Superbohaterki i buntownicy
Marta Śniady, fot. NOSPR/R. Kaźmierczak

13 minut czytania

/ Muzyka

Superbohaterki i buntownicy

Wioleta Żochowska

Na tegorocznym Festiwalu Prawykonań szukałam diagnoz zmieniającej się codzienności, ale nie byłam w stanie nic wyczytać. W niespokojnym czasie chętniej powraca się do tego, co rozpoznane i przyswojone – wygląda na to, że ta zależność dotyczy też kompozytorek i kompozytorów

Jeszcze 3 minuty czytania

Całkiem niedawno rozmawiałam z zaprzyjaźnionym kompozytorem z Berlina o pisaniu na orkiestrę. Zastanawiałam się, czy zespół muzyków z wielowiekową tradycją (ustalonym składem, wewnętrzną hierarchią, podziałem na sekcje, zdefiniowanym sposobem gry) jest dla współczesnych twórców atrakcyjnym medium. Zaskoczył mnie, gdy powiedział, że chciałby otrzymać zamówienie na taki utwór. Od dłuższego czasu chodzi mu po głowie pewien pomysł, który zadziała tylko przy odpowiednio dużej liczbie wykonawców na scenie. Przypomniały mi się wtedy historie kompozytorów z polskiego podwórka: wyjazdy za granicę na studia, byleby nie pisać na dyplom utworu na kilkudziesięcioosobowy zespół, czy kurzące się w szufladach partytury powstałe na konkurs z nikłą szansą na wykonanie.

Pytanie o środki, z jakich obecnie korzystają kompozytorzy w utworach orkiestrowych, nurtuje mnie w kontekście internetowych transmisji. To właśnie streaming – przez większość ostatniego roku jedyny sposób słuchania muzyki – zapoczątkował najciekawsze eksperymenty z formą prezentowania utworów i przyzwyczajeniami odbiorców. W ciągu minionych 12 miesięcy w internecie (całkowicie bądź hybrydowo) odbyło się wiele festiwali muzyki współczesnej, na części z nich pojawiły się już pierwsze diagnozy dotyczące wpływu izolacji na codzienne życie. Może dlatego niecierpliwie czekałam na 9. Festiwal Prawykonań organizowany przez Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach. Wydarzenie znane jest z braku wyraźnej linii programowej, dzięki czemu pozwala obserwować, co rzeczywiście najbardziej interesuje zapraszane artystki i artystów.

Przyznaję, sama przed dwoma laty narzekałam na miszmasz stylów i estetyk, program ułożony według nieznanych mi porządków. Tym razem organizatorzy w materiałach zachęcali, żeby zwrócić uwagę na kompozytorki i kompozytorów, postawić ich w centrum zainteresowania. Nie do końca rozumiem tę propozycję, bo odkąd pamiętam, to właśnie twórców stawia się w polu uwagi, często zaniedbując ocenę samego wykonawstwa. Orkiestrę NOSPR-u w obu dniach poprowadził francuski dyrygent Franck Ollu, ekspert od interpretowania muzyki współczesnej. Członkowie i członkinie zespołu wykazali się wielką otwartością na różnorodne kompozytorskie pomysły, nawet kiedy w grę wchodziło odejście od klasycznego sposobu wydobywania dźwięków na rzecz tych mniej konwencjonalnych.

Nieobecność motywu przewodniego zupełnie mi nie przeszkadzała. Wypatrywałam, czy w tegorocznych utworach już odbijają się pandemiczne refleksje. Program festiwalu przez wprowadzone w kwietniu restrykcje został okrojony do dwóch koncertów z sześcioma premierami i był transmitowany na Facebooku oraz YouTubie NOSPR-u. Koncerty poprzedzały rozmowy z artystami prowadzone przez redaktorów „Ruchu Muzycznego” – Krzysztofa Stefańskiego i Piotra Matwiejczuka (jeszcze do niedawna redaktora naczelnego). Reszta programu odbędzie się jesienią. Tak mała liczba wydarzeń jest ciekawym wyzwaniem recenzenckim, pozwala lepiej przyjrzeć się każdemu z osobna, zamiast, jak to bywa w gęstych od koncertów programach, skupić się na punktach styku, powiązaniach.

