SŁOWACKI. DRAMATY WSZYSTKIE:  „Lilla Weneda”

SŁOWACKI. DRAMATY WSZYSTKIE:
„Lilla Weneda”

Agata Diduszko-Zyglewska

Gest Augustynowicz przywodzi na myśl zabieg von Triera z „Dogville” – rezygnacja ze scenografii pozwoliła wybrzmieć temu, co najważniejsze w „Lilli Wenedzie”: fascynacji Szekspirem

Jeszcze 1 minuta czytania

Założenie realizowanego przez warszawski Instytut Teatralny projektu „Słowacki. Dramaty wszystkie” jest takie, że kolejni reżyserzy mogą swobodnie wybrać formę swoich zmagań z wybranym dziełem naszego wieszcza (numer dwa), byleby mieściła się w szerokiej formule „wykładu-spektaklu”. Ogranicza ich jedynie krótki czas na przygotowania (kilka dni) i niskobudżetowy charakter projektu.

255

Anna Augustynowicz zaproszona do zinterpretowania kolejnego dzieła, „Lilli Wenedy”, podeszła do zadania klasycznie. Wieczór zaczął się od krótkiego wykładu dr. Krzysztofa Korotkicha. Po tym nieco szkolnym wstępie, na krzesłach ustawionych rzędem naprzeciwko widzów usiedli aktorzy Teatru Współczesnego w Szczecinie, żeby przeczytać dramat, a właściwie odegrać go, bo jak się okazało, aktorzy znali już większość tekstu na pamięć – i była to nie tyle próba czytana, co swoisty spektakl w unieruchomieniu.

256

Uwięzienie aktorów w pozycji siedzącej i uwolnienie ich od konieczności uruchamiania gestu i ruchu przysłużyło się dziełu Słowackiego. Dobra interpretacja tekstu pozwoliła działać wyobraźni i żaden kostium, rekwizyt ani styl gry nie narzucał konkretnych odniesień. Gest Augustynowicz przywodzi na myśl zabieg Larsa von Triera z „Dogville” – rezygnacja ze scenografii pozwoliła wybrzmieć temu, co faktycznie jest w tekście: fascynacji Słowackiego Szekspirem, dowcipności Słowackiego, dystansowi wobec paradygmatu romantycznego i wobec Kościoła czy – charakterystycznemu dla romantyzmu, a szokującemu przez dosadność dla współczesnego widza – stosunkowi do śmierci i trupa.

257

Akcja „Lilli Wenedy” toczy się między dwiema bitwami – w pierwszej Wenedowie trafili do niewoli, w drugiej – dokona się ostateczny rozkład ich świata. Ta sceneria jest od początku do końca wypełniona trupami. Niezwykle fizjologiczne opisy śmierci i rozkładu fascynują, bo znajomość tej fizjologii ujawnia zażyłość Słowackiego, jako człowieka swojej epoki, ze śmiercią. Dziewica niosąca ciało uduszonej Lilli mówi: „jak te piersi krąglutkie ostygły,/jak te nóżeczki zimne zbłękitniały”, a Roza, siostra Lilli, która pali trupy na polu bitewnym, opisuje, że „mózg gotował się w czaszkach człowieczych/I wilgotna kość jęczała w ogniu”. To opisy dość kliniczne, poezja jest tu tylko przezroczystą folią zakrywającą trupa…

Augustynowicz, podając nam tekst Słowackiego w wersji sauté, pozwala rozkoszować się odnajdywaniem kolejnych tropów, kontekstów i smaczków. Pokazuje Słowackiego, który jest zdystansowany wobec swojego dzieła, który puszcza oko do czytelnika, który wreszcie bawi się formą dramatyczną i w ten sposób pokazuje swoją wirtuozerię. Jak trafnie napisał Jarosław Rymkiewicz („Słowacki. Encyklopedia”): „Lilla Weneda przeczytana, zgodnie z radą Słowackiego, «jak baśń», odsłania nam najmocniejszą stronę talentu poety – jego dziką, niepohamowaną i dysharmonijną wyobraźnię”.

Po dwóch pierwszych odsłonach cyklu „Słowacki. Dramaty wszystkie” mam wrażenie, że Instytut Teatralny znalazł właściwy sposób, żeby zdjąć Słowackiego z pomnika, odkurzyć go i wywołać u publiczności niekłamany apetyt na obcowanie z nim…

Już 15 października „Mazepa” w reżyserii Anny Smolar. Zapraszamy!

Materiały audiowizualne Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie.