Czas pożegnania pisze świeca sznurkiem woskowych łez

Czas pożegnania pisze świeca sznurkiem woskowych łez

Dariusz Sośnicki

Językowa nieporadność Wisławy Szymborskiej wprawia czytelnika „Czarnej piosenki” w osłupienie. Opór budzi przede wszystkim sugestia, że mamy do czynienia z książką noblistki, trochę tylko inną od pozostałych

Jeszcze 2 minuty czytania

Powiem wprost, to nie jest dobra książka. Nie sięgaj po nią, czytelniku, jeśli chcesz zachować w pamięci obraz poetki, która raczej nie popełniała błędów w sztuce. Nie będzie w tym hipokryzji, to nie Wisława Szymborska ułożyła i przekazała wydawcy „Czarną piosenkę”. Z drugiej strony, jeśli masz mocne nerwy, lektura tych wierszy okaże się fascynująca. Skala rozterek artystycznych poetki przerośnie twoje najśmielsze oczekiwania. Językowa nieporadność wprawi cię w osłupienie. Tu i ówdzie obca dykcja zabrzmi tak wyraźnie, że odruchowo zaczniesz szukać cudzysłowu. A pośród tego wszystkiego znajdziesz perełki – pojedyncze strofy, zdania, linijki, których nie mógłby napisać nikt inny. Zobaczysz, jak autorka przechodzi obok nich obojętnie, by znów zniknąć w gąszczu pomyłek i zapożyczeń, i będziesz chciał krzyczeć jak dziecko w teatrze: Nie! Uważaj! Za tobą!

Z przedmowy Joanny Szczęsnej wyłania się kolejny zaskakujący obraz. Oto Wisława Szymborska na łasce ludzi i okoliczności. Wydanie „Czarnej godziny” to tylko ostatnie z serii wydarzeń, na które autorka właściwie nie miała wpływu, choć sygnowane jest jej nazwiskiem. Wcześniej było zebranie i ułożenie w całość jej rozproszonych wierszy z lat 1944–1948, czasem rozproszonych tak skutecznie, że trzeba było je sklejać z kawałków podartego maszynopisu. Zrobił to w 1970 roku Adam Włodek, były już wtedy mąż i opiekun artystyczny poetki, ciągle przyjaciel. Chciał w ten sposób uczcić „za jednym zamachem” dwudziestopięciolecie „sensacyjnego debiutu prasowego” Szymborskiej oraz zawartej przy tej okazji znajomości. Joanna Szczęsna nie pisze, czy debiut faktycznie wzbudził sensację w środowisku literackim, bez wątpienia jednak sensacyjne były jego kulisy. Panowie redaktorzy, w tym Adam Włodek, litując się nad nieznaną sobie młodą autorką, której wiersze wydały im się po prostu słabe, postanowili choć jeden z nich przysposobić do druku. Ich metoda była na wskroś nowoczesna, wycinali z wiersza co lepsze kawałki, a potem łączyli je według własnego uznania w nową całość. Na koniec nadali dziełu tytuł: „Szukam słowa”. Ten tytuł wygląda na kiepski dowcip i demaskuje obu panów. Nie byli nadwiślańskim wariantem Ezry Pounda, który wprowadza w tajniki radykalnego montażu autora „Ziemi jałowej”, ich postępek należałoby rozpatrywać raczej w kategoriach nadużycia władzy.

Wisława Szymborska, „Czarna piosenka”.
Znak, 96 stron, w księgarniach od października 2014
Ale może dobrze się stało, Wisława Szymborska będzie robiła kolaże tylko po godzinach, zresztą znakomite. Jej wiersz ominie szerokim łukiem stos pokruszonych obrazów i pójdzie drogą nie od razu swoją, ale w każdym razie inną. Mamy w „Czarnej piosence” przynajmniej dwa utwory peregrynacyjne, „Z autobiografii dnia” i „Wędrówki”, które coś nam na ten temat powiedzą. Oba nietypowe, poetka nie pisała później wierszy wieloczęściowych, a jej bohaterowie mieli zwykle ciekawsze zajęcia niż snucie się po wierszu, jakby czegoś szukali. Ale tutaj naprawdę szukają. Akcja obu zaczyna się rano, kończy zaś po zapadnięciu zmroku, w pierwszym bohaterem jest tytułowy dzień, w drugim jakiś chłopiec. Jaki? „Chłopiec, któremu zaufa słowo wiersza i światło dnia”, pisze poetka w drugiej linijce „Wędrówek”. A zatem poeta in spe, nie trzeba nawet czytać alegorycznie.

„Chłopiec, co szukał prawdy/ niesprzymierzony był z nikim”, jednak pewne decyzje zostały już podjęte, „słowo wiersza i światło dnia” mają się trzymać razem. Ten ukłon w stronę świata widzialnego można traktować jako wotum nieufności wobec zbyt wyzwolonej wyobraźni i nazbyt czystej spekulacji. To charakterystyczne nie tylko dla Szymborskiej, ale dla całej tak zwanej polskiej szkoły poezji, na tym między innymi polegał jej antymodernistyczny gest. Związki tego gestu z dydaktyzmem, także tym o socrealistycznej proweniencji, to osobny temat, nie całkiem pozbawiony sensu, zwłaszcza w wypadku Wisławy Szymborskiej. W końcówce trzeciej części „Z autobiografii dnia” nasz dzień bez właściwości, dzień niezdecydowany, „rozpięty”, jak powiada poetka, między lękiem a nadzieją, „prośbę zapala”: „Historii czekam, czekam Was./ Niechaj mnie wezwie – tego chcę –/ klęska czy chwała”.

