Madison otwiera oczy
Maria Zaikina / CC BY-NC-ND 2.0

10 minut czytania

/ Literatura

Madison otwiera oczy

Dariusz Sośnicki

Autorki antologii „Autostop(y)” żyją w swoich światach, z dala od rynków i centralnych placów, i nie chcą zainteresować się tym, co dzieje się gdzie indziej. Najpierw muszą załatwić parę ważniejszych spraw

Jeszcze 3 minuty czytania

Autorki „Autostop(ów). Dziesięciu opowiadań o wolności” nie mają wielu okazji, by spotkać się po pracy na kawie. Mieszkają w różnych miastach w Polsce, ale też w Anglii, Belgii czy Holandii. Książkę wydały we Wrocławiu, a o literaturze dyskutują pewnie na Skypie i Facebooku. Nawet pieniądze na pokrycie kosztów publikacji pochodzą z różnych stron: ci, którym spodobał się pomysł, wspierali go za pośrednictwem portalu crowdfundingowego. Żaden kierownik wydziału kultury nie wpisze sobie tej książki do rocznego raportu.

Pomysłodawczynią antologii, a w zasadzie Eksperymentalnego Projektu Literackiego „Wykup Słowo”, który doprowadził do jej wydania, jest jedna z autorek, Katja Tomczyk. Eksperyment polegał na tym, że donatorzy w zamian za wsparcie mogli wybrać słowa, imiona i frazy, które znajdą się w opowiadaniach. To nie koniec – bohaterowie kilku utworów zostali stworzeni według szczegółowych opisów sporządzonych przez osoby wspierające, a kilku innych na podstawie nadesłanych zdjęć. Jedno opowiadanie „powstało na specjalne zamówienie i stanowi prezent od córki dla matki”. Żeby darczyńcy mieli pełną satysfakcję, a czytelnicy mogli sprawdzić, jak autorka wywiązała się z zadania, pod każdym opowiadaniem znajduje się kompletna lista zamówień wraz z nazwiskami czy nickami zamawiających. Hasłem przewodnim antologii jest wolność. Ta ostatnia decyzja mnie zaintrygowała. W innych okolicznościach byłby to temat jakich wiele, ale przy tylu ograniczeniach narzuconych autorkom, jest bardzo obiecujący.

Od razu przyszło mi do głowy, że trafiłem na nieznaną grupę polskich entuzjastek OuLiPo, które w swoim pisaniu podążają śladem Raymonda Queneau czy Georges'a Pereca. Owszem, rewanżują się sponsorom za ich hojność, ale tak naprawdę chodzi im o to, co się dzieje z ich opowieścią, gdy natknie się na zupełnie arbitralne rygory formalne. Chcą, by te rzekome więzy uwolniły narrację spod panowania konwencji literackich i mechanizmów psychiki. A jednak w książce nie znalazłem nic, co by mój domysł potwierdzało. Autorki po prostu odrabiają zadania – raz bardziej pomysłowo, raz mniej – i przechodzą do tego, co je interesuje naprawdę. Wygląda na to, że Katja Tomczyk wpadła na swój pomysł niezależnie od OuLiPo, a wolność w książce rozumiana jest dość prosto. To nie opowiadania chcą być wolne (może z jednym wyjątkiem), ale ich bohaterki. A nawet autorki. W ostatnich zdaniach wstępu Tomczyk pisze: „Teraz już wiemy, że możemy wszystko. Zawsze i wszędzie”.

„Autostop(y). Dziesięć opowiadań o wolności” (K. B. Ambroziak, Joanna Chudzio, Marta Koton-Czarnecka, K. A. Kowalewska, Hanka V. Mody, Zuzanna Muszyńska, Magdalena Niziołek-Kierecka, Gabriela Szczęsna, Dorota Szelezińska, Katja Tomczyk). Wydawnictwo Tagore, 216 stron, w księgarniach od marca 2015„Autostop(y). Dziesięć opowiadań o wolności” (K. B. Ambroziak, Joanna Chudzio, Marta Koton-Czarnecka, K. A. Kowalewska, Hanka V. Mody, Zuzanna Muszyńska, Magdalena Niziołek-Kierecka, Gabriela Szczęsna, Dorota Szelezińska, Katja Tomczyk). Wydawnictwo Tagore, 216 stron, w księgarniach od marca 2015Z tym „wszystko” to może przesada. Autostopowiczki nie piszą o wolności przez wielkie „W”. Sceneria ich opowiadań jest kameralna, niekiedy intymna, a siłą zniewalającą, z którą przychodzi się zmagać bohaterkom, najczęściej ktoś bliski, zwykle rodzic: nieobecny, nieczuły, toksyczny albo opacznie rozumiejący dobro potomka. Bohaterki rzadko mają dość siły i determinacji, by ze swoim prześladowcą walczyć. Zwykle szczytem ich marzeń jest ucieczka z nieprzyjaznego świata.

Ten schemat pojawia się już w otwierającym antologię opowiadaniu „Paraty” K. B. Ambroziak. Jego akcja rozgrywa się w nieodległej przyszłości, gdzieś w bogatszej części świata, gdzie usankcjonowano łagodną formę segregacji genetycznej. Ludzie podzieleni są tu ze względu na tzw. orientację behawioralną, która może być albo lewo-, albo prawomózgowa. Lewomózgowa jest bardziej pożądana, osobnik tej „połówkowości” ma lepiej rozwinięty zmysł analityczny, jest bardziej zdyscyplinowany i przewidywalny, więc bez trudu zdobywa wykształcenie i „zawsze znajdzie pracę przy sieciach neuronowych, eksploracji danych czy systemach uczących się”. Prawomózgowiec na odwrót – ma predylekcję do sztuk pięknych i chwiejny charakter.

Miriam, prawomózgowa nauczycielka gimnastyki, zaprzyjaźnia się z Florianem, lewomózgowym synem dyrektora szkoły. Florian wyjechał przed kilku laty na studia, ale wieści dochodzące z uczelni nie są optymistyczne, podobno chłopak sprawia kłopoty wychowawcze i jego edukacja wisi na włosku. Pewnego dnia Florian przyjeżdża do ojca, niby w odwiedziny, ale w rozmowie z Miriam przyznaje, że nie wróci już na studia, bo po prostu nie daje sobie na nich rady. Wkrótce przyjaciele dokonują odkrycia, które wszystko wyjaśnia. Ktoś wiedział lepiej, co będzie dla Floriana dobre, i skazał go na życie, w którym chłopak po prostu nie może być szczęśliwy. Bohaterowie postanawiają uciec z opresyjnego świata do krainy wolności, którą znają tylko z pocztówki. Wiedzą o niej, że nazywa się Paraty i leży gdzieś w Brazylii.

Motyw ucieczki pojawia się też w „Kropkach na kranie” Joanny Chudzio. Jej bohaterka, Justyna, robi wszystko, by zapracować na status kobiety sukcesu, ale tak naprawdę przechodzi obok życia. Nie potrafi wyjść z cienia swojej pięknej, utalentowanej i bezczelnej kuzynki Arbuzo, która jak gąbka pochłania z otoczenia uznanie i miłość. Justyna lgnie do ojca Arbuzo, a potem podkochuje się w jej chłopaku. Nawet kiedy po kilku życiowych kataklizmach postanawia wymiksować się ze świata, wybiera sposób, o którym wcześniej z uznaniem wyraziła się jej kuzynka.

W pierwszej scenie „Kropek na kranie” mała Justyna, którą ukochany wuj zabrał na ryby, nie potrafi krzyknąć. Wuj namawia, ona bardzo tego chce, ale się boi. Kiedy jako dorosła kobieta w końcu pokonuje opory, w jej życiu jest już właściwie pozamiatane i ten krzyk trzeba by chyba nazwać krzykiem rozpaczy.  