Superbohaterki w walce z dziadocenem

Wierzę w parytety, bo pozwalają dążyć do równości. Podczas dwóch koncertów Festiwalu Prawykonań zabrzmiały utwory trzech kompozytorek i trzech kompozytorów. Wśród nich najmocniejszym punktem był „Soft Music for Sensitive Gals” na orkiestrę, audio playback i wideo Marty Śniady. W jej twórczości kobiety zajmują szczególne miejsce. Kompozytorka czerpie z literatury feministycznej, podejmuje tematy nierówności płci, dyskryminacji i braku szacunku wobec kobiet. Jak przyznała w spotkaniu przed koncertem, muzyka jest jej bronią w walce o równość – tu kieruje swój gniew, za jej pomocą krzyczy, przeciwstawia się polityce obecnej władzy. W jej muzyce kluczowe są przekaz i wielopiętrowa warstwa znaczeń.

Zawarta w tytule „Delikatnej muzyki dla wrażliwych dziewcząt” ironia podpowiada, jak skalibrować interpretacyjną optykę. Marta Śniady bohaterką utworu uczyniła Wonder Woman, komiksową postać znaną też z serialu i filmów, wokół której toczą się spory feministek. I to właśnie ciało bohaterki jako własność patrzącego (mężczyzny) jest w utworze obśmiewane, podobnie jak stereotyp podziału muzyki według płci – na męską (szorstką, dynamiczną, kontrastową) i kobiecą (spokojną, delikatną). Kompozytorka łączy oba idiomy, bawi się nimi, synchronizuje dźwięk z obrazem, w końcu integruje i przeplata. Charakterystycznym elementem jej artystycznego języka jest połączenie rozszerzonych technik wykonawczych z tanecznym bitem i delikatnym skwierczeniem elektroniki. Audiowizualny utwór świetnie sprawdził się w transmisji.

fot. Radosław KaźmierczakKwartludium i NOSPR po dyrekcją Francka Ollu, fot. Radosław Kaźmierczak

Tematu kobiecości w muzyce nie podejmuje z kolei Lidia Zielińska, choć w rozmowie przed koncertem zaznaczyła, że widzi dysproporcje w traktowaniu kobiet. Utytułowaną kompozytorkę, kierowniczkę Studia Muzyki Elektroakustycznej na poznańskiej Akademii, zajmują inne społeczno-polityczne tematy, czego wyraz dała m.in. w „Siedmiu wyspach Conrada” z 2007 roku, w których zarzuciła Josephowi Conradowi kolonializm, europocentryczną perspektywę i brak wrażliwości. Zaprezentowane na Prawykonaniach „Pustynnienie” też przesiąkają niezgoda i wyrzuty. W rozmowie z Marcinem Majchrowskim w radiowej Dwójce artystka wyrażała niezadowolenie związane z sytuacją w polskiej edukacji. Biorąc pod uwagę obsadę utworu, w którym wystąpiły dzieci, dobrze rozumiem stanowcze, pełne złości kompozytorskie gesty.

Lidia Zielińska ma w swoim katalogu utworów wiele pozycji z udziałem młodych wykonawców. Pamiętam szczególnie jeden utwór, który zrobił na mnie wielkie wrażenie – „Nie podoba mi się to”, dźwiękowe studium narodzin hejtu i agresji. Również w najnowszym utworze artystka bierze pod lupę proces powstania pewnego społecznego zjawiska. Zaczyna się niewinnie, ledwo zauważalnie, co na poziomie dźwiękowym oddają ciche i powolne pociągnięcia smyczków. W tle pojawiają się szumy i pocierania, brzmienia przypominające odgłosy zwierząt przynoszą niepokój i oczekiwanie. „Pustynnienie” mieni się barwami instrumentów i elektroniki, kolorystyką inspirowaną naturą. Spokój przerywają uderzenia łańcuchów w blaszane wózki. Czas na subtelne gesty sprzeciwu dawno minął.

