa, „Wśród drzew” Angelosa Frantzisa czy „Strelli” Panosa H. Koutrasa. Żadnych aktów samozniszczenia, kazirodczych zbliżeń i nawet pomniejszych transgresji. Tak jakby wszystkie tabu zostały złamane i nowi twórcy nie czuli presji, aby walczyć o status enfant terrible. W bodaj samoświadomym geście Nikou raz na jakiś czas składa obietnicę ekscesu i przewrotnie nie dotrzymuje słowa, na przykład w scenie lap dance’u, rozgrywającej się w infernalnym czerwonym świetle, które przywołuje, jak się okazuje, błędne skojarzenia z kinem Gaspara Noégo.

„Niepamięć” wypełnia nienachalna melancholia, dość podobna do nastroju „Attenbergu” Athiny Rachel Tsangari. W oschłe ujęcia wnosi je głównie osoba Brody, którego z wyczuciem odgrywa Aris Servetalis. To ściągnięta introwertyczna kreacja, oparta na postawie, gestach i sposobie chodzenia, na roztaczaniu wokół siebie sugestywnej aury. Bohater ma twarz Jezusa, lecz nie jest charyzmatycznym prorokiem, tylko zagubionym i samotnym everymanem. Straciwszy tożsamość, stracił także zakorzenienie w świecie. Trochę zbyt oczywista metafora: w jednej scenie przychodzi na kostiumową imprezę w grubym i przeszklonym skafandrze kosmonauty.

„Niepamięci” Christosa Nikou„Niepamięć”, reż. Christos Nikou

Ten kosmonauta, obcy w obcym kraju, na polecenie lekarzy zalicza kolejne doznania, a każde z nich dokumentuje fotografią, tworząc na nowo osobistą historię. Lista obowiązkowych przeżyć jest frapująca: jazda na rowerze, kinowy seans, ale i przygodny seks w toalecie oraz wypadek samochodowy. Nikou pokpiwa ze stereotypowych przekonań na temat tego, jak powinno wyglądać życie pełnią życia, tych przeróżnych „dobrze jest...”, „czasem trzeba...”. Zadaje też pytanie o to, w jakim stopniu ludzie bezrefleksyjnie budują swoje biografie z prefabrykatów. Inną, również otwartą kwestią pozostaje to, co by robili i kim by byli, gdyby funkcjonowali zgodnie z głosem pierwotnego, surowego „ja”.

Broda wciąż je jabłka, robi to z niemal kompulsywną łapczywością. Owoce te szybko urastają do rangi najważniejszego i najbardziej tajemniczego motywu w filmie. Stają się czymś w rodzaju Różyczki z „Obywatela Kane’a” Orsona Wellesa, ostatniego słowa zmarłego bogacza, przypuszczalnie ciężkiego od znaczeń. Być może bohater zajada się jabłkami, ponieważ uaktywniają w nim nie do końca wygasłe skojarzenia, stanowią trop prowadzący do czegoś intensywnego, ważnego, esencjonalnego. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że tak po prostu, banalnie lubi ich smak – że są kluczem do drzwi, za którymi kryje się jedynie pustkowie jego duszy.