Mniej lub bardziej do schematu pasują też opowiadania „Futro” K.A. Kowalewskiej i „Mam na imię Madison” Katji Tomczyk, które wydały mi się najciekawsze w antologii. Pierwsze zaleca się pomysłowością, jest inteligentne i autoironiczne, w drugim postać głównej bohaterki i fabuła zostały pomyślane tak, że właściwie każda scena jest sugestywną metaforą. W obu cień na życie bohaterki rzuca jej matka, a w „Futrze” pojawia się ponadto motyw stłamszonego głosu. Tyle że ten głos nie tylko w końcu rozbrzmiewa, ale jest jak zwycięska fanfara. Wolność u Kowalewskiej ma zresztą kilka oblicz. Autorka nie boi się niczego: narratorem jej opowiadania jest Mel Gibson, a dwie strony duszy głównej bohaterki, sympatycznej manicurzystki o imieniu Gośka, mają postać drewnianych lalek, Ironii i Kowalskiej, które nie opuszczają jej na krok i komentują każdą jej decyzję. Rozgadany Mel Gibson co i rusz kradnie Gośce show, ale konsekwentnie ją wspiera. Dlaczego? „Ona zawsze kibicowała mnie, a ja kibicowałem jej”, mówi.

Jednak gdyby główne bohaterki opowiadań zamieszczonych w „Autostop(ach)” miały wybrać ze swojego grona przewodniczącą, zagłosowałyby raczej na Madison niż na Gośkę. Ta dwudziestoletnia dziewczyna, rzekomo chora i niezdolna do samodzielnego życia, jest całkowicie poddana woli swojej rodzicielki. Nigdy nie opuściła mieszkania i nie zdjęła z oczu aksamitnej przepaski, chroniącej, jak zapewnia matka, jej wzrok. Ostatnie strony opowiadania Tomczyk wynoszą dyskurs na temat wolności, który przewija się przez antologię, o jeden poziom wyżej. Madison wymawia w końcu posłuszeństwo matce, ale jej reakcja na odzyskaną swobodę jest dość nieoczekiwana:

Poczułam się jak marionetka, której nagle zerwały się sznurki i po okresie krótkotrwałej, obłędnej radości zrozumiała, że wcale nie było jej źle, gdy ktoś za nie pociągał i sprowadzał ją za ich pomocą na właściwą drogę. (…)
Oddaj przepaskę – powiedziałam smutno, co Monte skwitował jednym słowem: „Zgłupiałaś?!”. – Zgłupiałam – odrzekłam.

Ale odwrotu już nie ma. „Otwórz oczy, Madison” – takimi słowami kończy się opowiadanie i cała antologia.

Lokalna inicjatywa literacka to nie zawsze kółko poetyckie w miejsko-gminnym ośrodku kultury. Tu zresztą lokalności nie należy rozumieć topograficznie. Autorki żyją w swoich światach, z dala od rynków i centralnych placów, i nie chcą albo nie potrafią zainteresować się tym, co dzieje się gdzie indziej. A w konsekwencji zwrócić uwagi na siebie. Wygląda na to, że najpierw muszą załatwić parę ważniejszych spraw. Korzystając de facto z oulipijskich metod, nie powołują się na tę tradycję literacką, a to pewnie zainteresowałoby paru fascynatów. Nie dopuszczają do swojego grona mężczyzn i piszą o wolności, ale jeśli już robią aluzję do feminizmu, to w opowiadaniu, którego akcja rozgrywa się w zamierzchłych czasach. Nie tworzą pokolenia, nie formułują manifestu. A przy tym nie są jeszcze na tyle znane, by to ich nazwiska były magnesem. Na dodatek wydały książkę z pominięciem mechanizmu rynkowego, który każe wydawcy zainwestować pieniądze, a potem zrobić, ile się da, aby choć w części je odzyskać.

No i stało się to, co się musiało stać. „Autostop(y)” miały premierę w marcu i choć tu i ówdzie o nich wspomniano, a autorki udzielały się na spotkaniach autorskich – mieliśmy w polskiej literaturze ostatnich miesięcy głośniejsze wydarzenia.

Ci, którzy mimo wszystko na antologię trafią, nie będą żałować. Obcowanie ze światem niesformatowanym, może niezbyt efektownym, ale jednak sugestywnym i przejmującym, jest przyjemnością samą w sobie. Poza tym to, co jest dzisiaj słabością w walce o rozgłos, jutro może okazać się atutem. Madison już otworzyła oczy. Zrób to i Ty, Czytelniku. Rozejrzyj się na boki, zajrzyj w cień. Tam jest ciekawie.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.