Mówiąc o premierze Lidii Zielińskiej, nie da się pominąć realizacji – kompozytorzy Michał Janocha i Mateusz Ryczek przystosowali utwór do transmisji internetowej z uwzględnieniem tego, jak działa narząd słuchu. Miks binauralny pozwolił pomysłom zapisanym w partyturze nabrać odpowiedniej szerokości i głębi (oczywiście pod warunkiem, że używało się słuchawek).

Bunt wobec rzeczywistości

Pandemia zweryfikowała nasz stosunek do natury, wyostrzyła potrzebę jej bliskości, do czego odniósł się Mikołaj Laskowski w prawykonanym w Katowicach „Lighted Motion and Sound Waterfall Picture” na orkiestrę symfoniczną, elektronikę i wideo. Kompozytor znany ze swojego sztandarowego cyklu „Deep Relaxation” w orkiestrowym debiucie także eksploruje nurt New Age, ASMR i performatykę, i to z nonszalanckim dystansem. Tematem utworu stał się zapośredniczony kontakt z przyrodą: wirtualne symulacje natury, które być może w nieodległym czasie będą częstsze i bliższe niż spacery po lesie. W warstwie wideo sztuczność reprezentują plastikowa trawa, gumowe dłonie i ucho. Pocierane i głaskane wywołują na zmianę przyjemne dreszcze i niekontrolowane wzdrygnięcia. Rzadko w internetowych transmisjach można doświadczyć tak cielesnego odbioru muzyki.

Adam Bałdych, fot. Radosław KaźmierczakLidia Zielińska, fot. Radosław KaźmierczakJoanna Woźny, fot. Radosław KaźmierczakMikolaj Laskowski, fot. Radosław Kaźmierczak
Adam Bałdych / Lidia Zielińska / Joanna Woźny / Mikołaj Laskowski, fot. Radosław Kaźmierczak

Mimo bogactwa relaksujących odgłosów symulujących naturę w utwór wpisane jest napięcie. Gdzieś pomiędzy szumem oddechów instrumentów dętych, szeleszczeniem sztucznej trawy, gwizdami, puknięciami a odległym echem syntezatorów i syren pojawia się bezsilność. Może utwór wzorem powstałego w czasie lockdownu „Deep Relaxation vol. 6: Sound Isolation” także ma potencjał terapeutyczny? Pozwala przepracować w bezpiecznej wirtualnej przestrzeni poczucie braku kontroli nad chaosem codzienności? Bardzo brakowało mi iluzji bliskości i intymności, którą kompozytor inicjuje w swoich utworach. Smutne, choć nieuniknione było to, że nawet do tak bezpośredniej muzyki, jaką tworzy Mikołaj Laskowski, wkradł się dystans między nim a słuchaczką.

Uczucie stagnacji, rozczarowania i bunt wobec niezrozumiałej rzeczywistości zawarł w „und nur dieser Wind” Artur Zagajewski. Kompozytor w komentarzu do programu na stronie NOSPR-u zacytował „Jest bezpiecznie” nowofalowego zespołu Siekiera, natomiast do orkiestry symfonicznej wprowadził gitarę elektryczną i syntezator. Od pierwszych dźwięków obecni na scenie wykonawcy stanowią jeden organizm, rozwleczony i ociężały, w którym poszczególne partie rozjeżdżają się, jakby siebie wzajemnie nie słyszały. Charakterystyczną cechą twórczości kompozytora, która tu także dochodzi do głosu, jest niemal maszynowa powtarzalność, względna statyczność, na dłuższą metę męcząca, ale przy dokładniejszym wsłuchaniu zdumiewająca misternie ułożonymi mikrotonami. Kiedy muzyka zwalnia i łagodnieje, pojawia się miejsce na oddech i przestrzeń do refleksji, niespodziewanie jednak narrację przerywa głośna interwencja instrumentów dętych. Po niej już nie można być pewną, czy i kiedy wtargnięcie się powtórzy. Do końca pozostaje wewnętrzne rozdrażnienie. Utwór to dość prosta i czytelna analogia do społeczno-politycznej sytuacji w kraju, którą artysta także skomentował przed laty w „Operze o Polsce” w reżyserii Piotra Stasika.