Wezwanie przyjdzie już niedługo, w 1949 roku, a poetka odpowie na nie dwiema książkami „Dlatego żyjemy” z 1952 roku i tomem o dwa lata późniejszym, „Pytania zadawane sobie”. Tymczasem jesteśmy w połowie lat 40., socjalistyczne sympatie z jednej strony, uproszczenie środków wyrazu w obliczu wojennej tragedii z drugiej zupełnie wystarczą, by napisać taki wiersz jak „Wyjście z kina” (tutaj czwarta część „Z autobiografii dnia”), który zaczyna się od słów: „Migotały sny na białym płótnie”, kończy zaś deklaracją: „Wracam do was, w prawdziwy świat,/ losu pełny, tłumny i ciemny –/ jednoręki chłopcze pod bramą/ i dziewczyno o oczach daremnych”. Różnica wcale nie jest subtelna. Tam Historia, tutaj los tych, którym dała się ona we znaki. Z pierwszego cytatu wyrasta klęska socrealizmu, z drugiego chwała polskiej poezji drugiej połowy XX wieku.

„Z autobiografii dnia” kończy się kolejną deklaracją, już bliższą temu, co znamy z dojrzałych książek poetki, ale jednak deklaracją, w dodatku trochę zbyt ufną w estetyczną symetrię: „Chcę – nim Wczoraj się stanę – popatrzeć./ Chcę – nim Jutro się stanę – rozeznać”. Jednak jeśli cała ta wycieczka przyniosła naprawdę jakieś odkrycie, to jest ono zapisane dwie linijki wcześniej. „A na niebie bliskie innym słońca”. W tym jest już cała Szymborska ze swoją nagłą i ożywczą zmianą punktu widzenia z ludzkiego na nieludzki, z ziemskiego na nieziemski. Z uniwersalnością, która jakimś cudem uchodzi jej na sucho. Szymborska niezobowiązująca (niby) i piekielnie inteligentna (naprawdę).

Takich fragmentów jest w książce więcej. Trudno je przeoczyć, są jak wyspy na ciągnącym się po horyzont morzu prób, błędów i przymiarek. Weźmy choćby początek „Pocałunku nieznanego żołnierza”:

Tak ukąszony od kuli,
że wszystko ludzkie mi obce
prócz czasu, któremu braknę

To może trzy najlepsze linijki w książce, jeśli nie liczyć utworów, które przetrwały w całości, trafiając do kolejnych tomików autorki. Znów to ludzkie–nieludzkie, znów odwrócenie perspektywy, a w tle dyskretne gry z frazeologią, które wkrótce staną się znakiem firmowym Szymborskiej.

Albo taki dwuwiersz z wiersza „Dedykowane Poezji” (część 3):

Kółko któregoś z dzieci –
ziemi odjęty równik.

Albo początek „Transportu Żydów”, pierwowzoru arcydzielnego „Jeszcze” z tomu „Wołanie do Yeti”:

Na zewnątrz jest świat cały:
dal nasycona lasem,
wzgórza u źródeł pojone

Cała Szymborska, prawda? Ale tylko przez trzy linijki, czwarta już to wrażenie zepsuje, dalej będzie jeszcze gorzej. To „nasycone” i „pojone” „na zewnątrz” wystarczyłoby dojrzałej poetce, by przez kontrast opisać wnętrze wagonu. Tymczasem poetka młoda nie dość, że porzuca zasadę kontrastu, jest dosłowna i patetyczna, to jeszcze maltretuje polszczyznę. Trzem pierwszym linijkom dorówna jedynie refren odmierzający kolejne noce w transporcie:

Zwyczajem pierwszej nocy pociąg
stał długo – wszystkich nie przeczekał.

Czy w takim razie gra warta była świeczki? Czy dobrze się stało, że „nie wydany zbiór”, „przepisany jako cymelia w dwu egzemplarzach przeznaczonych dla Autorki i edytora”, przeobraził się w „Czarną piosenkę”? Prędzej czy później by do tego doszło, nie mam złudzeń. Jedno, co w tak pomyślanym przedsięwzięciu budzi opór, to sugestia, że mamy do czynienia z książką noblistki, trochę inną od pozostałych, ale w gruncie rzeczy podobną. Nic podobnego. „Nie wydany zbiór”, jak sama nazwa wskazuje, jest zbiorem nie wydanym. Żyje między szufladą a legendą. Można o nim mówić, można wyjmować z niego pojedyncze wiersze i umieszczać je w utworach wybranych. Można się zastanawiać, co by było, gdyby wydany został. Ale wydać go nie można. To wbrew logice.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.