Raja Shehadeh, „Obcy w domu”

Raja Shehadeh, „Obcy w domu”

Joanna Roszak

Dotkliwa to książka, ufundowana na niespełnieniach, niemożnościach i licznych stratach, rezonująca zbudowaną na post-pamięci nostalgią za utraconą przestrzenią dawnej Palestyny

Jeszcze 1 minuta czytania

W projekcie Face2Face z 2007 roku – ogromnej, nielegalnej wystawie – JR i Marco zestawili wielkoformatowe fotografie Izraelczyków i Palestyńczyków: dwóch taksówkarzy, dwóch duchownych czy nauczycieli, twarz przy twarzy. Ukazani zostali razem po obu stronach betonowego muru. Z kim na takim zdjęciu zestawić by można Radżę Shehadeha, działacza praw człowieka, urodzonego się w 1951 w Ramallach na Zachodnim Brzegu? Mur – ów symbol nienawiści, przez artystów wykorzystany „dla pokoju” – symptomatycznie pojawia się w jego reportażach i osobliwej autobiografii „Obcy w domu”.

„Obcego w domu” („Obcych w domu”) palestyńskiego aktywisty czyta się jednocześnie w skupieniu i z niepokojem. Ustalony jest porządek narracji. Tom ukazuje dzieciństwo autora, upływające w cieniu przymusowego wyjazdu rodziców i babki z Jafy, na dwa tygodnie przed 14 maja 1948 roku, kiedy to powstało państwo Izrael, dalej: życie pod jednym dachem z surowym i zasadniczym ojcem. Pisarz rysuje obraz matki, której opowieści stały się w jego młodości jedynym skutecznym lekiem na głodówkę. Obszernie wspomina Shehadeh swą drogę kształcenia – przez studia w Londynie po azjatycką szkołę jogi. Aż wywołuje z pamięci obraz prawniczej pracy w kancelarii ojca, jego morderstwa i kreśli pełną upokorzeń drogę dochodzenia prawdy o tym zabójstwie, prawdy zamazywanej przez skorumpowane urzędy. Trudno mi czytać „Obcego w domu” jako historię relacji z ojcem apodyktycznym. Ów zaangażowany prawnik patrzył w istocie na dobro swojej wielkiej idei, tego większego narodowego ciała, za którego część uznawał własną rodzinę. Zginął podobnie jak Kafkowski K, „jak pies”, choć żył zgoła inaczej niż on.

Raja Shehadeh, „Obcy w domu”. Przeł. Anna
Sak, Karakter, Kraków, 344 strony,
w księgarniach od stycznia 2013
Shehadeh w Polsce jest znany dzięki poruszającym esejom-reportażom „Palestyńskie wędrówki”. „Kto by tam słuchał zwyciężonych!” – wyrażał w nich rezygnację, widząc rozrastające się blokowiska osadników, wdzierające się w naturalny krajobraz uedów, obserwując rosnące autostrady i mur, restrykcje dotyczące wody. Wszystkie te elementy polityki Izraela idą w poprzek pokojowym stosunkom z Palestyńczykami, których zresztą stereotypowy i bestialski obraz kreśliły jeszcze do niedawna izraelskie czytanki dla dzieci. Shehadeh wraz z ojcem włączał się w prace prawnicze na rzecz tych, którzy tracili posiadaną od pokoleń ziemię, na rzecz cywili dotkniętych bezpodstawną przemocą i tych, których potyczki urzędowe osiągały rozmiary kafkowskiego absurdu urzędniczego. Pragnął przy tym pokoju i akceptacji dla obu stron.

Zaczął pisać najpierw do anglojęzycznej „Jerusalem Post”, by dotrzeć do źródeł swojej tożsamości. „Naśladowałem ojca w jego skupieniu i determinacji, żeby robić to, w co się wierzy. Większość moich wprawek literackich była próbą skomunikowania się z nim”. Notował o sobie jako zakładniku pamięci historycznej ojca: „Trzymał klucze do przeszłości, do której miałem dostęp wyłącznie za jego pozwoleniem”. Od początku do końca raison d’être młodego Shehadeha to dotrzeć do ojca i poradzić sobie z dramatem bycia-nie-dość-kochanym.

Dotkliwa to książka, ufundowana na niespełnieniach, niemożnościach i licznych stratach, rezonująca zbudowaną na post-pamięci nostalgią za utraconą przestrzenią dawnej Palestyny. Wzruszająca przez wyczuwaną lojalność i wierność wobec ziemi. A jednocześnie osobista i celna w pozyskiwaniu wiedzy o sobie samym. Jedno z jej głównych pasm mówi o sytuacji Palestyńczyków, drugie – o układaniu się ojca z synem, ich listownych rozmowach, schodzeniu się i oddalaniu, o tym, jak wielka polityka determinuje życie (nie)zwyczajnych ludzi.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.