Razem, czyli osobno

Ciekawe spojrzenie na relację orkiestry i solistów dostarczyły utwory Joanny Woźny i Adama Bałdycha. Pierwszy z nich, „Inner Piece” na orkiestrę symfoniczną i solistów kwartetu Kwartludium, wyrafinowany i maksymalnie skupiony na barwie dźwięku, czerpie z barokowego concerto grosso oraz z twórczości XX-wiecznych tuzów awangardy: Karlheinza Stockhausena, Arnolda Schönberga i Edgara Varèse’a. Joanna Woźny przyznała na spotkaniu przed koncertem, że w orkiestrze pociąga ją różnicowanie przejść między instrumentami danej sekcji. W Katowicach nie mogła zaprezentować pełnej koncepcji utworu, ponieważ zmniejszono liczbę muzyków na skutek pandemicznych restrykcji.

Muzyka kompozytorki rządzi się wewnętrzną logiką, nie jest powiązana z tematami codziennego życia. Tkwi w tej autonomii niezwykły powab, nasycenie najcichszych dźwięków, wibrująca energia w operowaniu kontrastami. Jej utwory często określa się mianem „filigranowych”, „delikatnych”, „kruchych”, co tylko potwierdza, jak dobrze funkcjonują stereotypowe przymiotniki z zakresu „muzyki kobiecej”. Członkowie Kwartludium w składzie: Piotr Nowicki (fortepian), Dagna Sadkowska (skrzypce), Michał Górczyński (klarnet) i Paweł Nowicki (perkusja) to zespół wprawiony w muzyce współczesnej. Wraz z orkiestrą słyszałam ich po raz pierwszy. Biorąc pod uwagę, jak sprawnie przebiegała komunikacja na linii orkiestra–soliści, eksperyment uważam za udany.

9. Festiwal Prawykonań w Katowicach, NOSPR, kwiecień – październik 20219. Festiwal Prawykonań w Katowicach, NOSPR,
kwiecień–październik 2021
Inaczej zdefiniował charakter relacji obu zespołów Adam Bałdych, kompozytor i jazzowy skrzypek solista. Obecność w programie przedstawiciela zupełnie innego środowiska przyciągnęła przed ekrany inną niż dotychczas publiczność, o czym wnioskuję z pozytywnych komentarzy zostawianych na czacie YouTube’a. Muzyk przetarł już szlak festiwali nowej muzyki, występując w ubiegłym roku na Warszawskiej Jesieni jako improwizujący solista w kompozycji Ewy Trębacz. „Teodor”, który zainaugurował wiosenną odsłonę Festiwalu Prawykonań, to osobista impresja z pandemicznej rzeczywistości, czasu zamknięcia. Imię syna artysty w tytule to zapowiedź emocji i piękna, filmowych melodii zapisanych w partyturze. Stanowi zachętę do spojrzenia na świat dziecięcymi oczami, szukania wartości uniwersalnych, mających pomóc przetrwać trudny czas izolacji. Tylko po co tu orkiestra? Muzycy zostali sprowadzeni do niewdzięcznej roli akompaniamentu zespołu Adam Bałdych Quartet. Może jednak pisanie na orkiestrę jest oznaką prestiżu?

 *

W katowickich premierach szukałam diagnoz zmieniającej się codzienności, ale nie byłam w stanie nic wyczytać. Czekałam na odkrycia, nowatorskie użycia internetowych łączy, nieznane obszary audiowizualnej sztuki. Może w niespokojnym czasie chętniej powraca się do tego, co dobrze znane, rozpoznane i przyswojone – wygląda na to, że kompozytorek i kompozytorów też ta zależność dotyczy. Szkoda, że niewielu z nich wzięło pod uwagę, jak ciężko pozostać w skupieniu przed ekranem i patrzeć na grających muzyków. A przecież kiedy ogląda się streaming, łatwiej wyłączyć, przewinąć, wyciszyć.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).